News: Jakub Arak: Presja nie pęta mi nóg

Jakub Arak: Presja nie pęta mi nóg

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

02.07.2015 23:00

(akt. 07.12.2018 22:28)

- Kibice w Sosnowcu byli bardzo wymagający. Klub spędził kilka sezonów w drugiej lidze i wszyscy fani byli żądni awansu. Nie ma się co dziwić - taka ekipa zasługuje przynajmniej na grę na zapleczu Ekstraklasy. Porażek i remisów nikt nie tolerował. Dla mnie to była dobra lekcja - wzmocniłem się psychicznie. Można powiedzieć, że był to swego rodzaju test. Jestem jednak szczęśliwy, bo coś takiego nie spętało mi nóg - opowiada Jakub Arak, utalentowany napastnik Legii w rozmowie z Legia.Net.

Poczułeś się po sezonie gwiazdą Zagłębia Sosnowiec?


- (Śmiech). Bez przesady.


Dlaczego? Byłeś najlepszym strzelcem zespołu (17 trafień w II lidze).


- Byłem najlepszym strzelcem i coś w tym jest, że ludzie, którzy interesują się piłką, zapamiętują nazwiska zdobywców bramek. Po meczach ci, którzy nie oglądali danego spotkania, pytają się o to, kto trafił do siatki. Pokonałem bramkarzy rywali 17 razy, ale nie czuję się w Sosnowcu żadną gwiazdą. Nie brakowało innych, kluczowych zawodników, dzięki którym awansowaliśmy do pierwszej ligi


Przed wypożyczeniem stawiałeś sobie jakiś cel? Na przykład, że strzelisz dziesięć goli?


- Nigdy takich celów sobie nie stawiam. Po co zakładać, że strzeli się pięć czy piętnaście goli? W każdym meczu chcę grać jak najlepiej. Takie założenia są głupie, bo mogą wywierać podświadomą presję, przez którą potem zwycięży samolubstwo, a nie będzie się widzieć lepiej ustawionych kolegów. Dla napastnika bramki są ważne, ale najważniejsze jest dobro zespołu. Egoizm na boisku zdecydowanie nie popłaca.


Siedemnaście goli w drugiej lidze cię zadowala?


- Po części jestem zadowolony, bo tylko Łukasz Sekulski ze Stali Stalowa Wola strzelił ode mnie więcej goli w drugiej lidze. Mogłem strzelić więcej goli, ale nie mam do siebie pretensji. Mogłem też mieć na koncie bramkę więcej, ale w jednym ze spotkań arbiter nie uznał mojego trafienia, a jak pokazały powtórki, popełnił błąd. Liczba trafień jest w miarę okazała, szanuję to co mam, ale muszę od siebie wymagać więcej.


Decyzję o wypożyczeniu oceniasz chyba bardzo pozytywnie?


- Zdecydowanie. Kiedy rok temu chciałem odejść na wypożyczenie, zastanawiałem się czy jeździć na testy i szukać może szczęścia na zapleczu Ekstraklasy. Uznałem, że warto robić krok po kroku i wybrałem drugoligowe Zagłębie. Początek był dobry, trener na mnie postawił, odwdzięczyłem się dwoma bramkami i zyskałem zaufanie szkoleniowców oraz zespołu. Na pewno grało mi się od tamtego momentu łatwiej.


Z czego wynikało, że jesienią grałeś na ogół przez 60-70 minut? Rzadko byłeś na placu gry przez całe spotkanie.


- W ataku była spora rywalizacja. Mieliśmy najlepszych napastników w drugiej lidze! Nie mówię nawet o sobie. Piotr Giel przychodząc do Sosnowca miał za sobą świetny sezon w MKS-ie Kluczbork. Z kolei Łukasz Tumicz był największą gwiazdą Zagłębia z poprzednich rozgrywek i wręcz w pojedynkę ciągnął całą ekipę. Trener postawił na mnie, ale oni również zasługiwali na szansę - dobrze wyglądali na treningach. Cieszyłem się z gry w pierwszym składzie, chciałbym biegać po boisku przez 90 minut, ale szanowałem decyzje szkoleniowca.


W Sosnowcu jest dobry klimat do rozwoju?


- Kibice w Sosnowcu byli bardzo wymagający. Klub spędził kilka sezonów w drugiej lidze i wszyscy fani byli żądni awansu. Nie ma się co dziwić - taka ekipa zasługuje przynajmniej na grę na zapleczu Ekstraklasy. Porażek i remisów nikt nie tolerował. Dla mnie to była dobra lekcja - wzmocniłem się psychicznie. Można powiedzieć, że był to swego rodzaju test. Jestem jednak szczęśliwy, bo coś takiego nie spętało mi nóg.


Dobra szkoła przed Legią. Przy Łazienkowskiej nie toleruje się porażek.


- Zdecydowanie tak było. Wypożyczenie do Sosnowca było świetną szkołą przed przyszłością. Jeździliśmy po mniejszych miastach - przykładowo do Niepołomic. Cisza, spokój, małe wymagania od zawodników… Nasi fani byli na każdym wyjeździe i było odwrotnie - albo brawa za wygraną, albo dezaprobata z innego wyniku.


Co najmocniej poprawiłeś przez ostatni rok?


- Trudno wskazać jedną rzecz. Chciałem wzmocnić się fizycznie i to się udało. Jestem typem napastnika, który często ma kontakt z obrońcami, dużo się zastawia i stara się pomagać drużynie w utrzymaniu piłki. Pracowałem również nad wykończeniem akcji, bo w piłce seniorskiej ma się znacznie mniej okazji na zdobycie gola niż w juniorach. Starałem się wiele nauki wyciągnąć od zawodników, którzy mieli za sobą przeszłość w europejskich pucharach czy wyższych ligach.


