
Piotr Włodarczyk: O transferach dowiadywaliśmy się z mediów
27.06.2025 12:10
(akt. 27.06.2025 12:12)
- Zeszłego lata Feio dostał każdego gracza, którego chciał. Ba, mówił, że z taką kadrą nie mamy wyjścia – gramy o mistrzostwo. Przyszedł pierwszy kryzys, co jest naturalne, i wtedy zaczął marudzić. Nigdy wprost nie uderzył w Jacka Zielińskiego, ale każdy rozumiał przekaz. Wbijał szpilki oraz krytykował ruchy transferowe. Później Radek Mozyrko otrzymał zadanie, aby rozmawiać z innymi trenerami, a więc potencjalnymi kandydatami. Wykonywał swoją pracę profesjonalnie, ale te doniesienia dotarły do Feio. Wtedy Portugalczyk zaczął publicznie, ale przede wszystkim wewnętrznie atakować Radka. Między innymi kazał mu się wynosić z treningu. Nikt z góry z zarządu nie starał się tego konfliktu załagodzić. Nikt nie próbował wyhamować jego zachowań.
- Zimą w gruncie rzeczy nie prowadziliśmy działań. Istniał co prawda komitet transferowy, ale mam wrażenie, że decyzje o transferach podejmowali głównie Feio i Marcin Herra. Być może uczestniczyli w tym także inni, choć trudno mi to jednoznacznie stwierdzić. My jako skauci nie braliśmy w tym udziału. Siedząc w biurze i wykonując swoją pracę, z mediów dowiadywaliśmy się o transferach. Byłem pracownikiem Legii, ale nikt o moje rekomendacje nie pytał oraz nie brał ich pod uwagę.
- Mieliśmy ciekawą listę napastników, którzy byli wysoko w naszych rankingach i w zasięgu klubu. Był moment, że Feio lub ktoś z jego sztabu z góry ignorował nasze rekomendacje. Nawet gdybyśmy zaproponowali Lionela Messiego, Portugalczyk i tak by go nie zaakceptował, ponieważ był to pomysł działu skautingu. (śmiech). Narracja Feio skupiała się na krytyce skautingu i klubu, a wiadomo, że kibice lubią takie "igrzyska". Nikt tego oficjalnie nie dementował. W efekcie działania Portugalczyka doprowadziły do realnych zmian, bo ze stanowisk lub z klubu odchodzili kolejni pracownicy, tacy jak Zieliński, Radek Mozyrko czy dział skautingu. Feio zanim trafił do Legii, nigdy nie pracował jako pierwszy trener w PKO BP Ekstraklasie, a mimo to wszystkich w klubie przekonał do swoich poglądów. Zachowywał się tak, jakby widział już wszystko i wszystko rozumiał.
- Kiedy do Legii przychodził Jean-Pierre Nsame, każdy z nas wiedział, że nie będzie dużo biegał, ale można go wykorzystać w inny sposób. Young Boys grało na większej intensywności niż Legia, a Nsame strzelał wiele goli. Szkoleniowiec potrafił wykorzystać walory tego napastnika, mimo że biegał mniej od wszystkich. Widziałem, że graliśmy bardzo intensywnie. Napastnicy musieli dużo pracować w defensywie i mocno naciskać na rywali. Przez to gdy odbieraliśmy piłkę wysoko, a napastnik akurat pressował przy linii, w bocznym sektorze, nie było go tam, gdzie powinien być. W takich sytuacjach gole częściej zdobywali inni ofensywni zawodnicy, a nie napastnik.
- Jeżeli wiesz, że trenerowi kończy się kontrakt, to z tyłu głowy trzeba być gotowym, że możesz się nie dogadać. Przecież szkoleniowiec siadający do rozmów o przedłużeniu umowy może być już po słowie z innym klubem. Tym bardziej, że jeżeli te negocjacje z Feio były długie, jak mówił Michał Żewłakow na konferencji, a Portugalczyk stawiał nowe warunki, to musiał poczuć się za pewnie. W takim razie wystarczyło puścić w obieg informację, że Legia rozmawia z jakimś trenerem, wtedy Portugalczyk pewnie zszedłby z oczekiwań, a Michał miałby szkoleniowca, którego chciał.
Zapis całej rozmowy z Piotrem Włodarczykiem dostępny jest na stronach "Przeglądu Sportowego".
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.