
Mateusz Szwed: Trzeba twardo stąpać po ziemi
29.10.2016 22:10
(akt. 07.12.2018 11:45)
Dlaczego piłka?
- Jest to pasja, którą pokochałem od małego. Zaciągnięta co prawda bardziej od brata, który od najmłodszych lat zabierał mnie i kolegów na podwórko. Tym sposobem piłka towarzyszy mi do dziś. Na początku, mieszkając jeszcze w rodzinnych stronach, lubiłem pokopać z przyjaciółmi. Tę pasję staram się rozwijać i na razie to wychodzi, bo jestem w Legii.
Pamiętasz swoje pierwsze boisko, na którym grałeś z kolegami?
- Było to sentymentalne miejsce przed moim blokiem. Teraz wybudowano tam plac zabaw, którego wcześniej nie było. Wiadomo - bramki układało się z plecaków (śmiech). Wychodziło się i grało na tak zwanym "kartoflisku". Przeważnie brat umawiał się także z jego kolegami więc rywalizacja zawsze była większa. Czym starszy przeciwnik, tym lepiej.
Urodziłeś się w Chełmie i swoje pierwsze kroki z piłką stawiałeś w lokalnym Niedźwiadku. Jak tam trafiłeś?
- Miałem sześć lat i brat zapytał się mnie czy nie chcę zapisać się do klubu. Stwierdziłem, że to ciekawy pomysł. Brat postanowił wdrożyć to w życie. Zabrał mnie razem z mamą na pierwszy trening i od tego momentu zacząłem spełniać swoje marzenia. Gdy trafiłem do Niedźwiadka w zimie, szkoliliśmy się na sali gimnastycznej. Gdy jednak robiło się cieplej, wychodziliśmy na dwór, gdzie bardziej chciało się trenować. Trawa, boisko… To robiło swoje.
Od samego początku się tam wyróżniałeś?
- Nie mnie to oceniać. Od początku jednak przebijałem się, byłem w gronie lepszych zawodników. Jeździłem też na kadrę województwa lubelskiego, więc teoretycznie musiałem się wyróżniać.
Wiedziałeś wtedy, że zwiążesz się z piłką na dłuższy okres?
- Wtedy nie. Byłem mały i to wszystko traktowałem jako zabawę. Teraz się to trochę zmieniło i traktuję futbol bardziej jako pracę, zawód połączony z pasją. Legia Warszawa to przecież topowy klub w Polsce.
Anatol Obuch, Andrzej Pieńkowski, Dariusz Stafijowski widzieli w Tobie materiał na wielkiego piłkarza?
- Trener Obuch od początku mówił mi, że mam papiery na wielkie granie, ale było to wówczas, gdy miałem dwanaście lat. Pojawiały się również głosy z innych klubów, lecz szkoleniowiec stawiał na mnie i wierzył w moje możliwości. Z Dariuszem Stafijowskim również sporo pracowałem, ponieważ ćwiczył z nami w szkol, Chwalił i patrzył na nas przychylniejszym okiem. Z kolei pan Obuch podchodził do tego z charyzmą i z dyscypliną.
Jak jeździliście z zespołem na rozmaite turnieje to lubiłeś sobie, mówiąc kolokwialnie, postrzelać.
- Nie ukrywam, że strzelanie goli sprawia mi wielką frajdę. Każdy chyba gra w piłkę, aby zdobywać bramki i móc się z nich cieszyć z resztą zespołu. Szczególnie, jak jest się nominalnym napastnikiem, wygrywa klasyfikacje strzelców i otrzymuje nagrody. Nie ma chyba nic lepszego.
Na pewnych zawodach w Łukowie gratulacje otrzymałeś nawet od Cezarego Kucharskiego.
- Tak. Był to wówczas turniej pod jego patronatem, gdzie wręczał trofea, obserwował nas. Wtedy również zdobyłem statuetkę dla najlepszego strzelca turnieju. Później pan Cezary wypowiadał się w jednym z wywiadów o całych zawodach z uśmiechem na ustach.
Świetna gra w Niedźwiadku spowodowała, że regularnie otrzymywałeś powołania do kadry województwa lubelskiego, gdzie również błyszczałeś. Kadra a klub to chyba jednak dwa różne światy.