Obecność kolegów z Legii pomagała?


- Nie można na to patrzeć. Aklimatyzacja w klubie trwa szybko. Wiadomo, że z Przemkiem Mizgałą, Konradem Budkiem czy też jesienią z Miłoszem Kozakiem, było raźniej. Spędzaliśmy razem wieczory, były wspólne tematy i tak dalej. Nie miałem jednak kłopotu ze złapaniem kontaktu z chłopakami, którzy już byli w Sosnowcu. Szybko się zintegrowaliśmy. Na pewno nie było legijnej grupki w szatni.


Jak czujesz się na zgrupowaniu pierwszego zespołu Legii?


- Bardzo dobrze. Z większością zawodników byłem na obozie w Turcji 1,5 roku temu. Znam ludzi i nie czuję się jakbym był na bocznym torze. Często rozmawiamy i cieszę się, że zostałem ponownie dobrze przyjęty.


Chciałbyś zostać na ten sezon w Legi?


- Chciałbym regularnie grać. Pozostanie w Legii jest moim celem, ale zobaczymy jak potoczy się życie. Wszystko zależy od sztabu szkoleniowego. Sam czuję się gotowy do walki o miejsce w składzie.


Wchodzenie z ławki w co drugim czy trzecim meczu byłoby satysfakcjonujące?


- Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jeśli łapałbym się do meczowej „osiemnastki”, zacząłbym walczyć o regularne wejścia. Kiedy dokonałbym tego, próbowałbym przedrzeć się do pierwszego składu. Nigdy się nie poddaję. Nie można nasycić się tym, co się ma. Gdyby tak się działo, to byłby pierwsza kłopotów. Na ten moment chciałbym, by było dla mnie miejsce w kadrze meczowej.


Na razie twoimi rywalami są Nemanja Nikolić oraz Marek Saganowski. Trener Berg wspomniał jednak, że chciałby pozyskać nowego snajpera.


- Nikolić trafił do nas z Węgier i widać, że to klasowy zawodnik. Można się od niego wiele nauczyć. Do tego o miejsce w składzie walczy Marek Saganowski, którego nie trzeba przedstawiać. Nie zapominajmy też o leczącym kontuzję Arkadiuszu Piechu. Wierzę w siebie i chcę walczyć. Tego nauczył mnie też czas w Zagłębiu. Trafiałem tam jako trzeci napastnik. Minął miesiąc - byłem pierwszym wyborem trenera. Nie można się poddawać, choć znam miejsce w szeregu.


Wiem, że to trudne zadanie i nieco niezręczne, ale potrafisz dobrze analizować futbol. Jakim piłkarzem jest Nemanja Nikolić.


- Niezręcznie oceniać kolegę po fachu, ale… to napastnik z wieloma zaletami, stworzony do gry kombinacyjnej na małej przestrzeni. Świetnie potrafi oderwać się od obrońców i nie ma kłopotów z grą między strefami. Moim zdaniem będzie miał po sezonie na koncie wiele bramek, ale też dużą liczbę asyst. Będzie pożyteczny dla zespołu.


Nie boisz się, że trener Berg przesunie cię na stałe na skrzydło niczym Adama Ryczkowskiego? Norweg testował cię na tej pozycji na kilku treningach i w sparingu ze Steauą.


- Nie obawiam się tego, byłoby to kolejne wyzwanie, choć najwięcej mogę dać zespołowi jako wysunięty napastnik. Jeśli będę miał zagrać na skrzydle, to zagram i będę się z tego cieszył.


Na zgrupowaniu prezentujesz niezłą formę. W trakcie treningów strzeleckich często pokonujesz bramkarzy.


- Nie czuję się jeszcze w tak dobrej dyspozycji, jak pod koniec sezonu w Zagłębiu. Miałem dwa tygodnie wakacji - nie były długie, ale z drugiej strony to sporo czasu, jak dla piłkarza. Forma powinna przyjść na połowę lipca.


Można się śmiać, że na 2 lipca jesteś najlepszym strzelcem Legii.


(Śmiech). - Tak, ale to mnie nie zadowala. Wolałbym być najlepszym snajperem stołecznego klubu w czerwcu 2016 roku, po zdobyciu mistrzostwa Polski.


Steaua to był najlepszy rywal, z którym miałeś okazję się zmierzyć?


- Niezły przeskok - z drugiej ligi na mecz z ekipą występującą w Lidze Mistrzów. Na boisku była zupełnie inna kultura gry i znacznie wyższe tempo. Mimo wszystko gra z Rumunami była wielką przyjemnością. Inny poziom w porównaniu z graczami z trzeciego poziomu rozgrywek w Polsce.


Do kiedy chciałbyś mieć jasność na temat swojej przyszłości w kolejnym sezonie?


- Po zakończeniu rundy wiosennej dyrektor Jacek Mazurek poinformował mnie, że jadę na obóz z pierwszym zespołem. Decyzja na temat mojej przyszłości zapadnie pewnie po zgrupowaniu. Będę cierpliwie czekał. Myślę, że po powrocie z Austrii sztab szkoleniowy porozmawia ze mną na temat kolejnych miesięcy. 

Polecamy

Komentarze (18)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.

Uwaga!

Teraz komentarze są ukryte, aby poprawić komfort korzystania z serwisu Legia.Net. Kliknij przycisk „Zobacz komentarze”, aby je wyświetlić i dołączyć do dyskusji.