Goncalo Feio: Naprawdę wierzę, że zostaniemy mistrzami
17.01.2025 22:40
Macie sześć punktów straty do lidera - Lecha Poznań. Czy z kilkoma wzmocnieniami zimą możecie zdobyć mistrzostwo?
- Tak, bez wątpienia. W pełni wierzę, że zostaniemy mistrzami. Ważne, aby również szatnia w to wierzyła, a wiem, że moi zawodnicy wierzą, zarząd wierzy, kibice wierzą, a nawet pracownicy klubu wierzą. W tym sezonie rozegraliśmy już 32 mecze, podczas gdy nasi główni rywale, Lech Poznań i Raków, mają na koncie po 19 spotkań. My mamy 21 zwycięstw – więcej triumfów niż oni rozegranych meczów!
Dzieje się tak w bardzo konkurencyjnej lidze, w której dodatkowe 12 meczów oznacza większe wyzwania w zarządzaniu siłami zespołu. Graliśmy mecze wyjazdowe w Lidze Konferencji, a potem wracaliśmy i graliśmy na wyjeździe w niedzielę, co wymagało od nas stosowania różnych podejść do tych niedzielnych spotkań. W lidze tak wyrównanej jak polska strata sześciu punktów – oczywiście wolałbym być liderem – oznacza, że wszystko jest jeszcze możliwe.
Chcemy wygrać wszystko, a ostatnie sześć miesięcy było bardzo udane: awansowaliśmy do najlepszej ósemki Ligi Konferencji, jesteśmy w ćwierćfinale Pucharu Polski, gdzie zagramy u siebie, a walka o mistrzostwo rozstrzygnie się pomiędzy czterema zespołami: Jagiellonią, która jest mistrzem, Lechem Poznań, Rakowem i nami.
Legia jest w grze, a w Polsce kontekst jest zupełnie inny niż w Portugalii, gdzie wielkie kluby rzadko tracą punkty. W Polsce liga jest bardzo konkurencyjna, różnice między zespołami są mniejsze, a niektóre stadiony bardzo trudne do zdobycia. Średnia punktów mistrza Polski zawsze jest dużo niższa niż w Portugalii. Wszystko jest jeszcze otwarte, zwłaszcza że mamy przed sobą bezpośrednie starcia z wszystkimi rywalami.
Drużyna zmagała się z wieloma kontuzjami. Czy planuje pan wzmocnienia kadry i czy to prawda, że próbował pan pozyskać Frana Navarro, który trafił do Sportingu Braga?
- Zacznę od końca. Fran był zawodnikiem, którego braliśmy pod uwagę, ale transfer nie doszedł do skutku. To bardzo jakościowy gracz, który ze względu na swoje cechy idealnie pasowałby do naszych założeń. Nie planujemy jednak rewolucji w składzie, ponieważ wierzę w swoich zawodników. Poza tym, ze względu na ograniczoną liczbę miejsc na listach UEFA, nie ma sensu sprowadzać piłkarzy, których nie moglibyśmy wykorzystać.
Możemy dokonać trzech zmian na liście UEFA i jedno miejsce już jest zarezerwowane dla naszego kolumbijskiego pomocnika Juergena Elitima, który jest jednym z liderów drużyny, ale jeszcze nie zagrał w tym sezonie z powodu kontuzji odniesionej w okresie przygotowawczym. Po jego powrocie pozostaną nam jedno lub dwa miejsca. Decyzja będzie zależeć od tego, czy wpiszemy na listę młodego zawodnika z Akademii, Wojciecha Urbańskiego, urodzonego w 2005 roku. To pomocnik z dobrą umiejętnością włączania się do ataku, który w ostatnim roku bardzo się rozwinął.
Dzięki możliwościom Akademii Legii możemy stawiać na młodzież i mamy 4-5 młodych zawodników, którzy robią postępy. Mamy też chłopaka z rocznika 2007, podobnie jak Mora i Quenda, którzy już błyszczą w FC Porto i Sportingu. Jest nim pomocnik Mateusz Szczepaniak, który zagrał przeciwko nim na ostatnich Mistrzostwach Europy U-17 i już jest najmłodszym strzelcem w Conference League, zdobywając bramkę przeciwko Omonii.
