Nikt nie lekceważy Mistrzów Polski
14.08.2002 10:08
Wszyscy wiemy, jaka jest różnica pomiędzy Legią a Barceloną. Stadion, pieniądze piłkarze. Jednak w tej chwili oba kluby są w tej samej sytuacji. Muszą walczyć o Ligę Mistrzów. Dlatego nikt w stolicy Katalonii nie ma zamiaru lekceważyć Legii.
Przy Barcelonie Legia to szaraczek, zresztą mało jest klubów na świecie, które nimi by nie były. Ale na razie oba są w tej samej sytuacji. Muszą walczyć o Ligę Mistrzów (w przypadku Barcelony to kwestia dumy i prestiżu, w przypadku Legii - egzystencji), tak samo jak choćby i sześciu innych zdobywców Pucharu Europy (Milan, Bayern, Manchester Utd., Inter, Celtic i Feyenoord). O lekceważeniu rywala nawet nie ma mowy. Aż dziwne, jak poważnie do tych meczów, z mało przecież znanym rywalem, podchodzi się w Barcelonie.
Będzie katastrofa?
- Pełna koncentracja, maksimum mobilizacji, wszyscy muszą dać z siebie sto procent wysiłku - tak mówi trener Louis Van Gaal. I nie są to wcale słowa wypowiadane przed finałem Ligi Mistrzów, lecz dopiero przed meczem eliminacyjnym. Holender uważa, że będzie to spotkanie decydujące o wartości tej drużyny. Jeśli się nie powiedzie, to cały sezon spisany już będzie na straty. Dojdzie do wielkiej, niewyobrażalnej w tym mieście rozkochanym w futbolu, katastrofy. - Najpierw musimy strzelić jedną bramkę, potem drugą, trzecią, jak się uda to i czwartą. Jak najwięcej, pamiętajmy przecież, że będzie jeszcze rewanż w Warszawie - odpowiada na pytanie, jakiego chciałby wyniku. - 3:0, co najmniej 3:0 - dodaje Gaizka Mendieta.
Jak poważnie Van Gaal traktuje ten mecz, świadczą ostatnie dni. Trener przyspieszył powrót zespołu z Anglii i codziennie (tylko z wyjątkiem soboty) aplikował piłkarzom po dwa treningi - pierwszy o 9 rano, gdy jeszcze słońce nie zaczęło mocno grzać i drugi o 19, gdy zaczynało się robić już trochę chłodniej (nie tak bardzo, bo nawet po zmierzchu temperatura spada niewiele poniżej 30 stopni). I podczas tych zajęć drużyna... zaczęła się sypać. Michael Reiziger mocno obił żebra, Phillippe Christanval narzekał na ścięgno Achillesa, Gerard utykał już od dawna, a na dodatek Patrick Kluivert przerwał niedzielne zajęcia i wystawiał do trenera prawą nogę. Miał stłuczoną kostkę, ale doktor Ricardo Pruna mówi, że to naderwane więzadło.
Do ostatniej więc chwili nikt nie wiedział jaki będzie skład. W zasadzie nie wiadomo tego do obecnej chwili. We wtorek ekipa medyczna Barcelony wydała komunikat, że wszyscy są zdrowi, ale chyba tylko dla zmylenia przeciwnika. Bo tych trzech pierwszych z wymienionych piłkarzy raczej nie nadaje się do gry.
To skomplikowało na pewno plany Van Gaala. - Chciałem z Legią zagrać czwórką obrońców. Wcale nie dlatego, że czegoś się obawiamy, po prostu tak chcemy grać w tym sezonie. Byłbym też spokojniejszy o wynik. Niestety, nie da się tak zrobić - mówił już otwarcie we wtorkowy wieczór. - To wcale zresztą nie musi być takie złe. Obejrzałem zeszłoroczny mecz Valencii z Legią i widziałem jak Polacy całkowicie pogubili się, gdy zostali stłamszeni w środku - przypomniał nam klęskę w Walencji 1:6.
