Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Djurgardens - wołanie o wzmocnienia

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

21.12.2024 14:25

(akt. 22.12.2024 18:59)

Piłkarze Legii Warszawa przegrali ostatni mecz fazy ligowej Ligi Konferencji z Djurgardens 1:3, ale załapali się do czołowej ósemki i awansowali do 1/8 finału. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Porażka, która nawet nie złości – Nie wiem, jak inni, ale ja nawet przez moment nie łudziłem się, że możemy w Szwecji wygrać. Nie chodzi o to, że zespół Djurgardens to jakaś europejska potęga, albo że są w życiowej formie i są nie do zatrzymania na tym poziomie rozgrywek. Po prostu byłem świadomy, że zespół jest potężnie osłabiony. W ostatnim meczu fazy ligowej sztab szkoleniowy nie mógł liczyć na powracających do zdrowia: Kacpra Tobiasza, Rafała Augustyniaka, Juergena Elitima, Maxiego Oyedele, Rubena Vinagre i Jana Leszczyńskiego, w kadrze nie było też pauzujących za nadmiar żółtych kartek Bartosza Kapustki i za czerwoną kartkę Radovana Pankova. Z kolei Wojciech Urbański i Marco Burch nie są zgłoszeni do rozgrywek, a Jean Pierre Nsame znalazł się poza kadrą. Oglądając wszystkie mecze w tym sezonie, byłem świadomy, że rezerwowi zwykle nie pomagają, a często przeszkadzają. I tak było i tym razem – Claude Goncalves czy Jurgen Celhaka ponownie zagrali zgodnie z przewidywaniami, czyli słabo. Błędy w ustawieniu i podejmowaniu decyzji podejmował Sergio Barcia, Gabriel Kobylak mógł zachować się lepiej, zastępujący Rubena Vinagre na lewej obronie Patryk Kun się stara, ale zwyczajnie nie jest w stanie dać takiej jakości jak Portugalczyk, znów poniżej możliwości zagrał Luquinhas i kolejny raz niczego pozytywnego do gry nie wniósł Migouel Alfarela. I naprawdę można było przewidzieć, że Legia w takim zestawieniu nie jest w stanie udźwignąć ciężaru tego spotkania. W zasadzie jedynymi pytaniami były rozmiar porażki oraz to, czy wypracowane wcześniej punkty wystarczą do tego, aby zakwalifikować się do pierwszej ósemki. Mecze innych drużyn szczęśliwie tak się ułożyły, że legioniści zakończyli fazę ligową Ligi Konferencji na siódmej pozycji. To pozwoli uniknąć dwumeczu w europejskich pucharach rozgrywanego już w lutym. Pretensji o porażkę z Djurgardens nie należy mieć ani do piłkarzy, ani do trenerów. Natomiast przebieg meczu pokazał dobitnie, po raz kolejny zresztą, że jeśli mamy ambicje, by rywalizować z powodzeniem wiosną na trzech frontach, to kadra musi być silniejsza jakościowo!

Świece dymne w hali – Legia dobrze zaczęła mecz, grała agresywnie, dobrze pressingiem, odbierała wysoko piłkę rywalom i atakowała. Legioniści mieli niezłą sytuację zakończoną niecelnym strzałem Celhaki, wywalczyli rzut rożny i… sędzia musiał przerwać mecz. Niesamowite było to, że kibice Legii byli szczegółowo przeszukiwani, gdyż obawiano się odpalania rac na stadionie z zamkniętym dachem, czyli w zasadzie w hali, a zapomniano skontrolować miejscowych kibiców. O ile odpalenie rac większej szkody nie zrobiło – kibice Legii w drugiej połowie odpalili race i nie spowodowało to nawet przerwania spotkania, o tyle odpalenie w hali świec dymnych to już wyższa szkoła absurdu. Dym był na całym obiekcie już do końca meczu, spotkanie zostało przerwane na 15 minut, a oglądanie meczu w telewizji było irytujące, gdyż niewiele było widać. Doszukując się plusów – taki był jeden – od 75. minuty spotkania piłkarze, trenerzy i kibice Legii już wiedzieli, że zachowali miejsce w pierwszej ósemce i ostatni kwadrans mogli oglądać bez nerwów. Chciałoby się powiedzieć, że Szwedów z pewnością czeka wysoka kara od UEFA, ale biorąc pod uwagę kary po spotkaniu na Cyprze, nie zdziwimy się, jeśli dymienie w hali akurat nie jest zabronione przez władze piłkarskie, podobnie jak wśród symboli zabronionych nie ma sierpa i młota.

