
Warszawa Bogusława Leśnodorskiego
02.12.2015 02:51
(akt. 07.12.2018 18:25)
- Dla ludzi urodzonych w Warszawie lub mieszkających tu od lat, jak np. moja babcia, Legia to część życia. Kropka. To nie podlega żadnej dyskusji. I można spoglądać na to wieloaspektowo, spojrzeć na klub z wielu stron. Np. przez pryzmat jego wojskowych tradycji. Przychodzisz na stadion, spotykasz żołnierzy, którzy czują się częścią Legii – tych aktywnych, ale i tych emerytowanych. Legia to wojsko, wojsko to Legia - dodaje Leśnodorski.
- Czy kiedykolwiek z kimś się biłem za Warszawę? Wielokrotnie, jeżdżąc po Polsce, spotykałem się z niechęcią do stolicy. Dość prędko dochodziło do napiętych sytuacji. Mazury, narciasko-imprezowe wyjazdy, tam bywało gorąco, nie zawsze akceptowano nasze przywiązanie do stolicy. Właściwie nie było wyjazdu, by coś się nie działo i była to odpowiedź na to, że komuś nie podobała się nasza Warszawa. Z pewnym politowaniem patrzyłem na te ataki agresji, starałem się nie traktować tego serio. Jakoś trudno mi pojąć, jak pochodzenie z innego miasta może wywoływać agresję.
Prawda jest też taka, że epatowaliśmy Warszawą, ale zawsze pozytywny sposób. To były lata 90., wtedy zawsze padało fundamentalne pytanie: „Skąd jesteście?”. Część naszej grupy odpowiadała precyzyjnie, że z Legionowa, Pruszkowa, ale większość zgodnie z prawdą i dumą mówiła: Warszawa! Inne miasto, które ma w sobie takie poczucie lokalnej tożsamości, to Zakopane. Mało takich miejsc u nas w kraju.
Gdzie poszedłeś na pierwszą randkę?
- Jestem mało romantyczny, nie chodziłem po parkach. Do kina już tak, może dlatego nigdy nie polubiłem później multipleksów. Mieszkałem przy Nowym Świecie, tam było zatrzęsienie kameralnych, klimatycznych sal - Skarpa, Atlantic, Relax. Biletów w kasie nie kupowałem, bo nie było, kombinowałem u koników.
Moja mama była szefową redakcji „Szpilek”, od dziecka byłem ciągany przez nią i jej towarzystwo po teatrach. Znałem większość warszawskich sztuk, bywałem na wielu premierach, więc z rozpędu zapraszałem koleżanki na randki do teatru. Wydawało mi się wtedy, że dzięki temu jestem bardzo poważny. Z drugiej strony miejsca związane z moim czy dziadkiem, a więc Uniwersytet Warszawski, który sam skończyłem. To na pewno moje magiczne miejsce.
A Legia...
…Na Legię żadnej koleżanek nie zabierałem. Nie mieściło się wtedy w głowie, by na mecz iść z dziewczyną.
Całą rozmowę można znaleźć w tym miejscu.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.