News: Mateusz Zawal: Czasem schodziłem jak robot

Mateusz Zawal: Czasem schodziłem jak robot

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

06.02.2016 18:43

(akt. 07.12.2018 17:20)

- Kiedy dowiedziałem się, że nie polecę drugi raz na Maltę, nie zabrakło też złości na samego siebie. W czasie pierwszego zgrupowania dochodziły do mnie myśli, że mogę nie pojechać na kolejne, bo byłem w sumie piątym obrońcą. Przede mną był chociażby Arkadiusz Najemski. Wiedziałem też, że trener chce ograniczyć kadrę i ktoś odpadnie. Na początku była złość i dziwne myśli, ale szybko się uspokoiłem - mówi w rozmowie z Legia.Net Mateusz Zawal, kapitan rezerw stołecznego klubu, który miał okazję trenować pod wodzą Stanisława Czerczesowa na pierwszym zgrupowaniu. Zapraszamy do lektury!

Za tobą premierowe zgrupowanie z pierwszą drużyną. Jakie wrażenia? 

 

- Fajnie było zobaczyć to od środka i zobaczyć jak to jest. Cieszę się, że mogłem poznać, wszystkich zawodników, trenera Czerczesowa i jego metody. Teraz szkoleniowcy na pewno lepiej znają moje możliwości, wiedzą jak się nazywam oraz, że jestem gotowy w razie gdyby potrzebowano środkowego obrońcy, a może i lewego, bo w końcu na tej pozycji wystąpiłem w sparingu z PSC Soccer Academy. 

 

- Było dużo biegania, na tym między innymi opiera się filozofia trenera Czerczesowa. O co chodzi? O to, by mówiąc kolokwialnie „zajechać” rywala. Legia ma być bardziej wybiegana od rywali i w końcówkach spotkań zawodnicy stołecznego klubu powinni mieć więcej sił. Dlatego tak mocno trenowaliśmy w pierwszym tygodniu. Zrobiliśmy sobie nawet z „Suchym” (Michał Suchanek - przyp. red.) trochę dla żartu karteczkę, na której odkreślaliśmy dni, które pozostały do końca obozu. Pierwsze trzy dni były bardzo trudne, obciążenia były wysokie, a każde ćwiczenie - nawet „dziadek” - miało wpływać na trenowanie wytrzymałości. Zdarzało się, że z boiska schodziłem jak robot. 

 

Czego od ciebie oczekiwano? 

 

- Nie było wobec mnie konkretnych oczekiwań, miałem się po prostu pokazać. Dostałem szansę… Inna sprawa jak ją zdefiniujemy. Dostałem piętnaście minut na pozycji, na której normalnie nie gram. Mogłem się pokazać na treningach - choć nie zawsze jest to możliwe w gierkach na małej przestrzeni czy w innych ćwiczeniach. W warunkach meczowych już takiej możliwości nie było, a to najlepsza okazja do zaprezentowania swoich umiejętności. Nie mogłem tego w pełni zrobić… Zagrałem, pobiegałem na lewej stronie boiska, ale powiedzmy sobie szczerze - jestem stoperem, a wcześniej grałem jako defensywny pomocnik. 

 

Uważasz, że dałeś z siebie wszystko na zgrupowaniu? 

 

- Starałem się tak, jak mogłem. Rozmawiałem z trenerem Vukoviciem, bo z nim mieliśmy największy kontakt. Nie wyglądało to bardzo dobrze, ale źle też nie było. Gra w pierwszej drużynie wygląda inaczej niż w rezerwach - jest szybsza, a decyzje trzeba było w przyśpieszonym tempie. Przyznam, że zaangażowanie zawodników na treningów było bardzo duże. Widać było, że każdy chciał się pokazać na pierwszym obozie pod wodzą nowego trenera. 

 

Jak koledzy z rezerw - Michał Suchanek i Arkadiusz Najemski - znosili te obciążenia? 

