News: Trzecia połowa, czyli dogrywka po karnych - Ten plan może wypalić

Trzecia połowa, czyli dogrywka po karnych - Z kryzysu można wyjść

Przemysław Witkowski

Źródło: Legia.Net

25.08.2018 08:50

(akt. 04.01.2019 12:21)

Nadszedł czas, aby przyznać oficjalnie, że tytuł moich felietonów to nic innego jak pigułkowa definicja charakteryzująca obecną sytuację w naszym klubie. Absurd w każdym calu. Ale jeśli myślicie, że przeczytacie dziś elaborat miażdżący, szydzący, wyśmiewający, powielający postawione, w całym polskim Internecie, tezy o końcu świata dla Legii Warszawa, to się zawiedziecie. Dziś będzie o nas wszystkich.

Przyznać muszę, że chwilę po ostatnim gwizdku w Luksemburgu chciałem nieomal rzucić się na klawiaturę i skreślić mocny tekst, walący między oczy, potężnym ciosem mieszanki frustracji i zażenowania.  Miałem już nawet wstęp, mówiący o tym, że nie da się tej porażki odzobaczyć, a jej duchy będą nas ścigać do końca naszych dni, nie pozwalając żyć w spokoju kibicowskiej duszy. I w tamtym momencie dotarło do mnie, że chyba nie ma to sensu. Serio. Tamtego dnia, najłatwiej i najprościej byłoby stworzyć tekst z tezami jakie, jak grzyby po deszczu, obsiały cały Internet. Wylać żal i wyszydzić. To, że klub był i jest w kryzysie jest oczywiste jak 2+2, że krytyka jest zasłużona i się piłkarzom i władzom klubu należy, także. Ale im dłużej czytałem wypowiedzi dziennikarzy, „ekpertów”, twiterowiczów, twarzoksiążkowiczów, polityków, którzy nie wiedzieć czemu nagle ożywili się w temacie piłki klubowej, doszedłem do wniosku nie na tym powinno polegać, albo nie do końca na tym, pisanie o naszym klubie. Wszak Legia Warszawa to nie dwa ostatnie sezony, a klub o ponad stuletniej tradycji. Klub, który jak każdy na świecie miał swoje wzloty i upadki. Klub, który w nie tak dawnej historii, dał nam sporo radości. Klub, który nadal jest Mistrzem Polski i zdobywcą Pucharu Polski. Oczywiście, sam wielokrotnie pisałem o tym, co mi się nie podoba, zwracałem uwagę na ten czy inny aspekt, kiedy nie szło. Amatorsko analizowałem sytuacje, stawiałem wnioski. Ale po odpadnięciu Legii z Ligi Europy i przeczytaniu całego morza szamba, jakim oblano Wojskowych, doszedłem do wniosku, że chyba to wszystko poszło za daleko. I jakkolwiek rozumiem frustrację, podzielam niedowierzanie i też doświadczyłem „czarnej rozpaczy”, to coraz trudniej mi się pogodzić z tym, jak wielu, w tym też niestety dziennikarzy, zaczęło walić w Legię, doprowadzając do sytuacji, że rozpoczęto bezrefleksyjnie powielanie różnych, głupich tez, których finiszem jest stwierdzenie o tym, że: wszyscy won, z prezesem na czele, klub jest do niczego, to już jest koniec, a zaglądanie i rozliczenie kasy klubowej stało się wręcz rozrywką nieomal e-sportową. Brak odpowiedzialności za słowo pisane w sieci, lubowowanie się w stawianiu ostrych tez ostatecznych, okraszonych z reguły górą epitetów, stało się tak nagminne, że aż zacząłem podejrzewać, że katowanie Legii w mediach i w mediach społecznościowych stało się niczym innym, jak tylko wyścigiem po lajki i retwity, zasięgi i oglądalność.


