
Przegląd prasy: W końcu pogonili Hasiego
19.09.2016 09:57
(akt. 21.12.2018 15:34)
Przegląd Sportowy - Decyzja została podjęta po meczu Ligi Mistrzów z Borussią Dortmund (0:6). Besnik Hasi miał być trenerem na lata, a nie doczekał... końca lata. Po porażce z Zagłębiem prezes Legii Bogusław Leśnodorski poinformował na Twitterze: „Od jutra drużynę prowadzi Vuko”. Aleksandar Vuković, dotychczasowy asystent Hasiego, jest opcją tymczasową. Od poniedziałku rozpoczynają się konkretne rozmowy z Jackiem Magierą. Były piłkarz Legii świetnie radzi sobie w Zagłębiu Sosnowiec, prowadzi w I lidze, zbiera niezbędne doświadczenie. W Legii był plan taki, żeby Magiera zbierał doświadczenie w innym klubie, a z czasem trafi ł na Łazienkowską. Okoliczności jednak wymuszają takie, a nie inne działanie już teraz. Wpływ na to ma nie tylko fakt, że wkrótce drużyna rozgrywa kolejne ważne mecze, ale i aspekt finansowy. Spłacając Hasiego, trudno znaleźć fundusze na topowego i drogiego trenera z zagranicy. Dziś szefowie klubu będą rozmawiali z Albańczykiem na temat rozwiązania umowy. Ostateczne decyzje mają zapaść w najbliższych dniach.
Bardzo poważnym kandydatem na trenera Legii był Adrian Gula. Jego kontrakt z Żyliną obowiązuje jednak do 2018 roku (jak Hasiego z Legią). Niedawno go przedłużył. Podobno był kontakt z Olegiem Kononowem, który tydzień temu rozstał się z FK Krasnodar. Jednak to trener poza zasięgiem finansowym legionistów, a poza tym jest bliski podjęcia pracy w Izraelu, zdecydowanie lepiej płatnej. Szkoleniowców proponują także agenci. Tak było z Leszkiem Ojrzyńskim, mówi się także o Ukraińcu i niedoświadczonym trenerze z Niemiec.
Pozostaje wyjątowy niesmak Hasi zostawi po sobie spaloną ziemię. Trudno w ostatnich latach przypomnieć sobie szkoleniowca, którego Legia żegnałaby z takim niesmakiem. Miał być powiewem świeżości, wprowadzić drużynę na wyższy poziom, sprawić, że będzie grała widowiskowo. Dziś fakt, że to on zastąpił Stanisława Czerczesowa, wygląda wręcz niepoważnie. Do Rosjanina było wiele zarzutów, ale porównywanie tych trenerów to jak porównywanie złota do tombaku.
Sport - Zagłębie zagrało od pierwszych minut dwójką napastników. Od początku w ekipie gości z przodu walczyli Martin Neszpor i Michal Papadopulos, który już w 10 minucie mógł pokonać Arkadiusza Malarza, ale golkiper obronił jego uderzenie głową. Siedem minut później bramkarz Legii skapitulował. Po rzucie rożnym wykonywanym przez Krzysztofa Janusa piłkę głową przedłużył Neszpor, który wygrał pojedynek z Pazdanem, akcję zamykał Jarosław Jach, który łatwo wpakował futbolówkę do siatki. W 33 min na bramkę uderzał Łukasz Janoszka, piłka trafiła w rękę Pazdana. Sędzia słusznie podyktował „jedenastkę”. Janus strzelił mocno w prawy górny róg, Malarz rzucił się w drugą stronę. Rozmowy w szatni Legii poskutkowały. Bardzo dobre zmiany dali także Michaił Aleksandrow i Thibault Moulin. W 57 minucie było już 2:2! Jakub Czerwiński wykorzystał zamieszanie w polu karnym, a później Moulin wyłożył piłkę Steveenowi Langliowi i pomocnik uradował kibiców zgromadzonych na Łazienkowskiej. W 71 min Pazdan tak pechowo interweniował po wrzutce Janusa, że wpakował piłkę do własnej siatki. W 85 min nieodpowiedzialnie zachował się Lubomir Guldan, sfaulował w polu karnym Guilherme. Nemanja Nikolić uderzył z 11 metrów za lekko i Polaczek pewnie złapał piłkę!
