
Marek Saganowski: W życiu trzeba walczyć
06.03.2015 18:42
(akt. 08.12.2018 02:34)
Masz już 36 lat. Na treningach krzyczysz, przeżywasz każdą sytuację, a zaangażowaniem możesz obdzielić wielu młodszych kolegów. Można powiedzieć, że jesteś pozytywnie zakręcony na punkcie piłki, nie musisz szukać motywacji do kolejnych wyzwań. Jest na to jakaś recepta?
- Cieszę się każdym dniem na boisku, jestem szczęśliwy, że mogę grać w piłkę, w tym wieku w takim klubie jak Legia. Dobrze czuję się w szatni przy Łazienkowskiej. To, że na treningach strzelę gola i się z tego cieszę oznacza, że wciąż mi zależy na dobrej grze, że każde udane zagranie sprawia mi frajdę. To, że krzyczę i się złoszczę po złym podaniu czy strzale swoim lub kolegów, świadczy o ambicji. Człowiek chciałby dążyć do perfekcji, powtarzalności na wysokim poziomie. Wszystko po to by grać jak najlepiej.
Patrząc na ciebie na zgrupowaniach poza boiskiem, miałem momentami wrażenie, że jesteś takim samotnym wilkiem. Właściwie w zespole nie ma już nikogo z twojego pokolenia, czasem byłeś zamyślony, gdzieś z boku. Zgodzisz się z tym?
- Może to tak z boku czasem wyglądało. Gdzieś człowiek zaczyna sobie zdawać sprawę, że to może być jego ostatnie lub jedno z ostatnich zgrupowań w karierze. Były chwile zadumy, nad sobą i przyszłością. Ale to tyle, nie mam przecież żadnych problemów by dogadywać się z młodszymi od siebie kolegami.
Michał Żewłakow kiedyś mówił o takiej samotności na zgrupowaniu, że pod koniec kariery jak dzwonił do kolegi, to raczej do takiego, którego na boisku już nie było.
- W większości tak jest. Jak dzwonię do przyjaciół, do ludzi z którymi spędziłem kilkanaście lat życia na zgrupowaniach czy na boisku, to zwykle już nie grają w piłkę. Sporadycznie się zdarza, że ktoś nadal zawodowo gra w piłkę. Takie jest życie, trzeba się do tej rzeczywistości przystosować, czasu nikt nie oszuka. Nie ma sensu z tym walczyć.
Miałeś wiele trudnych chwil w życiu, ale czy boiskowo ostatnie pół roku było dla ciebie najtrudniejsze? Wrócić w tym wieku do pełnej sprawności po tak ciężkiej kontuzji jak zerwane więzadło krzyżowe, to duża sztuka i ogromny wysiłek.
- Zdecydowanie to był najcięższy okres w mojej karierze piłkarskiej. Zerwane więzadło brzmiało jak wyrok, to najpoważniejsza kontuzja, jakiej doznałem na boisku. Zastanawiałem się czy jest sens wracać. Podjąłem próbę i starania. Dziś jestem z tego dumny. Wykonałem naprawdę ciężką pracę, ale to się opłaciło i ten wysiłek będzie procentował jeszcze w tym sezonie.
Piłkarze po takim urazie często mówią, że uczą się wielu rzeczy od początku – tak na boisku, jak i poza nim. Potwierdzasz czy to taka metafora?
- Nie, faktycznie tak jest. Trzeba się uczyć stawiać kroki, ruszać nogą w stawie kolanowym. Potem jest obawa o zdrowie, przecież przy każdym kontakcie z piłką trzeba się liczyć z tym, że można po tej nodze oberwać. Pozornie niegroźny faul może się wtedy wydawać tym, który odnowi uraz. Problem nie tkwi w mięśniach, one są przygotowane do wysiłku. Większy kłopot pozostaje w głowie.
A co sprawiło ci większą radość jesienią – to, ze wróciłeś na boisko, czy że trafiłeś do elitarnego klubu stu?
- Bez dwóch zdań to, że wróciłem na boisko i tak szybko zdobyłem bramkę. Długo będę pamiętał moment wejścia na murawę, przyjęcie jakie zgotowali mi kibice. Pięć minut później trafiłem do siatki, to było wspaniałe uczucie. To była dla mnie najważniejsza bramka w karierze, żadnej innej nie będę tak dobrze wspominał. Rzadko wracam do przeszłości, wolę patrzeć w przyszłość. Ale to było zdarzenie wyjątkowe, i akurat do tej chwili chętnie kiedyś powrócę myślami.
