News: Michał Masłowski: Teraz liczy się tylko Legia

Michał Masłowski: Teraz liczy się tylko Legia

Łukasz Pazuła, Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

25.06.2017 15:19

(akt. 07.12.2018 10:00)

- Trener Magiera zadzwonił do mnie w trakcie urlopu i powiedział, że chce mnie zobaczyć na zgrupowaniu, potem będziemy mogli podjąć decyzję. Dlatego teraz autentycznie interesuje mnie tylko i wyłącznie czas spędzony w Warce. Chcę pracować najmocniej, jak się da. Nie interesuje się obecnie żadnymi transferami czy innymi rozwiązaniami. Teraz liczy się tylko Legia, a co będzie dalej? Czas pokaże - mówi w rozmowie z Legia.Net Michał Masłowski, który walczy o grę w zespole mistrzów Polski na zgrupowaniu w Warce.

Jak oceniasz swój okres spędzony w Piaście?


- Wydaje mi się, że w tamtej chwili postąpiłem bardzo dobrze. Nie rozegrałbym tylu minut w Legii, ile w Piaście. Tym się najbardziej kierowałem: czasem, który mogę spędzić na boisku.

 

Chciałeś się odbudować na wypożyczeniu?

 

- Trudno stwierdzić. Zależy jak na to spojrzymy. Nie poszedłem do Piasta jako ofensywny zawodnik. W Gliwicach miałem bardzo dużo zadań defensywnych. Rzadko występowałem na swojej nominalnej pozycji. Taki pomysł na moją grę mieli trenerzy Latal i Wdowczyk. Musiałem to uszanować, dostosować się i trochę tego wszystkiego nauczyć. Starałem się jednak należycie wypełniać moje zadania.

 

Nowe zadania na boisku rozwinęły cię jako piłkarza? Wydawało się, że musiałeś pojmować nowe zalecenia od trenera w defensywie i w dodatku grałeś obok gliwickiego pitbulla, Murawskiego.


- Wiadomo, że cała drużyna pracuje w defensywie, ale na pewno realizując szczegółowe założenia trenerów, nauczyłem się wiele. Każdy trener ma swój pomysł na grę. Dostawałem od nich różne wskazówki. W Gliwicach spotkałem też fajnych kolegów w drużynie. Rozegraliśmy zwariowany sezon. Niestety, częściej zdarzały nam się trudniejsze momenty, niż świętowanie sukcesów, dlatego walczyliśmy o utrzymanie. Kiedy nasi rywale o pozostanie w lidze przegrywali, my powinniśmy wygrywać, by odskoczyć od nich, a nie udało się nam ta sztuka. Do ostatnich meczów graliśmy w napięciu. W Legii  sytuacja też wyklarowała się na sam koniec, dosłownie w ostatnich minutach.

 

Zdarzało ci się wystąpić również na skrzydle w Piaście.

 

- Tak, ale mimo wszystko schodziłem do środka. Odbyłem rozmowy z trenerem Latalem i powiedziałem, że najlepiej czuję się w centralnej części boiska. Dlatego rzadko kiedy decydował się na taki manewr, a jak już to robił, to dawał mi przyzwolenie na nietrzymanie się bocznej linii.

 

Jak się czułeś grając o utrzymanie?

 

- Nigdy wcześniej nie znalazłem się w takiej sytuacji. Nie jest to komfortowe uczucie, gdy praktycznie do ostatnich chwil, nie jest znany ligowy byt. Staraliśmy się. Tylko tak jak wspomniałem, nawet gdy inni tracili punkty, my nie potrafiliśmy strzelić tego zwycięskiego gola. Kilka razy traciliśmy bramki w końcówkach. To podcina skrzydła. Przykładowo z Górnikiem Łęczna wygrywaliśmy 3:1. W 86. minucie otrzymałem czerwoną kartkę i rywale zdołali wyrównać. Byłem bardzo zły. Takie czynniki wpływały później na naszą pozycję w tabeli. Wydaje mi się, iż przełom nastąpił po przyjściu trenera Wdowczyka. Odbudował nas przede wszystkim fizycznie. Nie chcę krytykować poprzedniego trenera, to są tylko moje odczucia.

 

Zamieszanie z trenerami w Piaście raczej nie wpływało pozytywnie na waszą formę.

 

- Nie ma co ukrywać, było ciężko. Gdy przyszedłem do Piasta, zdążyłem porozmawiać z trenerem Latalem, w ciągu trzech dni wystąpiłem w eliminacjach do Ligi Europy, gdzie szybko straciliśmy bramkę, a potem odpadliśmy z rozgrywek. Za chwilę natomiast nastąpiła zmiana na ławce trenerskiej. Nasz szkoleniowiec wrócił jednak i zrobiło się niepotrzebne zamieszanie. Może zamiast rozpamiętywać ubiegły sezon, gdzie cały klub wykonał fantastyczną pracę,  wszyscy powinni się skupić się na bieżących zadaniach? Nie mam pojęcia. Wspomniane roszady wybijały nas z rytmu. Brakowało stabilizacji. Podczas mojego pobytu w Piaście pracowało trzech prezesów. Trudna sytuacja, ale życie czasem tak się układa. Miesiąc uciekł nam na jednak ze względu na wszelkie sprawy organizacyjne, bo nie zawsze mogliśmy się w pełni skoncentrować.

 

Przyznasz, że trener Latal próbował grać w podobny sposób jak w poprzednim sezonie, tylko miał innych wykonawców? Wydawało się, że kiedy nie szło, to należało zmienić styl...