Fakt - Już przed meczem w szatni coś wisiało w powietrzu. Na Hasiego wściekli się Maciej Dąbrowski oraz Gruzin Waleri Kazaiszwili. Piłkarze mieli pretensje do szkoleniowca o to, że nie wystawił ich w podstawowym składzie. Albańczyk dał im wybór: trybuny albo dom. – Wrócił Pazdan, więc dla Dąbrowskiego nie było miejsca. A Kazaiszwili musi się uczyć imion kolegów, bo w meczu z Borussią krzyczał do nich po numerach – stwierdził Hasi. W przerwie, gdy Legia przegrywała 0:2, też było gorąco. Krzyki pomogły ledwie na kwadrans, kiedy legioniści odrobili straty. Ale to było za mało. Przebłyski przyzwoitej gry nie wystarczyły na dobrze grające Zagłębie. Dopełnieniem obrazu nędzy i rozpaczy w Legii był samobój kapitana Michała Pazdana oraz niewykorzystany rzut karny króla strzelców ekstraklasy Nemanji Nikolicia. „Chcemy trenera, a nie Hasiego frajera” – domagali się kibice na trybunach.
Gazeta Wyborcza - Historię meczu z Zagłębiem Lubin należy zacząć pisać nie od pierwszego gwizdka, ale piątku, gdy Besnik Hasi faktycznie miał dowiedzieć się o tym, że to jego ostatnie spotkanie. Decyzja zarządu wtedy wyciekła do mediów, jeszcze bardziej destabilizując sprawy wewnątrz drużyny. Zwłaszcza, że w sobotę Albańczyk poprowadził trening, w niedzielę podjął dyskusyjne decyzje odnośnie składu i normalnie prowadził zespół.
- Takie ciągłe spekulacje nam nie pomagają, wprowadzają chaos - mówił później Michał Pazdan. On razem z Arkadiuszem Malarzem wyszli do dziennikarzy po porażce z Zagłębiem Lubin (2:3), ale nie po to, by odbębnić obowiązek. Odpowiadali długo i cierpliwie, zaskoczeni rozwojem wydarzeń pomeczowych i bezradni wobec zapaści w jaką stacza się Legia. A przecież mowa o dwóch piłkarzach, którzy w ostatnim roku stali się liderami mistrzowskiej drużyny, kluczowymi na drodze do Ligi Mistrzów.
Tymczasem okres pracy Hasiego w Legii zostanie zapamiętany jako ciągły chaos, w który włączyli się wszyscy: właściciele, piłkarze, a nawet kibice, którzy w trakcie ostatniego meczu z Borussią Dortmund przebiegli przez pół stadionu I próbowali sforsować sektor gości. W niedzielę najbardziej zastanawiała sytuacja Macieja Dąbrowskiego, który wyszedł nawet na murawę z zespołem, a jego koszulka była wywieszona w szatni, by następnie dowiedzieć się, że nie zagra przeciwko swojej niedawnej drużynie. - Wrócił Pazdan, ja potrzebowałem jednego obrońcy na ławce, decyzję podjąłem na podstawie treningu - tłumaczył niewzruszony Hasi. Na rezerwie nie zmieścił się też Waleri Kazaiszwili. Gruzin po wyjściu w pierwszym składzie na mecz z Borussią mógł oczekiwać przynajmniej miejsca w "osiemnastce". Gdy zobaczył, że go w niej nie ma, miał wezwać taksówkę i wrócić do hotelu. - Najpierw niech nauczy się imion, ksywek kolegów, a potem będzie mógł liczyć na miejsce w drużynie - odburknął Hasi po spotkaniu z Zagłębiem. Brzmiało to, jak rewanż trenera za to, że Kazaiszwili przyznał się do krzyczenia na kolegów po ich numerach w meczu z Borussią. W piątek go bronił, w niedzielę odsunął za to samo od składu.
Super Express - Hasi w niespełna trzy miesiące dokonał przy Łazienkowskiej rzeczy niebywałej. Zniechęcił do siebie nie tylko piłkarzy, ale chyba wszystkich pracowników klubu. Mimo że miał tragiczny bilans (5 wygranych na 18 meczów), był butny, arogancki, nieprzyjemny. Wszystko wiedział najlepiej. Potrafił zrobić awanturę, bo nie podobał mu się kolor służbowego samochodu, który dostał do dyspozycji. Do tego stopnia obrzydził życie piłkarzom, że ci, kiedy w piątek gruchnęła wieść, że Albańczyk zostanie zwolniony, dzwonili do znajomych dziennikarzy z pytaniem, czy to prawda. Pogoniony z Anderlechtu Hasi lubił podwładnych pouczać, strofować, był wciąż niezadowolony, wiecznie miał do wszystkich pretensje. W klubie żartowano, że gdy spojrzy przy goleniu w lustro, to widząc swoje skrzywione odbicie, jest zły sam na siebie. Mimo że miał w Legii komfortowe warunki – dostał zawodników, jakich sobie zażyczył, poparcie szefów klubu i kolegę ze wspólnej gry w Brukseli, Michała Żewłakowa, jako dyrektora sportowego – to i tak w koncertowy sposób z drużyny, która wygrała mistrzostwo i Puchar Polski, zrobił człapaków, których lał kto chciał. Skłócił szatnię, forował nowych, publicznie kwestionował umiejętności niedawnych liderów.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.