
Trzecia połowa, czyli dogrywka po karnych
21.07.2017 13:40
(akt. 04.01.2019 12:21)
I cała ta lipcowa piłkarska sinusioda niestety nie działa dobrze na rozgrzane głowy „komentatorów sportowych”, będącymi jednocześnie „trenerami”, „analitykami”, którzy tak skrajnie oceniają każdy mecz. Hama kozak. Hama beznadziejny. Gui super. Gui „do dupy”. Magiera odważny, stawia na młodych. Magiera - po co wpuszczasz dzieciaków? Magik do zwolnienia, nie nadaje się! Widzę progres, Jacek dobrze ustawia drużynę. Schizofrenia pełną gębą. O ile rozumiem, że każdy mecz to są tysiące emocji, o tyle zaczyna mnie mierzić skrajność a czasem wręcz ostateczność osądów na podstawie jedynie 90 minut biegania Legionistów po murawie, którzy dopiero co rozpoczęli sezon. Już po mistrzostwie i Lidze Mistrzów napisało wiele osób po przegranej z Górnikiem. Ale po rozjechaniu Mariehamn euforia sięga szczytów Mount Everestu. Serio?
Może zatem przydałby się mały kubeł zimnej wody na rozgrzane głowy? Owszem, jestem daleki od tego, aby pisać teraz peany na cześć naszych kopaczy, ale zachowajmy trochę zdrowego rozsądku w tym wszystkim. Po Superpucharze (tak, nadal uważam, że ta wpadka nie powinna mieć miejsca), a tym bardziej po porażce z Górnikiem wielu już zaczęło wydawać wyroki na „Magika”. Pisano, że więcej nic nie osiągnie, że za wysokie progi, że przydałby się trener z zagranicy, taki z charyzmą i posłuchem u piłkarzy. Szkoda, że tak szybko co poniektórzy zapomnieli, w jakich okolicznościach Jacek Magiera pojawił się w klubie i co udało mu się osiągnąć. A jak dziś spojrzymy na jego pracę, a przede wszystkim na kadrę jaką obecnie dysponuje, na niepewną sytuację kilku piłkarzy, to chłodno analizując, nie jest źle. Do dyspozycji ma młodzież, Gui’ego, który myślami krąży wokół wyższego kontraktu w innym klubie, Hamę, dla którego wg. mnie obecność w Warszawie, to taki wygodny przedsionek emerytury piłkarskiej, Radovicia poza boiskiem, Pazdana, którego losy cały czas są niepewne, Mąkę, który dopiero co przyszedł, Kopczyńskiego, który musi jeszcze dorosnąć piłkarsko do roli jednego z liderów na boisku, Jędzę i Hlouska, którzy nadal nie obudzili się po Mistrzostwie. Mam wymieniać dalej? Zakontraktowani piłkarze to z reguły wielka niewiadoma i niezależnie od ich talentów, będą musieli mieć chwilę na wkomponowanie się w zespół. A pamiętajmy, że do tego doszły zmiany właścicielskie. To może, ale też nie musi, mieć wpływ na funkcjonowanie drużyny. I pisałem parę tygodni temu, że Legia nie będzie miała czasu na docieranie się, łagodne wchodzenie w sezon, bo od razu dostaje pakiet ważnych meczów i będzie musiała walczyć na różnych frontach. I jak spojrzę na to wszystko „chłodnym okiem” to nie jest, k..., tak źle. Magiera gra tym, co ma, jednocześnie cały czas puszcza oko w kierunku władz klubu, jakich wzmocnień oczekuje. I te poniekąd zaczynają nabierać pomału realnych kształtów. Pisałem również, że Legia to w tej chwili klub, którego szczytem możliwości transferowych są tacy Vadisowie. I to się absolutnie nie zmienia. Jak czasem widzę w komentarzach nazwiska piłkarzy „do wzięcia”, to zastanawiam się, czy ktoś tu przypadkiem nie naczytał się za dużo fantastyki.
Legia na ten sezon ma jasno wyznaczone cele. Awans do grupowych rozgrywek w Lidze Mistrzów, obrona mistrzostwa, a i na kolejny Puchar Polski do kolekcji pewnie nikt się w stolicy nie obrazi.
