Saganowski: "Nie złożyłem broni"
22.10.2002 10:10
<img src="img2/saganowski.gif" border=0 align=left hspace=3 vspace=6> - Po wypadku doszedłem co prawda do pełni sił, ale już nie grało mi się tak wspaniale. To jednak nie oznacza, że się poddałem. Nie złożyłem broni, postaram się jeszcze, żeby było o mnie głośno! Na razie trudno mi spełnić tę obietnicę, bo trener Okuka nie dał mi tak naprawdę szansy, ale wciąż wierzę, że na mnie postawi, a wówczas się nie zawiedzie. - mówi Marek Saganowski.
- Doskonale pamiętam swój pierwszy mecz w ekstraklasie. ŁKS przegrał wówczas w Mielcu ze Stalą 2:3, a ja wystąpiłem w ostatnich 20 minutach - wspomina napastnik Legii. - Później coraz częściej wchodziłem na boisko w końcówkach. Pierwsze gole zdobyłem jednak dopiero wówczas, gdy po raz pierwszy zagrałem od początkowego gwizdka. Do ŁKS był wypożyczony wówczas Marcin Mięciel. Nie mógł jednak zagrać z Pogonią, pauzował za czwartą żółtą kartkę. Wskoczyłem za niego do składu i nikt nie narzekał, bo strzeliłem dwie bramki! Później było jeszcze lepiej. Na tyle, że bez kłopotu wyjechałem za granicę.
- W Feyenoordzie Rotterdam i HSV Hamburg już pan jednak nie zabłysnął.
- Wcale jednak nie dlatego, że byłem za słaby. Holendrzy i Niemcy rywalizowali o wysokie stawki, więc zakładali, iż tak młody piłkarz jak ja powinien uczyć się od starszych kolegów. I wystawiali mnie w końcówkach. A ja byłem niecierpliwy, chciałem grać jak najwięcej, najlepiej w wyjściowym składzie. Byłem młody, wydawało mi się, że świat leży u moich stóp. Gdybym wykazał trochę więcej cierpliwości, pewnie moja kariera potoczyłaby się zupełnie inaczej. Przecież jako osiemnastolatek osiągnąłem bardzo dużo, miałem pewne miejsce w reprezentacji.
- Konkretnie w trzech reprezentacjach: juniorów, młodzieżówce i drużynie narodowej!
- Zgadza się. Najchętniej korzystałem jednak z zaproszeń Antoniego Piechniczka do pierwszej drużyny. Ten doświadczony szkoleniowiec nie wahał się postawić na młokosa. Niestety, nie odwdzięczyłem mu się golem w oficjalnym spotkaniu. Na listę strzelców wpisywałem się w nieoficjalnych meczach w Chile.
- Potem wrócił pan do Polski i uległ wypadkowi motocyklowemu.
- Wróciłem, bo chciałem jak najwięcej grać. Dziś wiem, że to był błąd, bo w Feyenoordzie miałem zagwarantowany czteroletni kontrakt i na pewno bym wypłynął. Po wypadku doszedłem co prawda do pełni sił, ale już nie grało mi się tak wspaniale. To jednak nie oznacza, że się poddałem. Nie złożyłem broni, postaram się jeszcze, żeby było o mnie głośno! Na razie trudno mi spełnić tę obietnicę, bo trener Okuka nie dał mi tak naprawdę szansy, ale wciąż wierzę, że na mnie postawi, a wówczas się nie zawiedzie.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.