Domyślne zdjęcie Legia.Net

Zwycięstwo. To byłoby coś

Robert Błoński

Źródło: Gazeta Wyborcza

28.08.2002 14:53

(akt. 07.12.2018 12:05)

<b>Czy Legia ma szansę na awans do Ligi Mistrzów?</b> Wywiad z Cezarym Kucharskim
Czy Legia ma szansę na awans do Ligi Mistrzów?
- Bardzo minimalne.
Co musiałoby się stać dziś wieczorem, by Legia odrobiła straty z Camp Nou?
- Nasz awans byłby kolejnym .cudem nad Wisłą". Musielibyśmy zagrać fanta­styczny mecz, a Barcelona katastrofalny. Wykorzystać wszystkie sytuacje, mieć wiele szczęścia, nie popełnić ani jedne­go błędu, nie dać sobie strzelić gola.
Większość piłkarzy Legii myśli raczej o tym, by w ogóle wygrać zHiszpanami.
- Tak. To jest bardziej realny cel. To nie udało się żadnej polskiej drużynie w historii.
Wraca Pan czasem do meczu na Camp Nou?
- Nie ma do czego. Nie zmienimy tam­tego wyniku. Pewnie, że porażka 0: l da­wałaby więcej nadziei. Szansę byłyby byłyby więcej nadziei. Szansę byłyby większe. W ostatnich dziesięciu minu­tach mogliśmy zdobyć gola. Nie ma co gdybać.
Czy występ na Camp Nou coś Panu dał?
- Gdybym rozegrał 20 spotkań na ta­kim stadionie, przy takiej publiczności, o taką stawkę, to pewnie odniósłbym wiele korzyści. Jeden taki mecz, i to w dodatku rozgrywany raz na jakiś czas, to niewiele. Granie na Camp Nou nie by­ło dla mnie jakimś specjalnie wielkim przeżyciem, które zapamiętam na całe życie. Większe znaczenie mają jednak mistrzostwa świata i mecz z USA, z mundialu mam też lepsze wspomnienia. W Katalonii na pewno adrenalina sko­czyła, atmosfera była podniosła, ale ta­kiego dreszczyku emocji jak przed wy­stępem w reprezentacji nie miałem.
Jak Legia ma grać w rewanżu?
- Chcielibyśmy zagrać tak jak w po­przednim roku z Valencią w pierwszej Bundzie Pucharu UEFA. Agresywnie, skutecznie, nie pozwolić rywalom na zbyt długie rozgrywanie piłki, przerywać ich akcje. Potrzebna będzie asekuracja, gra­nie blisko siebie. Jak zawodnik Barcelo­ny minie jednego z nas, natychmiast mu­si być koło niego ktoś inny. Trzeba odjąć napastników od prostopadłych podań...
Jacy na boisku są zawodnicy Barcelo­ny?
- Normalni. Pod każdym względem. Nie widać u nich żadnego gwiazdorstwa, obrońcy nie grają brutalnie, chamsko. Pozytywnie do nas podchodzili, nie by­ło żadnych złośliwości. Umiejętnościami piłkarskimi jeśli nie przewyższają, to na pewno dorównują manierom. Trud­no się gra przeciwko nim. Są bardzo sil­ni fizycznie, duże wrażenie wywarł na mnie Frank de Boer. Niepozorny, ale bar­dzo wysoko skacze, mocno strzela z obu nóg, niemal perfekcyjnie wykonuje sta­łe fragmenty, o czym, niestety, się prze­konaliśmy.
Kto jeszcze wywarł na Panu wrażenie?
- Zdecydowanie największe Saviola. Piłka się go słucha. Z przyjemnością się patrzy, jak prowadzi piłką, ma spory re­pertuar zwodów. Jest bardzo szybki, ma doskonałe przyspieszenie, tylko czyha na prostopadłe zagrania z pomocy, kietny jest także Kluivert, mocny fi­zycznie, twardy. Potrafi przyjąć piłkę z dwoma obrońcami na plecach, odwró­cić się i strzelić. Ale manier gwiazdorskich też u nich nie zauważyłem.
Z pierwszej jedenastki, która wywal­czyła tytuł mistrza Polski, nie ma Kar-wana, Murawskiego i Czereszewskie-go. Wyjechał także Piekarski, w klu­bie nie zatrzymano na eliminacje Ligi Mistrzów Mięciela. Zespól wzmocnił jedynie Dariusz Dudek. Nie ma Pan wrażenia, że w klubie nie zrobiono wszystkiego, by do tej Ligi Mistrzów awansować.
