Filip Raczkowski Legia II Warszawa - Wigry Suwałki 1:1 (1:1)
fot. Jan Szurek

Filip Raczkowski o Legii II, młodzieżowcach i UEFA Youth League

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

24.12.2024 09:00

(akt. 24.12.2024 00:54)

Legia II zakończyła pierwszą część sezonu na 2. miejscu w tabeli III ligi (grupa I) i ma 4 punkty straty do Unii Skierniewice, która zagrała o jedno spotkanie więcej. – Plan na przyszłą rundę to wygrywać każdy kolejny mecz – zawsze to powtarzam, nie zmienię podejścia. Jeżeli nam się to uda, to cel może być tylko jeden – mówił w rozmowie z Legia.Net trener stołecznych rezerw, 33-letni Filip Raczkowski.

Zacznijmy od dwumeczu z FC Midtjylland w 3. rundzie UEFA Youth League. Przegraliście 0:2 u siebie i aż 0:7 na wyjeździe. Co się stało w Danii?

– Cóż… To z jednej strony absolutnie haniebny wynik dla nas wszystkich, ale to także bardzo wartościowa lekcja, bolesna, lecz wyjątkowo cenna. Dyrektor Akademii bezpośrednio po meczu powiedział, że ciężar odpowiedzialności za tę klęskę bierze na swoje barki i obiecuje, że taki wynik już się więcej nie powtórzy… My musimy teraz dokonać bardzo szczegółowej analizy i wyciągnąć wnioski, które zaowocują w kolejnej edycji UYL. Nie funkcjonowaliśmy w młodzieżowej Lidze Mistrzów od 7 lat, a nasi przeciwnicy grają w niej w miarę regularnie, 2 lata temu odpadli dopiero w 1/8. O ile mecze II rundy z FC Pafos zakończyły się korzystnymi wynikami, choć nie był to wbrew pozorom łatwy przeciwnik, to spotkania z Duńczykami pokazały, że jest pewna przestrzeń do rozwoju. Tak naprawdę to były dla naszych zawodników pierwsze międzynarodowe mecze o stawkę.

Nie będę ukrywał, że jakość FC Midtjylland była bardzo wysoka zarówno w działaniach zespołowych, jak i w indywidualnym potencjale. To jedna z najlepszych, o ile nie najlepsza Akademia w Skandynawii, mająca duży potencjał ludzki i finansowy. Jestem bardzo ciekawy, co pokażą kolejne rundy, jak daleko zajdą w rywalizacji. To pokaże jak mocna jest to drużyna.

Rezultaty obu spotkań są jednoznaczne i… poszły w świat, ale struktura gry w obydwu meczach, a szczególnie w tym pierwszym, nie wyglądała tak tragicznie. W obu spotkaniach traciliśmy bramki w pierwszych minutach i były to bramki, które nie były efektem dominacji przeciwnika, a raczej odrobiną szczęścia i naszym „gapiostwem”, brakiem doświadczenia i rywalizacji.

Pod koniec pierwszej połowy w LTC wypracowaliśmy trzy 100-procentowe sytuacje, których nie wykorzystaliśmy. Podobnie było w Danii, gdzie przy stanie 0:1 mieliśmy sam na sam, 200-proc. szansę po stałym fragmencie i uderzenie z pola karnego, które obiło słupek po wcześniejszym rykoszecie. Drugi stracony gol, w krótkim odstępie względem pierwszego, spowodował to, że morale spadło.

Ważną rzeczą, której musimy się też uczyć, to konsekwencja w grze w wykonaniu europejskiego, skandynawskiego zespołu, który nie zatrzymał się w żadnym momencie, co pokazuje wynik. Niestety, tak wstydliwym rezultatem kończymy przygodę w młodzieżowej Lidze Mistrzów.

Wynik poszedł w świat, był szeroko komentowany w mediach. Spoglądał pan na to, co się dzieje w internecie? Mieliście już rozmowę w klubie?