Planujemy więc dokonać jednego lub dwóch wzmocnień, aby zwiększyć głębię w linii ataku. Na ten moment nie rozważamy żadnych transferów z rynku portugalskiego.
Wspomniał pan, że chce wygrać wszystko. Czy chodzi również o Ligę Konferencji?
- Gdy zakończyliśmy rozgrywki, nawet pojechałem do Anglii, aby zobaczyć mecz Chelsea. Nie zmierzymy się z nimi teraz w 1/8 finału, może dopiero w dalszej fazie. W tym samym duchu obserwowałem również Vitorię Guimaraes. Ambicja wygrania wszystkiego dotyczy jednak polskiego futbolu. Legia nie zdobyła mistrzostwa od trzech lat i w klubie panuje ogromny głód tego tytułu. To właśnie ta determinacja była jednym z powodów, dla których zarząd powierzył mi drużynę na ostatnie siedem kolejek poprzedniego sezonu, by awansować do europejskich pucharów. Teraz priorytetem jest zbudowanie zespołu mistrzowskiego.
Puchar Polski to także bardzo ważne trofeum, a my mamy dobrą pozycję, aby o nie walczyć. Europa to natomiast obszar marzeń – jesteśmy w 1/8 finału i będziemy podchodzić do każdego meczu osobno. Zaczęliśmy świetnie, wygrywając cztery mecze bez straty bramki, ale później mieliśmy pecha związanego z kontuzjami, co odbiło się na naszej grze w ostatnich dwóch kolejkach fazy grupowej. Mimo to osiągnęliśmy nasz cel, czyli awans do najlepszej ósemki. Teraz czekamy na rywala, ale w Europie możemy tylko marzyć. Będziemy patrzeć każdemu przeciwnikowi prosto w oczy, ponieważ moja drużyna uwielbia europejskie wieczory. To wyjątkowe mecze, przeciwko wyjątkowym rywalom, i moi zawodnicy czują się wtedy wyjątkowi.
Woli pan walczyć o tytuły, czy rozwijać młodych zawodników?
- Moja filozofia to równoczesne budowanie zespołu i osiąganie wyników. Sukces młodych talentów, takich jak Szczepaniak, pokazuje, że można łączyć rozwój z ambicją sportową. Ważne jest, aby natychmiast osiągać rezultaty, jednocześnie tworząc trwałą podstawę.
Jestem trenerem, który wraz ze swoim sztabem czuje się bardzo komfortowo w rozwijaniu projektu zespołowego, opartego na indywidualnym rozwoju zawodników. Pracujemy dużo nad indywidualnym rozwojem każdego gracza jako osoby, uwzględniając nawet aspekty mentalne. Gdybym miał pracować z młodymi, utalentowanymi zawodnikami, byłbym zachwycony! Dlatego bardzo dobrze odnajduję się w projekcie, w którym jestem teraz. Jednym z naszych sukcesów jest promowanie młodych zawodników przy jednoczesnym osiąganiu wyników sportowych.
Futbol nauczył mnie, szczególnie w dużych klubach z dużymi ambicjami, że budowa zespołu musi iść w parze z osiąganiem wyników. Bardzo rzadko zdarza się, by można było budować bez natychmiastowego prezentowania rezultatów. Wpływ nowego trenera musi być odczuwalny od razu – choć oczywiście nie wszystko jest od początku doskonałe, a na budowanie potrzeba czasu. W moim przypadku właśnie to się dzieje: klucz polega na tym, by budować, rozwijać się i jednocześnie osiągać wyniki, które pozwalają klubowi realizować swoje cele. Potem wszystko sprowadza się do codziennej pracy.
Jak ocenia pan przerwę zimową? Czy była korzystna dla zespołu?
- Szczerze mówiąc, w ostatnich dwóch miesiącach prezentowaliśmy bardzo dobrą dynamikę. W 14 meczach odnieśliśmy 12 zwycięstw, 1 remis i 1 porażkę, aż do dwóch ostatnich spotkań. W tej końcówce dopadły nas kontuzje i przy siedmiu zawodnikach wykluczonych z gry, ta przerwa przyszła w idealnym momencie, bo pozwoli nam odbudować cały skład. W Hiszpanii organizujemy mini obóz przygotowawczy, podczas którego przeprowadzimy normalny mikrocykl przygotowań do kolejnych rozgrywek. Grę wznawiamy na początku lutego.