Ok, pewnie uogólniam, nie każdy pisał inwektywy – jasne. Ale poczytajcie, to bazgrano i gryzmoli się o naszym klubie, o Legii Warszawa. I powtórzę jeszcze raz, jakkolwiek rozumiem frustrację, sam ubolewam nad tym, co się obecnie dzieje przy Łazienkowskiej, to nie ma we mnie zgody na żenujące, chamskie, prostackie walenie w klub oraz seryjne płodzenie artykułów i quasi publikacji o tym, jak to w Legii dzieje się źle, od korytarzy aż po murawę, tylko po to, aby podnosić sobie klikalność. A już najbardziej irytuje mnie to, jak z dużą lubością, my Polacy, lubimy zaglądać do cudzych kieszeni i liczyć nie swoje pieniądze i ferować tezy, w jaki sposób powinny być wydawane. I to jest strasznie smutne.


Ale dość o tym internetowym bagnie. Skupmy się na chwilę na tym, co dzieje się z klubem obecnie. Mogę postawić tezę, że wróciliśmy do punktu wyjścia. Ale rozpromienieni minionymi sukcesami, ten powrót jawi nam się jako największa katastrofa w dziejach Wojskowych. Paradoksalnie jednak uważam, że ta sytuacja, w perspektywie czasu, może wyjść Legii na dobre. Lista popełnionych błędów jest tak długa, że pewnie można by stworzyć niezły podręcznik, który z pewnością osiągnąłby status bestsellera. Na każdy błąd można jednak odpowiedzieć dobrym działaniem. Ze strzałów w stopę trzeba wyciągnąć wnioski. Legia ma dokładnie rok, aby wrócić na właściwe tory. Przed władzami klubu dwanaście miesięcy pracy, aby to wszystko, co dzieje się teraz poszło w zapomnienie i było tylko gorzkim, lecz niepamiętanym wspomnieniem. I nie jest tak, jak piszą co poniektórzy dziennikarze, że najlepiej to byłoby nie bić się w ogóle o Europę, nie zgłaszać drużyn do tych rozgrywek, bo po co się mamy wstydzić. Jasne, wstyd wstydem, ale rozwój klubu wiedzie przez bramy Ligi Europy lub Ligii Mistrzów, nie przez boje na polskim podwórku. Kiszenie się we własnym sosie cofnie polską piłkę klubową niezależnie od tego, czy kluby będą stawiać tylko na młodych i wychowanków, czy będzie tu grał cały zastęp szrotu z zagranicy. Dlatego tak ważne jest podjęcie, heroicznego – nie znajduję innego określenia, wysiłku, aby do tej Europy wrócić. I Legia Warszawa może to zrobić. Mamy przy Łazienkowskiej trenera, przez może nie wielkie „T”, ale już takiego, który daje nadzieje. Sa Pinto ma rok, aby razem z władzami poukładać te klocki. Tylko tu, moim zdaniem powinny pojawić się dwa plany. Pierwszy: na rok – z celem powrotu do rozgrywek europejskich, drugi dłuższy, kreślący strategię rozwoju na kilka kolejnych lat (wiem, zaraz napiszecie, że prezes to już miał kilka planów długofalowych, które jednak okazały się być krótkimi). I Legii potrzebny jest teraz spokój, aby można było zacząć podejmować mądre decyzje i te personalne i te finansowe. Uważam, że z każdego kryzysu można wyjść. A wiadomo, że jak się przełamiesz, to wychodzisz silniejszy i większy. I niezależnie od zakrętu na jakim znalazł się nasz klub i niezależnie od ilości popełnionych błędów życzę wszystkim przy Ł3, aby ten sezon był tym z gatunku oczyszczenia, intensywnej pracy i racjonalnych, przemyślanych postanowień. I choć dziś pisze te słowa z dużą trwogą i obawą, mając cały czas przed oczami blamaż w eliminacjach do rozgrywek europejskich, to niezaprzeczalnym jest fakt, że choćbym nie wiem co zrobił to i tak czasu nie cofnę. Wolę zatem patrzeć z nadzieją wprzód, mimo, że powodów do pozytywnego myślenia jest dziś jak na lekarstwo.

Polecamy

Komentarze (42)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.

Uwaga!

Teraz komentarze są ukryte, aby poprawić komfort korzystania z serwisu Legia.Net. Kliknij przycisk „Zobacz komentarze”, aby je wyświetlić i dołączyć do dyskusji.