 

- Tak, na pewno chciał grać według tej samej filozofii. Zawodnicy mogą mieć podobną charakterystykę, ale mimo wszystko zawsze różnią się od siebie. Ja miałem zastąpić Vacka. Robiłem co mogłem, ale nie wychodziło zawsze tak, jak sobie zakładaliśmy przed meczami. Ja akurat przyszedłem z Legii, więc nie miałem z tym problemów, ale wydaje mi się, że zabrakło odpowiedniego przygotowania fizycznego. 

 

Gol z rzutu wolnego, asysta z narożnika boiska… To nie są najlepsze liczby. Wiele mógł zmienić mecz z Jagiellonią. 

 

Nie będę zaprzeczał, że nie są imponujące. Wręcz przeciwnie. Nie chcę zaprzeczać.W Piaście nauczyłem się jednak wielu ważnych elementów, bardzo poprawiłem grę w defensywie. W drugiej części sezonu doznałem kontuzji. Praktycznie przez miesiąc nie mogłem chodzić po tym, jak w sparingu zostałem  uderzony w nogę postawną. Musiałem ją wtedy odciążać. Straciłem pod względem fizycznym, a kiedy przyszedł trener Wdowczyk, zobaczył moje braki. Trenowałem wtedy dodatkowo, aż wskoczyłem do składu. Pod koniec sezonu praktycznie nie grałem, być może miał na to wpływ fakt, że klub nie zamierzał mnie wykupić. To normalne, że szkoleniowiec chciał scalić  drużynę z piłkarzy, którzy zostaną w Piaście. Szanowałem decyzję, ale nadal ciężko trenowałem. 

 

Jakich zadań potrzebujesz na boisku, by czuć się na nim najlepiej? 

 

- Zawsze będę chciał jak najlepiej wypełniać rolę i zadania, które przypisze mi trener. Jeśli uda się dołożyć coś więcej od siebie, to dodatkowa korzyść . Podchodzę do tego w taki sposób. 

 

Powrót do Legii to kolejna szansa czy ostatnia próba? Jak to nazwać? 

 

- Trener Magiera zadzwonił do mnie w trakcie urlopu i powiedział, że chce mnie zobaczyć na zgrupowaniu, potem będziemy mogli podjąć decyzję. Dlatego teraz autentycznie interesuje mnie tylko i wyłącznie czas spędzony w Warce. Chcę pracować najmocniej, jak się da. Nie interesuje się obecnie żadnymi transferami czy innymi rozwiązaniami. Teraz liczy się tylko Legia, a co będzie dalej? Czas pokaże. 

 

Przejmujesz się opiniami innych? Chyba do każdego jakoś docierają...

 

- Jeśli ktoś zapytałby mnie, dlaczego moja przygoda z Legią potoczyła się tak, jak się potoczyła, to szczerze bym powiedział, że sam nie znam odpowiedzi. Chciałbym to wiedzieć. Nie chcę jednak  patrzeć w tył. To, jak i ostatni sezon w Piaście, to już historia.  Najważniejsze są najbliższe dni. Mnie brakuje mi motywacji do pracy i chęci pokazania się w drużynie mistrza Polski. Nie ma ma sensu wybiegać w przyszłość, wszystko może się zmienić.

 

Żyjesz z dnia na dzień?

 

- Kiedyś bardziej patrzyłem w przyszłość, może wręcz za daleko… Nie wiem, czy było to dobre rozwiązanie. Teraz jeśli mam zagrać w meczu, to skupiam się tylko na nim i nie myślę o następnych spotkaniach. Trochę obserwuje i mam wrażenie, że trener Magiera podchodzi do tego podobnie, w danej chwili liczy się u niego najbliższa konfrontacja. Podobnie chyba myślimy (śmiech). 

 

Czujesz, że trener Magiera oceni wszystkich sprawiedliwie?

 

- To sprawiedliwy trener, który może rozwiązać odpowiednio wybory personalne. W Legii bardzo duże wsparcie bije od samej ławki rezerwowych. Chłopaki pokazali to w poprzednim sezonie, nawet w jego końcówce. Było to nawet widać w ostatniej kolejce, kiedy każdy piłkarz Legii siedział, jak na szpilkach i chciał dobrze dla klubu. Nie ma lepszych i gorszych i to jest fajne. W Legii nie brakuje rywalizacji, w klubie pojawią się też pewnie nowi zawodnicy. Interesuje mnie jednak najbliższe dziesięć dni, a potem decyzja sztabu szkoleniowego. 

 

Jak oceniłbyś pierwsze dni zgrupowania w Warce?


- Mamy w Warce bardzo fajne treningi. Właśnie takie, jakie zawodnicy lubią, typowo piłkarskie. Wszystkie zajęcia są przemyślane, odpowiednio poukładane. Jest nawet prosty przykład, że najpierw mieliśmy testy skocznościowe, a dopiero w czwartek wydolnościowe. Nikt nie chce przywalić nam tak, żebyśmy nie mogli chodzić. Mięśnie zachowują się tak, jak w trakcie obozów. To normalne, że z czasem poczujemy większe zmęczenie, ale wszystko to jest po to, byśmy jak najlepiej przygotowali się do sezonu.

Polecamy

Komentarze (18)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.

Uwaga!

Teraz komentarze są ukryte, aby poprawić komfort korzystania z serwisu Legia.Net. Kliknij przycisk „Zobacz komentarze”, aby je wyświetlić i dołączyć do dyskusji.