- Nie. To znaczy czuję sportową złość, bo w Lidze Mistrzów znowu nie będzie polskiej drużyny. Ale to tak, jakbym miał żal, że jest bieda. Pewnych rzeczy nie przeskoczymy. Legia to biedny klub z biednego kraju i z takimi potęgami jak Barcelona nie ma szans. Nie ma się co porównywać.
Ale wspomniani zawodnicy odeszli przed losowaniem. Nie było wiadomo, z kim zagra Legia. Nie byłoby głupio, gdyby okazało się, że nie sprostaliście zespołowi z Rosji czy Austrii.
- Legii nie było stać na piłkarzy. Gdy­by zaproponowano im pół miliona do­larów rocznie, to by zostali. A na siłę nie było szans ich zatrzymać, z niewolnika nie ma pracownika. Oni odeszli świa­domie. Czuję pewną gorycz, rozczaro­wanie, ale nie żal. Nie stać nas na rywa­lizowanie z najlepszymi w Europie. Na mecz Barcelony przychodzi 100 tysię­cy ludzi, u nas tylu jest w całej rundzie, a na dodatek uważają, że bilety są za drogie.
Legia zdobyła mistrzostwo Polski i: odeszło od niej kilku podstawowych za­wodników, nie wypłacono premii za tytuł, nie pozyskano kolejnych udzia­łowców, spektakularnych transferów nie było, prawdopodobnie nie będzie awansu do Champions League... Mam wrażenie, że marketingowo fakt, iż do Warszawy wrócił tytuł mistrza Polski, nie został wykorzystany, lecz tylko na­robił kłopotów.
- Rzeczywiście, mistrzostwo Polski oprócz radości i satysfakcji, niewiele nam dało. Czołowi piłkarze odeszli do Ligi Mistrzów raczej nie awansujemy, a pre­mii za tytuł nie wypłacono. Nie wiem, czy to w ogóle jest czyjaś wina, ale mam wrażenie, że ten tytuł nie został w żaden sposób spożytkowany. Ale może wynika to z ekonomicznej sytuacji w całym kra­ju i na świecie? Wszędzie jest kryzys.
Ale i tak nie mamy wrażenia, że ten ty­tuł zmienił coś w klubie na lepsze. Nic się nie zmieniło w porównaniu z tym, co było. A już na pewno nie na lepsze. Po­jawiła się za to nadzieja na przyszłość. Bo może będzie nowy stadion, może wreszcie znajdzie się inwestor.
Najlepszego piłkarza Legii, drużyny mistrza Polski, można kupić za 100 ty­sięcy dolarów. Taką ma Pan klauzulę w kontrakcie. Moim zdaniem ta kwo­ta jest po prostu śmieszna.
- A co ja mam zrobić? W poprzednim sezonie rozmawiałem z prezesem Lesz­kiem Miklasem na temat przedłużenia umowy, zmiany warunków kontraktu. Mieliśmy wrócić do rozmów, ale jest no­wy prezes i nastąpiła cisza. Ale przecież kontrakt, który obowiązuje mnie z Le­gią jeszcze przez dwa lata, to nie jest oczywiście potrzeba tej chwili i natych­miastowych rozmów. Mogę w każdym momencie odejść z klubu za kwotę, po­wiedzmy, symboliczną.
Już się pogodziłem z tym, jak działają prezesi w większości polskich klubów. Interweniują dopiero wtedy, gdy się po­stawi ich pod ścianą, gdy są konkretne oferty. Wtedy nagle przypominają sobie o wszystkim, że są kontrakty, że mają ter­min, kiedy się kończą, że są w nich jakieś klauzule. W Polsce nie ma dalekowzrocz­nej polityki, kluby żyją z dnia na dzień.
Na Zachodzie rozmawia się z piłka­rzem o nowej umowie nie wtedy, gdy skończy się stara, ale przynajmniej rok przed wygaśnięciem. A u nas rzadko kto przedłuża kontrakt, chyba że na niesa­mowitych warunkach. Ale tak jest i ja nic nie zrobię.
Niedawno powiedział Pan: .Nie mogę obiecać kibicom, że w Legii skończę karierę".
- Tak. Mam 30 lat i chciałbym wie­dzieć, co ze mną będzie za trzy-cztery sezony. Jeśli teraz dostałbym ofertę z za­granicy, kontrakt na kilka sezonów i ofer­ta byłaby interesująca od strony sporto­wej, pewnie bym z niej skorzystał. Ja pla­nuję swoją przyszłość z dużym wyprze­dzeniem.
