
Mirosław Romaszczenko: Czeka nas sporo pracy
08.01.2016 15:47
(akt. 07.12.2018 17:48)
Początek mieliście bardzo intensywny. Jest pan zadowolony z tego, co udało się w tym czasie zrobić?
- Nie do końca. Jeśli chodzi o kwestie fizyczne, taktyczne czy nawet punktowe możemy być zadowoleni, bo w porównaniu z tym, co tu zastaliśmy, widzimy poprawę. Zawsze da się jednak coś zrobić lepiej. Graliśmy co trzy dni, a pomiędzy meczami nie było czasu na takie treningi, jakie byśmy chcieli.
Cała ta otoczka, zainteresowanie mediów, presja – to dla pana nowość?
- Przechodziliśmy już przez coś podobnego. Osobiście uważam, że jest to bardzo dobre – w takiej atmosferze pracuje się o wiele przyjemniej. Grać przed publicznością, która przez pełne 90 minut zdziera gardła i wspiera swoich piłkarzy, to wielka frajda. Jeśli chodzi o media, to w Spartaku sytuacja była niemal identyczna. Spartak jest dla Rosjan tym, czym Legia dla Polaków. Pracowałem też w Dynamo Moskwa, gdzie bez uwagi mediów nie mogło się obejść, chociażby ze względu na takich piłkarzy jak Mathieu Valbuena. Presja towarzyszy nam od dawna, nie dziwi nas to, nie przeszkadza, a wręcz daje nam pozytywnego kopa.
Pańska kariera piłkarska zapowiadała się naprawdę obiecująco.
- Rzeczywiście, zapowiadało się bardzo fajnie, ale nic nie spadło z nieba. Włożyłem w to wszystko dużo wysiłku, krok po kroku wspinałem się coraz wyżej. Zawsze dobrze wiedziałem, czego chcę od życia. Nigdy nie przeszkadzały mi zmiany trenerów, zawsze robiłem swoje i wykonywałem ich polecenia. To było dla mnie podstawą i wierzyłem, że pomoże mi w karierze. Dziś myślę, że właśnie ta mentalność doprowadziła mnie do gry w Spartaku Moskwa. Wówczas, pod koniec 1996 roku, nikt nie trafiał do tej drużyny przez przypadek, trzeba było mieć umiejętności na określonym poziomie.
Do Spartaka ściągnął mnie wspomniany trener Romancew, który jest wybitną postacią w historii nie tylko klubu, ale i całej rosyjskiej piłki. W tamtych czasach Spartak to był kosmos! A po nim długo, długo nic. Byłem szczęśliwy, że mogłem podpisać z tym klubem kontrakt. Musiałem zmierzyć się z nowymi zadaniami, przestawić głowę i nogi na zupełnie inny poziom futbolu. Musiałem szybko myśleć, szybko podejmować decyzje i szybko poruszać się po boisku. Nie wszystkim nowym się to udawało. Wtedy też zacząłem występować w defensywie, czego w ogóle się nie spodziewałem. Jako że jestem dość uparty, potrzebowałem około pół roku, żeby się z tym oswoić. Na początku nie grałem, byłem zły, bo miałem też propozycje z innych moskiewskich drużyn, ale zdawałem sobie sprawę, że nie jestem jeszcze gotowy sprostać oczekiwaniom Spartaka. Gdy zacząłem grać, to swojego miejsca nie oddałem już do czasu kontuzji.
To właśnie gdy doznał pan poważnej kontuzji pojawił się pomysł pójścia w trenerkę, czy trauma była na tyle duża, że nie chciał pan w ogóle słyszeć o piłce?
- Nie myślałem o tym ani przez moment. Przeszedłem łącznie siedem operacji lewego kolana i przed każdą wierzyłem, że jeszcze wrócę na boisko. W którymś momencie, bodajże po trzecim zabiegu, niemiecki chirurg pracujący dla Bayeru Leverkusen, powiedział mi: „jeśli chcesz zostać przy piłce, to weź się za książki”. Jego przesłanie zrozumiałem dopiero po siódmym razie.
Jak poznał się pan z trenerem Czerczesowem?
- Było to w czasach, gdy trener grał w Niemczech, a ja byłem już w Sparatku. Gdy zaczęły się moje problemy z kolanem, Czerczesow pomagał sprowadzać dla mnie lekarstwa. Nie spotykaliśmy się, ale wiedzieliśmy, kto jest kim. Zresztą, wtedy każdy wiedział, kim jest Czerczesow.
Macie tę samą wizję futbolu? Na czym ona polega?
- To nie jest tak, że wszystko robimy tak samo, ale sposób patrzenia na piłkę mamy ten sam. Gdybym kiedyś znów prowadził jakiś klub samodzielnie, to jestem pewien, że trener Czerczesow będzie o nim wiedział wszystko, nawet nie będąc wewnątrz i nie mając ze mną kontaktu. Myślimy bardzo podobnie, wszystko się dobrze układa.
Jaka będzie Legia w kolejnej rundzie? Stawiająca na efektywność, gdzie priorytetem będą punkty, czy grająca efektownie i od pierwszych minut rzucająca się na gardło przeciwnika?
- Oczywiście, że chcielibyśmy widzieć Legię grającą agresywnie – nie tylko na własnym stadionie, ale i na wyjazdach. W futbolu mamy jednak do czynienia z masą czynników, które wypływają na obraz gry. Na początek chcemy osiągnąć pewien poziom i sprawić, żeby zawodnicy w żadnym meczu nie schodzili poniżej tego wyznaczonego pułapu.
Całą rozmowę można przeczytać na oficjalnej stronie klubu.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.