News: Przegląd prasy: Genialny Guilherme

Przegląd prasy: Układ zamknięty

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

04.03.2014 08:42

(akt. 21.12.2018 15:23)

Wtorkowa prasa sportowa nadal zdominowana jest przez tematy pozasportowe. Oto kilka wybranych tytułów prasowych: Przegląd Sportowy - Układ zamknięty; Gazeta Wyborcza - Czy Legia zerwie z kibolami?; Rzczpospolita - Mądrzy po szkodzie; Fakt - MSW chce ścigać prezesa; Super Express - Mądry "Leśny" po szkodzie; Puls Biznesu - Bomba w czołgu Mioduskiego.

Przegląd Sportowy - Wiele razy rozmawialiśmy na ten temat z Bogusławem Leśnodorskim. Sugerowaliśmy, że brnięcie w środowisko kibicowskie jest drogą do nikąd. Zawsze zapewniał, że wie, co robi, że wszystko kontroluje. Wkręcił się jednak w układ, który na początku dał mu sporo dobrego, ale patrząc z perspektywy opinii publicznej, był co najmniej niestosowny. Dwuznaczne znajomości z kontrowersyjnymi osobami ze środowiska, przymykanie oczu na łamanie prawa, czyli nielegalną pirotechnikę. Przesadzenie fanów z Żylety, kiedy ta była zamknięta, w konsekwencji na przyzwolenie wygonienia tych, którzy mają karnety w innych miejscach na stadionie. Legia dała palec, a jak wiadomo, można przy tym stracić całą rękę. W pewnym momencie stała się zakładnikiem układu. Prezes jedną nogą stał w klubowym gabinecie, drugą na "Żylecie". Zaangażował się całym sercem, bo sam jest kibicem, co miało być atutem. Było, ale tylko do niedzieli.


Gazeta Wyborcza
- Leśnodorski wypierał się wszelkich układów z kibolami, o które pytali dziennikarze. I pewnie formalnych nie zawierał, ale nie ulega wątpliwości, że stwarzał atmosferę przyzwolenia na łamanie prawa. Bywalców "Żylety",wielokrotnie narażających Legię na ogromne straty finansowe i wizerunkowe, wychwalał jako najlepszych kibiców w Europie. Ich bluzgającego przez megafon zapiewajłę zapraszał do klubowego samolotu lecącego na mecz eliminacji Ligi Mistrzów ze Steauą Bukareszt. Kiedy działacze UEFA karali Legię za wywieszanie ksenofobicznej symboliki, zarzucał im uleganie lewackim modom. Zamykającego trybuny wojewodę oskarżał, że działa na zlecenie polityków. Groził, że piłkarze w geście protestu nie wyjdą na boisko, próbował namawiać inne kluby, by ekstraklasa zawiesiła rozegranie jednej kolejki. Nie chciał nakładać zakazów klubowych, po kolejnych incydentach powtarzał: "Nieukaraliśmy nikogo" i "Wyłapywanie naruszających prawo to obowiązek policji". Słowem, po wybrykach kiboli zachowywał się jak jeden z nich. Wykręcał kota z ogonem, pozował na ofiarę spisków. A Legia traciła pieniądze. Trudno oszacować ile, bo dotkliwiej niż wymierzane przez UEFA i PZPN grzywny uderzał w nią brak wpływów z meczów w europejskich pucharach i ligowych, rozegranych przy pustych lub częściowo zamkniętych trybunach. W każdym razie koszty hołubionej przez prezesa "atmosfery na stadionie" szły w miliony.


Rzeczpospolita - Wszyscy wiedzą, co po awanturach przy Łazienkowskiej należy zrobić: przykładnie ukarać. Każdy, od kogo w jakimś stopniu zależy bezpieczeństwo na stadionach i w ich okolicach, uważa, że wywiązuje się ze swoich zadań. To jest obłuda rzadko spotykana. Nikt się nie wywiązuje. Policja, która kompromituje się co jakiś czas, a teraz szczyci się tym, że zatrzymała 38 kibiców, w tym 36 z Białegostoku? Miała ich pod ręką, zgrupowanych w jednym sektorze. Legia, której pracownik nie miał nawet klucza do bramy i policja musiała ją sforsować w podobnym stylu jak kibole kilkadziesiąt metrów dalej? Szef ochrony klubu, zwlekający z wezwaniem policji, mimo że gołym okiem widać było realne zagrożenie utraty zdrowia i życia kibiców?


