
Ondrej Duda: W Warszawie zacząłem się dusić
01.12.2016 13:47
(akt. 07.12.2018 11:27)
Nawet w momencie, gdy praktycznie przyklepany był pana transfer do Interu, a na finiszu coś poszło nie tak?
- To był ciężki czas, miałem to w głowie. Ale bardziej po fakcie, niż w trakcie negocjacji, a nawet w ich decydujących momentach. Zarzucano mi wtedy, że chodziłem z głową w chmurach, że myślami byłem już we Włoszech, A to kompletna bzdura. Podchodziłem do tego bardzo spokojnie, bo wiedziałem, że wszystko może się jeszcze wywrócić do góry nogami. Dopiero po tym, jak ostatecznie transakcja nie doszła do skutku, naszły mnie przemyślenia w stylu: mogłeś grać w Interze, a zostałeś w Warszawie.
Letni transfer był możliwością czy koniecznością?
- Koniecznością. W jakimś sensie w Warszawie zacząłem się już dusić. Czułem to ja, czuł to mój ojciec, który jest zawsze blisko i pomaga mi w prowadzeniu kariery. Czuły to też osoby, którym ufam. Potrzebowałem zmiany otoczenia, zrobienia kroku do przodu. Takie myśli towarzyszyły mi przez cały ostatni sezon w Legii, nawet mimo drużynowych sukcesów i mojej lepszej gry. Wiedziałem, że po tym, jak nie wypalił Inter i przeżyłem słabszy okres w klubie, nie będzie wiele zespołów, które będą chciały koniecznie mnie kupić. Trzeba było się sprężyć, wziąć w garść.
Utrzymuje pan jeszcze kontakt z dawnymi kolegami z Legii?
- Tak, z niektórymi trochę bardziej intensywny, jak na przykład z Bartkiem Bereszyńskim, a z innymi mniej - choćby Miro Radoviciem. Czasem napiszemy do siebie smsa, spytamy, co tam słychać, ale to w zasadzie tyle. Jestem też w kontakcie z chłopakami, których od jakiegoś czasu w Legii już nie ma, na przykład Michałem Żyrą czy Ivicą Vrdoljakiem. Z Legią wiąże się wiele super wspomnień, jak choćby wszystkie fety mistrzowskie, moja bramka zdobytą w meczu z Metalistem Charków na wyjeździe w Lidze Europy. Duże, pozytywne emocje wyzwoliły też dwa finały Pucharu Polski na Stadionie Narodowym. Niecodziennie ma się szansę grać na tym obiekcie, na dodatek przy tylu kibicach.
Czuje się pan jeszcze częścią legijnej rodziny?
- Jeśli mam być szczery, to nie wiem. Na pewno nie w takim zakresie, jak jeszcze niedawno, bo przecież nie gram już w Legii. Ale czuję się związany emocjonalnie, bo zawsze sprawdzam wyniki, jak mogę, to oglądam mecze, zależy mi na jej zwycięstwach. Mam takie odczucie, że to był mój dom przez dość długi czas i gdybym miał tam wrócić, to zostałbym w nim dobrze przyjęty.
Co panu w ogóle dolega? W Polsce wszyscy myślą, że ma pan kontuzję kolana.
- No i błąd, bo z kolanem u mnie wszystko w porządku. Boli mnie kość pod kolanem. Nie jest to poważny uraz, gdyby lekarze zdecydowali się na operację, to po dwóch tygodniach byłbym do gry. Ale sztab i konsultanci uznali, że lepiej leczyć to zachowawczo. Między innymi zalecił takie rozwiązanie doktor Mueller-Wohlfahrt z Monachium, u którego byłem przez kilka dni. Dostałem sporo zastrzyków, chodziłem na specjalne naświetlania. Czekamy w klubie na efekty.
Całą ciekawą rozmowę z Ondrejem Dudą można przeczytać w tym miejscu na łamach "sportowefakty.wp.pl.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.