
Przegląd prasy: Szczęście było przy Legii
10.05.2018 11:10
(akt. 21.12.2018 15:34)
Przegląd Sportowy - Mistrz prowadził 2:0, szybko stracił dwa gole i jednego zawodnika, ale wygrał 3:2. 87. minucie gospodarze wyprowadzili kontrę, po której Sebastian Szymański był sam na sam z bramkarzem. Po jego strzale piłka odbiła się od słupka. Nie minęła sekunda, a jęk zawodu zamienił się w okrzyk radości. Cafu tylko dostawił stopę i trafi ł na 3:2. Piłkarze z Płocka opuścili głowy. Walczyli na całego, jakby bili się o mistrzostwo Polski, ale z Warszawy wyjeżdżają z niczym.
W ostatniej kolejce sezonu zasadniczego zespół trenera Jerzego Brzęczka pokonał w Białymstoku Jagiellonię, a w rundzie fi nałowej odebrał już punkty Górnikowi w Zabrzu oraz Lechowi u siebie. Przy Łazienkowskiej był bliski przedłużenia serii meczów bez porażki w na wyjazdach do pięciu (wcześniej trzy wygrane i jeden remis). Ale ostatni zryw dał legionistom trzy punkty.
Po ostatnim gwizdku walczący do upadłego legioniści padli z wycieńczenia na murawę, ale pod wodzą Klafuricia – nawet jeśli ten się myli z wyborem składu – jeszcze nie przegrali. W środę szczęście było przy mistrzu Polski, ale i drużyna umiała mu pomóc.
Sport - Wisła Płock nie była w środę zespołem gorszym od Legii. Tyle że sprezentowała gospodarzom trzy gole, więc do domu wróciła bez punktów. Emocjonujące spotkanie obejrzeli przy Łazienkowskiej niezbyt liczni – jak na stołeczne standardy – kibice. Legia znów zagrała bezbarwnie, ale w decydujących momentach miała szczęście, któremu potrafiła pomóc.
Przede wszystkim miała jednak Arkadiusza Malarza między słupkami i to głównie dzięki niemu utrzymała prowadzenie w tabeli. Goście stworzyli bowiem tyle dogodnych sytuacji, że gdyby nie fenomenalne interwencje golkipera, nawet trzy trafienia nie umożliwiłyby ekipie Deana Klafuricia zgarnięcia z murawy pełnej puli.
Super Express - Legia przez większą część meczu grała źle, ale zdołała zadać Wiśle decydujący cios w końcówce i wygrała 3:2. Katem drużyny z Płocka okazał się Cafu, który zdobył dwa przypadkowe, ale bardzo ważne gole, które mogą mieć wielkie znaczenie w walce o mistrzostwo Polski.
Wydawało się, że równie słabego występu jak w niedzielę w Białymstoku piłkarze Legii nie są w stanie powtórzyć. A jednak, w pierwszej połowie mistrzowie Polski grali w jednostajnym tempie, a w ich poczynaniach więcej było przypadku niż błysku. Nawet prowadzenie legioniści objęli nie po wypracowanym zagraniu z rzutu rożnego, ale dzięki nieudolności bramkarza Wisły Thomasa Dahne, który zamiast łapać piłkę, tak beznadziejnie ją wybił, że trafił w Cafu. Odbita od Portugalczyka futbolówka wpadła do siatki. Piłkarskie jaja! To samo określenie jak ulał pasuje do oceny występu Eduardo. Były napastnik Arsenalu, który wczoraj zastępował borykającego się z urazem pleców Jarosława Niezgodę, niemal każdym zagraniem pokazywał, że po czasach świetności zostało mu tylko nazwisko.
Fakt - Gdyby nie: Arkadiusz Malarz, Michał Kucharczyk i Cafu Legia mogłaby zapomnieć o obronie mistrzostwa Polski. A tak, szczęśliwie, pokonała Wisłę Płock 3:2 i jest w grze o tron. Szczęśliwie, bo poza profesorem Inakim Astizem i szybkim Sebastianem Szymańskim, reszta dreptała. Szczęśliwie, bo chwalony ostatnio bramkarz Wisły Thomas Daehne nastrzelił Cafu, który zdobył bramkę. Szczęśliwie, bo nieoceniony Malarz znów kilka razy uratował kolegów. Szczęśliwie, bo Kucharczyk niespełna minutę po wejściu na boisko obudził legionistów z letargu i zdobył drugą bramkę. Szczęśliwie, bo dla grającej w dziesiątkę Legii, Cafu zdobył bramkę na wagę zwycięstwa. Ale, ponoć, szczęście sprzyja lepszym.
Gazeta Wyborcza - Była 83. minuta. Piłkarze Legii byli załamani – Sebastian Szymański rozkładał bezradnie ręce, Michał Kucharczyk się wściekał, ktoś schował w dłoniach twarz. Dodający otuchy i klaszczący piłkarzom trener Dean Klafurić nie wyglądał na wiarygodnego, raczej jakby robił dobrą minę do złej gry. Legia w cztery minuty dała sobie bowiem wbić dwie bramki i w ten sposób roztrwoniła prowadzenie i szansę na być może najcenniejszą wygraną w sezonie, przybliżającą ją do tytułu.
Fani byli wściekli, ale piłkarze się nie poddali. Zaczęli szaleńczo atakować, tyle że w szaleństwie tkwiła metoda. Oto w 87. minucie pod pole karne Wisły pognał obrońca Cafu, ale prowadzący piłkę Sebastian Szymański nie widział go. I kopnął w bramkę. Piłka pechowo uderzyła w słupek, ale szczęśliwie odbiła się w… nadbiegającego Brazylijczyka. Legioniści wpadli w euforię, piłkarze rzucili się sobie w ramiona, a goście padli bezwiednie na murawę. Byli krok od spełnienia niespodzianki i – być może – odebrania Legii kluczowych w walce o tytuł punktów. Ale górą była Legia i to ona umacnia się jako lider ligi. I jest już tylko dwa kroki od mistrzostwa Polski.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.