- Grałem w klubie, który nie miał wielkiej infrastruktury, trenowaliśmy na zwykłych orlikach. Od czegoś trzeba było jednak zacząć. Reprezentacja to zupełnie inna kwestia. Bardzo podobają mi się warunki panujące przy Łazienkowskiej. Mam tu wszystko, co potrzebne jest do rozwoju zawodnika.
Jesień 2012 roku była przełomem w twoim życiu. Jak dowiedziałeś się, że Legia dostaniesz szansę w Legii?
- Pamiętam tę sytuację tak dokładnie, jakby wydarzyła się wczoraj. Podczas lekcji matematyki w szkole, zadzwonił do mnie Radosław Kucharski. Przedstawił się, powiedział o co chodzi i poprosił o kontakt do moich rodziców. Początkowo nie mogłem w to uwierzyć, iż Legia może odezwać się do chłopaka z małego miasta. No nic, podałem numer, zatelefonowałem do mamy i taty, opowiedziałem o testach. Tata w pierwszej chwili zaczął się śmiać, lecz tego samego dnia Radek skontaktował się z rodzicami, opowiedział o propozycji klubu, treningach... Zgodziliśmy się i przyjechaliśmy do stolicy.
Co sobie wtedy pomyślałeś?
- Byłem niesamowicie zaskoczony, nie dowierzałem, ale z dnia na dzień podchodziłem do tego na luzie. Nadarzyła się okazja, żeby sprawdzić się na tle kilkudziesięciu zdolnych, młodych zawodników. Niektórzy też spalali się, bo nie wytrzymywali presji. Wiedziałem, że jeśli pomyślnie przejdę testy, będę z siebie dumny.
Jak się czułeś gdy dowiedziałeś się, że będziesz trenował i grał przy Łazienkowskiej?
- Ciśnienie zeszło, ponieważ było już po wszystkim. Wiadomo, cel był jasny i klarowny - zostać do samego końca. Wiedziałem, że tylko ode mnie zależy czy trafię do Legii czy nie.
Przeprowadzka do stolicy nie była problemem w tak młodym wieku?
- Miałem zaledwie trzynaście lat, kiedy musiałem zmienić miejsce zamieszkania. Przez całe dzieciństwo zawsze tęskniłem za rodzicami, co było pewnym utrudnieniem. Obozy, turnieje... Nie mogłem powstrzymać łez za najbliższymi. Trener Obuch śmiał się z tego i powiedział, że wymieniłby mnie jako ostatniego chłopaka, który płakałby za rodzicami. To była dla mnie największa trudność. Przez pierwszy dzień w stolicy cały czas płakałem i pomyślałem sobie: "Nie no, wracam. Nie wytrzymam tutaj". Starsi koledzy jednak odpowiednio zareagowali, ciepło mnie przyjęli. Zostałem, ponieważ tu jest moje miejsce i chcę tu być jak najdłużej.
Jak wyglądały początki w Warszawie?
Bursa? Na pewno trzeba było się przyzwyczaić. To już nie dom. Musiałem sam sobie jakoś radzić. Trzeba było również żyć w grupie, ale z kolegami, którzy na każdym kroku wspierają, dodają otuchy. Tak samo jest ze szkoleniowcami czy opiekunami. Z kolei jeśli chodzi o Legię - pierwsze sześć miesięcy to poznawanie zespołu od środka. Nie chodzi o to, żeby wyjść na osobę arogancką, ale z drugiej strony nie siedzieć z tyłu i być cichą myszką - coś w stylu "przepraszam, że żyję". Trzeba to połączyć, żeby chłopaki z większym stażem przy Łazienkowskiej nie pomyśleli, że przyjechał ktoś, kto nie da im jakości na boisku.
Jak wygląda twój typowy dzień?
- Pobudka o szóstej rano. Godzinę później jem śniadanie w klubie, a potem trenuję. Następnie, podkreślę - zazwyczaj jest szkoła, chociaż nie zawsze (śmiech). Staram się przyjechać na kilka lekcji, aby nauczyciele zobaczyli, że zależy mi na edukacji. Później mam kolejny trening. Przeważnie odbywa się on w okolicach 18:00. Potem odnowa, kolacja i idę spać.
Jak idzie ci z nauką? Rocznik '00 zaczął miesiąc temu nowy rozdział - liceum.
