Marcin Herra
fot. Marcin Szymczyk

Marcin Herra: Nie mam aspiracji pracy w pionie sportowym

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy, przegladsportowy.pl

28.12.2024 23:25

(akt. 29.12.2024 15:12)

– We wrześniu mieliśmy bardzo trudny moment sportowy. A mimo to odbyliśmy mocno inspirujące rozmowy w klubie, gdzie powiedzieliśmy sobie: "Nie ma zgody, żeby teraz odpuszczać. Odwrotnie. Dociskamy jeszcze mocniej". Pojawiło się kilka ciekawych pomysłów, które wpłynęły na frekwencję – mówi nam Marcin Herra. Wiceprezes Legii Warszawa udowadnia, że wbrew temu, co przez lata uważano w polskich klubach, wynik sportowy nie musi mieć wpływu na frekwencję.

Kolejnym elementem, jak pan mówi, jest strategia sprzedażowa i dbanie o świat digitalowy.

- Jesteśmy klubem piłkarskim, ale tak naprawdę przedsiębiorstwem tworzącym kontent. I dzisiaj bardzo dużo go robimy. Wewnątrz mamy grupę tworzącą godziny materiałów na nasze kanały. Nie wracam już do serialu o Legii, ale jest Legia Inside, czyli mini-dokument z szerszymi treściami domowych meczów, kulisy, vlogi, spotkania w LTC, zapraszanie gości i wywiady z ciekawymi osobami. Dzisiaj nowoczesne zarządzanie klubem, to myślenie w kategoriach dostarczania rozrywki pomiędzy meczami. Po to, by cały czas budować związek z kibicem. Dość ostrożnie, ale jest takie nieładne określenie, że to monetyzujemy. Inspiracją są dla mnie najlepsze marki sportowo-rozrywkowe, wywodzące się ze świata piłki, jak Real Madryt, ale również NBA lub Formuła 1.

A co Legia może wziąć z Formuły 1?

- Dzisiaj w Formule 1 wyścig jest tylko przyczynkiem do tego, że chcemy to oglądać. Chcemy widzieć, co się dzieje na padoku, chcemy słyszeć rozmowę dyrektora technicznego z kierowcą i zobaczyć, jak wyglądają przygotowania do wyścigu. Mamy subskrypcję i możemy mieć różne modele, które pozwalają nam dołączyć do świata Formuły 1 na różnym poziomie szczegółowości. W zależności od tego, jak bardzo blisko chcemy być z tym sportem i marką.

Legia jako pierwsza w Polsce wprowadziła subskrypcje. Konsultowaliście to z FC Kopenhagą, w zeszłym sezonie sprzedaliście 2,6 tys. subskrypcji. Jak wygląda to dzisiaj?

- Cały czas osiągamy stabilny przyrost. Dzisiaj mamy ponad trzy tys. subskrypcji, do tego dziesięć tys. karnetów. To druga najwyższa liczba karnetów, jakie sprzedaliśmy. Pierwszy raz od długiego czasu wyznaczyliśmy ich maksymalny poziom. Będziemy to kontynuować, budując liczbę i zachęcając do subskrypcji. Widzimy, co się dzieje w Europie – liczba karnetów spada, a zwiększa się liczba subskrypcji. W Polsce to potrwa pewnie trochę dłużej niż na przykład w Danii. Są osoby, które wolą tradycyjny produkt. Dla dużej grupy karnet ma znaczenie i lubią go mieć. To kolejny przykład na to, że aby być skutecznym w biznesie, trzeba rozumieć odbiorców i przygotować zdywersyfikowaną propozycję.

- Zmiana dokonała się też w merchandisingu. W ostatnich latach podwoiliśmy liczbę produktów w sklepie stacjonarnym przy stadionie, jak i sklepie internetowym. Są oczywiście koszulki, czyli pierwsza, druga, trzecia czy teraz czwarta, którą wprowadzamy. Dużo odważniej wprowadzamy kolekcje rodzinne, dziecięce, lifestylowe. Nasza ostatnia kolekcja premium dla kobiet nawiązuje trochę do najlepszych trendów światowych. To ubrania, które można założyć do pracy. To ubrania, które można założyć na spotkanie okolicznościowe. Jest na nich symbolika nawiązująca do miasta i klubu, ale tak delikatna, że nie przeszkadza, kiedy ktoś nie jest mocno zaangażowanym kibicem. Najlepsze marki piłkarskie weszły dziś do świata mody. W tych klubach rozumieją, że młode pokolenie chce inspiracji, używania znaków adekwatnych do ich potrzeb związanych z ubieraniem się. Mistrzowskie kolekcje ma PSG.

Legia od trzech sezonów nie wygrała mistrzostwa Polski. Wy z frekwencją idziecie w drugą stronę.

Rekordowa frekwencja jest też związana z pucharami i wcześniejszą pewnego rodzaju hollywoodzką historią wychodzenia z kryzysu. I również medialności Legii. Przynajmniej te 40 proc., a może i więcej, jest spowodowane tym, że my niezależnie od tego, czy wygraliśmy, czy przegraliśmy, następnego dnia w klubie myślimy o tym, jak przygotować najbliższy mecz na najwyższym poziomie dla kibiców. Na to, jak zagramy mecz, nasi pracownicy w marketingu nie mają pełnego wpływu.

Pańskie nazwisko pojawiło się w kontekście niedawnych zmian w Legii, kiedy drużyna wpadła w dołek. Co znaczy, że ma pan "ściślej współpracować z dyrektorem sportowym i operacyjnie wspierać go w procesach zarządczych w obszarze sportu".

- Mocno angażuję się w kwestie strategiczne z właścicielem i zarządzanie klubem na poziomie codziennym – logistykę, biznes, zarządzanie ludźmi. Wspieram też Goncalo Feio, bo Legia to duży organizm. Gdy widzi się całość, czasem łatwiej jest podjąć decyzje. Kiedy pojawiają się wyboje, to właśnie wtedy trzeba dać wsparcie i tak bym w skrócie definiował swoją rolę. W kontekście procesów, współpracy czy aspektów biznesowych i negocjacyjnych jestem wsparciem w obszarze sportu. Nie mam i nie będę miał aspiracji pracy w pionie sportowym, bo nie uważam się za gościa niespełna rozumu. Tak, jak nie znam się na metalurgii, więc nawet gdybym zarządzał hutą, nie stałbym przy piecu.

Zapis całej rozmowy z Marcinem Herrą można przeczytać na stronach "Przeglądu Sportowego".

Polecamy

Komentarze (63)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.