 

- Podobnie. Generalnie trudny był początek, ale potem organizm się przyzwyczaił. Trener Czerczesow tłumaczył nam, że tak ciężkie treningi możliwe są jedynie w okresie przygotowawczym. W czasie rundy tego typu zajęcia są niemożliwe. Pierwszy obóz miał nas przygotować i wzmocnić mentalnie do kolejnych wyzwań. Wszystko było jednak do wytrzymania. Mamy młode organizmy, które po okresie poznawczym przyzwyczaiły się do takich ćwiczeń. 

 

To były najtrudniejsze treningi w trakcie twojej przygody z piłką. 

 

- Z całą pewnością to był najtrudniejszy tydzień treningów w życiu. Zdarzały się ciężkie zajęcia wytrzymałościowe z trenerem Grudzińskim w okresie przygotowawczym. Był jednak czas na regenerację i nie było tak codziennie. W „dwójce” było na przykład mocniej w cyklu wtorek-czwartek. Teraz? Poniedziałek, wtorek, środa, czwartek, piątek i tak dalej. Bałem się, że naciągnę jakieś mięśnie, ale wytrzymałem do końca. Nie brakowało jednak rozważań na temat tego czy ktoś polegnie. 

 

Takie przygotowanie zaprocentuje w rozgrywkach trzeciej ligi? 

 

- Poznałem poziom pierwszego zespołu i na pewno dowiedziałem się ile mi brakuje… A brakuje mi. Muszę szybciej grać i podejmować decyzje. To też kwestia nawyków. Gdybym trenował w „jedynce” miesiąc czy dwa, to mózg pewnie by się przestawił. Było inaczej i przeskok był duży, a także bardzo widoczny. Myślę, że taki intensywny obóz zaprocentuje i przyniesie mi korzyści w trakcie sezonu. Powinienem być lepiej przygotowany od kolegów z zespołu, ale kontuzja pleców nie pozwala mi teraz trenować więc wszystko pewnie się wyrówna. 

 

Gdybyś cały czas trenował z takimi obciążeniami jakie są w rezerwach, nie byłoby tego urazu? 

 

- Trudno powiedzieć. Plecy zaczęły mnie boleć na obozie, ale chciałem dotrwać do końca. Zależało mi na sparingach, bo chciałem się pokazać. Nikt nie wie, jakby było gdybym cały czas ćwiczył z rezerwami. Może tak samo? 

 

Kiedy dojdziesz do zdrowia? 

 

- Niebawem. Wystąpiłem w sparingu z Wisłą Puławy i bóle się nasiliły, przez to zszedłem z boiska po pierwszej połowie. Chciałem zacząć trenować od początku lutego, wyszedłem na trening na zgrupowaniu, ale nadal czułem ból. Postanowiliśmy z trenerami, lekarzem i masażystami, że dostanę trochę odpoczynku. W Grodzisku Wielkopolskim nie ma jak zrobić badań, ale liczę, że to przeciążenie wkrótce przejdzie. Okres przygotowawczy jest najważniejszy i bardzo zależy mi na tym, by szybko wrócić do zajęć. 

 

Byłeś zawiedziony, że nie poleciałeś na drugie zgrupowanie? 

 

- To nie zawód, raczej smutek… Kiedy dowiedziałem się, że nie polecę drugi raz na Maltę, nie zabrakło też złości na samego siebie. W czasie pierwszego zgrupowania dochodziły do mnie myśli, że mogę nie pojechać na kolejne, bo byłem w sumie piątym obrońcą. Przede mną był chociażby Arkadiusz Najemski. Wiedziałem też, że trener chce ograniczyć kadrę i ktoś odpadnie. Na początku była złość i dziwne myśli, ale szybko się uspokoiłem. 

 

Arkadiusz Najemski poleciał na drugi obóz. Traktujesz to jako - nazwijmy - policzek? Masz poczucie, że przegrałeś rywalizację z młodszym kolegą? 

