Pieniądze

Sytuacja finansowa Legii Warszawa po sezonie 2023/24

Redaktor Marcin Żuk

Marcin Żuk

Źródło: Legia.Net

14.05.2025 11:15

(akt. 14.05.2025 11:15)

Najwyższy czas wywiązać się z kronikarskiego obowiązku omówienia sytuacji finansowej Legii Warszawa. Korzyść ze zwłoki jest taka, że mamy w ręku nie tylko sprawozdania finansowe za sezon 2023/24, ale znamy też rzeczywiste wyniki sportowe Legii w sezonie bieżącym.

Analiza z marca 2024 r. zakończyła się tak:

„Podsumowując, zaszła nietypowa sytuacja polegająca na tym, że w krótkim czasie wszystko przy Ł3 „kliknęło”, a na klub spadł deszcz pieniędzy (…). W efekcie ten sezon przyniesie przychody przewyższające 200 mln zł, dodatni wynik finansowy i osobom decyzyjnym w Legii nie pozostaje nic innego, jak mądrze zarządzić tym sukcesem. (…) Co w tej sytuacji robi Legia? Jest bierna poprzestając na dwóch wypożyczeniach. Pion sportowy z jakichś powodów nie chce lub nie potrafi uprawdopodobnić sukcesu, czyli wzmocnić drużyny. Marcin Herra obiecuje zakupy po zakończeniu sezonu, przestrzega przed drogą „na skróty”, a Jacek Zieliński ogłasza, że nie będzie robił transferów „na pokaz”, tzn. pod presją otoczenia. Jednocześnie nie potrafi przekonująco uzasadnić, dlaczego chce wzmocnić zespół latem, a nie natychmiast. W piłce nożnej wyroki zapadają szybko, więc najpóźniej do maja przekonamy się, czy podjęte decyzje były słuszne, czy też w niefrasobliwy, żeby nie napisać kompromitujący sposób zmarnowano historyczną szansę na utrwalenie rozwoju klubu w sytuacji, gdy dzięki odbudowanemu rankingowi puchary na jesieni 2024 r. wydawały się być na wyciągnięcie ręki.” 

No cóż, Legia nie wykorzystała szansy. Mimo „deszczu pieniędzy” za Muciego i Slisza osłabiony jakościowo zespół prezentował się słabo, w konsekwencji zwolniono trenera Kostę Runjaicia, aby pod wodzą Goncalo Feio dość szczęśliwie zająć trzecie miejsce w lidze. Kolejne „momentum” zostało więc zaprzepaszczone, trzeci sezon z rzędu zakończył się przegraną tym boleśniejszą, że mistrzostwo zdobył klub z kilkakrotnie niższymi przychodami. Finanse się jednak zgodziły, co dobitnie pokażą poszczególne wykresy.    

Przychody z działalności podstawowej

Przychody z działalności podstawowej, tj. bez transferów, wyniosły 188,2 mln zł, czyli były najwyższe w erze Dariusza Mioduskiego w roli prezesa Legii Warszawa. Jest to przede wszystkim efekt awansu do europejskich pucharów, będącego źródłem ok. 30% przychodów. Swoje pieniądze dołożyli też kibice, ponieważ przychody ze sprzedaży biletów, karnetów i towarów okazały się najwyższe w historii. 

Poniższa tabela przedstawia dokładną strukturę przychodów w sezonie 2023/24 na tle poprzednich lat (wartości w mln zł).

Przychody z biletów i karnetów

Przychody ze sprzedaży biletów i karnetów wyniosły 39,8 mln zł. W tym kontekście klub zawarł istotną informację w swoim komentarzu. Otóż wpływy z biletów i karnetów wynikające z meczów UEFA wyniosły łącznie 15,4 mln zł, z czego 12,1 mln zł to przychody od „zwykłych” kibiców, a 3,3 mln zł wygenerował segment VIP.