Błędy przy golach – Sytuacja po której padł pierwszy gol dla gospodarzy, rozpoczęła się od kolejnego, nieodpowiedzialnego zachowania Luquinhasa w środku pola i straty, potem w dalszej fazie do strzelca gola nie doskoczył Sergio Barcia, a goniący go Claude Goncalves nie zdołał Tokmaca Nguena dogonić i przeszkodzić w oddaniu strzału. Uderzenie było precyzyjne, ale Gabriel Kobylak dałby sobie większą szansę na skuteczną interwencję, gdyby lepiej się ustawił. A tak frunął w kierunku piłki, ale nie dofrunął – nie było na to szans. Legioniści mimo wielu osłabień dochodzili do sytuacji strzałowych – takie mieli Ryoya Morishita, Goncalves czy Marc Gual, który może nawet strzelił gola, ale przy takim poziomie transmisji trudno rozstrzygnąć, czy piłka przekroczyła w całości linię bramkową, czy jednak nie. A po chwili zamiast remisu było 2:0 dla gospodarzy. Piłkę przed polem karnym dostał Deniz Hummet, znów zabrakło w tym miejscu defensywnego pomocnika – Jurgen Celhaka został z tyłu, a Claude Goncalves tylko dreptał, zabrakło doskoku Steve'a Kapuadiego i piłkarz Djurgardens mając czas i miejsce przymierzył nie do obrony. Potem były jeszcze dwa strzały Kacpra Chodyny – z głowy i z rzutu wolnego i przerwa. Po zmianie stron Legia nawiązała kontakt – po dograniu Chodyny skutecznie główkował Paweł Wszołek. Niestety przy wymianie ciosów błąd popełnił Patryk Kun, który wyprowadzając piłkę tak podał do Morishity, że rywale ruszyli z kontrą. Znowu nie było nikogo przed polem karnym i Patric Aslund spokojnie biegł do przodu. Truchtem wracał na pozycję Sergio Barcia, a Artur Jędrzejczyk nie dał rady powstrzymać gracza gospodarzy i ten posłał piłkę do siatki. I było po meczu, choć w tym momencie już wiedzieliśmy, że i tak porażka daje nam pierwszą ósemkę w tabeli.

Wołanie o wzmocnienia – Trener Goncalo Feio dość długo publicznie albo chwalił dział sportowy za szybkie transfery i odpowiednie narzędzia, jakie mu dostarczono, albo nie zabierał publicznie zdania na ten temat. Jednak końcówka rundy, pechowe kontuzje mechaniczne, kartki spowodowały, że Portugalczyk miał bardzo ograniczone pole do manewru przy ustalaniu składu, a każda zmiana w jedenastce powodowała spory spadek na jakości. I szkoleniowiec powoli, spokojnie i bezosobowo, ale zaczął upominać się o wzmocnienia, dając do zrozumienia, że jeśli dalej ma realizować postawione cele przed nim i przed zespołem, to transfery dobrych graczy są koniecznością. - Na pewno nie spodziewajcie się rewolucji i dużej liczby zmian. Musicie pamiętać, że jeśli chodzi o zgłoszenia do Ligi Konferencji, to dołączą pewnie Juergen Elitim i Wojciech Urbański. To już dwa z trzech miejsc, które możemy wykorzystać pod kątem zmian. Prawda jest taka, że na tę chwilę nie dostałem żadnego nazwiska, które byłoby wystarczająco zadowalające, by wzmocnić drużynę. Będę skupiał się ze sztabem na tym, co robimy, czyli na pracy z piłkarzami, których mam, na zaufaniu im i spowodowaniu, by się rozwijali – powiedział Feio. To jest gorzka prawda dla każdego kibica, który żył marzeniami, który miał nadzieję, że poprzednia zima to błędy, z których jako klub wyciągnęliśmy wnioski. Przed rokiem brakiem ruchów transferowych na odpowiednim poziomie zabraliśmy sobie szansę na zdobycie mistrzostwa Polski. Teraz trener zapowiedział, że zima będzie spokojna, a zmian niewiele. Oby tylko to nie oznaczało, że sytuacja sprzed roku się powtórzy… W każdym razie duża presja będzie teraz spoczywała na dyrektorze sportowym Jacku Zielińskim, który wszystko wskazuje na to, że pozostanie na swoim stanowisku, czyli przedłuży kończącą się umowę z klubem.

Polecamy

Komentarze (193)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.