fot. Marcin Szymczyk

Goncalo Feio: Powinno być dwóch zwycięzców

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: TVP Sport, Legia.Net

02.05.2025 18:50

(akt. 03.05.2025 02:15)

– Każdy medal (wcześniejsze jako członek sztabu – red.) smakuje wyjątkowo. Piłka nożna to sport drużynowy – mówił po finale Pucharu Polski trener Legii, Goncalo Feio.

– Wcześniej, z Maćkiem Krzymieniem, zdobywaliśmy medale jako analitycy za kadencji Henninga Berga. Potem sięgałem po trofea jako drugi szkoleniowiec Rakowa Częstochowa, a teraz jako pierwszy trener Legii. To sport zespołowy – piłkarze muszą robić swoje na boisku. Poza tym, bez sztabu byśmy nie wygrali. Każdy medal smakuje wyjątkowo.

– Mój spokój dziwił? Może dlatego, że mnie nie znacie. Trener musi robić to, co najlepsze dla drużyny – według mnie, było tym skupienie na zadaniu, a nie na emocjach czy stawce. To złe myślenie. Trzeba było się skoncentrować na tym, co zrobić, by wygrać.

– Muszę docenić niesamowitą drużynę, jaką jest Pogoń. Jesteśmy szczęśliwi, szczecinianie są załamani, ale był to mecz dwóch godnych siebie rywali. Dwie ekipy, które praktykują taki futbol… Był to taki finał, że można powiedzieć, że powinno być dwóch zwycięzców.

– Były różne okresy. W poprzednim roku też mieliśmy świetny moment. W sezonie są rozmaite wyzwania. Wypadnięcie ważnych piłkarzy, zastąpili ich inni, którzy stali się istotni.

– Za nami 51. mecz, ostatecznie zagramy ich 55. Taki sezon ma góry i doły. Myślę, że nasza drużyna w różnych momentach miała piłkarzy, którzy wzięli za nią odpowiedzialność. Mimo że nasza sytuacja w lidze będzie niezadowalająca, bo chcieliśmy mistrzostwa, to rozgrywki się nie skończyły i możemy jeszcze coś ugrać.

– Kiedy rozmowy o przyszłości? Nie wiem, to nie jest pytanie do mnie. Jeszcze nie umówiliśmy się na spotkanie. Dziś są rzeczy ważniejsze – niech cieszy się Warszawa, szatnia, piłkarze, ich rodziny. Był to sezon, który kosztował nas sporo zdrowia. Musieliśmy zarządzić trudnymi momentami. Drużyna zawsze się obroniła i będzie to robić dalej.

WYPOWIEDZI TRENERA NA KONFERENCJI:

– W pierwszej kolejności – myślę, że nie byłoby w porządku, gdybym nie docenił klasy rywala. Chciałbym zacząć od tego konferencję. Mówiłem w czwartek, że finały mają to do siebie, że jedni się bardzo cieszą, drudzy wychodzą ze stadionu z bólem. Są też finały, w których dwie drużyny mogą czuć się zwycięzcami, bo pokazują dobry futbol, przekazują wartości sportowe, czyli walkę do końca, zaangażowanie, piłkę proaktywną. Pogoń tak grała. Szacunek dla pracy, sztabu, zawodników. To byli godni siebie przeciwnicy.

– Po drugie, gratulacje dla naszej drużyny. To dużo znaczy, to coś innego dla poszczególnych osób – dla niektórych to pierwsze trofeum, dla innych kolejne, dla klubu to zapewnienie przyszłości.

Po chwili na konferencję wparowała stołeczna drużyna, która zaczęła oblewać trenera szampanem i wspólnie śpiewać "Gonzo on fire".

– Nigdy nie ukrywałem, że Legia to dla mnie szczególne miejsce. To miejsce, które przyjęło mnie w Polsce, nauczyło języka, kultury, wygrywania, historii kraju. To ogromne wyróżnienie być trenerem stołecznego klubu. Co dalej? Do dziś nie chciałem niczego wiedzieć z zewnątrz, z innych klubów – zablokowałem jakiekolwiek rozmowy na ten temat, obiecałem to też Michałowi Żewłakowowi.

– Nie było rozmów z Legią o przyszłości – zobaczymy, czy nadejdą, czy nie. Na pewno będę robił to, co do tej pory. Skupiamy się na tym, by maksymalnie wykorzystywać każdy dzień.

– Każdą decyzję będę podejmował dla dobra Legii, nie tylko tu i teraz, ale też w przyszłości. Będę to robił niezależnie od tego, jak długo tu będę.

– W życiu nigdy nie mów nigdy. Żyjemy z piłki nożnej, musimy dożyć. Chciałbym, by Legia była moim ostatnim klubem w Polsce. Czy do pożegnania dojdzie za chwilę, czy za jakiś czas? To nie do końca pytanie do mnie. Trudno mi na nie odpowiedzieć, oprócz tego, że bycie szkoleniowcem tego klubu jest dla mnie ogromnym wyróżnieniem.