– Czy czytałem prasę? Szczerze mówiąc, po części tak, ale nie będę ukrywał, że rezultat pozostawia ślad zarówno u mnie, jak i u zawodników, ale to już historia, którą nie można żyć zbyt długo. Dyrektor na to nie pozwala, mówi że musimy wspólnie w całej Akademii „odrobić lekcje” i kolejny egzamin zdać razem zdecydowanie lepiej. Wiem, że zawsze jesteśmy oceniani przez pryzmat wyniku, choć szczególnie w przypadku piłki młodzieżowej, wymagającej specyficznej wiedzy, znajomości uwarunkowań, liczba czynników na niego wpływająca jest duża i zmienna. Dziś analizujemy te mecze na wszystkich możliwych poziomach, zarówno w przygotowaniu, organizacji jak i w aspektach szkoleniowych i to właśnie te ostatnie dają nam największe pole do rozwoju. Duńczycy to zespół o świetnych warunkach fizycznych, bardzo silny i świetnie funkcjonujący w grze w kontakcie, ale grający bardzo fair, duża moc i zero złośliwości, bardzo praktyczny w działaniu. Ale to zespół jednowymiarowy, tylko w tym dość perfekcyjny. My w grze korzystamy z wielu działań, które mają wysoce kreatywny charakter, tylko dziś nie jesteśmy jeszcze w tym tak doskonali, często brakuje skuteczności, wyrachowania w finalizacji i bardzo skutecznej, również fizycznie gry w obronie w kontakcie z przeciwnikiem.

Szczerze mówiąc, ostatnie półrocze – patrząc z perspektywy zespołu i zawodników, którzy występowali w III lidze – było maksimum, jeśli chodzi o nasze możliwości oraz środowisko. Praktycznie cały podstawowy skład opierał się na piłkarzach, z których większość od trwającego sezonu funkcjonuje na 4. poziomie rozgrywkowym w Polsce, czyli najwyższym możliwym w naszej akademii. Gracze, którzy usiedli na ławce lub nie znaleźli się w kadrze na spotkania UYL, są liderami Centralnej Ligi Juniorów U-19.

Staraliśmy się jak najlepiej przygotować przez ostatnie pół roku, ale – jak widać – to na dziś z tak silnym przeciwnikiem było za mało.

Tak bolesny wynik może przełożyć się na coś dobrego pod kątem przyszłości? W 2018 roku Legia U-17 przegrała aż 0:14 z Bayernem Monachium, a we wspomnianym sparingu wystąpili m.in. Maciej Rosołek, Bartłomiej Ciepiela i Łukasz Łakomy, który gra obecnie w Lidze Mistrzów.

– Nie można przejść do porządku dziennego wobec żadnego wyniku – ani meczu przegranego, ani wygranego. Zawsze trzeba dokonać analizy. 0:14 z Bayernem? Nie zagłębiałem się w to, bo patrzę na teraźniejszość, ale wspomniani piłkarze, którzy grają na bardzo wysokim poziomie, to coś, co pokazuje, że można wyciągnąć wnioski i lepiej działać.

Wierzę, że dla moich zawodników to kolejny bodziec do rozwoju, by zobaczyć, ile mają jeszcze pracy do wykonania.

Musimy to bardzo dogłębnie przeanalizować, co zresztą czynimy. Nie możemy też zamazać tego, co do tej pory zrobili zawodnicy, z którymi funkcjonuję od 2,5 roku – najpierw w U-19, teraz w rezerwach. Nie można załamywać się, tylko trzeba dalej się rozwijać.

Przejdźmy do III ligi. Jak rozmawialiśmy latem, to mówił pan, że spodziewa się trudnego początku, i tak też było. Potem – po pierwszych trzech meczach, w których zdobyliście punkt – radziliście sobie dużo lepiej.

– W perspektywie czasu było to korzystne doświadczenie dla zawodników, choć na początku niekorzystne. Przegraliśmy wszystkie sparingi letnie, mierząc się z zespołami z II oraz III ligi, ale wysoko zawiesiliśmy poprzeczkę piłkarzom, co pokazuje, że są w stanie się rozwijać, podejmować wyzwania i spełniać oczekiwania.

Myślę, że gdyby Legia co sezon grała w młodzieżowej Lidze Mistrzów, to byłoby podobnie. Zawodnicy zebrali doświadczenie, którego nie mogli wcześniej zyskać.

Jeśli chodzi o III ligę, to początek okazał się bardzo słaby, ale ważne było duże wsparcie osób decyzyjnych w Akademii i konsekwentnie realizowany plan szkolenia Akademii.

We mnie jest wciąż niesłabnąca ambicja bycia coraz lepszym i skuteczniejszym trenerem, mam mnóstwo wewnętrznej motywacji, a miejsce, w którym jestem, pozwala na bardzo wszechstronny rozwój, zarówno mnie jak i moim podopiecznym. Proszę pamiętać, iż jesteśmy najmłodszym zespołem w III lidze. W wielu meczach na boisku przebywało jednocześnie 4-5 seniorów, a pozostałych 6-7 to byli juniorzy, w tym 1-2 z U-17. Szkolenie to proces, który trwa, dlatego gra choćby na poziomie 3 ligi dla wielu z nich wymaga czasu wraz z upływem którego stają się coraz lepsi.