Wynika z tego, że wpływy z meczów krajowych wyniosły 24,4 mln zł, co oznacza wzrost w stosunku do roku poprzedniego o 5,3 mln zł (3,5 mln zł – kibice „zwykli” i 1,8 mln zł – VIP-y). Frekwencja na Legii zaczęła rosnąć w drugiej połowie sezonu 2022/23 i utrzymuje się do tej pory, co biorąc pod uwagę poziom i wynik wielu meczów domowych Legii (w ostatnich dwóch sezonach zespół wygrywa zaledwie w co drugim spotkaniu u siebie) przeczy powtarzanemu przez lata twierdzeniu, że ludzie podążają za sukcesami. Jak widać, nie jest to warunek konieczny, żeby stadion się zapełniał.  

Według raportu „Finansowa Ekstraklasa” firmy Grant Thornton (dalej również GT) za sezon 2023/24 Legia ze swoją średnią frekwencją na poziomie 24 716 osób i mniejszym stadionem uplasowała się tuż pod Lechem Poznań (24 852). We wcześniejszym sezonie 2022/23 średnia wyniosła 21 259 osób i była nawet najwyższa w lidze (w Poznaniu 20 737 osób). Oddajmy klubowi, że nie pozostawał bierny w tym dziele. To przecież Marcin Herra jako pierwszy wystąpił z hasłem regularnego przekraczania ilości 20 000 kibiców na meczu. Bez pracy ludzi zatrudnionych w działach komercyjnych klubu, parku przy stadionie, pokazów świetlnych, frekwencja nie byłaby tak wysoka i tak odporna na dostarczany kontent boiskowy. Zła wiadomość od Herry z wtorku: - „Zbliżamy się do sufitu, jeśli chodzi o dochody z dnia meczowego. Już nie myślimy zwiększeniu tych przychodów, ale o utrzymaniu tego poziomu, jakości”.

Przychody reklamowe

Przychody ze sponsoringu w ostatnich trzech latach ustabilizowały się na poziomie ok. 35 mln zł. Umowa ze sponsorem głównym, czyli Plus500, wygasa z końcem czerwca 2025 r., z możliwością przedłużenia o kolejny.

Marcin Herra jest konsekwentnie przywoływany przez kibiców w sprawie braku sponsora stadionu. Inne obiekty w Polsce zmieniają swoje nazwy, nawet częstochowski blaszak jest od kilku dni "zondacrypto Areną", a tymczasem nazwa stadionu przy Ł3 od czasów Pepsi Areny za 6 mln zł rocznie w latach 2011-2014 nie została skomercjalizowana do dzisiaj. Jeżeli inne, zdecydowanie mniej sławne, a niektóre nawet dość podle wyglądające obiekty, mają swoich sponsorów, to można być pewnym, że są też chętni na stadion przy Ł3, tyle że Legia wycenia go wyżej, niż rynek i czyni to konsekwentnie od 10 lat. Na pewno ma rację, że się ceni. Pytanie, czy nie ceni się zbyt wysoko, skoro z tego z powodu traci korzyści, które nawet przy połowie przychodów od Pepsi w skali dekady idą już w kilkadziesiąt milionów złotych. - "Nic się nie zmieniło, nie jest dalej ani bliżej, byśmy ogłosili podpisanie takiej umowy” – powiedział we wtorek Herra.

Oprócz stadionu potencjalnym towarem na sprzedaż jest miejsce w nazwie Legia Training Center. Mówił o tym kiedyś Marcin Herra. Klub napisał też w swoim komentarzu, że „równolegle prowadzone są prace nad pozyskaniem partnera głównego dla Legia Parku, co obejmuje także wdrażanie rozwiązań zwiększających atrakcyjność tej przestrzeni dla sponsorów oraz podnoszących jej komercyjny potencjał”.

Przychody reklamowe można więc uznać za segment, w którym istnieją rezerwy, jeśli chodzi o zwiększanie przychodów.

Przychody z praw medialnych

Wykres poniżej unaocznia rolę europejskich pucharów w legijnym budżecie. Prawie 62 mln zł to rekord od sezonu w Lidze Mistrzów. W sezonie 2021/22 było to 60,3 mln zł, na co złożyła się przede wszystkim Liga Europy (wypłata z Ekstraklasy w kontekście 10. miejsca była wtedy stosunkowo niska). W sezonie 2023/24 przygoda w Lidze Konferencji Europy, zakończona w 1/16 finału, wygenerowała przychody od UEFA w wysokości 35,8 mln zł (liczba z raportu GT). Do tego doszło 25,2 mln zł za trzecie miejsce w lidze (liczba z tabeli ogłaszanej przez Ekstraklasa S.A.). Według informacji Legii wpływy z Europy przekroczyły założenia budżetowe o blisko 2 mln euro.

