News: Rzut Beretem: Kac po Ursusie

Rzut Beretem: Banasik jak Urban. O co tu chodzi?

Piotr Jóźwiak

Źródło: Legia.Net

28.12.2013 12:32

(akt. 04.01.2019 13:16)

Gdyby ostatnie dni w Legii mocno uprościć, można by zwariować. Pogonili trenera, który zostawił drużynę na pierwszym miejscu, z przewagą pięciu punktów nad drugą drużyną, a zastąpił go skaut z Norwich. Temat przewałkowany, zresztą wypowiedziała się już nawet Agnieszka Radwańska. To zupełnie nieistotne, że Henning Berg w szatni Legii był krócej od klubowych sprzątaczek. Że wiadomo, czego życzył kibicom na święta, lecz niewielu tak naprawdę zastanowiło się: a co on, ten Wiking, będzie chciał w zasadzie tutaj zrobić? Jeszcze mniejszy procent kibiców śledzi zmiany na drugim planie. Jeżeli na ostatniej prostej nic się nie wydarzy, Dariusza Banasika, szkoleniowca rezerw - również lidera tabeli - zastąpi Jacek Magiera.

Banasik. Jeden z tych, którzy na Łazienkowską trafili w najlepszym możliwym okresie. Wtedy, jak zamiast akademii, była Akademia Pana Kleksa, tyle że w telewizji. Wiedział, kiedy odkleić się od Andrzeja Trzeciakowskiego, u którego uczył się w Delcie i który zabrał go do Legii. Po wielu protestach rodziców, narzekających na chamskie okrzyki i wulgarność (m.in. afera z żałobnymi opaskami po śmierci JP II), Trzeciakowskiego z roboty zluzowano, a jego wychowankowie-trenerzy zaczęli piąć się w hierarchii akademii, rosnącej w siłę początkowo bardzo mozolnie.


Banasik wziął rocznik '95, z filigranowymi Olkiem Jagiełłą i Rafałem Parobczykiem, do których dobrał Kubę Araka czy Mateusza Zawala. I jego drużyna grała efektownie. Długo przetrzymywała piłkę, często ze zmianami ciężaru gry, by nagle - gdy przeciwnik jeszcze nie zdąży zorganizować defensywy - zawierzyć indywidualnym umiejętnościom dwóch pierwszych i wyjątkowej skuteczności trzeciego.


To robiło wrażenie. Na mecze Legii '95 systematycznie, a przede wszystkim z przyjemnością, chodził Dariusz Wdowczyk, w tamtym czasie zdobywający mistrzostwo Polski 2006. Banasik zasłużenie wyrobił sobie opinię trenera, który własny styl jest w stanie przełożyć na wysiłek całego zespołu. Dlatego po tym, jak Młodą Legię przestał prowadzić Jacek Mazurek, funkcję trenera drugiego zespołu otrzymał właśnie Banasik, do spółki z Piotrem Strejlauem. Początkowo pracowali w duecie, później jednak tę spółkę rozwiązano - Strejlau ruszył w menedżerkę, z kolei Banasik w końcu miał spokój. Miał też, choć nie od razu, wyniki.


I tutaj właśnie pies jest pogrzebany. Dwa mistrzostwa. Często jest tak, że ktoś pojawia się w złym miejscu i o tej porze - to takie dość wdzięczne wytłumaczenie, czemu znów się nie udało. Jeżeli zaś chodzi o Banasika, sytuacja jest całkowicie odwrotna. Dostawał Wolskich czy Furmanów, ogrywał ich najpierw u boku graczy schodzących z pierwszej drużyny, by następnie od wychowanków oczekiwać jakości i odpowiedzialności za wyniki. Ot, cały przepis na sukces?


Gdyby jednak oddać głos zawodnikom i dociec, na pracy z którym szkoleniowcem zyskali więcej - trenując z Banasikiem czy Krzysztofem Dębkiem, odpowiedzi byłyby druzgocące. Ja wiem, że najlepszy trener to taki, co najwięcej daje grać. Zrobiłem to, przepytałem towarzystwo, i musicie mi wierzyć na słowo: dokładnie dwóch na ponad dwudziestu nie wybrało Dębka. Możecie myśleć, jak tylko macie ochotę, nie do mnie bowiem należy przekonywanie was lub lobbowanie jednego kosztem drugiego, natomiast na moją wyobraźnię ten wynik działa. Dla jasności uporządkujmy fakty: Dębek odpowiada(ł) za juniorów starszych, czyli bezpośrednie zaplecze Młodej Legii, od niedawna zwanej Legią II.