Jakie kolejne cele indywidualne przed tobą?
- Musze poprawić skuteczność. Jesienią strzeliłem dwa gole, to za mało, nie chciałbym z takim dorobkiem zakończyć sezonu. Mam nadzieję, że będę dostawał więcej szans na grę.
Na twojej pozycji jesienią była duża konkurencja jakościowa. W gazie był Miroslav Radović, z dobrej strony pokazywał się Orlando Sa. Jednak często w lidze trener stawiał właśnie na ciebie. Była dodatkowa satysfakcja?
- W ekstraklasie faktycznie tak było i bardzo się z tego cieszę. Nie jestem tutaj przecież po to, by tylko być. Jestem częścią tego zespołu i mam wpływ na całość.
Po wydarzeniach jakie miały miejsce jesienią w walce o Ligę Mistrzów wierzysz w to, że dane ci jeszcze będzie wystąpić z Legią w elitarnej Champions League?
- Ja we wszystko wierzę. Trzeba sobie obrać jakiś cel i dążyć do niego ze wszystkich sił. Moim celem jest wydatna pomoc w obronie przez Legię tytułu mistrza Polski, trzeci raz z rzędu w tym klubie. A co będzie potem, to czas pokaże.
A z czego ta wiara się bierze u ciebie, skąd przekonania że dopniesz wyznaczonego celu? To cecha twojego pokolenia? Będąc młodym chłopakiem wszystko musiałeś sobie wywalczyć i tak ci zostało?
- Z pewnością młodzież trenuje obecnie w lepszych warunkach niż moje roczniki. Na pewno by ćwiczyć kiedyś, trzeba było mieć większe zacięcie do tego. To kształtowało charakter. Życie nauczyło mnie, że nie warto rezygnować z marzeń, z tego co sprawia przyjemność. Teraz to walka o to, by nadążać za innymi, nie odstawać od kolegów.
Jak zaczynałeś grę w piłkę spotkałeś się ze zjawiskiem fali w szatni?
- Nie do końca, choć na pewno znałem wtedy miejsce w szyku. Nie trzeba mi było tłumaczyć, że muszę nosić piłki, ustawiać pachołki, liczyć sprzęt, zbierać go do szatni. To należało do moich obowiązków. To wtedy było normalne.
Jedną z ról starszych piłkarzy jest liderowanie w szatni, dbanie o dobrą atmosferę. Jak się z tym czujesz?
- Niczego nie można robić sztucznie, na siłę czy tez dlatego, że tak wypada. Wszystko co robię, jak się zachowuję, wychodzi z mojego serca. Nie jest tak, że ja sobie roszczę prawo do bycia jednym z liderów. Ale fajnie, że czasem ci młodzi ludzie rozumieją co do nich mówię i liczą się z moim zdaniem. To jest bardzo ważne. Oni wiedzą, że mam za sobą duży bagaż doświadczeń, wiedzą, że mogę ich przed wieloma rzeczami przestrzec. Jeśli ktoś ma ochotę porozmawiać, to zawsze chętnie zostanę z takim młodym człowiekiem i podzielę się radą czy spostrzeżeniami.
Właśnie - inną rolą graczy tak doświadczonych piłkarzy jest bycie przykładem dla młodych. Czy sztab szkoleniowy prosił cię o opiekę, o udzielanie rad najmłodszym zawodnikom w szatni?
- Nie, to zawsze wychodzi w treningu. Jeśli ktoś ciężko pracuje, ale mu nie wychodzi, to zawsze służę radą. Nie tylko ja ale i Ivica Vrdoljak, Tomek Brzyski czy ktoś inny. Zawsze ktoś coś mądrego podpowie. Czasem też trzeba kogoś opieprzyć – rygor pomaga zrozumieć młodym chłopakom gdzie są i jakie drzwi zostały przed nimi otworzone. Trzeba wiec ich czasem uświadomić.
A jakbyś miał wyróżnić któregoś z młodych chłopaków, to na kogo by padło i dlaczego?
- Nie chciałbym nikogo wyróżniać, nie jestem ani trenerem, ani nauczycielem. Nie czuję się osobą, która mogłaby innych oceniać. Im szybciej zrozumieją gdzie są i jakie maja szanse, tym lepiej dla nich. Ale to uzdolnieni ludzie, maja po co trenować.