Dla naszej ofensywnej gry taka przerwa może nie być korzystna, ale pod kątem kontuzji – to strzał w dziesiątkę. Nasz bramkarz złamał palec, mieliśmy trzy skręcenia, w tym jedno u Rubena Vinagre, które było wynikiem starć z przeciwnikami. Elitim miał kontuzję łąkotki i dopiero teraz wraca do gry. W takim scenariuszu przerwa jest idealna, ponieważ pozwoli nam przystąpić do drugiej części sezonu w pełni sił.
W wieku 34 lat, mając już bogate doświadczenie, czy widzi pan siebie wracającego do Portugalii lub próbującego sił w innej lidze?
- Obecnie jestem bardzo szczęśliwy w Legii – to najlepszy klub w Polsce, o wielkiej renomie i historii. W Portugalii często nie docenia się jego wielkości. Jestem wdzięczny za zaufanie, którym mnie obdarzono, i chcę się odwdzięczyć, zdobywając tytuły. Oczywiście, jako Portugalczyk marzę o powrocie do kraju, ale chciałbym to zrobić w zupełnie innej roli niż 14 lat temu, kiedy wyjeżdżałem. Mój czas za granicą to sposób na rozwój i pokazanie swojego potencjału w Europie. Jestem także otwarty na inne rynki – świat futbolu jest nieprzewidywalny, a dla mnie najważniejsze jest, by każdego dnia stawać się lepszym trenerem.
Czy myśli pan tylko o Europie?
- Jestem otwarty na każdy rynek. Może łatwiej będzie o tym mówić, gdy konkretne możliwości się pojawią. Obecnie skupiam się na tym, aby każdego dnia dawać z siebie wszystko razem z moim sztabem, dążąc do codziennego rozwoju zawodników. Nie przepadam za takimi rozmowami i w tej chwili bardziej interesuje mnie projekt sportowy niż aspekty finansowe. Życie czasami przynosi niespodzianki, których się nie spodziewamy, więc nie ma sensu planować tego, co może się wydarzyć. Na pewno chcę zdobywać tytuły, bo to jest moim priorytetem.
Pracuje pan z dwoma portugalskimi asystentami, Emanuelem Ribeiro i Romeu Ribeiro. Czy może pan opowiedzieć, jak się poznaliście i czy planuje pan kontynuować tę współpracę w przyszłości?
- Romeu mieszka tutaj i jest bardziej związany z działem skautingu. Nie zatrudniłem go osobiście, już tu był, i jest jednym z naszych oczu na rynku portugalskim. Bardzo go szanuję za jego umiejętność oceny zawodników, zrozumienie naszego modelu gry oraz potrzeby wypełniania luk, które mamy, aby stać się lepszym zespołem. Dzięki niemu odkrywamy inne cechy, które rozwijają nasze dynamiki.
Emanuel to osoba, która pracowała w Szachtarze Donieck z profesorem Luísem Castro, był w Chinach, Gruzji, a także udowodnił swoje umiejętności w Torreense w 2. lidze. Gdy pracował w Polsce w innym klubie, wiedziałem, że chcę go mieć w swoim zespole ze względu na jego wiedzę, metodologię oraz znajomość zawodników i rynku. Jest jednym z kluczowych elementów w kontakcie z piłkarzami i ich indywidualnym rozwoju. Obecnie pracuje z grupą pomocników.
Nasza ekipa szkoleniowa jest podzielona na sektory i zajmuje się rozwojem indywidualnym zarówno na boisku, jak i poza nim. Morishita, nasz Japończyk, mimo że jesteśmy w połowie sezonu, już pobił swój rekord indywidualnych punktów w karierze. Kapustka, nasz reprezentant Polski, wrócił do kadry narodowej po ośmiu latach przerwy i także osiągnął najlepsze wyniki w karierze. Oyedele, 20-latek, którego pozyskaliśmy z Manchesteru United ze względu na jego podwójne obywatelstwo, wywalczył sobie miejsce w reprezentacji Polski. Rozwój tej linii pomocy jest znakomity i odzwierciedla pracę Emanuela. To osoba, z którą chciałbym dalej współpracować i zabrać ją ze sobą, gdziekolwiek kiedyś pójdę.
Jak udało się Panu odbudować Rubena Vinagre?