Za wami dobre miesiące, przyjemnie się was oglądało. Byliście dość powtarzalni, ale w pozytywnym znaczeniu. Graliście wysokim pressingiem, lubiliście posiadać piłkę, mieliście dużo sytuacji i akcji kombinacyjnych na 1 – 2 kontakty.

– Powinienem podziękować za tak miłe słowa, bo – nie ma co ukrywać – one nie zdarzają się zbyt często w opinii publicznej. To duże wyzwanie dla zawodników, którzy słyszą wiele krytycznych słów, nawet po wygranych, ale potrafią się na to uodpornić i funkcjonować. Dlaczego z czasem osiągaliśmy lepsze wyniki? Jak wspomniałem, to kwestia nabrania doświadczenia. Poza tym, musieliśmy i dalej podnosimy pewne wartości szkoleniowe. Początek pokazał, na jakie rzeczy trzeba bardziej zwrócić uwagę. Myślę, że – jako sztab oraz piłkarze – wciąż odrabiamy wspomnianą już lekcję i wyciągamy istotne wnioski, dlatego później rezultaty układały się tak, a nie inaczej.

Sądzę, że jednym z ważniejszych i dość istotnych doświadczeń w tej rundzie był mecz z Unią Skierniewice. Zwycięstwo w tym meczu było swoistą nagrodą dla tych chłopaków, którą sami sobie „wypłacili”. Wygraliśmy bowiem bardzo ważny mecz z zespołem, który chwilę wcześniej pokonał dwóch beniaminków Ekstraklasy – Motor Lublin oraz GKS Katowice – w Pucharze Polski. Osiągnęliśmy korzystny wynik, mimo że przegrywaliśmy 0:1. To też duża umiejętność, by wychodzić z opresji, z trudnych sytuacji – zawodnicy się tego uczą, zbierają doświadczenie. Akademia i mój sztab szkoleniowy w L2 dają bardzo duże możliwości i tworzą dobre środowisko do rozwoju zarówno drużyny, jak i poszczególnych młodych – i nie tylko – zawodników, a takie mecze to dobre doświadczenie, by stawać się lepszym piłkarzem.

Wasz wyjściowy skład też był dość stabilny, z meczu na mecz nie dochodziło do zaskoczeń. W bramce stał Jakub Zieliński lub Marcel Mendes-Dudziński. Na bokach obrony byli Oliwier Olewiński i Viktor Karolak, na środku defensywy – po kontuzjach Juliena Tadrowskiego i Jana Leszczyńskiego – pojawiali się Adam Mesjasz i…

– Marco Burch, Rafał Boczoń, Bartek Dembek czy Kacper Wnorowski. Pierwszy ma duże doświadczenie, pozostała dwójka to młodzi zawodnicy, którzy wchodzą do zespołu. Nie chcę powiedzieć, że skład był przewidywalny, ale w Akademii otrzymałem możliwość realizacji konkretnej, ale spójnej ze strategią klubu polityki funkcjonowania rezerw. Znacznie odmłodziliśmy drużynę nie tylko w formacji obrony, by podnieść wymagania młodym chłopakom i dać większą szansę rozwoju przy kliku starszych doświadczonych piłkarzach spełniających jednocześnie rolę boiskowych tutorów.

Dobrze wyglądał środek pola, który na ogół składał się z Mateusza Możdżenia, Pascala Mozie i – do momentu kontuzji – Jakuba Adkonisa. Mieszanka doświadczenia z młodością miała miejsce praktycznie w każdej formacji i zdała test.

– Taki był też mój plan, po konsultacji z dyrektorem, że tak powinien funkcjonować zespół w obecnym sezonie. Musimy pamiętać o tym, że oprócz oczekiwań wynikowych rezerw, chodzi także o przygotowanie zawodników do pierwszej drużyny.

Taki był plan, by w każdej formacji obsadzić się minimum jednym, jeżeli będzie potrzeba, to większą liczbą doświadczonych piłkarzy. Reszta to zawodnicy, którzy mają wysoką perspektywę progresu, ale nikłe doświadczenie. W mojej opinii, taka droga może pozwolić na to, że 16-latek, rozgrywając X meczów w III lidze – bo teraz jesteśmy na tym poziomie i korzystamy z tych możliwości – zostanie jak najlepiej przygotowany do tego, by zafunkcjonował w procesie treningowym i meczowym pierwszego zespołu. Oczekiwania wobec rezerw nie są tylko związane z wynikiem.