To, co się stało, było do przewidzenia. Ja nie miałem złudzeń od lipca ubiegłego roku, kiedy przy Łazienkowskiej rozgrywano turniej o puchar Kazimierza Deyny. Nowy prezes Legii Bogusław Leśnodorski przywrócił wówczas do łask "Starucha". Patrzył na to poprzedni prezes Mariusz Walter, pamiętający, jak "Staruch"szargał dobre imię Jana Wejcherta po jego śmierci i życzył jej Walterowi. Człowiek z klasą nie robi takich rzeczy, a tym gestem Leśnodorski nie tylko obraził Waltera, ale też kupił sobie kibiców Żylety, dla których stał się swoim, "Leśnym". Od tej pory na Łazienkowską wróciły praktyki z najgorszych czasów formalnego panowania tam Pol-Motu,kiedy naprawdę rządzili kibole i mówili władzom, co mają robić. Przez kilkanaście miesięcy sprawowania władzy poważny prawnik Bogusław Leśnodorski sprawiał wrażenie dużego dziecka, którego marzeniem jest rytmiczne bicie w bęben na Żylecie. Kibice czuli się bezkarni i widzieli w nim obrońcę. I nie tyle oni go zawiedli, ile jego inteligencja.

Fakt - Ministerstwo Spraw Wewnętrznych stwierdziło, że winę za zajścia na stadionie Legii ponosi organizator. Możliwe, że prezes Bogusław Leśnodorski i inni członkowie zarządu zostaną pociągnięci do odpowiedzialności karnej. - Ministerstwo złoży zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez organizatora w związku z ustawą o bezpieczeństwie imprez masowych - napisano w oświadczeniu.


Super Express - Wszyscy dobrze znający Bogusława Leśnodorskiego podkreślają, że dawno nie widzieli go tak załamanego. W niedzielę prezes Legii na własne oczy przekonał się, czym kończy się próba układania się z ludźmi, którzy wszelkie porozumienia mają po prostu gdzieś. Przez długie miesiące prezes płacił coraz wyższe kary spowodowane nieodpowiednim zachowaniem pseudofanów, ale i tak ich bronił, licząc, że dalsze granice nie zostaną przez nich przekroczone. Na meczu z Jagiellonią zobaczył jednak, że cała jego polityka nie miała żadnego sensu. Dasz bandycie palec, to zaraz potem przyjdzie po całą rękę. Tolerowanie łobuzów na stadionach (vide kilka innych klubów) nigdy nie kończyło się dobrze, więc nie mogło się też dobrze skończyć na Legii. Bo bandyta to bandyta, nieważne, czy z Warszawy, czy z Poznania.


Puls Biznesu - Legia to mój czołg do końca życia. Udowodnię, że w piłkarskim biznesie piłki nie będą mnie omijać - mówił miesiąc temu Dariusz Mioduski na łamach "Pulsu Biznesu", tłumacząc podwaliny swojej inwestycji w Legię Warszawa. Zaczęło się nieźle - Legia sprzedała z dużym zyskiem jednego z graczy, potem w lidze wygrywała jak na zawołanie. Bomba w czołgu wybuchła w pierwszy weekend marca. Wrótce okaże się, czy burdy kibiców nie będą kosztowały Legii więcej niż kiedykolwiek w historii. Wojewoda może podjąć decyzję nawet o zamknięciu stadionu na najbliższe pół roku. Dla ofensywnych planów Dariusza Mioduskiego byłby to mocny biznesowy cios. - Tak to wygląda: w kilkanaście minut zostało zniszczone to, co jako klub budowaliśmy przez ostatni rok - przyznaje Mioduski. Rok pracy nad klubem po nowemu poszedł w piach. A wraz z nim nawet kilkanaście milionów złotych.

Polecamy

Komentarze (38)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.

Uwaga!

Teraz komentarze są ukryte, aby poprawić komfort korzystania z serwisu Legia.Net. Kliknij przycisk „Zobacz komentarze”, aby je wyświetlić i dołączyć do dyskusji.