Miroslav Radović powiedział, że odkąd jest w Legii, Henning Berg jest najlepszym trenerem z jakim pracował. Ty współpracowałeś z wieloma szkoleniowcami w życiu. Faktycznie tak bardzo na tle innych wyróżnia się Norweg?
- Na pewno się wyróżnia dużą inteligencją boiskową i taktyczną. Potrafił nam pokazać i udowodnić, że jesteśmy wartościowymi zawodnikami, że możemy z lepszymi teoretycznie zespołami walczyć w Europie jak równy z równym. Efekt tego mieliśmy w tym sezonie Ligi Europy – to jest jego sukces. I te treningi taktyczne… Tak, to jest jeden z lepszych szkoleniowców z jakim w życiu współpracowałem.
Mówi się, że Polak mądry po szkodzie. Jest jakiś moment w twojej piłkarskiej karierze, w którym dziś z perspektywy czasu postąpiłbyś inaczej, coś byś zmienił?
- Na pewno, jest wiele rzeczy, które rozwiązał bym inaczej,. Ale musiałbym mieć obecną wiedzę i doświadczenie. Ale jakie to rzeczy, to już zostawię dla siebie.
A z czego najbardziej jesteś dumny?
- Z tego, że po ciężkim wypadku, będąc wcześniej na szczycie, wróciłem do gry - co wcale nie było takie oczywiste. Zagrałem na mistrzostwach Europy, posmakowałem Ligi Mistrzów, zdobyłem jak dotąd trzy razy tytuł mistrza Polski. Jestem dumny, że po takich ciężkich przejściach się nie poddałem i jestem w tym miejscu – w Legii Warszawa.
Nigdy nie zabiegałeś o poklask kibiców, nie całowałeś herbu. Wręcz przeciwnie – nie kryłeś, że w twoim sercu jest ŁKS. A mimo to, jakby trochę niechcący, stajesz się jednym z ulubionych graczy trybun. Masz tego świadomość?
- Świadomość zawsze przychodzi ostatnia. W każdym klubie w którym byłem, czy Guimares, czy Southampton, zawsze na boisku dawałem z siebie 100 procent. Gdybym był trenerem, czy kibicem, to takiego człowieka bym szanował. Czasem może nie wychodzić na boisku, czasem brakować umiejętności, ale jak się widzi duże zaangażowanie, pozostawione serducho, to wiele można wybaczyć. Ja był lubił takich piłkarzy, może stąd ten poklask.
Mnie się wydaje, że oprócz tego co na boisku, jest jeszcze coś. Przez to jak byłeś doświadczany przez życie, ile miałeś problemów, i że na oczach wszystkich z nich wychodziłeś, zjednałeś sobie wielu ludzi.
- Nigdy nie wierzyłem w to, że życie będzie kolorową bajką. Każdy z nas przeżywa czasem ciężkie chwile i jeśli ktoś z nich potrafi wyjść, to trzeba to pokazać, by inni czerpali z tego przykład. Niestety życie składa się z kłopotów, które musimy rozwiązywać. Trzeba walczyć.
Gdzie widzisz siebie za 4-5 lat?
- W trenerce, zdecydowanie. Chciałbym przekazać doświadczenie, które zdobyłem na boiskach w Europie.
Z Legii odszedł Miro Radović i część kibiców ma mu to za złe. Jakbyś to skomentował?
- W wieku, w którym jest Rado, taką propozycję trzeba solidnie przeanalizować. On to zrobił i doszedł do wniosku, że to dla niego ogromna szansa – dla niego i całej jego rodziny. Chciał coś zmienić. Zrobił mnóstwo dla tego klubu, dał wszystkim wiele powodów do radości. Dlatego uszanujmy jego decyzję, miał do niej prawo. Kiedy był w Legii, zawsze był oddany drużynie.
Po ostatnim gwizdku meczu ze Śląskiem byłeś niesamowicie szczęściwy. Noga przy karnym nie zdadrżała. W tym wieku już nie ma tremy czy dodatkowych nerwów?
- Gdzieś tam z tyłu głowy miałem sytuację z 2012 roku w Supepucharze gdzie nie wykorzystałem dwóch karnych. Tym większa była ochota do rehabilitacji. Udało się, strzeliłem i jest powód do świętowania.
Zapis wywiadu ukazał sie w Programie Meczowym na spotkanie z Podbeskidziem, który wciąż można zakupić w Legia FanStore oraz online - kliknij tutaj.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.