
Oskar Wojtysiak: Stać nas na obronę tytułu!
31.12.2016 17:30
(akt. 07.12.2018 11:15)
Dlaczego piłka?
- Odpowiedź jest prosta - futbolem zarazili mnie rodzice. Trenowałem od najmłodszych lat i od razu zakochałem się w tej dyscyplinie. Moim marzeniem było zostać wielkim piłkarzem.
Można powiedzieć, że sport to w twoim domu tradycja?
- Mój tata grał w juniorskich zespołach Radomiaka Radom, natomiast brat ćwiczył ze mną w Orliku. Poważna kontuzja niestety uniemożliwiła mu dalszą grę.
Pamiętasz swoje pierwsze boisko, na którym lubiłeś pokopać sobie z kumplami?
- Trudno powiedzieć. Raczej nie było takiego charakterystycznego miejsca, które zapadłoby mi w pamięć na dłużej. Większość moichrówieśników uwielbiała ten sport, więc graliśmy wszędzie, gdzie tylko była taka możliwość.
Jak trafiłeś do Orlika Radom, którego jesteś zresztą wychowankiem?
- Zawsze było mnie wszędzie pełno. Można powiedzieć, że byłem szalonym dzieckiem (śmiech). Zauważyli to oczywiście moim rodzice i zdecydowali, że razem z bratem powinniśmy zająć się sportem. Na pierwszy trening zaprowadził mnie tata. Szczerze mówiąc - było śmiesznie, bowiem mieliśmy zajęcia na małej, szkolnej sali gimnastycznej, a trening przypominał raczej futbol amerykański. Chodzi mi tutaj o frekwencję, bo przyszło około 80 dzieciaków. Niestety - z tak licznej grupy do dzisiaj trenują może z trzy osoby... Mimo tak dużej frekwencji bardzo mi się spodobało i postanowiłem kontynuować treningi.
Przechodziłeś jakieś testy czy postanowiłeś, że spróbujesz sił właśnie w tym klubie?
- Nie, absolutnie. W Orliku mógł trenować każdy, kto miał na to ochotę. Bardzo mi się to podobało. Byliśmy wtedy tylko małymi dziećmi, a głupio byłoby, gdyby kogoś skreślili, bo miał troszeczkę mniej talentu od drugiego. Szczerze? Przez tych parę lat, które spędziłem w tym klubie, przewinęło się wiele osób. Mieliśmy bardzo fajną ekipę i świetne osiągnięcia, więc nie widziałem innej opcji jak pozostanie w tym zespole.
Trener Ireneusz Jastrzębski od początku widział w tobie potencjał na piłkarza?
- Myślę, że tak, chociaż lubił się z nami droczyć i nigdy mi tego dosłownie nie powiedział. Miałem z trenerem jednak bardzo dobre reakcje i sądzę, że duży wpływ mógł mieć na to mój wiek, ponieważ trenowałem z rocznikiem 98'. Można powiedzieć, że byłem takim jego "oczkiem" w głowie.
Nigdy nikt nie mówił, że trochę brakuje ci warunków fizycznych?
- Zawsze wszyscy mi to powtarzali i jest tak do tej pory. Po prostu braki fizyczne muszę nadrabiać ciężką pracą. Nie mam na co narzekać.
Oskar Wojtysiak zawsze stawiał się na każdym treningu i był punktualny?
- Mogę z czystym sumieniem odpowiedzieć na to pytanie twierdząco. Wiadomo jednak, że nieraz zdarzają się spóźnienia, lecz starałem się, żeby takich sytuacji było jak najmniej. Lubię ludzi punktualnych, więc sam staram się do tego dążyć.
Kiedy pierwszy raz usłyszałeś o zainteresowaniu za strony Legii?
- Po meczu sparingowym kadry Mazowsza, w którym wypadłem bardzo solidnie. Jak się później okazało - na grze kontrolnej byli obecni skauci Legii. Od tego momentu działacze "Wojskowych" monitorowali moje poczynania, mieli mnie na "celowniku".
Jaka była pierwsza myśl, gdy się o tym dowiedziałeś?