Jedni piłkarze nie dowierzali, z jakiego powodu to Dębek odwala czarną robotę, a Banasik spija śmietankę w wywiadach. Inni zwracali uwagę, że Banasik nastawiał się w każdym kolejnym sezonie na wykreowanie trzech-czterech piłkarzy, a resztę - mówiąc kolokwialnie - miał w dupie. Dębek z kolei momentami przesadzał z roszadami, ciągle grzebał w składzie, ale grali prawie wszyscy. Taka specyfika pracy w drugim zespole, a taka w zespole juniorskim - ktoś powie. Po części rzeczywiście, trudno oponować, lecz ta różnica jest ogromna. Na tyle ogromna, że chyba obu panom ulżyło, gdy przed tym sezonem znów mogli robić swoje, oddzielnie.


Daniel Łukasik, Marcel Gąsior, Kamil Kurowski, a także najświeższy przykład, z minionej jesieni - Bartek Kalinkowski. Co łączy te nazwiska? To środkowi pomocnicy, bardzo dobrze wyszkoleni taktycznie, a w każdym razie wyszkoleni pod tym względem lepiej niż ich rówieśnicy, których Banasik szybciej zabrał do siebie. Każdy z nich na swoją szansę w drugim zespole czekał długo, w międzyczasie łapiąc minuty w juniorach. Skoro sytuacja powtarza się praktycznie co rok, raczej nie mówimy o przypadku. Dębek nie tylko warsztatowo, bo charakterologicznie i merytorycznie również, niezbędny był mi jako papierek lakmusowy. Weźmy na przykład język obcy. Dla obecnego jeszcze trenera rezerw stosunkowo niedawno, w trakcie międzynarodowego meczu, sędzia nazywał się "arbitro". Wciąż nie wiem, czego dowiedział się na jesiennej konferencji w Turcji, skoro dużego wysiłku trzeba, by przechytrzyć złośliwą barierę językową. Z Essamem, pomyłką do sześcianu, a także Brazylijczykami z Fluminense lub wcześniej Albertem Brucem - oczywistej przyczyny kontakt bywał utrudniony. Nie zawsze sama gestykulacja wystarczy, zważywszy że o odpowiednim przesuwaniu się na boisku wymienieni powyżej pojęcie mają co najwyżej mgliste...


Prawdę powiedziawszy, ja wciąż nie wiem, czy Banasik to trenerski przebieraniec, który dzięki sprzyjającemu splotowi okoliczności wygrał już wszystko, co miał do wygrania, a teraz skompromituje się w innym miejscu, czy przeciwnie - zastąpienie go Magierą, pomoże mu podjąć decyzję o spróbowaniu swoich sił poza Legią, gdzie potwierdzi dotychczasowe sukcesy. Żeby być zupełnie szczerym, mogę zrobić dwie rzeczy - powiedzieć, co mnie się w nim podoba, oraz posłużyć się opinią kogoś, kto swoje w piłce już widział.


***


Lubię, kiedy ktoś wali prosto z mostu. Nie czaruje, nie lawiruje, a operuje konkretami. Od Banasika nie usłyszelibyście, że przy pomyślnych wiatrach z boiskowego pokraki może coś będzie, tak samo jak tona bekonu w Izraelu może się sprzeda. Realista, po prostu, twardo stąpający po ziemi. Kiedy z Legią żegnał się Marko Suler, swego czasu zesłany do drugiej drużyny, korzystając z okazji zapytałem go: dobry trener z tego Banasika? Mimo że chwalił w mediach Słoweńca za podejście, za zaangażowanie, ten pokiwał głową tyle przecząco, co znacząco. Dał do zrozumienia wprost, że nie. Że miły, ale nie ta charyzma.


***


I naprawdę, niczego szokującego w odejściu Banasika bym się nie doszukiwał. Dużo wygrał, CV napakował do tego stopnia, że nie domknie bagażnika. No, tyle że jakoś tak niezbyt fortunnie wyszło - po tragicznej, zawstydzającej wręcz pierwszej części sezonu - jakkolwiek to zrobił - rundę zakończył na samym szczycie tabeli. Trochę pewnie przypadkowo, lecz przyjdzie mu prawdopodobnie w najbliższych dniach podzielić los Urbana. O ile jednak Berg jest jak ładne pudełko, nie wiadomo tylko, czy puste, to Magiera tę nową jakość zagwarantuje.


Autor jest dziennikarzem serwisu weszlo.com

Polecamy

Komentarze (60)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.

Uwaga!

Teraz komentarze są ukryte, aby poprawić komfort korzystania z serwisu Legia.Net. Kliknij przycisk „Zobacz komentarze”, aby je wyświetlić i dołączyć do dyskusji.