Kogoś by pan szczególnie wyróżnił za ostatnie miesiące?

– Nie chciałbym tego robić w przypadku każdego z osobna, bo wielu zawodników podołało wymaganiom, które były przed nimi stawiane, ale pragnę wyróżnić najstarszych piłkarzy. Realizowali plan klubu, będąc ogromnym wsparciem dla młodzieżowców, zarówno pod kątem kluczowych sytuacji boiskowych – np. bramki z Unią zdobyli doświadczeni gracze – jak i funkcjonowania na co dzień.

Nie ma co ukrywać, że w szatni spotkały się różne pokolenia. Jest pięciu bardzo dojrzałych piłkarzy i kilku, którzy skończyli wiek juniora, ale dalej są młodzieżowcami. Drugą połowę zespołu stanowią juniorzy starsi oraz paru juniorów młodszych, ale bez względu na wiek wszyscy tak samo ciężko pracujemy.

Sporo, jeśli chodzi o młodzieżowcach, mówi się m.in. o Pascalu Mozie i Oliwierze Olewińskim, którzy mają za sobą solidną rundę.

– Nie chcę ich tylko gloryfikować, bo dużo dobrych słów powinno spłynąć na resztę młodych zawodników. Pamiętajmy, że ci sami chłopcy, którzy zostali teraz wymienieni, grali przed chwilą z Midtjylland. Krytyczne głosy mieszają się z pozytywnymi nt. tych samych ludzi. Nie apeluję, ale myślę o tym, że z każdej sytuacji i otrzymanej lekcji, zwłaszcza po porażkach, trzeba zachować względny spokój i wierzyć, że to, co robimy, będzie dobre. Uważam, że na dziś jest dość poprawnie.

Plusem byli też ci, którzy wspomagali was z pierwszego zespołu – choćby Jakub Adkonis, Mateusz Szczepaniak, Jordan Majchrzak czy Jakub Żewłakow. Zejść z "jedynki" nie było wiele, głównie dotyczyły one młodych, a nie starszych zawodników, jak w poprzednich latach, ale taki pomysł się sprawdził.

– Myślę, iż to zasługa relacji pomiędzy dyrektorem Akademii, dyrektorem klubu i I trenerem L1. Ich szkoleniowe ustalenia i zawodowa komunikacja sprawiają, że młodzi zawodnicy pełnoprawnie funkcjonują w procesie treningowym "jedynki", co widać np. po Szczepaniaku, który zaczyna zbierać minuty na najwyższym poziomie. Myślę, że Kuba Adkonis, Janek Leszczyński czy Kuba Żewłakow też mogliby zdobywać takie doświadczenia, ale po drodze przytrafiły im się urazy. Drugim aspektem jest to, że piłkarze wychodzący z Akademii są zdecydowanie lepiej przygotowani zarówno pod względem taktyczno – technicznym jak i motorycznym i mentalnym, choć te dwa ostatnie aspekty z pewnością wymagają wciąż pracy, ale przy młodych piłkarzach nie da się tak sobie przeskoczyć kolejnych etapów szkolenia, trzeba czasu. Dyrektor Śledź jest w Legii już, a może dopiero trzeci sezon – to pewien czas pracy z ludźmi. Głęboko wierzę, że kolejni gracze będą coraz lepsi, gdyż to cel zarówno mój jak i mojego sztabu i wszystkich w Akademii.

W tym wieku zawodnicy muszą się ogrywać. Adkonis, Leszczyński, Żewłakow, Szczepaniak – miałem ogromną przyjemność funkcjonować z nimi w U-16, gdyż trzy sezony temu prowadziłem ten zespół. Potem, wraz ze sztabem, mogłem pracować z nimi w U-19. Teraz, kiedy trenują z pierwszą drużyną i schodzą do rezerw na mecze, znają Akademię, znają sztab, oczekiwania, sposób funkcjonowania. Doświadczając bardzo dobrego procesu i dużej intensywności w "jedynce", są realnym wzmocnieniem "dwójki", a fakt, że niezwykle dokładnie znają założenia, gdyż ćwiczyli w nich przez kilka lat, może im tylko ułatwić życie.

Powtórzę: wspomniana grupa zawodników była realnym wzmocnieniem rezerw i wielokrotnie udowadniała swoją jakość. Nie ma co ukrywać, że to tylko najlepsi mają szansę i trafiają do pierwszego zespołu.

Co może pan powiedzieć o Marco Burchu, który parę razy schodził do rezerw? Niektórzy pewnie pamiętają moment, kiedy stracił piłkę w środku pola, a Wisła II Płock strzeliła gola.