- Daję sobie radę. Najlepszy moment przypadł na pierwszą gimnazjum, ponieważ nie było wtedy żadnych przejść z roczników do roczników. Wszystko było ustawione stricte pod ciebie, chodziłeś na lekcje i mogłeś skupić się na nauce. Teraz jest trochę trudniej, bo gram w dużej mierze ze starszym rocznikiem. Godziny zajęć się zmieniają, a ja nie mogę chodzić na wszystkie lekcje. Tu chodzi tylko o własną inwencję. Nauczyciele też nam pomagają, ponieważ wiedzą jaka jest sytuacja, wyciskają z nas najwięcej jak się da, a gdy opuszczam poszczególne lekcje, staram się je nadrobić. Kluczem jest to, żeby nie olać nauki.
Mateusz Szwed to bardziej humanista czy spec od przedmiotów ścisłych?
- Zdecydowanie humanista (śmiech). Matematyka to moja bolączka. Teraz dziewczyna trochę mi pomaga i zacząłem więcej ogarniać. W trzeciej gimnazjum robiło mi się ciemno przed oczami, gdy wchodziłem do sali matematycznej (śmiech), Podobnie z fizyką. Znacznie lepiej czuję się z języka polskiego.
W Legii w swoim roczniku lub rok starszym strzelałeś jak na zawołanie. Masa turniejów, skautów... Pojawiała się czasami sodówka?
- Na początku mojego pobytu przy Łazienkowskiej... No nie ukrywam - łatwo przychodziło mi strzelanie goli i wyróżnianie się w meczach. Pojawiały się różne myśli, a z chłodną głową obserwowali to trenerzy, którzy często mówili, że "Szwedzik odleciał". Miałem akurat takie osoby wokół siebie, z którymi trzymam się w zespole, jak i poza. To właśnie oni ściągnęli mnie szybko na ziemię, żeby wracać do pracy. Wytłumaczyli mi, że tak naprawdę jeszcze nic nie osiągnąłem i muszę ciężko pracować, żeby znaleźć się na samym szczycie. Sądzę, że to nie przytłacza, tylko dodaje większej motywacji do zdobywania bramek czy występach w starszym roczniku. Trzeba jednak cały czas twardo stąpać po ziemi.
Aston Villa - ten klub ponoć chciał cię zaprosić na testy. Prawda?
- Powiem tak: Anglicy wykazywali spore zainteresowanie, lecz wtedy związałem się z "Wojskowymi" i odciąłem się od różnych ofert, spekulacji. Pojawiały się propozycje z innych klubów, ale skupiałem się tylko na grze w Legii, a nie na dziesięciu zbędnych rzeczach jednocześnie. To mogłoby mi niepotrzebnie zaprzątać głowę, a teraz trzeba po prostu trenować. Z kolei spekulacjami, transferami zajmują się inne osoby, aby wszystko wspólnie "grało".
Lubisz w pewnym momencie odciąć się od futbolu?
- Wiadomo, że czasami...
Zaznaczę, że chodzi mi o imprezy ze znajomymi (śmiech).
- A, to nie! Absolutnie (śmiech). Futbolem człowiek cały czas nie żyje, ale jak mam chwilę wolnego, lubię wyjść gdzieś z dziewczyną, z którą jestem już od jakiegoś czasu. Romantyczny spacer, kino, restauracja - to jest fajny sposób na wyluzowanie się, spuszczenie z tonu i zajęcie się czymś innym. Głowa musi też odpocząć i się zresetować. Z kolegami widuję się codziennie, więc swój czas w większym stopniu poświęcam drugiej połówce. Imprezy? To nie jest odpowiedni moment. Przyjdzie na to czas. Teraz jest praca, a kiedyś - o ile wszystko się dobrze ułoży - może uda się gdzieś wyskoczyć.
Jak zakładasz koszulkę z orzełkiem na piersi, grając w młodzieżowych reprezentacjach, to ta motywacja, chęć zwycięstwa, jest jeszcze większa niż w klubie?
- Do każdego meczu, nieważne jakiej rangi, staram się podchodzić identycznie. Wiadomo, że występy w reprezentacji na poziomie międzypaństwowym to zupełnie co innego niż gra w kadrze województwa. Reprezentujesz swój kraj i musisz wycisnąć z siebie maksa. To przede wszystkim duma i wielka motywacja.
Najlepszy piłkarz, z którym miałeś przyjemność grać w jednej drużynie?
