Goncalo Feio: Godnie reprezentowaliśmy Legię
12.12.2024 21:30
Czytaj też
– W imieniu drużyny, sztabu i nas wszystkich – chciałbym podziękować kibicom za wsparcie przed, w trakcie i po meczu, co jest niezwykle istotne dla zespołu. Do końca w nas wierzyli. Doceniamy to.
– Po drugie – wiem, że pani Małgosia Brychczy oglądała nasz mecz z domu i cierpiała. W czwartek może nie daliśmy rady, ale godnie reprezentowaliśmy Legię – z poświęceniem, zaangażowaniem. To okazało się niewystarczające, ale to nie była kwestia braku cech wolicjonalnych. Najtrudniej być dumnym po spotkaniu, ale uważam, że powinniśmy tacy być po naszej drodze w Europie. Pan Lucjan na pewno też to docenia.
– W moim odczuciu, mieliśmy mecz pod kontrolą. Gol na 1:0 przyszedł bardzo naturalnie, bo mieliśmy kontry i już wcześniej mogliśmy objąć prowadzenie. Jedyne zagrożenie przeciwnika polegało na strzałach z dystansu, ale – według mnie – to nie były sytuacje.
– Po 1:0, w dużej mierze dzięki naszej organizacji w obronie niskiej czy w pressingu – który wg mnie był naszą najlepszą subfazą gry w czwartkowym spotkaniu – odczucia były takie, że byliśmy bliżej bramki na 2:0 niż przeciwnik na 1:1.
– Niestety, nie chcę powiedzieć, że to zaniedbaliśmy, bo przed każdym meczem przygotowujemy stałe fragmenty ofensywne i defensywne, ale w wyniku rzutu rożnego gości do przerwy było 1:1.
– Według mnie, stały fragment to najprostszy sposób, by wygrać lub ponieść porażkę. Ten element wiele razy pomógł nam zwyciężyć, czasami boleśnie zremisować lub przegrać. Niestety, w czwartek przegraliśmy przez ten aspekt. To odpowiedzialność, którą muszę wziąć jako trener, bo decydujemy ze sztabem, jaka jest metodologia, praca nad tą kwestią.
– Musimy być bardziej odpowiedzialni. Są zadania, które musimy wykonać, a przy stałych fragmentach nie do końca zostały one wykonane.
– Druga odsłona? Zależało nam na tym, byśmy lepiej posiadali piłkę i bardziej przenieśli ciężar gry na połowę przeciwnika niż przed przerwą. Uważam, że długimi fragmentami to się udało. Zmusiliśmy Lugano do trochę bardziej bezpośredniego podejścia. Goście, mając mega szybkich zawodników z przodu, mogli stworzyć parę kontrataków, ale radziliśmy sobie z tym, poprzez odbudowę i kontrolę przestrzeni za sobą, na tyle dobrze, że przyjezdni byli zmuszeni wpuścić zupełnie inny typ napastnika, jakim jest Przybyłko, by grać bezpośrednio. Momentami mieliśmy nieco problemów ze zbieraniem tzw. drugiej piłki, bo przy pierwszej nasi stoperzy go zdominowali.
– Z punktu widzenia kontroli meczu z piłką, lepiej było w drugiej połowie. Spotkanie mogło się potoczyć w dwie strony. Stały fragment, o którym już wszystko opowiedziałem – najprostszy i najbardziej bolesny sposób, by oddać punkty. Niestety, nie wybroniliśmy tego. Musimy wypracować trochę lepszy plan na końcowe minuty, z bardziej bezpośrednim podejściem, kiedy musimy odrobić wynik. Oczywiście, przy stracie jednego zawodnika, też nie było łatwo.
– Niestety, mecz zakończył się bolesną, pierwszą porażką w Europie, straciliśmy pierwsze gole w fazie ligowej Ligi Konferencji. Jeśli jesteśmy załamani, że na tę chwilę jesteśmy na 3. miejscu w LK, straciliśmy pierwsze gole i pierwszy raz przegraliśmy po 11 meczach w pucharach, to znaczy, że jest nieźle.