Przychody z najmu  

Przychody z najmu spadły w relacji do sezonu 2022/23. Można podejrzewać, że spadły dlatego, że rok wcześniej obiekty Legii były wynajmowane przez Szachtara Donieck w związku z meczami w europejskich pucharach. Można domniemywać, że bez tego nadzwyczajnego, jednorazowego przychodu regularne przychody w tym obszarze wzrosły. Podział 26,5 mln zł jest następujący:
- przychody z najmu lóż biznesowych: 11,4 mln zł,
- przychody z corporate hospitality (wynajem powierzchni na wydarzenia): 15,1 mln zł.

Sprzedaż towarów
 
Historyczny rekord, nie tylko w erze Mioduskiego, został pobity w segmencie merchandisingu. Przychody ze sprzedaży towarów wyniosły 16,5 mln zł i były realizowane na ok. 50%, wyższej w relacji do poprzednich lat, marży. Wystarczy wejść do sklepu, żeby przekonać się, że w tym obszarze Legia notuje stały postęp, a na przyszłość zapowiada „przearanżowaną odsłonę sklepu stacjonarnego, który stanie się jeszcze bardziej atrakcyjnym miejscem do robienia zakupów”. Celem ma być 10% udział przychodów z tej działalności w całości przychodów klubu. Ciekawa informacja z raportu Grant Thornton: Legia sprzedała w sezonie 2023/24 23 353 szt. koszulek, a drugi w tym zestawieniu Lech 14 520.

Transfery

W przeliczeniu na walutę polską przychody z transferów w sezonie 2023/24 wyniosły łącznie 79 mln zł, na co złożyła się sprzedaż Maika Nawrockiego (5 mln euro), Bartosza Slisza (3,2 mln euro) i Ernesta Muciego (10 mln euro). Wynik księgowy na transferach, w wysokości 58 mln zł, okazał się najwyższy w historii klubu. W efekcie przychody Legii z działalności podstawowej, powiększone o wynik na działalności transferowej, były niewiele niższe, niż w rekordowym roku 2016/17.

Legia w swoim komentarzu dużo miejsca przeznaczyła na namówienie kibiców, żeby do przychodów ze sprzedaży piłkarzy podchodzili bez emocji. Tak można zinterpretować poniższy fragment:

„W praktyce wiele transferów realizowanych jest w systemie ratalnym z odroczonym terminem płatności, co rozkłada wpływy na kilka lat. Dodatkowo transfery wiążą się z koniecznością ponoszenia różnorodnych kosztów transakcyjnych. Należą do nich prowizje dla agentów zawodników, opłaty dla poprzednich klubów wynikające z tzw. mechanizmu solidarnościowego czy umów z klauzulami dotyczącymi dalszego transferu zawodnika, a także opłaty transferowe na rzecz związków piłkarskich, co w efekcie istotnie wpływa na bilans finansowy całej operacji.” W efekcie „opłaty transakcyjne bezpośrednio związane ze sprzedażą zawodników wyniosły w minionym okresie prawie 17% przychodów, a na dzień bilansowy Spółka posiadała należności transferowe z odroczonym terminem płatności na poziomie 23 mln zł”.

Wydatki

W roku 2023/24 wysokim przychodom towarzyszyły rekordowe koszty, które wzrosły już w poprzednich latach z powodu m.in. niekorzystnych zjawisk w otoczeniu gospodarczym (inflacja, wzrost kosztów mediów, presja na wzrost płac), a teraz doszła do tego większa liczba meczów, które Legia musiała zorganizować lub na nie dojechać. Nie znamy wszystkich przyczyn, w każdym razie wydatki w skali roku okazały się najwyższe w historii klubu.