- Wskazałbym na Sebastiana Walukiewicza. Wydaję mi się, że "Seba" wyróżnia się zarówno w Legii, jak i w starszych rocznikach, miałem z nim przyjemność grać również w kadrze. Myślę, że to najlepszy zawodnik z jakim grałem. Cały czas się z nim trzymam, to też mój przyjaciel. Zawsze w szkole nauczycielki nas myliły, bo twierdziły, że jesteśmy identyczni, a my natomiast uważaliśmy, że to nieprawda (śmiech). Od samego początku mamy dobry kontakt zarówno na boisku, jak i poza nim. Dobrze się z nim współpracuje. Pokazuje swoją wartość w Centralnej Lidze Juniorów, gdzie gra od deski do deski. Trzeba mu teraz życzyć zdrowia, ponieważ wylądował w szpitalu i oby jak najszybciej z niego wyszedł (Efekt zderzenia głową z innym zawodnikiem na treningu - red.)
Najlepszy gracz, któremu musiałeś stawić czoła?
- To był mój debiut reprezentacyjny w starciu z Irlandią. Pamiętam z tamtej potyczki szczególnie jednego zawodnika - Thierry'ego Babę, czarnoskórego piłkarza. Wszedłem na boisko, popatrzyłem na niego i pomyślałem sobie: "Oj, będzie ciężko". Nie od dziś wiadomo, że Irlandczycy prezentują toporny futbol, oparty na grze siłowej. Pierwsze trzy stykowe akcje... Dostałem od niego z łokcia, dopiero potem trzeba było się przyzwyczaić. Był to bez wątpienia mecz na wysokim poziomie, w którym nie mogłeś zbytnio rozpędzić się i uciec z piłką. Trzeba było wykazać się sprytem i inteligencją, żeby z takim przeciwnikiem móc sobie poradzić.
Ulubiony piłkarz, którego lubisz śledzić? Masz jakiegoś idola?
- Od małego tą osobą jest Cristiano Ronaldo i do dziś się to nie zmieniło. Koledzy się nawet śmieją, że jak ktoś go skrytykuje to staję w jego obronie. To jest charakterystyczne dla mojej osoby. Może Portugalczyk czasami nie zachowuje się tak, jak powinien, lecz jego gra na boisku to coś niesamowitego. On nadal chce podnosić swoje umiejętności. Według mnie Ronaldo to człowiek, którego warto naśladować.
A jeśli chodzi o Polaka? Czy skupiasz się tylko na Portugalczyku?
- Głównie jest to Cristiano i momentami - co oczywiste - Robert Lewandowski, ze względu na pozycję. Jeśli miałbym jednak wskazać na jednego piłkarza, jest to "CR7".
Jak rozładowujesz emocje przed ważnymi spotkaniami?
- Praktycznie przez całe życie, gdy wybieram się do szkoły czy szykuję na mecz - słucham muzyki. Według mnie jest to jeden z najlepszym sposobów na rozluźnienie się. Albo sam zakładam słuchawki na uszy, albo muzyka leci po prostu z głośników. W szatni często puszczamy nasze ulubione „kawałki”.
Od początku twojego pobytu w Legii, regularnie się rozwijasz i zacząłeś już nawet pukać do ekipy w CLJ. Nad jakim elementem musisz jeszcze popracować, żeby w zespole Kobiereckiego grać cały czas?
- Podstawowym aspektem jest gra z drużyną i zaufanie kolegom, bo wiadomo, że z niektórymi chłopakami na boisku nigdy wcześniej nie miałem styczności. Początkowo ta współpraca z resztą nie do końca się układała, grałem trochę pod siebie, za co trener Kobierecki miał do mnie pretensje. Muszę bardziej patrzeć na drużynę, bo to mnie jeszcze mocniej wywinduje w górę i być może niebawem znajdę się w podstawowym składzie, co będę chciał za wszelką cenę wykorzystać. Kolejną jest praca w defensywie i nauka panowania nad pressingiem. Nie o to chodzi, by samemu lecieć „na hurra” do przodu.
* Wchodzisz przeważnie na końcówki spotkań, a mimo tego udało Ci się wpisać na listę strzelców w starciu ze Stalą Mielec. Najgorsze już chyba za tobą.
- Dokładnie. Jak wchodzę z ławki jako napastnik czy skrzydłowy lub gram w wyjściowej "jedenastce", myślę o tym, żeby strzelić gola. Może ciśnienie aż tak nie schodzi, ale jest większy luz na murawie. Ponadto wiem, że swoje "małe" zadanie wykonałem. Czuję większą swobodę, piłka "nie parzy" i lepiej radzę sobie w rozgrywaniu oraz w poruszaniu się po placu.