– Porażka boli, ale reakcja na coś takiego to tylko praca i przygotowanie, byśmy za tydzień przypieczętowali bezpośredni awans do 1/8 finału i uniknęli 1/16 – o to nam chodzi, taki jest cel. Wszystko w naszych nogach, rękach i głowach.
O straconych golach
– Nie kryjemy 1 na 1 przy defensywnych stałych fragmentach. Są różne zadania. Są piłkarze odpowiedzialni za bronienie rozegrania na krótko, za wyblokowanie pewnych rywali i atak na piłkę, wyczyszczenie strefy.
– Jeden z naszych piłkarzy w pierwszej strefie, czyli w pierwszej linii naszego ustawienia, został zablokowany. Nie wiem, czy to przepis martwy, czy nie, ale w Ekstraklasie też straciliśmy taką bramkę. Teoretycznie wybloki są niedozwolone. Ruch przeciwnika spowodował, że pierwszy zawodnik w naszej pierwszej linii nie mógł atakować piłki i bezpośrednio za nim pojawił się rywal. Nasza reakcja musi być zupełnie inna. Musimy wejść przeciwnikom w tor biegu, by nie dać się wyprzedzić. Daliśmy się wyprzedzić, straciliśmy kluczową pozycję między bramką a rywalem – gdybyśmy ją mieli, to byśmy spokojnie wybili piłkę, bo piłkarz, który strzelił nam gola, nie jest wysoki i zbyt groźny w powietrzu. To był ewidentnie błąd pozycyjny i reakcja.
– Druga stracona bramka? Szczerze mówiąc, nie widziałem jej do końca szczegółowo. Na pewno doszło do sytuacji, w której piłkarz, który nie dotknął piłki, według nas – po ocenie na ławce – miał bezpośredni wpływ na zachowanie bramkarza czy innych zawodników i mógł być na spalonym. Walczyliśmy ze sztabem, by zostało to obejrzane. Ostatecznie sprawdzono to negatywnie dla nas i pozytywnie dla przeciwnika. Trudno powiedzieć, co dalej. Przegraliśmy tzw. pierwszą i drugą piłkę. Może być to spowodowane otwarciem przestrzeni w strefie, reakcją na tzw. drugą piłkę i wyblokowanie piłkarzy za sobą. Nie chcę powiedzieć za dużo, bo jeszcze tego nie analizowałem. Sporo działo się po meczu, jeśli chodzi o pracę z drużyną, inne wywiady. Na pewno zrobimy wszystko, by to poprawić.
O żółtych kartkach dla Pankova
– Szczerze mówiąc, nie widziałem, co tam się działo. Myślę, że to była frustracja z szeregu decyzji. Muszę powiedzieć, że ona udzieliła się paru piłkarzom, ewidentnie to poczuli z boiska. Rozmawialiśmy o tym w szatni. Ja, jako pierwszy, muszę być przykładem. Niezależnie od tego, czy zostały popełnione błędy, czy nie, boleśnie się tego nauczyłem. Wiele razy coś powiedziałem, a potem dostawałem za to karę, byłem krytykowany i w niczym mi to nie pomagało. Jestem inteligentnym człowiekiem i nie chcę iść w tę stronę.
– Rozmawialiśmy w szatni o tym, że będziemy skupiać się na tym, na co mamy wpływ. Chodzi o poprawę elementów gry, po czwartkowym spotkaniu są to m.in. defensywne stałe fragmenty.
– Jak wspomniałem – to była kwestia frustracji. Zazwyczaj po reakcji piłkarzy doskonale widać, kiedy są podejmowane dobre lub złe decyzje, bo są ludźmi.
O jedynym zespole bez straty gola w europejskich pucharach (do meczu z Lugano)
– Najbardziej chcieliśmy wygrać. Gdybyśmy w czwartek nie stracili bramki, to mielibyśmy trzy punkty. To coś niezwykle trudnego, by dojść do 5. kolejki fazy ligowej pucharów i być jedyną drużyną w Europie bez straty gola. To wielka rzecz, duży szacunek dla mojego zespołu – od bramkarzy, po obrońców, pomocników i napastników – i sztabu za przygotowanie piłkarzy do każdego kolejnego spotkania. Pragnęliśmy to kontynuować, napisać dalszą historię. Nie udało się.
