Domyślne zdjęcie Legia.Net

Żale "Magica"

Adam Dawidziuk

Źródło:

08.11.2002 10:11

(akt. 15.01.2019 10:07)

<img src="img2/magiera.jpg" border=1 align=left hspace=3 vspace=6> - Uważam, że nasz piłkarski związek poszedł na łatwiznę zamykając stadion Legii dla publiczności - uważa Magiera. - PZPN nie zrobił krzywdy chuliganom, tylko prawdziwym kibicom. Oszukanych może się poczuć dwanaście tysięcy normalnych fanów naszego zespołu, a nie garstka bandytów, którym najwyraźniej chodziło o zrobienie bałaganu. Nie wiem tylko, dlaczego działacze związku nie biorą tego pod uwagę.
Spodziewał się pan, że w obecnym sezonie przypadnie panu rola rezerwowego? - Nie. Byłem i dotąd jestem mocno zaskoczony. Wierzyłem, że wreszcie obejdzie się bez problemów z miejscem w wyjściowej jedenastce, bo ustabilizowałem formę na naprawdę satysfakcjonującym poziomie. Byłem przekonany, że będę grał, tymczasem szkoleniowiec poinformował, iż widzi mnie w roli pierwszego wchodzącego. A mnie to zupełnie nie interesuje! - Niech pan nie przesadza. Dżoker to najwyższa karta w każdej talii. - Być może, ale dżokerem jest się wówczas, gdy wchodzi się na boisko przy niekorzystnym wyniku zespołu co najmniej pół godziny przed końcem meczu. I ma się możliwość zmiany niekorzystnego rezultatu. Kilka razy w ubiegłym sezonie przypadła mi taka rola. Byłem wówczas usatysfakcjonowany nie tylko ja, ale również cały zespół. Co mogę jednak zmienić, gdy pojawiam się na boisku trzy minuty przed końcem? Zwłaszcza, gdy prowadzimy trzema bramkami, jak to miało miejsce w spotkaniu z Polonią? Nie jestem w stanie zaprezentować niczego godnego uwagi, a na dodatek tracę pieniądze. - Nie bardzo rozumiem. Przecież wpuszczając pana na boisko trener Okuka dopisuje pana do listy zawodników, którym wypłacane są premie. - No i co z tego, skoro wcześniej odbiera mi pieniądze z tytułu kontraktu? Umowę mam tak podpisaną, że pieniądze będę miał wypłacone w stu procentach tylko wówczas, gdy na boisku pojawię się w co najmniej siedemdziesięciu procentach meczów. Jednak nie przez trzy minuty, tylko przez siedemdziesiąt pięć minut. Przy obecnej polityce kadrowej naszego "Drago" jestem stratny co najmniej jedną trzecią z trudem wynegocjowanego, i to wcale nie najwyższego, kontraktu. - Czuje się pan gorszy od Łukasza Surmy? - Nie, na pewno nie jestem gorszym piłkarzem. Nie chcę powiedzieć, że znacznie lepszym, bo w Legii nie ma słabych. Już sam fakt, że ktoś został zatrudniony świadczy o tym, że prezentuje dobry poziom. Nasz klub jest wizytówką polskiego futbolu, najlepszą z możliwych, dlatego trafiają na Łazienkowską wyłącznie klasowi zawodnicy. - To co pan chce powiedzieć? - Mam na myśli to, że nie przegrałem rywalizacji, bo nikt nie zadał sobie trudu, żeby nas skonfrontować. Wówczas, gdy wszyscy konkurowali o miejsca - podczas letnich obozów - Łukasza jeszcze z nami nie było. Na pewno nasi działacze obserwowali go wnikliwie w Ruchu od kilkunastu miesięcy i gdy nadarzyła się okazja, podpisali kontrakt. Prawda jest jednak taka, że Surma tuż po przyjściu do Legii otrzymał miejsce w wyjściowej jedenastce za darmo. - Rola defensywnego pomocnika jest jedyną, którą mógłby pan wypełniać w zespole Legii? - Nie, ale zostałem do niej przypisany. Zdarzyło się, że zastępowałem Aleksandara Vukovicia w roli ofensywnego pomocnika i skutek był całkiem niezły. W meczu z Barceloną grałem jako kryjący obrońca - przeciw Luisowi Enrique - i też nie dałem plamy. Jednak w ostatnim ligowym spotkaniu, z Lechem w Poznaniu, szansę na tej pozycji otrzymali inni. A przecież, przy całym szacunku dla Piotrka Reissa, nie jest to piłkarz w ogóle porównywalny do słynnego Hiszpana. Myślę zresztą, że w niedzielę równie zawiedzeni jak ja byli też Tomkowie Jarzębowski i Łapiński. - Chce pan zasugerować, iż Rudi Gusnić znalazł się w wyjściowym składzie na kredyt? - Nie zamierzam nic wytykać naszemu prawemu pomocnikowi, bo zagrał poprawnie i bardzo ambitnie. Walczył z wielkim zaangażowaniem, biegał od jednego do drugiego pola karnego jak natchniony. Nie stworzył żadnego zagrożenia pod bramką Lecha, ale też nie dopuścił do wypracowania groźnej sytuacji pod naszą bramką. Właściwie to można powiedzieć, że był nawet najlepszym obcokrajowcem w Legii w meczu w Poznaniu. - Atmosfera w Legii przed rewanżem z Schalke i finiszem ligowej jesieni zaczyna się psuć? - Myślę, że wszyscy odczuwamy już zmęczenie, ale do oczu nikt sobie nie skacze. Chcielibyśmy, mimo niekorzystnej pozycji wyjściowej, awansować do następnej rundy Pucharu UEFA, a poza tym utrzymać serię meczów bez porażki. Po to, żeby wiosną poprawić rekord wszech czasów naszej ekstraklasy. Może niektórzy momentami podpierają się już łokciami, ale każdy będzie biegał dopóty, dopóki starczy mu sił.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.