Największym wydatkiem są wynagrodzenia. Według danych zebranych przez Grant Thornton:
- łączna kwota wynagrodzeń w Legii w sezonie 2021/22 wyniosła 86 mln zł (w tym premie dla piłkarzy i sztabu za Ligę Europy), co stanowiło 55% wydatków,
- łączna kwota wynagrodzeń w sezonie 2022/23 wyniosła 78,2 mln zł (53% wydatków, przy braku pucharów),
- łączna kwota wynagrodzeń w sezonie 2023/24 wyniosła 101,5 mln zł (54% wydatków).

Oczywiste jest, że lwią część wynagrodzeń stanowią wypłaty dla pierwszej drużyny.

I teraz najważniejsze: Legia płaci w Polsce najwięcej, a o jej przewadze świadczy poniższy wykres zestawiający wynagrodzenia w Warszawie z wynagrodzeniami pozostałych klubów z ligowej czołówki. Ktoś o mocnych nerwach może na tej podstawie obliczyć, ile kosztuje jeden punkt w lidze zdobywany w Warszawie i na przykład w Białymstoku.

Z ciekawostek dotyczących wydatków:

- z komentarza klubu do sprawozdania finansowego można wnosić, że koszty związane z udziałem w europejskich pucharach wyniosły w sezonie 2023/24 ok. 20 mln zł, a przychody wyniosły ok. 55 mln zł, co wskazuje na efekt finansowy netto startu w pucharach na poziomie ok. 35 mln zł;
- wydatki na zawodników i sztab szkoleniowy pierwszej drużyny były w sezonie 2023/24 wyższe „o blisko 9 mln zł, wliczając premie za sukcesy sportowe oraz wyższe wynagrodzenia zasadnicze”; niestety Legia pisze tak, żeby nie można było wyśledzić, ile dokładnie wynoszą zarobki pierwszej drużyny, ponieważ łączy je z wynagrodzeniami wszystkich pracowników i współpracowników;
- z raportu Grant Thornton wynika, że wydatki Legii na akademię piłkarską wyniosły 15,93 mln zł.

Deficyt

W roku obrotowym 2023/24 niewiele zabrakło, żeby wydatki zostały zrównoważone przez przychody operacyjne:  

Jeśli do przychodów operacyjnych dodamy wynik na działalności transferowej, a do kosztów operacyjnych dodamy koszty finansowe, to w poszczególnych latach otrzymujemy wartości, które pokazują znaczenie wpływów transferowych. W erze prezesa Mioduskiego jeszcze tylko w sezonie 2019/20 Legia osiągnęła dodatnie saldo, bo sprzedała piłkarzy za 20 mln euro. Legia, żeby nie zwiększać długu, potrzebuje dodatniego salda na działalności transferowej nawet jeśli gra w pucharach.

Spadek zadłużenia

Skutkiem powyższego było jeszcze jedno w erze Mioduskiego unikalne zjawisko - zadłużenie zamiast tradycyjnie w ciągu roku wrosnąć spadło! Łączne zobowiązania Legii i LTC z tytułu kredytów, pożyczek i innych instrumentów finansowych na 30.06.2024 r. wyniosły 187,3 mln zł w relacji do 208,3 mln zł na 31.12.2023 r.

Składa się na to:
- 62,8 mln zł zobowiązań wobec właściciela (kwota główna plus skapitalizowane odsetki) – teoretycznie do spłaty 31.12.2024 r.;
- 60,7 mln zł – wykazywane w rezerwach zobowiązanie wynikające z umowy zawartej w 2018 r. z funduszem z Luksemburga (warto zaznaczyć, że według dokumentów Legia dokonała spłaty tego zadłużenia w okresie pomiędzy 30.06.2024 r., a sporządzeniem sprawozdania rocznego, w kwocie 2,5 mln euro);
- 45,6 mln zł – kredyt w Banku Gospodarstwa Krajowego zaciągnięty przez Legia Training Center Sp. z o.o. na budowę ośrodka w Książenicach, ale spłacany z czynszu otrzymywanego od Legii;
- 12,9 mln zł (3 mln euro) pożyczki od osoby prywatnej - do spłaty 31.12.2024 r.;
- 4,8 mln zł z tytułu umowy o cesji wierzytelności przyszłych „z europejskim podmiotem wyspecjalizowanym w finansowaniu transakcji dla klubów piłkarskich” („cesja dotyczy wierzytelności przyszłych z tytułów praw medialnych oraz sponsoringu”);
- 0,5 mln zł – leasingi.