– W sporcie, jak i w życiu, droga często nie jest usłana różami, tylko pojawiają się bolesne momenty, rzeczy, których byśmy chcieli uniknąć. Teraz najważniejsze jest to, by na to reagować. Jeśli znowu będziemy mieli serię czterech meczów w Lidze Konferencji, to znaczy, że najprawdopodobniej zajdziemy daleko. Tylko tyle nam pozostało – zrozumieć, czemu straciliśmy gole, poprawić elementy, nie tracić wiary. Droga jest jasna i doprowadziła nas do tego, że w XXI wieku jesteśmy drużyną Legii, grającą w Europie i łączącą trzy rozgrywki z najlepsza średnią punktową na spotkanie. Ciężka praca, zaangażowanie, rozwój – walczymy dalej.
O Goncalvesie
– Claude to piłkarz nr 6, który najczęściej występował na dwie "szóstki". To nie jest zawodnik pozycyjny. W obecnym systemie nie odbieramy go jako tzw. "pozycyjną szóstkę" – jaką mogą być Oyedele, Augustyniak, Celhaka, w czwartek nawet Barcia – tylko "ósemkę" grającą od pola karnego do pola karnego.
– W momencie, gdy Claude występował na "szóstce", m.in. podczas okresu przygotowawczego, należy pamiętać, że piłka nożna nie jest sportem indywidualnym, tylko drużynowym. Często twój poziom jest bardzo zależny od tego, co masz wokół siebie. Rolę drugiej "szóstki", przechodzącej do ofensywy, miał Juergen Elitim, którego potem nieszczęśliwe straciliśmy. To miało duży wpływ na drużynę, m.in. na Claude’a, który najbliżej współpracował z Elitimem.
– Musimy rozumieć, co to jest "szóstka" i jaka jest jej rola w różnych momentach. Na tę chwilę – to zależy od momentu meczu, fazy gry – występujemy często na jedną pozycyjną szóstkę. W czwartek był nim Celhaka, który wykonał kawał pracy, a ok. 60. min jego intensywność spadła, w różnych parametrach. Daliśmy świeżego Barcię, który jest stoperem, ale ma jakość piłkarską, by poradzić sobie na tej pozycji.
– Możecie sobie przypomnieć mecz z Caernarfon czy ostatnie spotkanie w Lubinie. Claude ma wejście z kontry, pojawia się w strefie finalizacji i kończy strzałem z lewej nogi. To piłkarz intensywny, który może grać od jednego do drugiego pola karnego i nie chcemy mu tego zabierać. Chcemy, by wszedł w strefę finalizacji i pokazał, jakie ma uderzenie. W tej chwili pozycjonujemy go trochę wyżej.
– Należy pamiętać, że straciliśmy Kapustkę, który nie zagra w Szwecji, bo otrzymał trzecią żółtą kartkę w tych rozgrywkach. To dla nas kolejne wyzwanie, ale po to jesteśmy drużyną, by poradzić sobie z różnymi rzeczami, nie robić wymówek – tak, jak do tej pory, mimo że ostatnie półrocze było niefartowne pod kątem kontuzji mechanicznych.
O Barcii
– Jeśli chodzi o stałe fragmenty, to dodał nam wzrostu na bliższym słupku, skąd straciliśmy pierwszego gola, by to się nie powtórzyło. To nie jest tak, że Lugano miało stały fragment za stałym fragmentem. Wręcz przeciwnie, scenariusz gry był wtedy taki, że byliśmy częściej na połowie rywala – poprzez pressing czy operowanie piłki – niż na odwrót.
– Sergio jest stoperem, który ma dobre atuty piłkarskie. Wszedł i parę razy zmienił nam ciężar gry. Chcieliśmy wykorzystać pełną szerokość, gdy Lugano było ustawione w obronie niskiej. Dał nam też balans, mając świeże nogi, jeżeli chodzi o asekurację ofensywną, by goście nie mieli kontr.
Rozmawialiśmy chwilę o tym, jak ma się ustawiać do tzw. drugich piłek. Przyjezdni coraz częściej transportowali dalekie podania na Przybyłkę. Nasi stoperzy byli w stanie go zdominować w powietrzu, ale wejście Sergio wiązało się z lepszą obecnością, świeżą energią, jeśli chodzi o wygrywanie pozycji między pojedynkiem w powietrzu a pomocnikiem przeciwnika, byśmy zbierali tzw. drugie piłki i nie musieli potem biegać 70 m, tylko zostać na połowie przeciwnika.