– Taki jest futbol i trochę nasz negatywny narodowy mental, bardziej pamiętamy i wciąż eksponujemy te złe rzeczy. Szczerze mówiąc, oprócz tego błędu, Marco był dla nas bardzo dużym wzmocnieniem w danym okresie. Wiemy, jaka jest jego przeszłość zdrowotna. Poprzez grę w drugim zespole miał się odbudować fizycznie, być przygotowanym. Korzystaliśmy z usług niezwykle dobrego piłkarza, patrząc z perspektywy naszych III-ligowych wymagań. Nie mogę powiedzieć złego słowa na temat Burcha czy żadnego innego zawodnika, bo bym po prostu skłamał.

Był dla nas sporym wsparciem piłkarskim, dawał spokój, gdyż wiadomo, że piłkarz z wyższego poziomu ma inny bagaż doświadczeń, inny poziom umiejętności. Naszym zadaniem, przy wprowadzaniu go do rezerw, okazało się tylko to, by stworzyć takie warunki i możliwości, i tak wytłumaczyć, na czym nam zależy w grze, by był jak najbardziej przydatny.

Zdarzył mu się błąd z Wisłą II Płock, ale – w cudzysłowie – oczekuję od zespołu pewnych rzeczy, które w wielu momentach mogą się wydawać i są ryzykowne, czego przykładem jest wspomniana strata bramki. Przy sposobie grania, który charakteryzował nasz zespół, trzeba także pamiętać o tym, że straciliśmy jednego takiego gola, lecz strzeliliśmy 38 – to drugi wynik w całej lidze.

Spodziewa się pan, że np. Mozie, Olewiński czy Adkonis pograją wiosną w pierwszym zespole?

– Wierzę, że każdy młody zawodnik może grać w "jedynce". Gdybym stracił wiarę w któregoś z nich, to logiczne byłoby to, że wtedy powinniśmy wybierać kolejnego młodego, który wskoczy w to miejsce i będzie łapał minuty. Jaki jest sens ogrywać chłopaka, którego nie widzimy w perspektywie czasu w pierwszej drużynie?

Nie zamykałbym się wobec tej grupy, tylko otworzył w kwestii tego, że każdy młody piłkarz, będący w rezerwach, ma zaufanie i wiarę z mojej strony, że może rozwinąć się do tego poziomu, by być przydatny w którymś momencie w "jedynce" – oczywiście w perspektywie czasu.

Wcześniej raczej nie było tak młodych zawodników na tym poziomie. Oni potrzebują trochę czasu, by przygotować się do wyższych wymagań. 7, a czasami 8 pozycji jest obsadzonych od 1. minuty w rezerwach przez graczy z wieku juniora. Jest szansa zafunkcjonowania na wyższym szczeblu seniorskim.

Powtórzę: wprowadzając młodego zawodnika do zespołu seniorskiego L2 muszę obdarzać ich zaufaniem i  wierzyć w ich umiejętności i w to, że będą mogli grać znacznie lepiej i na zdecydowanie wyższym poziomie. Jeśli zauważę, że komuś zacznie tego brakować, to wtedy – w cudzysłowie – będzie trzeba postawić sprawę męsko, wyjaśnić i przygotowywać kolejnego zawodnika.

Będziecie chcieli kogoś przygotowywać w przyszłej rundzie? Trzeba brać też pod uwagę to, że ktoś z młodych może pojechać z pierwszym zespołem na obóz.

– Przygotowaliśmy plan, by kolejni zawodnicy z U-19 mogli zafunkcjonować w drugim zespole. Chodzi też o to, by ci, którzy byli w rezerwach, ale jesienią nie mieli tylu minut co Olewiński czy Mozie, grali więcej. Na realizację założeń trzeba chwilę poczekać. Obóz pierwszego zespołu jest w styczniu – wtedy będzie można zobaczyć, kto na niego pojechał, a kto z zespołu juniorów starszych zacznie pracować w "dwójce".

Co jest do poprawy w kwestii kolejnej rundy?

– Szczerze mówiąc, wiele rzeczy. Myślę, że to chyba największa nadzieja na rozwój zawodników – jeśli była to dla nas dobra runda, to nie zadowalamy się nią, bo chcemy być jeszcze lepsi.