Ogólna struktura zadłużenia na 30.06.2024 r. jest więc następująca:
- 35% tj. 65,5 mln zł – „dotacje luksemburskie” i cesja wierzytelności, czyli instrumenty dłużne zabezpieczone na przyszłych przychodach klubu (głównie właśnie te zobowiązania zostały zmniejszone w ciągu roku finansowego 2023/24);
- 34% tj. 62,8 mln zł – środki pożyczone przez właściciela;
- 24% tj. 45,6 mln zł – zadłużenie wobec BGK;
- 7% tj. 13,4 mln zł – pozostałe.

Relację zadłużenia Legii i LTC do przychodów klubu z działalności podstawowej obrazuje poniższy wykres:

Znakomity rok finansowy, ale sportowo zmarnowany

Podsumowując, w sezonie 2023/24 doszło do kilku unikalnych za rządów Mioduskiego pozytywnych zjawisk finansowych:
- rekordowe od sezonu 2016/17 przychody;
- rekordowy w całej historii Legii wynik transferowy na sprzedaży zawodników;
- rekordowe w historii klubu wpływy od kibiców (z biletów, karnetów i towarów);
- rekordowe przychody z praw medialnych.

Wydatki też co prawda były rekordowe, ale „na koniec dnia” została wypracowana nadwyżka, dzięki której zmniejszono dług. Zysk netto wyniósł ostatecznie 29,4 mln zł. Legia w sprawozdaniu z działalności napisała, że „pozytywny wynik finansowy tego sezonu znacznie poprawił sytuację płynnościową oraz zwiększył możliwości inwestycyjne w utrzymanie i podniesienie jakości pierwszej drużyny na kolejny rok”.

Za finansami nie podążyły niestety wyniki sportowe. Nie było mistrzostwa, ba, z najwyższym trudem zespół zapewnił sobie awans do eliminacji do LKE. W Legii stało się już po prostu regułą, że jak zaczyna iść dobrze, to za każdym razem włącza się swego rodzaju „protokół zniszczenia” - organizacja mnoży błędy, jakby była zaskoczona sukcesem i lepiej czuła się walcząc o przetrwanie, niż o rozwój. Po każdym sukcesie zamiast oczekiwanego przez środowisko przyspieszenia następuje więc hamowanie i w takim cyklu przeżywamy kolejne sezony bez mistrzostwa. A mistrzostwo dla takiego klubu jak Legia stanowi sens istnienia, potwierdza pozycję, a przy okazji gwarantuje pieniądze. Jako mistrz Polski nie da się przecież nie awansować do europejskich pucharów, a można nawet marzyć o Lidze Mistrzów.  

Ten cykl „powstań, padnij” w Legii idealnie obrazuje historia ostatnich kilkunastu miesięcy:  

O tym, że 2023/24 będzie rokiem świetnym pod względem finansowym, wiadomo było już w lutym 2024 r., po sprzedaży Muciego i Slisza, a przed meczami z Molde w pucharach. Niestety, mimo presji kibiców zwracających uwagę na konsekwencje osłabienia zespołu, klub nie zrobił nic. Do dzisiaj nie wiemy, dlaczego. W efekcie w lidze lepsza okazała się Jagiellonia, a nawet Śląsk Wrocław, a zajęcie ostatniego pucharowego miejsca wymagało szczęśliwego zbiegu okoliczności w postaci dwóch strzałów do własnej bramki oddanych przez Bartosza Salamona.

W sezonie 2024/25, na wariackich papierach biorąc pod uwagę przebieg rewanżu z Broendby, udało się do pucharów znowu awansować i o ile w lutym Legia zwlekała, o tyle tym razem rzeczywiście poszła na całość. Według portalu Transfermakt w całym sezonie 2024/25 na zakupy wydała 7 mln euro. Cóż z tego, skoro wydała je źle. Zespół nie stał się mocniejszy, aktualnie zajmuje 5. miejsce w lidze, a szanse na mistrzostwo iluzoryczne stały już we wrześniu. Na koniec doszło do sytuacji, w której finał Pucharu Polski otrzymał miano „meczu o życie”. Podkreślam, że mowa o klubie, w którym przez wszystkie przypadki odmienia się słowa: „wizja”, „strategia” i „proces” i który dwa razy z rzędu awansował do europejskich pucharów. A mimo to przez spóźnione lub błędne decyzje rozgrywany był mecz „o życie”. Taka jest sportowa puenta najlepszego okresu finansowego od lat.