O najbliższym meczu w Szwecji
– Mamy w sztabie Emanuela Ribeiro, jednego z moich asystentów, który pracował z Luisem Castro. To bardzo szanowany szkoleniowiec w Portugalii, skąd pochodzę, jako nauczyciel wielu trenerów. Jak prowadzili Szachtar, to właściciel klubu powiedział im tylko jedną rzecz: "Grajcie, jak chcecie, ale jak włączę telewizję i czarno-biały obraz, to chcę widzieć, którą drużyną jest Szachtar – poprzez styl, powtarzalność zachowań, charakter i intensywność drużyny". Powiem to samo – nieważne gdzie byśmy nie zagrali, chcemy odnieść zwycięstwo. Jesteśmy gotowi do pressingu, obrony niskiej i średniej – jak z Backą Topolą – wejścia kombinacyjnego, atakowania przestrzeni między liniami, gry z kontry i ataku pozycyjnego. Uważam, że 71 bramek, które zdobyliśmy w tym półroczu, padły ze wszystkich możliwych faz gry. Dla mnie, dla kibiców Legii, powinno być ważne zobaczyć DNA, styl, charakter i powtarzalność w grze drużyny, która wychodzi na boisko. To osiągnęliśmy w ostatnich miesiącach, poprzez pewną stabilizację. Zachowując charakterystyki indywidualne, nawet dokonując zmian w składzie, styl drużyny nie traci, również powtarzalność zachowań. To duże zwycięstwo dla mnie i sztabu. To oznacza, że mamy tożsamość i bazę rzeczy, którą musimy wykonać na każdej pozycji.
– Nie wierzę w to, że wychodzisz na mecz, by myśleć o remisie. Legia wyjdzie, by zwyciężyć. Tak, jak w czwartek z Lugano, przy 1:1 – chcieliśmy wygrać dla kibiców, dla siebie samych, dla rodziny pana Lucjana. Wiem, że pani Małgosia kibicowała nam z domu. Chcieliśmy zdobyć trzy punkty, nie udało się, ale za tydzień będzie takie samo podejście – pragniemy wygrać, zająć jak najwyższe miejsce w tabeli. Czy damy radę? Czas pokaże.
– Graliśmy z liderem ligi szwajcarskiej i zespołem, który ma bardzo dużo jakości, zostawił sporo zdrowia na boisku, by z nami wygrać. Pomeczowa radość Lugano to odpowiedź na to, jak trudno teraz zwyciężyć Legię.
O zmęczeniu
– Poziom zmęczenia drużyny jest żaden. Odpoczywamy, kiedy robota jest zrobiona, a jeszcze nie jest. Nie mamy prawa być zmęczeni. Jesteśmy szczęściarzami, że mamy taką pracę. Każdy z nas – sztab czy piłkarze – wiele poświęcił i pracował, by dotrzeć do takiego klubu, i mieć zaszczyt reprezentowania takiej drużyny. Gra co trzy dni to zaszczyt, który zdarza się wyjątkowym ludziom – tak, jak możliwość walki o tytuły. Charakteryzuje nas jedno zdanie: "Odpoczywamy, kiedy robota jest zrobiona".
O serniku
– Jedyna rzecz, która mnie martwi jako trenera Legii, to taka, że przytyłem – nie wiem, czy to przez nieunormowane godziny posiłku, czy przez to, że w LTC nas tak dobrze karmią. To nie idzie w dobrą stronę, jeżeli chodzi o moją formę fizyczną, co mnie trochę martwi.
– Jeżeli musiałbym wybrać jeden słodycz z polskiej kuchni, to na pewno byłby to sernik. Tak się składa, że w rodzinie mojej narzeczonej, Kamili, jest osoba, Marta, która robi fenomenalny sernik, najlepszy jaki jadłem. Myślę, że znowu będę miał szansę go spróbować.