Należy szlifować każdy obszar, ale gdybym miał zwrócić szczególną uwagę na konkretny aspekt, to pewnie stały fragment. Nasz zespół był o wiele słabszy fizycznie od rywali w młodzieżowej Lidze Mistrzów. Podobnie wyglądało to w III lidze, ale nie można oczekiwać, że 16-latek będzie znacznie lepiej zbudowany niż 28- czy 30-letni piłkarz.

Stałe fragmenty to ważna kwestia. Wydaje mi się, że to jedyna przestrzeń, w której – patrząc na statystyki, które przygotowujemy po każdym meczu i rundzie – przegraliśmy. W tym elemencie straciliśmy więcej bramek, niż zdobyliśmy, ale z drugiej strony jeśli w procesie szkolenia mielibyśmy więcej czasu poświęcić na nauczanie zachowań przy stałych fragmentach gry niż na grę właściwą, to z pewnością nie rozwinęlibyśmy młodych zawodników zgodnie z oczekiwaniami. SFG są dla nas ważne, ale nie najważniejsze, gdyby było odwrotnie dyrektor mocno by się złościł.

W porównaniu z początkiem minionej rundy, na pewno znacznie poprawiliśmy obronę własnej bramki – chodzi o umiejętności indywidualne zawodników w zakresie krycia czy blokowania uderzeń, dośrodkowań. To wciąż przestrzeń do rozwoju.

Wykreowaliśmy bardzo dużo sytuacji, ale skuteczność nie była jeszcze na takim poziomie, na jakim byśmy chcieli. Gdybyśmy podszlifowali naszą jakość w polu karnym przeciwnika, to pewnie byśmy mieli zdecydowanie więcej bramek. To, że nasz zespół gra na 1 – 2 kontakty, przyspiesza, zakłada pressing, to pozytywne opinie, ale efektem tego musi być większa liczba strzelanych goli i mniejsza straconych.

Ostatnio kontrakty przedłużyli Oliwier Olewiński, Maciej Saletra i Viktor Karolak. Czy może się coś jeszcze wydarzyć w najbliższym czasie?

– Zdecydowana większość zawodników ma przedłużone umowy, które stają się długoterminowymi. Mają zaufanie z naszej strony, a my pewność, że chcą się z nami rozwijać.

Na dziś sytuacja kontraktowa w drugim zespole jest bardzo dobra. Jest mała szansa, że ktoś nie będzie chciał z nami dalej współpracować. Co ze starszymi? Mają pewne uwarunkowania w umowie, które – w zależności od wyniku sportowego – też mogą być dłuższe.

Planujecie transfery w zimowym oknie czy będą to raczej ruchy wewnętrzne, z U-19?

– Nie ma co ukrywać, że najbardziej wartościowe transfery do rezerw powinny być z akademii, pokazując wiarę w zawodników, których mamy i szkolimy. Nasz zespół jest znacznie odmłodzony. Sprawdziliśmy, że w kadrze "dwójki" wystąpiło 16 juniorów – nie mówię o chłopakach, którzy zagrali 50 minut, tylko kilkaset. Przykładowo, Maciej Saletra, który przedłużył umowę, rozegrał ponad 500 min w III lidze, a resztę uzupełnił w U-19.

Jeżeli jest 16 juniorów, którzy rozegrali dużo minut, to moment, kiedy trafią do pierwszego zespołu, spowoduje, że zwolni się przestrzeń dla kolejnych młodych. Najbardziej istotny jest dla nas transfer wewnętrzny. Jesteśmy też otwarci na ruchy zewnętrze, ale one muszą mieć sens, jeśli chodzi o charakter naszej drużyny. Możemy pokusić się o pozyskanie zawodnika mającego 25 czy 26 lat, który da nam jakość sportową, ale pozostaje pytanie: Czy warto go ściągać? Chodzi o to, czy będzie miał szansę na trafienie do "jedynki".

Starsi piłkarze, którzy są w rezerwach, posiadają taki status, że oprócz jakości sportowej, mają być też dużym wsparciem dla młodzieży. Czy sprowadzenie świetnego, 25-letniego napastnika, który będzie seryjnie strzelał gole, ma aż tak duży sens, jeśli w naszych strukturach mamy utalentowanych piłkarzy? Taki zawodnik będzie raczej patrzył na swoje dobro i własny interes, by się wypromować, a niekoniecznie pomagać młodemu.

Transfer zewnętrzny? Musi być to bardzo dobry, młody piłkarz, reprezentant danego kraju, który podniesie wartość sportową wśród młodzieży. Albo niezwykle doświadczony zawodnik, który będzie też wsparciem w szatni.

Drugi raz wspomniał pan o wsparciu starszych piłkarzy. Czy np. Michał Kucharczyk, Mateusz Możdżeń czy Julien Tadrowski starają się też udzielać wskazówek młodszym zawodnikom po treningach?