- Wciąż wierzę, że Ruben może zrobić wielką karierę, ponieważ jest ogromnym profesjonalistą, kocha futbol i nie traktuje go jedynie jako pracy. Doskonale rozumie, co to znaczy być profesjonalnym piłkarzem. Ruben wniósł do naszej drużyny zupełnie nową jakość. Na boisku daje nam ogromne możliwości, szczególnie w ofensywie, gdzie robi dużą różnicę. Bardzo rozwinął się w kwestii stabilności swojej gry – potrzebował jedynie regularności, a ta, którą ma w Legii, pozwoliła mu zyskać pewność siebie.
Przybył do nas latem i bez wątpienia już teraz jest jednym z liderów zespołu oraz kluczowym zawodnikiem! Poza boiskiem Rúben wniósł doświadczenie z Premier League i Serie A, pokazując odpowiednie zachowania, współpracę z pracownikami klubu, a nawet z mediami. To profesjonalista przez duże "P", i jako trener jestem bardzo szczęśliwy, że mogę z nim pracować. Pod względem rozwoju w obronie zrobił ogromne postępy – w pojedynkach defensywnych, ustawianiu się, czytaniu gry bez piłki i bronieniu pola karnego stał się jednym z naszych najlepszych zawodników. Wciąż się rozwija, co jest fantastyczne, i jestem przekonany, że Ruben powróci na najwyższy poziom, ponieważ jako człowiek i piłkarz ma wszystko, czego potrzeba, by to osiągnąć. Wierzę w niego zarówno jako zawodnika, jak i człowieka.
Kto jest dla pana wzorem wśród trenerów?
- Ojcem trenerów mojego pokolenia w Portugalii jest Jose Mourinho i do pewnego stopnia stanowi on inspirację. Staram się mieć szeroko otwarte oczy i czerpię inspiracje od różnych trenerów z wielu lig, ale nigdy nie tracę własnej tożsamości. Jako trener jestem liderem, a lider musi być autentyczny, prezentując swoje pomysły jako człowiek i trener. Kopiowanie innych nie ma sensu, ale obserwuję uważnie ligę portugalską, Premier League, Serie A, szukając tam inspiracji, jednak zawsze trzymając się swoich zasad. Styl gry zespołu pozwala wyrazić emocje i zachowania, które pokazują, kim jesteśmy jako ludzie. To właśnie w te zasady muszą wierzyć zawodnicy.
Co się stało w tym sezonie z Brøndby, kiedy wykonał pan obraźliwy gest w kierunku duńskich kibiców?
- Historia z Brøndby zaczęła się w meczu wyjazdowym, który wygraliśmy 3:2. Uwielbiam gorącą atmosferę i kocham futbol. Osobiście lubię emocjonalną stronę kibiców – często, gdy oglądam mecze, wolę siedzieć na zwykłych trybunach, by być blisko nich i czuć atmosferę futbolu. W Danii było wiele docinek, również między ławkami, ale szczerze mówiąc, nawet tego nie zauważyłem, bo byłem skupiony na grze. Potem graliśmy u siebie, a kiedy zapewniliśmy sobie awans do fazy play-off przeciwko Brøndby, które było faworytem pod wieloma względami, było to wielkie sportowe zwycięstwo. Niestety, zostało ono przyćmione moimi gestami w stronę ich kibiców. Nie zamierzam tego powtarzać. Nie dostałem za to żadnej kary, nawet UEFA nie uznała tego za poważne przewinienie, ale media bardzo mnie za to skrytykowały. Zostałem wręcz „rozstrzelany” przez prasę.
Jak można kontrolować emocje, gdy poziom adrenaliny sięga zenitu?
- Wszystko zależy od tego, jak działa nasz mózg i jak przetwarzamy emocje. Chodzi o sposób, w jaki przepływają hormony, w takich przypadkach kortyzol, który wywołuje stres. Podczas meczu koncentruję się na analizie gry, przestrzeni na boisku, momentach meczu, tym, co możemy zmienić, oraz tym, co robi przeciwnik. To pozwala lepiej kontrolować poziom emocji. Nie jest to łatwe, ponieważ nasze życie kręci się wokół futbolu, ale musimy nad tym pracować.
Zapis całej rozmowy z Goncalo Feio można przeczytać w portugalskim "Record".
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.