Legia musi zacząć mądrze wydawać

Przychody klubu w większości segmentów rosną, ale przy bardzo wysokich wydatkach, zwłaszcza wynagrodzeniowych, w celu ich zrównoważenia niezbędne jest wystąpienie zdarzeń niepewnych, czyli europejskich pucharów i przychodów transferowych. Gdyby odjąć puchary, to roczne wydatki Legii można z grubsza szacować na co najmniej 175 mln zł, a realne do uzyskania przychody na co najwyżej 145 mln zł, a trzeba jeszcze pokryć koszty finansowe. To pokazuje lukę, jaką co roku Legia musi zapełnić pucharami i/lub transferami.  

Można funkcjonować na kontrolowanym ryzyku, ale trzeba mieć jakościową kadrę, która uprawdopodobni puchary i ma potencjał sprzedażowy. Duet kierujący w ostatnich latach pionem sportowym, czyli Jacek Zieliński i Dariusz Mioduski w roli bezpośredniego, aktywnego nadzorcy, poniósł na tym polu klęskę. Efektem ich decyzji jest bowiem fakt, że Michał Żewłakow przejmuje od nich kadrę, która zarabia zdecydowanie najwięcej w Polsce, a z mistrzostw Polski odpada przed Bożym Narodzeniem.

Żeby podkreślić grozę sytuacji posłużę się kilkoma liczbami z raportu GT sytuującymi Legię w kontekście pozostałych klubów ESA:

Fakt 1: 101,5 mln zł wydatków Legii na wynagrodzenia w roku 2023/24 to więcej, niż wyniosły przychody z działalności podstawowej (bez transferów) każdego z pozostałych klubów Ekstraklasy poza Rakowem. To więcej, niż wyniosły łączne przychody (z transferami) każdego z pozostałych klubów Ekstraklasy poza Rakowem i Lechem.  

Fakt 2: Jeżeli Ekstraklasa chwali się, że wszystkie kluby przekroczyły łącznie w sezonie 2023/24 miliard obrotu (dokładnie 1,16 mld, w tym przychody z transferów), to Legia ma w tej puli udział 23-procentowy, a bez transferów jest to udział 20-procentowy.  

Fakt 3: Spośród wszystkich klubów Ekstraklasy Legia ściąga ze swojego kibica zdecydowanie najwięcej – średnio 88 zł na każdym meczu. Dla porównania Pogoń zarabia 65 zł, Widzew 60 zł, a Lech 55 zł. Przychody z dnia meczowego Legii stanowią aż 28% przychodów z tego tytułu wszystkich klubów Ekstraklasy. W bazach wszystkich klubów ESA zarejestrowanych jest ponad 2,5 mln kibiców, z czego 25% ma Legia (650 tysięcy na tle 322 tysięcy drugiego Lecha).  

W świetle powyższego Legia na tle krajowej konkurencji jest molochem – finansowym, społecznym, marketingowym. Sama o sobie pisze, że jest największą organizacją sportową w kraju. I ten moloch w ciągu ostatnich czterech sezonów ani razu nie był choćby blisko wygrania ligi. W Europie, przy sporym udziale szczęścia w eliminacjach, uzyskaliśmy kilka wartościowych rezultatów, zdobyliśmy teraz Puchar Polski, ale na dystansie w lidze nie dajemy rady mimo przewagi ekonomicznej nad konkurentami. Dlaczego? Każdy ma prawo do polemiki, natomiast moim zdaniem rozwój organizacji sportowej to w większym stopniu, niż gdzie indziej, funkcja poziomu ludzi, którzy podejmują decyzje, ich kompetencji i doświadczenia. W Legii ewidentnie coś na tym polu szwankuje. Żeby być precyzyjnym: szwankuje część sportowa, bo biznes przez ostatnie lata zapracował na zaufanie.