 

- Nie, bo nie sądzę, że ten obóz miał nas stawiać z Arkiem w pozycjach konkurentów. Lecąc tam chciałem się pokazać. Myślałem, że to dla mnie prawdziwa szansa, ale czy ją dostałem? Igor Lewczuk też nie czułby się najlepiej na lewej stronie obrony. Różnica jest duża. W gierkach też nie brałem udziału na stoperze, a przypadała mi raczej rola zawodnika, który występował tam, gdzie była akurat potrzeba. Gdybym miał więcej czasu na pokazanie się, z każdym dniem byłoby lepiej. Najczęściej mogłem zaprezentować się w pierwszym tygodniu, gdzie było sporo gierek. To był jednak najtrudniejszy czas dla mnie - czas zmiany przyzwyczajeń i obciążeń. Kłopoty z bólem całego ciała czy choćby głowy akurat wtedy kumulowały się. Ciężkie nogi nie pomagały w szybszym podejmowaniu decyzji. Ktoś może powiedzieć, ze to takie gadanie, ale wierzę, że na drugim obozie na Malcie wypadłbym lepiej, niż na pierwszym. 

 

W przeszłości zawodnicy, którzy występowali w Młodej Ekstraklasie czy rezerwach, jechali na obóz z „jedynką” i nie dawali rady tam zakotwiczyć, potrafili wpaść w pewnego rodzaju dołek. Nie boisz się, że i tobie się to przydarzy? 

 

- Dużo pracowałem z Rafałem Kubowem, który był w zeszłym sezonie w sztabie rezerw, a teraz jest trenerem mentalnym. Byłem zły tylko pierwszej nocy. Myślałem choćby o wypożyczeniu, ale przespałem się z tym i zmieniłem nastawienie. Na Maltę poleciało trzech graczy z rezerw. Wzięto nas, to było wyróżnienie i tak na to trzeba patrzeć. Inni takiej możliwości nie mieli. Szansa była, abstrahując od pozycji gdzie grałem, nie wykorzystałem jej i załamany nie jestem. Trzeba nadal pracować i udowadniać swoją wartość. 

 

Jak widzisz najbliższą rundę? Jesteś kapitanem rezerw i jaki wskazałbyś cel na kolejne miesiące? 

 

- Za nami dobra runda. Zakończyliśmy zeszły rok na czwartym miejscu i trzeba to pociągnąć. Trzeba powalczyć o pierwszą lokatę. W Legii zawsze gra się o najwyższe cele, którym zawodnicy powinni umieć sprostać. 

 

Kolejna runda w trzeciej lidze będzie dla ciebie możliwością rozwoju?

 

- Tak, bo trzecia liga łódzko-mazowiecka nie jest słaba. Człowiek rozwija się zawsze, a już na pewno młody piłkarz trenujący przy Łazienkowskiej. Mamy świetnych trenerów, bardzo dobre zaplecze i wierzę, że nadal będę się rozwijał. Wszystko zależy ode mnie. Nie jestem już najmłodszy, ale nadal wiele mogę się nauczyć w klubie. 

 

Stwierdźmy ostatecznie - jaka jest twoja pozycja? Środek obrony czy pomocy?

 

- Kiedy na początku trener Dębek przesunął mnie do defensywy, nie chciałem tam grać. Pierwsze wrażenie było takie, że ma się za mały wpływ na zespół. Wydawało się, że nie mogę kreować akcji czy strzelać bramki. Potem jednak przemyślałem to na chłodno i zweryfikowałem swoje umiejętności. Mam większą szansę przebicia się na stoperze. Kiedy patrzę na polską Ekstraklasę, to defensywnych pomocników takich jak ja jest wielu. Z kolei środkowych obrońców, do których mogę się upodobnić jest mało. Trudno wskazać stoperów, którzy potrafią wprowadzić piłkę do gry, zagrać podanie za linię obrony i wykreować jakąś okazję. Na takich zawodników powinien być popyt.

 

Inna sprawa, że jeśli kiedyś zmienię klub, a trener będzie mnie widział w roli defensywnego pomocnika, to oczywiście dostosuję się do zaleceń szkoleniowca. Grałem tam kiedyś, a obecnie to jedna z moich zalet - łatwiej przestawić się z pomocy na obronę. Można powiedzieć, że teraz więcej widzę. 

Polecamy

Komentarze (12)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.

Uwaga!

Teraz komentarze są ukryte, aby poprawić komfort korzystania z serwisu Legia.Net. Kliknij przycisk „Zobacz komentarze”, aby je wyświetlić i dołączyć do dyskusji.