Rzeczywiście, w środku boiska będzie bordowo-granatowo. Kilku piłkarzy Barcelony będzie starało się tam zepchnąć do obrony Polaków. Każdy będzie miał tam bardzo odpowiedzialne zadanie do wykonania, Najtrudniejsze chyba przed Brazylijczykiem Thiago Mottą, który ma zastąpić (czy to w ogóle możliwe?) swego rodaka Rivaldo. Choć mistrza świata nie chciał w drużynie Van Gaal, to Rivaldo uważany jest tu za zdrajcę. Na wszystkich straganach można kupić koszulki z nazwiskami wszystkich piłkarzy po 28 euro. Tylko ta z napisem Rivaldo jest mocno przeceniona, a często jeszcze widać na niej obraźliwe naklejki, z których jeszcze najłagodniejsza jest ta z figurką człowieczka... puszczającego wiatry. Potępienie potępieniem, ale faktem jest, że po Rivaldo (i przy kontuzji Marca Overmarsa) na lewej stronie boiska powstała wielka luka, którą nie bardzo jest kim zapełnić. W ostatniej sondzie wśród kibiców na temat: kto musi jeszcze uzupełnić tę drużynę, 13 procent odpowiedziało, że łowca goli, 27 procent, że środkowy obrońca, a aż 60 procent, że lewoskrzydłowy.
Riquelme na ławce
Motta jest w zasadzie naturalnym i w tej chwili jedynym następcą Rivaldo, bo tylko on perfekcyjnie gra lewą nogą. Ale już pewną sensacją będzie posadzenie na ławce rezerwowych Juana Romana Riquelme, do którego Barcelona przymierzała się już od ponad roku, a którego dopiero teraz udało się ściągnąć. Zagrał w czterech (na sześć) letnich sparingach, strzelił dwie wspaniałe bramki, miał kilka zagrań, zdaniem Van Gaala cudownych, ale trener jednak zdecydował się na Luisa Enrique. - To serce Barcelony i jej kapitan. Na niego zawsze można liczyć. Nikt chyba nie wyobraża sobie tej drużyny bez niego. No i ma wielkie doświadczenie w europejskich pucharach. A Riquelme musi jeszcze trochę poznać bliżej europejską piłkę i jeszcze zgrać się z nowymi kolegami - tak uzasadniał trener pominięcie Argentyńczyka w wyjściowym składzie.
Riquelme będzie jednak na pewno pierwszym rezerwowym. A drugim Brazylijczyk Fabio Rochemback, który na wtorkowym treningu na MiniEstadi (daj Boże Legii taki piękny i nowoczesny stadion na 30 tysięcy widzów, jaki ma rezerwowa drużyna Barcelony, grająca w trzeciej lidze) popisywał się atomowymi strzałami z rzutów wolnych. Koledzy zagrywali mu lekko piłkę, a on walił z taką siłą, że w jednym przypadku zdemolował trzy żółte sylwetki imitujące mur, plastik popękał, tylko kółka odjechały. To niezwykle potrzebna "pomoc naukowa", bo przecież nikt z kolegów nie narażałby zdrowia. Chociaż na samym początku meczu Radostin Stanew nie musi się obawiać Brazylijczyka. Ale spokojny przy takich sytuacjach też być nie może, bowiem Xavi strzelał delikatnie, elegancko, ale bezbłędnie. A co równie ważne niczego nie popsuł.
Bardzo dużo się mówi i pisze o meczu z Legią, bo wiadomo, jak ważne będzie to spotkanie, ale na pewno również dlatego, żeby zachęcić do przyjścia na stadion kibiców. Dla nich "jakaś tam" Legia, to drobnostka, a ceny biletów zniechęcają. Przed stadionem Camp Nou nie ma plakatów na mecz z mistrzem Polski, są tylko na towarzyskie spotkanie z Crveną Zvezdą Belgrad na 23 sierpnia. Z nich kibice mogą się dowiedzieć, że zapłacą 15 lub 10 (członkowie klubu kibica, a jest ich prawie 110 tysięcy!) euro. Jeśli wpadną w środowy wieczór, to czekać ich będzie cztery razy większy wydatek. Tylko wysokie zwycięstwo i to po pięknej grze (to wszystko więc zapowiadają trenerzy i piłkarze) może zrekompensować takie poświęcenie.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.