- Cieszyłem się niesamowicie. Dla mnie Legia była klubem nieosiągalnym, przynajmniej tak mi się wydawało. Rok przed transferem, do stołecznego klubu dołączył mój kolega z Orlika - Mikołaj Napora. Czasami miałem myśli w stylu: "A co, gdybym to ja był na jego miejscu?". Później, gdy dostałem propozycję z Warszawy, nie mogłem w to uwierzyć. Nie potrafię tego uczucia opisać w słowach, ale wiedziałem, że otwiera się nowy, cudowny rozdział mojego życia.
Rodzice czy najbliżsi starali się doradzić albo nawet nakłonić ciebie do pozostania w Radomiu?
- Na początku było wiele niepewności, strachu. Zastanawialiśmy się czy to aby nie za wcześnie na taki krok, jednak po rozmowach z moim trenerem oraz władzami Orlika, doszliśmy do wniosku, że jest to dla mnie wielka szansa. Niedługo potem zawitałem na Łazienkowską.
Oprócz Legii, zgłaszały się po ciebie jakieś inne kluby?
- Owszem. Miałem kilka ofert, lecz ta z Warszawy była najlepsza!
Pamiętasz ten dzień, w którym oficjalnie związałeś się z Legią?
-Tak. Pamiętam, jakby to miało miejsce wczoraj. Zostałem kapitalnie przyjęty, a gdy przyjechałem do klubu, przywitało mnie kilku trenerów. Wszyscy byli niezwykle uprzejmi i starali się, abym od samego początku czuł się tutaj jak w domu.
Jak wyglądały twoje początki w stolicy?
- Wiadomo - nie było kolorowo. Nowe miejsca, nowe rzeczy, twarze... Nie znałem nikogo. Każdy siedział w pokoju i się na siebie patrzył, ale bał się cokolwiek powiedzieć. Kilkukrotnie się zgubiłem i nie wiedziałem, co robić. Muszę tutaj również wspomnieć o pierwszych treningach, na których każdy chciał się przypodobać trenerom i walczył do upadłego. Po wielu ostrych starciach na boisku nieraz wychodziło się z zajęć nieźle poobijanym... Nie było łatwo, ale w miarę upływu czasu wszystko sięustabilizowało, dość szybko się zaklimatyzowałem.
Pojawiła się tęsknota za domem?
- Naturalnie.. Każdy musiał przez to przejść, niby wszyscy zgrywali twardzieli, ale wieczorami chowało się głowę w poduszkę i wypłakiwało z tęsknoty. Nie miałem jednak aż tak źle, ponieważ rodzice co tydzień przyjeżdżali na moje mecze i bardzo często mnie odwiedzali. Dodatkowo do rodzinnego Radomia mam niespełna sto kilometrów, więc wracałem dosyć często do domu. Bardzo współczuję do tej pory niektórym moim kolegom, którzy muszą pokonać trzy, a nawet czterokrotnie dalszą odległość, przez co są rzadkimi gośćmi u swoich rodzin...
Bursę można nazwać szkołą przetrwania?
- Nie. Jest to taki powszechny stereotyp, że internat to szkoła życia, ale to nieprawda. Każdy się wspierał i sobie nawzajem pomagał. W bursie nauczyłem się przede wszystkim samodzielności, co wyszło mi tylko na dobre. Oczywiście były czasami różne incydenty nienależące do tych przyjemnych, ale jak to się mówi - "co cię nie zabije, to cię wzmocni". My, jako jedna drużyna, musieliśmy sobie pomagać i trzymać się razem, przez co tylko i wyłącznie zbliżaliśmy się do siebie. Bardzo miło wspominam każdą chwilę spędzoną w internacie.
Jak wygląda twój typowy dzień jako piłkarza Legii?
- Teraz jestem w liceum, więc ten plan uległ drobnej modyfikacji. W gimnazjum wstawało się rano, żeby pójść do szkoły, a po zakończonych zajęciach odbywało się jednostkę treningowa. W liceum wstaję o 6:00, jadę na Legię na śniadanie i o 8:00 zaczynamy trening. Ćwiczymy każdego dnia, a w niektóre dni po dwa razy dziennie. Po treningu mamy chwilę dla siebie i jak się "ogarniemy" autokar zawozi nas do szkoły. Lekcje kończyny o późnych godzinach, ze względu na poranne treningi i wieczorem możemy zająć się swoimi sprawami lub po prostu odpocząć. Mówiąc krótko - mamy napięty grafik.