Wiadomo było, że w sierpniu Legia grać będzie co trzy dni. Mam wraże­nie, że choć fizycznie drużyna przygo­towana jest dobrze, na tle innych bra­kuje jej szybkości, dynamiki. Ciężkie treningi w czerwcu i lipcu plus sierp­niowe mecze i podróże nie wyszły zes­połowi na dobre.
- Ja też czuję, że nie jestem w formie, w jakiej byłem na przykład na mistrzo­stwach świata. Mój organizm nie wypo­czął. Miałem po mundialu ledwie pięć dni wolnego. I od razu z okresu starto­wego, wszedłem w przygotowawczy. Te­raz ciągle mi coś dokucza. Abym tak na­prawdę się wyleczył, .musiałbym kilka tygodni odpocząć. A tak doktor mnie ja­koś .składa" i gram w każdym meczu. Odpocznę w grudniu. A na razie wszy­scy szukamy formy. Niemożliwe jest bo­wiem grać co trzy dni. W żadnym spor­cie nie jest możliwe startować w tak krót­kim odstępie czasu. Żaden sportowiec tego nie wytrzyma. W sierpniu w 30 dni rozegraliśmy dziesięć meczów. Fizycz­nie wytrzymałem je dobrze. Gorzej z dy­namiką i szybkością.
Mówił Pan, że szuka formy. W jaki sposób?
- Odnowa biologiczna, odpowiednia dieta, prowadzenie się. Co można zro­bić w trzy dni między meczami? Naj­pierw jest rozruch pomeczowy, potem przedmeczowy... Nie trenujemy zbyt in­tensywnie, bo można by się .zatrzeć". Mnie np. brakuje treningów strzeleckich. Nie miałem ich od dwóch miesięcy. A napastnik jest jak koszykarz. Czy wy­obraża pan sobie, żeby koszykarz przez dwa miesiące nie trenował rzutów? Nie­wykorzystana sytuacja w Barcelonie to efekt braku takich treningów. Miałem ułamek sekundy, to musiało być zacho­wanie automatyczne, wyćwiczone - układasz odpowiednio ciało, nasta­wiasz nogę i trafiasz w bramkę. Ale ta­kie rzeczy powinno się trenować. Ja po­winienem mieć takie zajęcia raz w ty­godniu.
To może niech Pan zostaje po treningu?
- To jest jakiś pomysł i często tak robiłem. Ale teraz nie mam na to energii i sił. Grając co trzy dni, trenując z zes­połem i jeszcze indywidualnie, obawiał­bym się o to, że pozrywam mięśnie.
Z kun się Panu gra lepiej -z Moussą Yahayą czy Stanko Svitlicą?
- Obaj mają wady i zalety, a poziom prezentująmniej więcej taki sam. Moussą więcej biega, absorbuje obrońców, ale nie jest takim egzekutorem jak Stanko. Ten ma dwie sytuacje i strzeli jednego gola. Kto gra, decyduje trener.
Być może do Legii wróci Sylwester Czereszewski.
- Przyda się nam każdy dobry piłkarz. Chciałbym, aby Sylwek był w formie z wiosny, kiedy strzelał gola za golem. Ważne, aby był zdrowy, bo wzmocni zes­pół i konkurencję w drużynie.
Czy Legię stać na obronę tytułu?
- Chyba tak. Większość fachowców znowu, tak jak w poprzednim sezonie, stawia na Wisłę. Nas to mobilizuje, że to krakowianie są faworytem. Po raz ko­lejny możemy coś pokazać, udowodnić, sprawić niespodziankę. Wisła teoretycz­nie się jeszcze wzmocniła. A my, także teoretycznie, jesteśmy słabsi. Na pewno z Karwanem, Murawskim, Piekarskim i Mięcielem wartość Legii - jako zespo­łu - byłaby większa. To, na co nas stać, okaże się już niedługo.
Na razie Legia nie przegrała 24 kolej­nych meczów w lidze.
- Cieszy mnie to i mobilizuje. Doda­je drużynie wiary we własne umiejętno­ści. Jeszcze przed rokiem - po kilku ko­lejnych porażkach - nieprzychylni nam ludzie żartowali, że jesteśmy najgorszą drużyną w historii tego klubu. Mecze bez porażki cementują zespół. W Legii chce grać chyba każdy polski piłkarz. A my mamy wielką frajdę, że nie dość, iż tu jesteśmy, to jeszcze trafiliśmy do historii klubu.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.