Wracając jeszcze do gola ze Stalą. Jak to w ogóle wpadło?
- Szczerze? Mega spontaniczne zachowanie na boisku. Przyjąłem piłkę, obróciłem się tyłem do bramki. Spojrzałem na golkipera Stali, nie szukałem w tym momencie lepiej ustawionych kolegów, i pomyślałem sobie: "Czemu by nie spróbować?". Szybka decyzja, huknąłem mocno z lewej nogi i udało się. Fajny gol i świetne uczucie. Błyskawicznie potwierdziłem, że trener dokonał słusznej zmiany i Mateusz puka do pierwszego składu.
Trener Kamuda aż sam nie dowierzał. Skierował się do ciebie mówiąc, że masz jednak lewą nogę (śmiech).
- Każdy się chyba zdziwił. Chłopaki po zejściu z boiska mówili, że jak "Szwedzik" teraz takie widły strzelił, to świat się zatrzymał (śmiech). Kolejne spotkanie wygrywamy, podtrzymujemy niezłą passę i jeszcze ta bramka... Może nie było to dogryzanie, tylko rzucaliśmy sobie na luzie takie rzeczy w dobrej atmosferze. Szkoleniowiec aż się za głowę złapał, bo chyba nie wierzył, że to wpadnie. Dobra decyzja, ale i odrobina szczęścia.
Ta drużyna ma szansę na zdobycie trzeciego z rzędu mistrzostwa Polski?
- Myślę, że tak. Ograliśmy się i złapaliśmy właściwy rytm, ponieważ w pierwszych spotkaniach niepotrzebnie straciliśmy kilka głupich punktów z teoretycznie słabszymi rywalami. Z treningu na trening wyglądamy coraz lepiej, poprawiliśmy komunikację, ufamy sobie, czujemy wsparcie. Nawet ja, najmłodszy, mogę pójść do Mateusza Leleno czy Grzegorza Aftyki, poprosić o coś i wiem, że zawsze mi pomogą. Tak samo jest z podwózką do szkoły, gdzie można się z nimi zabrać samochodem (śmiech). Można na nich liczyć. Pamiętam, że po pierwszym treningu Aftyka wziął mnie na bok, porozmawiał, mówił, żebym podchodził do wszystkiego na spokojnie - było to dla mnie bardzo miłe. Tak samo jest z trenerem Kobiereckim, który widzi, że robimy postępy i pewne schematy się zazębiają. Czasami zostajemy wzmocnieni o poszczególnych piłkarzy z rezerw, którzy są wartością dodatnią. Wierzę, że w tym roku również wzniesiemy w górę ten puchar za mistrzostwo kraju. Przed nami ciekawe wyzwanie.
Wasz zespół, po słabszym starcie, zaczyna wracać na właściwe tory i odnosić kolejne zwycięstwa. Kto, do tej pory z chłopaków, zrobił na tobie największe wrażenie?
- Oprócz wspomnianego wcześniej Walukiewicza, spory progres zanotował Kamil Orlik, który zadebiutował w drugiej drużynie i poleciał z zespołem na młodzieżową Ligę Mistrzów do Madrytu. Mateusz Bondarenko już w tamtym roku wyróżniał się i w bieżących rozgrywkach także prezentuje się solidnie. Gra na najniższym procencie błędów, jest mocnym punktem Legii. Warto wspomnieć też o Mateuszu Praszeliku z rocznika '00 dającym mnóstwo jakości i kreatywności w środku pola.
Gdybyś miał magiczną moc, wymieniłbyś się jakąś umiejętnością z zawodnikiem z zespołu?
- Chyba nie, ponieważ dostałbym pewną umiejętność w formie "gotowca", a tak regularnie mogę poprawiać się. Próbuję jednak podpatrywać różne aspekty od kolegów, aby doskonalić swoje umiejętności, ponieważ wtedy pomalutku będę stawał się piłkarzem kompletnym, do czego dążę.
Wyznaczasz sobie jakieś cele w tym sezonie?