O plusach i minusach dotychczasowego sezonu
– Jestem zadowolony z tej rundy, że jesteśmy dalej we wszystkich rozgrywkach. Dalej walczymy o zwycięstwo w Pucharze Polski, w Ekstraklasie i wciąż rywalizujemy w Europie. Z punktu widzenia celów wynikowych, idzie to w dobrym kierunku. Oczywiście, na każdym froncie mogło być lepiej, ale żyjemy i walczymy o wszystko. Z tego jestem bardzo zadowolony – tak, jak z innych rzeczy.
– Jestem zadowolony z indywidualnego postępu piłkarzy, czuję wielką dumę z tego, jak rozwinęły się procedury, protokoły pracy w sztabie. Jestem zadowolony z drużyny, którą budujemy, która rozwija się nie tylko piłkarsko, taktycznie, indywidualnie, technicznie – myślę, że rośniemy mentalnie i jesteśmy coraz lepsi w zarządzaniu scenariuszami.
– Jestem umiarkowanie zadowolony z liczby wychowanków, którzy zadebiutowali, może trochę mniej z liczby minut, które wywalczyli na boisku. Mówię wywalczyli, bo muszą to robić – to Legia, tutaj nikt nie może dostać minut za darmo, młody nie może grać tylko dlatego, że jest młody. Chcę im pomóc i zrobię wszystko, by maksymalnie ich wesprzeć, stawiać na nich – będę to robił za każdym razem, gdy będę mógł. To moja misja jako trenera, który też był w akademii.
– Jestem bardzo zadowolony ze współpracy z dyrektorem Śledziem i akademią, jeśli chodzi o komunikację, przejście zawodników, zaplanowanie im ścieżki rozwoju i kariery.
– Jestem mniej zadowolony z liczby straconych bramek, szczególnie w lidze, a także ze sposobu, w jaki czasami zarządzamy meczem. Musimy się rozwijać, bo drużyny mistrzowskie muszą trochę lepiej zarządzać trudnymi momentami.
– Jestem mniej zadowolony z wyników, które mieliśmy z zespołami z TOP 6 Ekstraklasy, w spotkaniach bezpośrednich.
– Jestem mniej zadowolony ze swojego zachowania w niektórych momentach. Uważam, że muszę i chcę być lepszy.
– Myślę, że możemy mieć dużo większą kontrolę, zarówno na boisku, jak i poza nim.
– Czuję zadowolenie z relacji, które panują w klubie, które mam z różnymi działami, pracownikami i ze wsparcia, które od nich otrzymuję. Mógłbym wymienić dużo więcej bardzo konkretnych rzeczy, ale musielibyśmy tu spędzić długie godziny.
O obecności Josue na Legii
– W czwartek, w ciągu dnia spędziłem godzinę z Josue. Zakwaterował się z córeczką w tym samym hotelu co my. Jak mieliśmy trochę przerwy w naszych działaniach, to spotkaliśmy się na dole, w kawiarni.
– Widziałem go szczęśliwego, że może wrócić, spędzić czas z naszymi kibicami, oglądać Legię, która jest w jego sercu. Widziałem, że koledzy z zespołu, którzy byli w danym momencie na dole, zamienili parę słów i myślę, że cieszyli się, że go widzą.
– Cieszyłem się, że powiedział mi jasno, że momentami nie jest łatwo, ale widziałem go zdrowego, silnego psychicznie, szczęśliwego – to dla mnie ważne. Pojawił się na meczu. Niestety, nie mógł cieszyć się ze zwycięstwa – tak, jak my wszyscy.
O niewielkiej liczbie zmian w meczu
– Nie ma co ukrywać, że mieliśmy na ławce zdecydowanie więcej piłkarzy do scenariuszy defensywnych i gry z kontry, niż do ataku pozycyjnego i odrabiania strat. Stąd moje decyzje. Celhaka dawno nie miał tak dużej liczby minut, potem zmęczenie było też widoczne u Chodyny. To był moment, kiedy przegrywaliśmy. Chciałem zwiększyć naszą obecność w polu karnym, więc wpuściłem piłkarza, który charakteryzuje się tym, że jest mocny w strefie finalizacji, przy dośrodkowaniach. Chodzi o Tomasa Pekharta, który w tym sezonie strzelił ważne gole, m.in. na Brondby. Obniżyłem Marca Guala – momentami, przy transporcie do pola karnego, miałbym wtedy dwóch napastników. Dałem Ryoyę Morishitę – z punktu widzenia pojedynków – na prawą stronę, na wiodącą nogę, by mógł dogrywać w "szesnastkę". To jedyne zmiany, które robiłem, bo w tym momencie graliśmy atakiem pozycyjnym – na ławce nie było piłkarzy bardzo mocnych w kwestii tej charakterystyki. Po drugie – ci, którzy byli na boisku, nie obniżyli poziomu intensywności, więc liczyłem, że będą w stanie konstruować akcje, które umożliwią nam odrobienie wyniku.