W innym miejscu, rok temu napisałem:
(…) Chcemy Wielkiej Legii w Europie? To dziś nie lamentujemy, nie rozprawiamy nad słabym stylem gry. Wiemy wszyscy, że prawdopodobnie gorzej już być nie może. I paradoksalnie znaleźliśmy się w sytuacji, że ta słaba, umordowana Legia, wejdzie do Champions League. Niezależnie od tego, jak wiele jeszcze na Łazienkowskiej muszą nauczyć się o profesjonalnym football’u może okazać się to chwilą absolutnie przełomową. Kopem miliona redbulii zamkniętych w jednej zielonej pigułce…Bo jeśli nie wykorzystają do maksimum każdego aspektu związanego z grą w Champions League, to na wiele lat pozostanie nam obserwowanie i analiza meczy z naszymi tuzami krajowymi. Dziś na barki Legii nakładana jest odpowiedzialność za, bądź co bądź, całą piłkarską Polskę. Za chwilę zobaczymy, czy ten absolutny dar od losu, prezent z piłkarskich niebios, stanie się gwoździem do trumny czy wyciągnie, na początku, choć trochę, naszą krajową piłkę na kapkę wyższy poziom, utęskniony przez wielu kibiców. Jeśli tak się stanie, to i o styl gry, zawodników, jakość będziemy znaczenie bardziej spokojni (…)
I pamiętacie, w jakim stylu Legia wczołgała się w zeszłym sezonie na europejskie salony? A ile później przeżywaliśmy fajnych emocji? 3:3 z Realem? Awans z grupy do konfrontacji w Lidze Europy z Ajaxem? I było mistrzostwo Polski? A gdzie były inne ekipy? Szlifowali formę na krajowym podwórku, bo w Europie nie mieli czego szukać. A Lech, o którym wielu pisało, że uzbroił się po zęby, pojechał do Norwegii i dostawał oklep trzema bramkami… Nie chce być złym prorokiem, ale jest spora szansa, że jedynym, tegorocznym przedstawicielem wojaży po Europie w pucharach, i mam tu na myśli grupową rywalizację, będzie Legia Warszawa. Ze statystycznego punktu widzenia to źle, bo nasze drużyny muszą punktować w rankingu, ale spójrzmy realnie na sytuację.
Legia będzie mieć słabsze mecze, będą błędy, niedokładność, złość i frustracja itd. Ale summa summarum to właśnie nasz klub, konsekwentnie i mozolnie, krok po kroku, czasem nieudolnie, popełniając „wielbłądy”, próbuje zmieniać tą polską rzeczywistość piłkarską. Na nas patrzą wszyscy. I to my jesteśmy żywym organizmem, na którym trochę się eksperymentuje, szuka nowych rozwiązań, wyznacza kierunki działań. Jesteśmy na etapie najważniejszej lekcji w piłce klubowej od czasów połowy lat dziewięćdziesiątych. Legia to uczeń wystawiony na pierwszy front. I choć nasze serca chciałyby samych zwycięstw, a po murawie biegających dla naszego klubu wielkich piłkarskich nazwisk, to miejmy z tyłu głowy, że to się nie stanie tu i teraz, a być może za parę lat, jak Legia regularnie będzie odwiedzała europejskie salony. Pamiętajmy o tym, zanim kolejny raz najdzie nas ochota na wystukanie gorącego, jak ziemniak z ogniska, sądu ostatecznego na temat trenera czy danego zawodnika. Weźmy trzy głębokie oddechy i ugryźmy się delikatnie w internetowy język. Piłka nożna jest takim sportem, że powiedzenie „z piekła do nieba” może dotyczyć absolutnie każdego, pojedynczego meczu. Krytykować trzeba, chwalić też, ale ważna jest wg. mnie granica rozsądku tego wszystkiego, bo po awansie (w co wierzę), do grupy w Lidze Mistrzów, większość tych, co zwalniała „Magika” napisze A nie mówiłem, Jacek Magiera King, a po stadionie będzie się niosło Tylko frajery nie lubią Jacka Magiery…
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.