Jesteś pilnym uczniem w szkole?
- Jest to troszkę niewygodne pytanie (śmiech). Oczywiście żartuję. Orłem na pewno nie jestem. Nie jest tragicznie, ale wzorowym uczniem też nie jestem. Często opuszczamy szkołę z różnych przyczyn, a nieobecności trzeba potem nadrabiać i jest tego sporo. Na szczęście jest wiele osób, które bez problemu radzą sobie z nauką i chętnie pomagają, także daję radę.
Starasz się czasami odciąć od futbolu i pójść na jakąś imprezę za znajomymi?
- Wiadomo, że piłką nie można żyć przez dwadzieścia cztery godziny na dobę i trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku. Lubię wyskoczyć z drużyną na jakąś imprezę i się wyluzować, ale takie wypady są sporadyczne. Wolę raczej pójść do kina lub po prostu wyjść ze znajomymi, porozmawiać i w jakiś inny sposób się "odstresować".
Najlepszy piłkarz, z którym miałeś przyjemność grać w jednym zespole?
- Nie muszę się długo zastanawiać. Bardzo zapadł mi w pamięć Sebastian Szymański. Ilekroć z nim grałem, za każdym razem bardziej mnie zaskakiwał. Na boisku jest bardzo kreatywny, nienawidzi przegrywać i zawsze robi wszystko, co tylko w jego mocy, żeby wynieść z każdego spotkania jak najwięcej i nie odnieść porażki.
Najlepszy piłkarz, któremu musiałeś stawić czoła?
- Kiedy trenowałem jeszcze w Orliku, mieliśmy okazję grać przeciwko Legii, w której kapitanem był Kamil Wojtkowski. Jak mogę go określić? Geniusz. To, co Kamil robił na boisku, było niezwykle. Jak się później okazało miałem z nim przyjemność trenować, za każdym razem zaskakiwał mnie jeszcze bardziej, podobnie jak "Seba".
Masz jakiś sposób na relaks przed ważnym meczem? Jak rozładowujesz te emocje?
- Ciągle próbuję różnych metod, żeby sprawdzić, co na mnie najlepiej działa. Sądzę, że słuchanie muzyki, wyciszenie sie przed ważnym meczem jest istotne, a także zastanowienie się nad tym, co chciałbyś w danym meczu osiągnąć, co ci w tym pomoże. A nieraz po prostu wystarczy pogadać, pośmiać się i wyluzować - to też czasem jest mi potrzebne.
Gdybyś miał magiczną moc, wymieniłbyś się jakąś umiejętnością z zawodnikiem z zespołu?
- I to z nie jednym (śmiech). Na pewno chciałbym mieć lewą nogę Olszewskiego, to chyba najbardziej by mi się przydało. Można tutaj wymieniać i wymieniać... Drybling Olejarki, szybkość Cichockiego, "żelazne płuca" Rymka... Naprawdę tych elementów jest mnóstwo, ale wiadomo - nie można być idealnym.
Nad czym musi popracować Oskar Wojtysiak, aby być jeszcze lepszym piłkarzem?
- Jestem bardzo młodym zawodnikiem. Odpowiedź jest jasna - po trochu nad wszystkim. W tej kwestii jest jeszcze wiele do zrobienia. Najlepsi zawodnicy ciągle pracują. Mimo tylu osiągnięć każdy jest przekonany, że zawsze można być lepszym i ja podzielam ich zdanie. Mam dopiero 17 lat i myślę, że ciężko trenując mam szansę zajść daleko.
Co najbardziej w sobie lubisz?
- Wydaje mi się, że swój twardy charakter. Mimo, iż wielu osobom często nie podoba się to, co robię czy mówię, to i tak lubię stawiać na swoim. Nie umiem przegrywać. Z tego powodu tworzą sie niepotrzebne konflikty i mówi się, że to zły nawyk - ja uważam jednak inaczej. Wręcz przeciwnie - sądzę, że to kiedyś może zaprowadzić mnie naprawdę wysoko.