– Przy innych scenariuszach zdecydowałbym się na inne zmiany. Przy innym wyniku, byliśmy przygotowani na wariant kończenia meczu bardzo wysokim składem, z nawet pięcioma stoperami. Moglibyśmy kończyć spotkanie np. Kapuadim, Jędrzejczykiem, Ziółkowskim, Pankovem i Barcią, by zamykać nasze pole karne i stałe fragmenty. Z punktu widzenia gry od pola karnego do pola karnego, mieliśmy Claude’a Goncalvesa. Mogłem przesunąć Wszołka wyżej, jak i mieć z przodu Alfarelę czy Majchrzaka – to napastnicy do przestrzeni. Mateusz Szczepaniak mógł wejść na bok, też do przestrzeni, ale przy innym scenariuszu.
– Mecz potrzebował innej charakterystyki. Skorzystałem z tej, którą miałem. Taka jest moja ocena. Jako trener musisz ufać ludziom, których masz. To zawód, w którym możesz robić wszystko, ale jeżeli piłkarze nie idą za tobą, nie wierzą w to, co robimy, to nie będziesz miał wyników. Jestem trenerem, który do tej pory – odpukać – ma wynik, tylko ze względu na to, z jakimi piłkarzami pracował. Będę im ufał, wspierał, zrobię wszystko, by byli najlepszą wersją samych siebie. Jestem od nich zależny i chcę, by każdy z nich był szczęśliwy i jak najlepszy podczas współpracy ze mną.
O małej liczbie celnych strzałów
– Większość strzałów Lugano było z bardzo dalekich pozycji i nie miało wielkich szans na bramkę, często były one oddaniem nam piłki.
– Futbol to gra 11 na 11. Często nasze umiejętności są poddawane próbom. Graliśmy z przeciwnikiem, który – szczególnie w pierwszej połowie – atakował nas bardzo agresywnie, zabierał nam sporo przestrzeni. W drugiej odsłonie goście zrobili to w strefie niskiej. Szwajcarzy grali w zdecydowanym kontakcie, maksymalnie zmniejszyli nam czas i przestrzeń do myślenia, podejmowania decyzji, wykonania. To spotkania, w których piłkarze się rozwijają.
– Jest szereg rzeczy, które moglibyśmy robić lepiej. Niektóre są związane z ustawieniem strukturalnym, z możliwością podania do piłkarzy, którzy są pod presją. Inne są związane z podejmowaniem decyzji. Często, mierząc się z takim rywalem, który tak mocno skraca przestrzeń i tak agresywnie gra w kontakcie, musisz szybciej podejmować decyzję. Jak grasz na 2 – 3 kontakty, to masz stratę. Im mniej czasu i miejsca masz do operowania piłki, tym większą jakością techniczną musisz się wykazać.
– Często dostawaliśmy piłkę w pozycji zamkniętej, co umożliwia nam np. grę do tyłu i nie stwarza zagrożenia przeciwnikowi. Jeśli chodzi o koordynację zagrożenia przestrzeni między liniami, za linią, to mogła być lepsza. To elementy, które można rozwijać. Robimy to.
– Dlaczego graliśmy na poziomie 80, a nie 90 proc. jakości podań? To jest Europa, poziom przeciwnika jest wyższy. Rywal, oprócz jakości z piłką, pokazał wysokie tempo i dużą agresję bez futbolówki, która zmniejszała nam czas na podjęcie decyzji. Na tym polegają poziomy piłkarskie, granie w pucharach i rozwój.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.