– Nie chciałbym opowiadać o roli każdego doświadczonego piłkarza, bo oni są umówieni na pewne rzeczy z dyrektorem akademii. Przykładowo, niektórzy mają wytyczone ścieżki trenerskie. Było tak w przeszłości z Radkiem Pruchnikiem, który grał w III-ligowych rezerwach i przygotowywał się do roli szkoleniowca, a obecnie pracuje w sztabie drugiego zespołu.

Każdy doświadczony gracz, oprócz wsparcia dla młodych, ma też drugą ścieżkę: niektórzy trenerską, inni analityczną itp. Dużym sukcesem jest to, że mamy rozbudowany sztab, w którym każdy szkoleniowiec jest lub staje się specjalistą w swojej dziedzinie.

Starsi zawodnicy są wsparciem dla młodych w szatni, dbają o jej harmonię, nadają ton ćwiczeń pod kątem mentalnym, pokazują jak się zachowywać, jak funkcjonować. Tego oczekuję od nich najbardziej. Oni nie są odpowiedzialni za to, by budować zajęcia, ale stanowią pomoc, tłumaczą rzeczy, których – jako szkoleniowcy – nie zawsze jesteśmy w stanie wytłumaczyć, choćby z dystansu pomiędzy piłkarzem a trenerem. Decyduję o wyglądzie pierwszego składu – jeśli chcę być sprawiedliwy, to nie mogę kogoś faworyzować lub nie. Wspomniane osoby mogą podejść, podpowiedzieć.

Jak wygląda sytuacja zdrowotna w zespole? Niedawno do gry wrócił Szymon Grączewski, ale co z Ramilem Mustafajewem, Michałem Kucharczykiem czy Julienem Tadrowskim?

– Sądzę, że będziemy mogli z nich skorzystać najpóźniej w połowie stycznia. Sytuacja w drugim zespole jest teraz taka, że reszta piłkarzy – oprócz Janka Leszczyńskiego z "jedynki", który zerwał więzadło krzyżowe – ma bardzo duże szanse, by wrócić do rywalizacji. Pewnie nie wszyscy pojawią się na pierwszym treningu w 2025 roku, ale powinno być tak w perspektywie czasu.

Koniec rundy wiąże się z jakimiś urazami. Sztab medyczno-motoryczny pracował, by doprowadzić wszystkich do jak najlepszego stanu i by każdy był dostępny. Sezon trwał, niektórzy funkcjonowali z mniejszymi lub większymi dolegliwościami, a teraz był moment, by jak najlepiej przygotować się do 7 stycznia, kiedy wracamy do klubu. Powtarzam: jest duża szansa, że wszyscy – oprócz Janka – będą gotowi do gry.

Co z Wiktorem Puciłowskim? Jakiś czas temu wyleczył uraz, ale jesienią nie zagrał ani minuty.

– Jest zdrowy, dobrze trenuje, walczy, rywalizuje o skład, czeka na szansę i stara się przekonać sztab do gry, ale jeśli na prawej obronie występuje Olewiński, to wtedy Puciłowskiego nie ma na boisku. Myślę, że to logiczne i naturalne.

Jeżeli mówimy, że pierwsza część sezonu wyglądała dobrze, to dziwne by było, by dany zawodnik, który świetnie się prezentował, nagle stracił miejsce w jedenastce, skoro na nie zasłużył. Styczeń i luty to okres sparingów – wówczas każdy dostanie minuty i będzie mógł się znów pokazać.

Są plany, by zimą ktoś opuścił Legię II na zasadzie półrocznego wypożyczenia?

– Jeżeli pojawiłaby się taka opcja, to musi być ona bardzo sensowa. Jeśli nasz zawodnik miałby pójść na wypożyczenie i rozegrać 20 kilka procent dostępnego czasu meczowego, mimo iż będzie na wyższym poziomie rozgrywkowym, to pytanie, czy to ma sens. Mógłby uzbierać 1000 minut w III lidze, zamiast 300 na wyższym szczeblu. To zawsze kwestia indywidualna, do przemyślenia.

Jeśli chodzi o zawodników, którzy skończyli wiek juniora, to szansa na potencjalne wypożyczenie jest odrobinę większa, ale w przypadku juniorów jest ona mniejsza, gdyż trzeba pamiętać, że nadal są uczniami i przed nimi najważniejszy egzamin, czyli matura. Przebywając w naszej szkole, mamy nad nimi większą kontrolę, niż gdyby wyjechali na wypożyczenie w wieku 17 czy 18 lat – przykładowo, zdaliby maturę, ale odnieśliby uraz i zamknęłaby się przed nimi jakaś ścieżka życiowa. Trzeba pamiętać, z kim mamy do czynienia. Wielu z tych graczy to wciąż „dzieci”.

