
Znalezione na blogach: Gra w klasy
08.11.2013 16:59
(akt. 04.01.2019 13:39)
Legia jako mistrz Polski ma problemy z potwierdzaniem. Ale to dopada największych. Manchester City przed rokiem, teraz Manchester United. Nade wszystko jednak Legia jest niekonsekwentna. Pamiętając o grawitacji Legia przypomina mi w tym sezonie Arsenal z minionych lat. Kanonierzy kiepskie wyniki starali się tłumaczyć ładną grą. Ale po pierwsze ona nic nie przynosiła, a po drugie zaczęła być irytująca. Piłkarze Arsene’a Wengera każdą akcję chcieli zagrać pięknie, wjechać z piłką do pustej bramki po ustrzeleniu „oczka”, czyli wykonaniu 21 szybkich podań. Ale w Anglii przestali się na to nabierać nawet zakochani w klubie fani The Gunners. Więc postawiony pod murem Arsene Wenger poszukał innego pomysłu. Lekko przeobraził swoją wizję i sposób gry Orkiestry. Arsenal stał się w tej kampanii momentami do bólu konsekwentny, rozgrywa swoje partie pokerowo jak z Liverpoolem i z BVB ostatnio w Dortmundzie. Zabezpiecza tyły, bazuje na kontrach, oczywiście przemycając w każdym spotkaniu swój znak firmowy w ataku pozycyjnym. Wenger zmienił znacząco proporcje i instrukcję obsługi systemu, co odbiło się na formie piłkarzy, na przykład takich jak superstrzelec Aaron Ramsey. Oni wyczuli bowiem, że nie zawsze trzeba się zagrywać, żeby strzelić cudownego gola, bo Boss ma taką filozofię, ale, że czasami trzeba „brzydko” wbić bramkę, a umiejętność posiadania i przetrzymywania piłki przydaje się właśnie od chwili, gdy Arsenal zyskuje przewagę. Te wszystkie zwycięstwa w Premier League i Lidze Mistrzów zgrabnie i subtelnie przysłaniają wszelkie niedostatki, których Arsenalowi nie brakuje. Monsieur Wenger postarał się już więcej na siłę ich nie eksponować. A wynik napędza koło fortuny, które toczy się po myśli Kanonierów.
Komentowałem mecze Legii z Widzewem, Piastem, Zawiszą, Lazio, Lechem. Każdy był inny w jej wykonaniu. Mało było spójności. Największy zarzut miałem paradoksalnie do Legii po wygranej z Piastem 4:1. W ostatnim kwadransie Legia powinna grać inaczej. Nie szarpać się z rywalem, nie narażać na kontuzję Ivicy Vrdoljaka, ale udowodnić przeciwnikowi i sobie, że jest poza zasięgiem. Budować w sobie pewność, że ktoś kto przegrywa różnicą trzech goli, nie ma czego szukać w Warszawie. Często widzimy mocne zespoły, które nie dają przeciwnikom w końcówce meczu powąchać piłki, trzymają ich w półdystansie, zabierając nawet chęć do biegania. Wymieniają dziesiątki podań, żeby szanować piłkę, siebie, wizerunek i kibiców. Żeby wypadać z klasą.
Wybitnie jak na Polskę szeroka kadra zespołu podzieliła obserwatorów i może po trosze samą szatnię. Legia według mnie padła ofiarą swojego urodzaju. Sama też zniszczyła swoje plony. Z jednej strony to niezwykle wartościowe, że każdy ma szansę na występ, że są rotację, że skład jest zmienny. Z drugiej jest niepewność zawodników, indywidualna i zespołowa, co do własnej dyspozycji, nieregularność i brak silnego przywiązania do pozycji. Ja na przykład nie wiem kto zagra w Legii trzy mecze z rzędu na lewej czy prawej obronie, w jej środku i na pozycjach defensywnych pomocników. Właściwie znam tylko z góry wyjściowego bramkarza i napastnika. Uważam, że Legia jako klub nie powinna szukać na siłę kto popełnił błędy, tylko znaleźć jak Wenger newralgiczne miejsca i zjawiska do poprawy.
Legia czeka na okienko transferowe i nowego napastnika. Pewnie patrząc na europejską mizerię, kibice czasem tęsknią za Danijelem Ljuboją. Skoro nie ma w Legii napastnika ze znakiem pierwszej jakości, to może warto w wrzucić do gry kogoś z rezerw. Gdy byłem trenerem asystentem w kilku rocznikach Młodych Wilków wyróżniał się nosem do strzelania goli Jakub Arak. Rocznik 1995. Niech data nas nie zwiedzie – już osiemnastolatek. Tak, wiem, czas zasuwa, Kuba jest już mężczyzną i zdobywa bramki w rezerwach. Może to jest moment, żeby wybuchł talent, żeby nie zmuszać Dwaliszwilego do zbierania cięgów za kiepską grę całej Legii. Trochę świeżości, ryzyka. Legia nie ma zbyt wiele do stracenia. Niezmiennie pozostaje faworytem do tytułu mistrzowskiego. Ale swoją moc i jakość na kolejną edycję europejskich pucharów musi zacząć budować od zaraz. Jako kraj nie mamy już czasu na zachłystywanie się wewnętrznymi sukcesami.
Gdy słucham wywiadów przed meczami z Legią, to wyczuwam pewną zmowę milczenia trenerów, których zespoły przeciwko niej grają. Wszyscy jak jeden mąż mówią, że Legia to najlepszy zespół w Polsce, że ma klasę. Z pierwszym stwierdzeniem jeszcze można się zgodzić, z drugim nie zamierzam nawet polemizować. Legia na razie nie ma klasy. I podobnie jak Arsenal musi teraz wydatnie poprawić swój nadszarpnięty wizerunek, bo dobrej reputacji na pewno nie straciła.
Blog Marcina Rosłonia można znaleźć na stronie Canal+ w tym miejscu.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.