Rocznik '99 dobrze wprowadził się do Centralnej Ligi Juniorów w pierwszej części sezonu. Zaliczyliście jednak dość pechowy falstart - dwa bezbramkowe remisy. Z czego to wynikało?
- Racja. Początek nie był zbyt udany, wiele czynników miało na to wpływ. Zupełnie inne drużyny - nie oszukujmy się - na dużo wyższym poziomie niż w makro regionie. Nie rozumieliśmy się tak dobrze na boisku, ponieważ pierwszy raz byliśmy łączeni z rocznikiem 98'. Z meczu na mecz zaczęliśmy sie lepiej dogadywać, co zresztą można było zauważyć chociażby po samych wynikach. Teraz zaczęło się to wszystko fajnie zazębiać i zmierzać w dobrym kierunku.
Która zwycięska potyczka na jesieni była twoim zdaniem najważniejsza i dlaczego?
- Po tych dwóch rezultatach remisowych na starcie oraz porażce z SMS-em, musieliśmy wziąć się w garść. Progres Kraków dosyć długo był liderem, więc wiedzieliśmy że dużo będzie zależało właśnie od tego spotkania. Udało nam się zasłużenie wygrać, ponieważ byliśmy odpowiednio zmotywowani i dobrze się rozumieliśmy na placu. Udowodniliśmy sobie, że potrafimy wygrać z każdym w niezłym stylu. Ten mecz pokazał, że razem możemy naprawdę wiele osiągnąć.
Twoja osoba też zaczęła rosnąć w siłę i budować sobie pozycję w zespole. Doszło nawet do tego, że potrafiłeś władować "rogala" z wolnego. Fart czy było to ćwiczone?
- Tak. Mam bardzo dobre relacje z chłopakami, przez co pewnie czuje się w tym zespole. Gol? Nie będę kłamał - był to czysty przypadek. Chciałem dograć mocną piłkę na piąty metr, a wyszło jak wyszło... Bardzo się z tego cieszę. Nie często zdarza sie wkręcić z rzutu rożnego, a ta sztuka mi się udała.
CLJ to trudna liga czy po "przebadaniu" jej gra się całkiem przyjemnie?
- Centralna Liga Juniorów jest zdecydowanie twardą ligą. Mimo że po rundzie jesiennej, rok 2016 kończymy na pozycji lidera, włożyliśmy w to sporo wysiłku, kosztowało nas to mnóstwo pracy. W każdej potyczce trzeba było walczyć od pierwszej do ostatniej minuty, aby osiągnąć korzystny wynik.
Masz ambicje, by być liderem w szatni?
- Mam silny charakter, zresztą nie tylko ja. Jest bardzo dużo takich osób. Lubię, gdy moje zdanie się liczy, lecz czy mam takie ambicje? Patrzę na to zupełnie z innej strony. Pomagam zespołowi jak mogę, daję tyle, ile jestem w stanie dać. Można powiedzieć, że mamy mnóstwo liderów, którzy drobnostkami pokazują, jak bardzo zależy im na tej drużynie i - co najważniejsze - każdy dąży do tego samego celu.
Których graczy wyróżniłbyś z Centralnej Ligi Juniorów do tej pory i dlaczego?
- Bardzo pomagają nam zawodnicy rezerw, kiedy schodzą do nas na te ważniejsze mecze. Muszę tutaj wspomnieć jednak o całej drużynie. Niektóre osoby skreślały nas na starcie, mówiąc że z takim składem nie osiągniemy zbyt wiele, lecz razem udowodniliśmy jak bardzo się mylili. Każdy chłopak z osobna zasługuje na pochwałę.
Na co stać ten zespół w tym sezonie?
- Na obronę tytułu mistrzowskiego!
Wyznaczasz sobie indywidualne cele na rok 2017?
- Marzy mi się wiele, ale żeby nie zapeszać, nie zdradzę szczegółów.
Jakie masz marzenia długoterminowe, które chciałbyś, aby za kilka lat się spełniły?
- Moim największym marzeniem jest, aby grać w piłkę na najwyższym poziomie tak długo, jak zdrowie mi na to pozwoli. Bardzo chciałbym być przykładem dla młodych zawodników w przyszłości.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.