
Mateusz Szwoch: Legia uratowała mi życie
27.11.2015 18:55
(akt. 07.12.2018 18:31)
Liczysz, że w tej rundzie jeszcze zagrasz?
- Szczerze? Mam oczywiście nadzieję, ale trochę wątpię. W meczu z Chojniczanką wszystko układało się po mojej myśli. Wynik dobry, wynik z pierwszego meczu też się zgadza, cała sytuacja była korzystna, ale nie dostałem szansy. Trener uważa, że nie jestem jeszcze gotowy. Nie grałem ponad pół roku. Trzeba czasu, żebym wrócił do najwyższego poziomu.
Co było dla ciebie najtrudniejsze przy całym tym rozbracie z piłką?
- Świadomość, że można nie wrócić. To inna sytuacja niż przy nawet bardzo poważnej kontuzji, typu zerwanie więzadeł. Wtedy wiesz, że czeka cię ciężka praca przez niecały rok, ale wracasz. To naturalna kolej rzeczy. Tutaj takich gwarancji nie było. Druga sprawa – oglądałem mecze, jeździłem na treningi kuzyna i nie chodziłem przecież o kulach ani nie miałem żadnego urazu. Nie było tak, że leżałem w łóżku i nie mogłem się ruszać. Funkcjonowałem zupełnie normalnie. Czułem, że mogę wejść do nich i normalnie trenować. Nie miałem jednak zgody.
Miałeś plan B?
- Myśli były przeróżne. Kiedy po zabiegu wróciłem do domu rodzinnego i nie mogłem uprawiać sportu, zająłem się zwykłymi sprawami, które rodzice mają na porządku dziennym. Mama prowadzi sklep odzieżowy. Kiedy miała jakąś sprawę lub chciała odpocząć, to sam tam jechałem i byłem sprzedawcą. Po prostu sprzedawałem odzież, żeby cokolwiek robić. Myślałem też o studiach na AWF i o pracy z młodzieżą. Prezes Leśnodorski – za co mu dziękuję – od razu powiedział mojemu menedżerowi, że jeżeli czeka mnie dłuższa przerwa, to mogę pomagać grupom młodzieżowym. Wszystko po to, żeby zostać przy piłce. Żebym nie pojechał do domu i się nie załamał. Od trzynastego roku życia żyję jednak na walizkach, najpierw w internacie w Gdyni, potem w mieszkaniu i chciałem więcej czasu spędzić z rodziną. W Warszawie nie mam tylu znajomych, a u siebie miałem rodziców i dziewczynę. Dzięki nim mogłem myśleć o czymś innym.
Czego nauczyła cię ta choroba?
- Żyję w świecie piłki praktycznie od trzynastego roku życia. Większość wie, jak to wygląda. Nie mamy tak wielu obowiązków jak ludzie w innych pracach. Nie martwimy się o to, żeby przetrwać. Choroba nauczyła mnie, żeby wykorzystywać każdą sekundę i szanować to, co mam. Nie ukrywam, że w przeszłości zdarzały się sytuacje, kiedy nie chciało się iść na trening lub załamywało się, gdy trener nie powołał do osiemnastki albo zagrało się słabo. Każdy ma momenty słabości. Każdy może się zniechęcić. Ta choroba pokazuje, żeby szanować swoją sytuację. Nie każdy może być Messim i grać w Barcelonie. Dla niektórych Ekstraklasa może znaczyć bardzo dużo.
Jak się w ogóle czujesz w Warszawie i jak się wprowadziłeś do szatni? Są tam różne osobowości, a ty jesteś raczej skryty.
- Dokładnie. Mój charakter nie pomaga w szybkiej aklimatyzacji. Pewnie dlatego nigdy nie będę zmieniał zespołów co pół roku. Szatnia przyjęła mnie pozytywnie. Radović wręcz mnie zaszokował. Miazga. Taki zawodnik, a non stop pytał, jak się czuję, gdzie grałem, z kim. Na treningach też ciągle pomagał. Fantastyczny człowiek. Najlepszy kontakt złapałem z Michałem Masłowskim, Kopczyńskim i młodymi, którzy są teraz na wypożyczeniu. Warszawa? Wiadomo, wszędzie trzeba było jeździć z nawigacją, ale przez pierwsze trzy miesiące nigdzie się nie ruszałem, bo chodziłem o kulach. Potem poznawałem miasto coraz bardziej. Kiedy dziewczyna przyjeżdżała, zwiedzaliśmy jakiś park lub muzeum. Nie jestem typem, który co weekend musi wyjść na imprezę. Warszawa mnie nie wciągnęła.
Szczerze – jesteś w stu procentach zadowolony z tego transferu?
- Z samego transferu jestem. Rozumiem, że ktoś może oceniać: „fajnie, że przyszedł do Legii, ale nie gra”. Na moją sytuację należy spojrzeć szerzej. Wiem, że w innym klubie te problemy z sercem mogłyby pozostać niewykryte albo nawet by je wyłapano, ale musiałbym sobie radzić na własną ręką. Z doświadczenia wiem, że byłoby mi ciężko. To główny i najważniejszy pozytyw. Bo trochę, a nawet bardzo… Legia uratowała mi życie.
Cały wywiad z Mateuszem Szwochem można przeczytać tutaj.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.