
Trzecia połowa, czyli dogrywka po karnych - Spojrzenie sercem
10.04.2018 08:58
(akt. 04.01.2019 12:21)
Byłoby to wydarzenie bez precedensu. Tylko osiągnąć ten cel nie będzie łatwo – nie ma co ukrywać. I ci, którzy przyzwyczaili się do tego, że w ostatnich latach mistrz Polski równa się Legia Warszawa, mogą przeżyć spore rozczarowanie. Choć, według mnie, zdobycie tytułu mistrzowskiego wcale nie jest „mission impossible”. I na tym chciałbym się dziś skupić. I jak zwykle spojrzeć na tą całą sytuację bardziej sercem niż rozumem.
Nie ma co ukrywać. Od samego początku zarówno ja, jak i wielu kibiców dało duży kredyt zaufania trenerowi Jozakowi i, bądź co bądź, Dariuszowi Mioduskiemu, który go „wymyślił”. Dziś ta wiara jest mocno nadszarpnięta, czemu dziwić się nie można w żadnej mierze, porównując obietnice trenera z faktycznym obrazem gry Wojskowych na boisku. Na chwilę obecną nie wiem, czy projekt „Romeo Jozak” to temat na lata. Nie wiem też, czy nawet jeśli zdobędzie on mistrzostwo, władze nie zdecydują o zakończeniu współpracy. Ale odłóżmy tą kwestię na bok. Mielenie w kółko wątku pt. „Jozak zostaje, Jozak odchodzi” nie przynosi niczego dobrego, a jestem pewien, że w klubie nie mają planu, aby pożegnać Chorwata przed rundą finałową. Niezależnie od naszej oceny jego warsztatu trenerskiego, na te kilka ostatnich meczów zarówno jemu, jak i drużynie należy się ogromne wsparcie. Drużyna jest w jakimś stopniu w kryzysie, tego nikt nie neguje, ale niezależnie od formy i poczynań na boisku wiem, że piłkarze broni nie składają i walczyć będą, a przebłyski widać było w Zabrzu i w drugiej połowie meczu z Portowcami. I mam nieodparte wrażenie, że widać już zalążek tego, kim i jak będzie grała Legia w rundzie finałowej.
No właśnie. Piłkarze. Legia zawsze gra o najwyższe cele. Jest przyzwyczajona do presji. W rundzie finałowej to może być przewaga Wojskowych. Na pewno dużo większe „zgrzanie” na tytuł jest teraz w Poznaniu i Białymstoku. Każdy marzy, żeby przerwać hegemonię Legii. I może się im wydawać, że teraz jest to możliwe, kiedy widzą, jak nierówno grają Warszawiacy. A takie myślenie często jest bardzo zgubne. Legia może iść po tytuł mistrzowski wygrywając skromnie po 1:0. Bez polotu. Czasem mając odrobinę więcej szczęścia. A wystarczy jedna porażka Lecha czy Jagiellonii w nadchodzącej rundzie, a zwłaszcza na jej początku, żeby zadziałał efekt „gorącej głowy”. I w szeregi naszych rywali wkradnie się panika, że oto się potknęli w najgorszym momencie, a ta Legia znów zmierza po tytuł. Różnica w podejściu do nadchodzących meczów między Legią a dwójką pretendentów do tytułu jest taka, że oni muszą za wszelką cenę, a Legia ma zdobyć mistrza. Niuans komunikacyjny, ale jakżeż znaczący. Emocje, zwłaszcza w decydujących momentach, mogą być złym doradcą. I dlatego uważam, że tę całą gorączkę, związaną ze zdobyciem tytułu przez Lecha czy Jagiellonię, Legia powinna wykorzystać z zimną krwią na boisku. Mam po prostu wrażenie, że w innych miastach postawiono dwa cele przez drużynami, zamiast jednego: Odebrać Legii tytuł - jeden. Zdobyć Mistrzostwo - drugi. To notoryczne oglądanie się na Warszawę może okazać się gwoździem do trumny. My nie oglądamy się na nikogo. I jak pisałem wielokrotnie. To na Legię wszyscy zawsze patrzą. Niezależnie od sytuacji.
Szatnia. O tym, czy trener ma szatnie, czy jej jednak nie ma, za pewne wiedzą tylko sami zainteresowani, a medialne przecieki w tej materii traktuję jako szukanie taniej sensacji. Ale to w tej szatni Legii jest paru piłkarzy, którzy mogą ją zespolić na te ostatnie siedem (nie licząc Pucharu Polski) spotkań. Jest Arek Malarz, jest Michał Kucharczyk, jest Miro Radović. To ich wspólne działania wewnątrz drużyny mogą dać najwięcej dobrego. Jarek Niezgoda czy Sebastian Szymański pójdą przecież za nimi w ogień. Pazdan, Mąka i Jędza to nasi etatowi reprezentacji Polski, którzy doskonale wiedzą, jak stworzyć kolektyw, aby wygrywać, aby być drużyną. Niech idą zatem na to piwo, wezmą nowych zawodników, pokażą im filmy z fety na Starówce. I niech ci nowi się trochę zakochają w Warszawie. Absolutnie nie widzę powodu, dla którego ta szatnia nie miałaby być zjednoczona przed decydującą częścią sezonu. A kibice, jak zawsze, staną na wysokości zadania.
Puchar Polski. Nie będzie lepszego przysłowiowego „kopa” niż zdobycie tego trofeum przez Legię i to na parę dni przed arcyważnym meczem z Jagiellonią. Idę o zakład, że doniesienia medialne po tym sukcesie brzmiałyby mniej więcej tak: „Czy Jagiellonia jest w stanie zatrzymać rozpędzoną Legię?”.
Sytuacja jest trudna, ale w mojej ocenie, daleko jej do beznadziejnej. Intensywność spotkań, możliwość potknięć rywali jest wielce prawdopodobna i całość może obrócić się za chwilę o sto osiemdziesiąt stopni. I z chęcią zapomnę o tych wszystkich porażkach z Wisłą Płock czy Arką, o braku awansu do europejskich pucharów zeszłym roku, jeśli w maju będziemy mogli wykrzyczeć: Puchar jest nasz i Mistrz, Mistrz, Legia Mistrz! A z racji tego, że nasza liga jest słaba, zespoły niestabilne, rozstrzygnięcia kuriozalne, to nie zdziwię się wcale, że mocno poobijana w tym sezonie Legia, grająca bez polotu, osiągnie zamierzone cele. I wtedy już nie będzie zmiłuj. Tylko puchary. Bo w Legii nie ma czasu na przestoje. Tu zawsze będzie presja wyniku. I mimo wszystko, już władze powinny myśleć o tym, jak będzie wyglądać Legia w przyszłym sezonie.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.