Biznes jest kompetentny i kreatywny na tyle, że można być pewnym, że jeśli część sportowa stanie na wysokości zadania, to ci ludzie to wykorzystają – zrobią „hałas”, ściągną od kibiców i innych sponsorów dużo pieniędzy. W przypadku pionu sportowego nie ma żadnej pewności, że na przykład ekstra budżet na transfery zostanie sensownie wydany. Jest to poważny problem, bo można mówić o synergii, naczyniach połączonych, ale to biznes bardziej zależy od sportu, niż sport od biznesu. To od sportu zależy liczba meczów albo wpływy z praw medialnych.

Tymczasem rzeczywistość jest taka, że klub wydaje sto milionów rocznie na wynagrodzenia, a nie ma w kadrze wartościowego napastnika. Tacy są aktualnie w Lechu, Pogoni, Jagiellonii, Rakowie, a nawet w Cracovii. W klubach, w których płaci się piłkarzom mniej (czasami bez porównania mniej) napastnik jest, a w Legii, która płaci tradycyjnie najwięcej, w ciągu ośmiu ostatnich lat objawił się jeden jedyny Tomas Pekhart. Zachodzi więc podejrzenie, że nie ma takich pieniędzy, których nie byłby w stanie „przepalić” pion sportowy Legii.

Właśnie w sferze selekcji i wynagradzania tkwi moim zdaniem największy problem Legii: zatrudniani są piłkarze za pieniądze, na które nie zasługują. Można oczywiście zatrudniać słabszych piłkarzy, tylko trzeba im mniej płacić. Nieadekwatność zarobków i umiejętności powoduje, że z jednej strony wydatki klubu są ogromne, a z drugiej jakość piłkarzy nie gwarantuje ich pokrycia, nie uprawdopodobnia ani mistrzostwa ani pucharów. Można oczywiście liczyć w przyszłości na seryjne wygrywanie Pucharu Polski, a następnie heroizm i szczęście w eliminacjach do LKE, ale to się nie wydarzy.

Przepłacona kadra to obciążenie. Trudno oczekiwać mistrzostwa, jeśli nie wygrywa się ŻADNEGO meczu z czołowymi zespołami, a trudno z nimi wygrywać, jeśli niektórych piłkarzy grających regularnie przy Ł3 nie sposób zmieścić w pierwszej piątce na ich pozycji w lidze. Ten klub potrafi zarabiać pieniądze, ale musi zacząć je właściwie wydawać na najważniejsze aktywo służące do ich pomnażania.

W pionie sportowym Legii zachodzą obecnie zmiany. Od miesiąca rządzi (oby realnie i jak najbardziej autonomicznie) Michał Żewłakow, zaangażowano Frediego Bobicia, odsunięty na bok został Jacek Zieliński, odchodzi Radosław Mozyrko, czekamy na jego następcę i dalsze zmiany w skautingu. W części sportowej Legii się personalnie „gotuje” i dobrze, bo dalej tak być nie może. Żewłakow ma jednak warunki pracy trudniejsze, niż Zieliński rok temu. Sytuacja była wtedy lepsza głównie dlatego, że piłkarzy sprzedano już w zimie.

Legia musi tego lata sprzedawać, bo na transfery wydała dotychczas 7 mln euro, a uzyskała zaledwie 1,7 mln euro za Misztę i Kramera. To ogromna dysproporcja, a przecież klub ma na transferach zarabiać, a nie tracić. Żewłakow w pierwszym rzędzie musi znaleźć pieniądze na rynku transferowym, żeby ujemne saldo 5 mln euro zmienić na saldo dodatnie, a jednocześnie ma wzmocnić kadrę, żeby skutecznie walczyć o puchary. Nikt nie ma wątpliwości, że przed nim trudne wyzwanie i ogromna odpowiedzialność. Tym bardziej, że Legia w 2026 r. będzie obchodzić 110. urodziny i z tej okazji wypadałoby wreszcie zdobyć mistrzostwo. Choćby raz na pięć lat.  

Polecamy

Komentarze (42)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.

Uwaga!

Teraz komentarze są ukryte, aby poprawić komfort korzystania z serwisu Legia.Net. Kliknij przycisk „Zobacz komentarze”, aby je wyświetlić i dołączyć do dyskusji.