– Zostając w Legii, chcę być mistrzem Polski. By nim być, wiele rzeczy musi grać, również te, które nie funkcjonowały w tym sezonie i zostałem przez to obarczony winą. By tu zostać, wiele rzeczy musi się zgadzać.

– Chciałem zostać mistrzem Polski już w tym sezonie, ale okazało się, że projekt – po trzech latach bez tytułu – potrzebuje trochę więcej czasu, by przywrócić tytuł. Nie ukrywam, że to moje największe wyzwanie jako trenera Legii.

– Wiem, co zrobić, by przywrócić mistrzostwo, ale wiele rzeczy musi się zgadzać, by to zrobić. Pozostaje pytanie, czy będzie na to szansa, czy nie. Uwierzcie mi – nie chodzi o sprawy finansowe. To ostatnia rzecz, na którą patrzę, mnie to zbytnio nie interesuję. Żyję bardzo skromnie, nie potrzebuję nie wiadomo czego. Jestem natomiast wymagający – by doskonale spisywać się na trzech frontach, a nie tylko na dwóch, potrzebne są różne rzeczy. Jeśli one będą, to zobaczymy.

– Szczerze mówiąc, mój przekaz był podobny w przerwie i przed meczem. Kiedy grasz z tak dobrym przeciwnikiem, to spotkanie ma różne momenty. W piątek jako pierwsi strzeliliśmy gola, potem drugiego (nieuznany – red.), później mieliśmy rzut karny, którego nie wykorzystaliśmy. To był nasz fragment, w którym mogliśmy wypracować dwubramkowe prowadzenie, które nie dałoby nam zwycięstwa, ale trochę większy margines na błąd. Potem lepszą chwilę miała Pogoń. Uważam, że jej pierwsza bramka – piękna, po stałym fragmencie, po doskonałym dośrodkowaniu – była jej pierwszą dużą sytuacją. To nie było tak, że wcześniej doszło do nawałnicy ze strony szczecinian.

– By wygrać finał, musisz umieć zarządzać momentami. Gdy rywale mają lepszą chwilę, trzeba mieć konkretne zachowania, jeśli chodzi o trzymanie się planu meczowego, uspokojenie momentu przeciwników. Oprócz tego, w przerwie rozmawialiśmy o tym, że pod koniec pierwszej połowy nie do końca dobrze zamykaliśmy środek pola Pogoni, szczególnie po zmianie ciężaru gry.

– Emanuel Ribeiro i Grzegorz Mokry odpowiadają za stałe fragmenty – mamy zaplanowane rozpoczęcie gry, weszliśmy w pole karne i Ryoya Morishita strzelił na 2:1. Potem Pogoń docisnęła. Uważam, że rola zmian była bardzo duża. Pierwsza? Paweł Wszołek jest po kontuzji, poświęcił się – zmienił go Janek Ziółkowski, a Radovan Pankov został przesunięty na prawą obronę. To pozwoliło nam trochę lepiej kontrolować Kamila Grosickiego, który mocno się rozbujał. Potem na boisku pojawili się Kacper Chodyna i Ilja Szkurin – to pozwoliło nam na przesunięcie Morishity do środka pola, do pierwszej linii pressingu. Dzięki temu wypychaliśmy rywali z naszej połowy, byliśmy bliżej bramki Pogoni. Ostatecznie Mori i Ilja zmontowali gola na 3:1.

– Chciałoby się lepiej zarządzać meczem, nie tracić gola na 2:3, ale to są finały – tym bardziej trzeba docenić zwycięstwo, patrząc na to, jak dobrze grał przeciwnik. Potem zmiany zamknęły mecz – Rafał Augustyniak podniósł intensywność w decydującym momencie, dał nam asekurację ataku. Wahan Biczachczjan? Wiedzieliśmy, że będzie potrafił znaleźć podanie prostopadłe. W końcówce strzeliliśmy czwartego gola. W ostatniej akcji straciliśmy bramkę na 3:4. Z jednej strony szkoda, z drugiej – finały są po to, by wygrywać. W przekroju całego meczu byliśmy lepsi i zasłużenie zwyciężyliśmy.

– Uważam, że piątkowy finał był taki, jaki być powinien – szczególnie w Polsce, gdzie ciągle walczymy, by nasza piłka była wyżej. To była kapitalna reklama futbolu. Pojawiło się trochę perturbacji, ale potem chyba wszyscy kibice weszli na stadion. Na jeden z wcześniejszych finałów nie weszła połowa fanów – nie o to chodzi. W piątek kibice wspierali drużynę, była fenomenalna otoczka.

– Wiem, że dla Pogoni to bardzo trudny dzień. Mogę tylko docenić ich pracę – to, co zrobili, jest godne pochwały.