- Drużynowo marzy mi się oczywiście trzecie z rzędu mistrzostwo Polski Centralnej Ligi Juniorów. Dodatkowo ze swoim rocznikiem chciałbym sięgnąć po tytuł mistrza kraju, bo w Lidze Makroregionalnej Legii jeszcze nie udało się zdobyć tego prestiżowego trofea. Są to dwa główne cele. A indywidualnie? Przede wszystkim zaaklimatyzować się w zespole CLJ, dostawać więcej minut i znaleźć się w najlepszej "czwórce" w Polsce. Super atmosfera, kibice, główna płyta... To już całkiem inne przeżycia. Oczywiście presja jest większa, ale to raczej nie przeszkadza. Chciałbym także regularnie strzelać gole, lecz myślę, że przyjdzie to z czasem. Gdy będę więcej grał, ta pewność siebie wzrośnie i bramki zaczną wpadać. O to się nie boję, bo czuję swobodę. Mam dobre wejścia z ławki, daję jakość, więc myślę, że w przyszłości będzie coraz lepiej.
Jaka liczba goli w tym sezonie w CLJ by cię usatysfakcjonowała?
- Byłbym zadowolony, gdybym na jesieni miał cztery gole na koncie, a w następnej rundzie dołożył szesnaście trafień. Jak będzie więcej, to płakać nie będę (śmiech). Zostało nam sześć tygodni do końca pierwszej rundy i cała kolejna. Sporo grania, więc sądzę, że jak regularnie będę meldował się na murawie, ten cel jest wykonania. Myślę, że poziom CLJ nie jest tak wygórowany, żebym mógł sobie nie poradzić.
Liczysz, że dobrą grą w Centralnej Lidze Juniorów zostaniesz zauważony przez Krzysztofa Dębka?
- Trener Dębek cały czas podpatruje nas na treningach, jest obecny na meczach. Przez chwilę, pod nieobecność Piotra Kobiereckiego, współpracował z Mateuszem Kamudą. Chwalił moje zachowanie i poruszanie się na boisku, a także wspomniał o nieprzewidywalności przy golu ze Stalą. Sądzę, że trzeba się starać cały czas, ponieważ ktoś z boku zawsze na nas patrzy. Jeśli będę solidnie wykonywał założenia, wyróżniał się, myślę, że ktoś to doceni. Jest szansa, żebym wylądował na treningach w drugiej drużynie, lecz te marzenia trzeba jeszcze odłożyć w czasie, na dalszą część sezonu. Na razie skupiam się na grze w Centralnej Lidze Juniorów, a na rezerwy przyjdzie jeszcze pora.
Wspomniałem o trenerze Dębku, między innymi dlatego, iż jest on szkoleniowcem Legii w UEFA Youth League. Wierzysz, że znajdziesz się w wąskiej kadrze na jakieś spotkanie rewanżowe np. z Borussią, Sportingiem czy Realem?
- Mocno pracuję na treningach, daję z siebie wszystko, ale do młodzieżowej Ligi Mistrzów podchodzę z pewnym dystansem, na luzie. Wiadomo, że jak trener będzie mnie potrzebował, ktoś złapie kontuzję, będę na to gotowy i postaram się zrobić różnicę na murawie, aby zespół mógł na mnie liczyć.
Kiedy, realnie patrząc, chciałbyś zadebiutować w Ekstraklasie? Trenerem Legii jest Jacek Magiera, który zna was, młodych chłopaków i będzie wiedział, w którym momencie umiejętnie was wprowadzić do drużyny.
- Oczywiście. Trener Magiera lubi stawiać na młodzież, ale aż tak daleko w przyszłość nie wybiegam. Można jednak powiedzieć, że CLJ w hierarchii klubu, jest trzecim zespołem, czyli niby daleko, ale i niewiele od "jedynki". Jeśli ktoś będzie robił postępy czy to w Centralnej Lidze Juniorów, czy w rezerwach, może wylądować w pierwszym zespole. Potem praktycznie wszystko zależy już od tej osoby - jak się zaprezentuje, jak trener na niego zareaguje i czy będzie chciał dać mu szansę. Ja na spokojnie podchodzę do tego tematu, ale sądzę, że jeżeli głowa dalej będzie pracować na właściwych obrotach, to za dwa, trzy lata jestem w stanie zadebiutować. Myślę, że tak będzie. Do tego dążę.
* - rozmawialiśmy z Mateuszem przed meczem ligowym z ŁKS-em, w którym zdobył swoją drugą bramkę w tym sezonie w Centralnej Lidze Juniorów.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.