W ostatnich miesiącach w stołecznej akademii pojawiło się trochę zawodników z różnych krajów. Viktor Karolak urodził się w Szwecji i jest też narodowości polskiej, w rezerwach gra także Samuel Sarudi ze Słowacji, skąd pochodzi również Samuel Kovacik z Legii U-19. Co może pan o nich powiedzieć?

– Obcokrajowcy pojawiają się w Legii – uważam, że to dobra tendencja, na którą można spojrzeć pod różnym kątem. W Midtjylland, z którym niedawno mierzyliśmy się w UYL, wystąpiło sporo Duńczyków, ale nie tylko. Było też wielu zawodników z innego kraju albo dwóch narodowości, jak Viktor Karolak, który urodził się w Szwecji i ma także polski paszport.

Tak wygląda dzisiejsza piłka. Jeśli chcemy dogonić lepszych od siebie, to musimy być też otwarci na transfery zagraniczne, o odpowiedniej jakości. Samuel Sarudi, Samuel Kovacik? Miałem okazję ich doskonale poznać, gdyż rozpoczynali przygodę w Legii od rywalizacji w U-19 w minionym sezonie. Słowakom jest troszkę łatwiej porozumiewać się w naszym języku, ale każdy z tych zawodników jest wysyłany na lekcje polskiego. Chodzi o to, by się dostosowywali, poznali naszą kulturę i by nasi wychowankowie mogli poznać ich kulturę, religię, język. To ważne, dziś piłka nożna na najwyższym poziomie jest międzynarodowa i międzykulturowa. I taka jest też polityka Akademii.

Jeśli Polak wyjeżdża za granicę, to musi dopasować się do miejsca, w którym jest. Takie same oczekiwania mamy w stosunku do graczy, którzy trafiają do Legii. Jeżeli ktoś nie jest w stanie rozwinąć się w tym parametrze, to jest to dla nas informacja w kontekście podjęcia decyzji, czy takiego zawodnika faktycznie chcemy, czy nie. Nie mówię, że to jedyny argument, lecz to pokazuje nam jak zależy piłkarzowi i jak jest otwarty edukacyjnie. Inteligencja jest niezwykle ważna w futbolu, tym bardziej w technologii, w której pracujemy.

Za panem pierwsza runda seniorska w roli pierwszego trenera. Okazała się ona ciekawa, obiecująca, gdyż Legia II jest na 2. miejscu w III lidze z niewielką stratą do lidera.

– Mamy tę możliwość, że rozmawiamy co pół roku. Na początku zebrałem bardzo niekorzystne doświadczenia w U-19, ale drugi sezon był okazały pod kątem wyniku i sposobu gry. Wierzę, że tak samo będzie w rezerwach. Start III ligi okazał się trudny, ale wydaje mi się, że ja, jako trener, przy pomocy mojego sztabu i wsparciu zwierzchników, szybciej wyciągnęliśmy wnioski i zaczęliśmy osiągać lepsze rezultaty. Zawodnicy się rozwijają – mam nadzieję, że też poczyniłem progres w ostatnim półroczu, ale nie do końca mnie to oceniać, bo od tego są moi przełożeni.

Liczę na to, że przeżycia z Midtjylland także zaprocentują. Jeśli w przyszłości będę mógł raz jeszcze zafunkcjonować na takim poziomie, to – tak, jak w poprzednich latach – znowu się rozwinę, miejmy nadzieję, że z korzyścią dla klubu.

Cztery punkty straty do lidera, ale macie jeden mecz zaległy. Plany na przyszłą rundę to awans do II ligi z 1. miejsca czy poprzez udział w barażach o wejście na wyższy poziom?

– Plan na przyszłą rundę to wygrywać każdy kolejny mecz – zawsze to powtarzam, nie zmienię podejścia. Jedno to planowanie i wybieganie w przyszłość, a drugie to realizacja, za którą czuję się bardzo odpowiedzialny. Podchodzę do tygodnia z takim nastawieniem, by niczego nie przegapić, nie stracić. Chciałbym, by tak samo robili zawodnicy. Jeżeli uda nam się zwyciężać co kolejkę, to wtedy wiadomo, że cel może być tylko jeden.

Polecamy

Komentarze (6)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.