– Śledziłem inne finały, mam też już cztery takie medale – w różnych rolach. W takich spotkaniach było wszystko – rok temu doszło do dramaturgii w ostatniej akcji. Był też smutny finał w trakcie pandemii, w Lublinie, praktycznie bez kibiców. Pamiętam też finał z Lechem Poznań – razem z Maćkiem Krzymieniem siedzieliśmy na trybunie prasowej i robiliśmy robotę dla trenera Berga jako analitycy. Było chyba 0:1, ale potem odwróciliśmy na 2:1. Na szczęście każdy z tych finałów skończył się happy endem.

– Jestem prostym człowiekiem. Wierzę w ciężką pracę, w myślenie o drużynie. Piłkarz, który ciężko pracuje, chce się rozwijać i być lepszym – prędzej czy później przyjdzie jego moment. Za nami 51. mecz, przed nami jeszcze cztery. Grając tak dużo spotkań, każdy zawodnik będzie miał swój moment. Potem pozostaje kwestia, czy pracowałeś wystarczająco dobrze, by być gotowy na swój moment. Każdy ciężko pracował, by być gotowy.

– Nigdy nie skłamałem, mówiąc, że w mojej drużynie nie ma pierwszej jedenastki i reszty. Każdy trenuje tak samo, dostaje identyczne wsparcie i te same programy pod kątem indywidualizacji pracy, siłowni, taktyki czy odprawy. Tak samo pracujemy z każdym piłkarzem, ponieważ nie wiadomo, co może się wydarzyć – ktoś może wypaść w danej chwili.

– Przede wszystkim, mam szczęście, że pracuję z kapitalną grupą ludźmi. Trochę pocierpieliśmy w niektórych momentach sezonu, ale wierzyliśmy w to, co robimy.

– Ta drużyna umie grać w finałach. Jeśli chodzi o finałowe mecze lub dwumecze, to byliśmy gorsi tylko od Chelsea, ale mimo wszystko godnie pożegnaliśmy się z Ligą Konferencji. To świadczy o tym, że jest mentalność.

– Są różne szkoły komunikacji. Jest sposób bardzo asekuracyjny, by potem nam czegoś nie wypominali itd. Nie patrzę tak na to. Uważam, że żeby cokolwiek osiągnąć, musisz być odważny, marzyć. W żaden sposób nie żałuję, że powiedziałem na początku sezonu, że chcemy walczyć o mistrzostwo i Puchar Polski, bo taka była prawda.  

– Legia nie jest mistrzem Polski od trzech sezonów – to będzie czwarty. Widocznie coś nie działa. Gdybym przychodził do Legii, która wcześniej zdobyła pięć tytułów z rzędu, a ja nie wywalczyłbym tego trofeum, to spakowałbym rzeczy i wrócił do domu – najwyraźniej byłoby coś nie tak ze mną, ale chyba nie mamy takiej sytuacji.

– Jako ambitny człowiek i trener, podjąłem się wyzwania. Ostatecznie nie zostaniemy mistrzami Polski. Nie osiągnęliśmy tego jako drużyna, klub. Trzeba wyciągnąć wnioski – mam je. To dużo szersze spektrum niż szkoleniowiec czy zespół. Oczywiście, nie wybielam się z odpowiedzialności. W najtrudniejszych momentach byłem na konferencjach, w CANAL+, nigdy się nie chowałem.

– Uważam, że nie można jeszcze ocenić sezonu, bo zostały nam cztery mecze w Ekstraklasie. Po pierwsze, przed nami prestiżowe spotkania. Zostało 12 punktów do zdobycia. Może się jeszcze wiele wydarzyć.

– Na tę chwilę było nas stać na fenomenalne spisywanie się w Europie i Pucharze Polski, którego jesteśmy zwycięzcami. Nie będzie to sezon mistrzowski, nad czym wszyscy ubolewamy, ale to nie znaczy, że to sezon do kosza.

– Myślę, że gołym okiem można dostrzec rozwój indywidualny i drużynowy. Proszę was o przeanalizowanie statystyk defensywnych i ofensywnych – myślę, że ponad połowa zespołu ma rekordowe liczby, jeśli chodzi o kariery. To też pokazuje pracę piłkarzy, sztabu i progres.

– Chciałbym, by mój każdy sezon składał się z 55 meczów lub większej liczby – to oznacza, że grasz na wszystkich frontach. Życzę tego tak wielkim klubom, jak Legia.

– Na koniec sezonu będziemy mieć o 20 spotkań więcej niż rywale. To nie jest wymówka, ale to wpływało na kondycję w niektórych spotkaniach – tym bardziej, że nie zawsze była szanowana odległość 72 godzin do następnej rywalizacji ligowej. Różnica 20 meczów to prawie jedna dodatkowa runda.

– Mam swoje oceny, wnioski, bo chcę dobrze dla Legii. By zrozumieć, co złego i dobrego się stało, trzeba nad tym trochę posiedzieć. Czas podsumowań jeszcze przyjdzie – m.in. wy musicie to zrobić.

Polecamy

Komentarze (96)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.

Uwaga!

Teraz komentarze są ukryte, aby poprawić komfort korzystania z serwisu Legia.Net. Kliknij przycisk „Zobacz komentarze”, aby je wyświetlić i dołączyć do dyskusji.