News: Łukasz Budziłek: Smaczniejszy tort w stolicy

Łukasz Budziłek: Smaczniejszy tort w stolicy

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

29.06.2014 18:30

(akt. 08.12.2018 14:31)

Łukasz Budziłek przychodzi do Warszawy zastąpić Wojciecha Skabę. Po dobrych występach w GKS-ie Katowice, golkiper z Bełchatowa dostał szansę rozwijania swoich umiejętności w Legii. - Każdy kawałek tortu jest w Warszawie zdecydowanie smaczniejszy. Krok po kroku chcę stawać się coraz lepszym bramkarzem. Razem z kolegami będziemy chcieli dostarczać jak najwięcej pozytywnych emocji kibicom w zbliżającym się sezonie - opowiada w długiej rozmowie z Legia.Net Budziłek. Zapraszamy do lektury.

Od kilkunastu dni trenujesz już z Legią. Pierwsze emocje opadły?


-
No właśnie nie wiem czy opadły. Cały czas jestem zaskakiwany w Legii nowymi rzeczami. Trafiłem w końcu do klubu na poziomie europejskim, a nigdy nie miałem z takim styczności. W Bełchatowie oraz w Katowicach trudno było doświadczyć takiego profesjonalizmu i organizacji.


Czyli różnica między Legią, a chociażby GKS-em Katowice jest naprawdę duża
.


- Wiadomo, że to bardzo duża różnica w organizacji czy infrastrukturze. Stadion w Katowicach pamięta jeszcze czasy, gdy mój tamtejszy trener bramkarzy Janusz Jojko grał czynnie w piłkę. W Warszawie dopiero poznaję obiekt przy Łazienkowskiej z milionami korytarzy. Wiem jednak, że z czasem będę tam już znał każdy zakamarek. Na razie zaczynam to ogarniać.


Póki co było chyba zwiedzanie okolic i nabrzeża Wisły – tak przynajmniej Jakub Szumski pisał pod zdjęciem, które wspólnie sobie zrobiliście.


-
Widzę, że muszę uważać co koledzy wrzucają do mediów społecznościowych, bo szybko to się rozchodzi (śmiech). Sam staram się pilnować takich rzeczy. Z Kubą poznałem się przez Damiana Zbozienia, byliśmy też razem na wakacjach. „Szumi” przedstawił mnie z kolei Michałowi Kopczyńskiemu, który też z nami pojechał. Fajnie, że poznałem też w taki sposób osobę, która jest ze mną w jednej drużynie.


„Kopa” jest od początku taką osobą, która wprowadza cię do Legii?


- Myślę, że tak. Usiadłem zresztą w szatni obok Michała, gdyż zwolniło się miejsce po Danielu Łukasiku, który odszedł do Lechii Gdańsk. Dogadujemy się i można powiedzieć, że nie wychodzimy za szybko z szatni. A to pogadamy, a to pójdziemy razem na odnowę. Pierwsze dni spędziłem pod jego okiem.


A inni koledzy jak cię przywitali?


- W porządku. Przed wyjazdem na zgrupowanie nie było tyle czasu na dłuższe rozmowy i częste spędzanie ze sobą czasu. W trakcie obozu w Gniewinie lepiej się poznajemy, bo praktycznie przez cały czas przebywamy ze sobą w jednym hotelu.


Zdążyłeś porozmawiać z Henningiem Bergiem odnośnie twojej roli w zespole?


-
Z trenerem Bergiem rozmawiałem po podpisaniu kontraktu. Szkoleniowiec przemawia też do nas przed rozpoczęciem każdego treningu na odprawie. Pracuję jednak z Krzysztofem Dowhaniem i to z nim na bieżąco dyskutuję na temat swojej postawy. Na pewno atmosfera w naszej trójce bramkarskiej jest bardzo sympatyczna, miła i wesoła. Nie spodziewałem się, że będzie dokładnie tak.


Pierwszy kontakt z Dusanem Kuciakiem pozytywny?


- (Śmiech). Na początku naszej znajomości zapytał się mnie z uśmiechem: - Ty nie wiesz? Przecież ja tutaj nie mam kolegów - stwierdził. Wiadomo, że było to w żarcie. To człowiek, który szybko zbiera się po treningu do domu, bo ceni sobie życie rodzinne. Nie zauważyłem jednak żeby Słowak był jakąś odosobnioną osobą. W czasie treningów ja żartuję z niego, on ze mnie i zupełnie się nie obraża czy coś. Pracuje nam się bardzo przyjemnie.


Pierwsze miesiące w Legii to dla ciebie czas na naukę?


-
Trener Dowhań wychował wielu wspaniałych bramkarzy, którzy grali i grają w poważnych europejskich ligach. Na pewno będzie to czas na naukę, ale nie odbierałbym sobie wszystkich szans na grę. Jest okres przygotowawczy i będę dawał z siebie wszystko, by sztab szkoleniowy zdecydował się mi zaufać. Uszanuję każdy wybór trenerów, ale jeśli będzie on dla mnie niekorzystny, to będę robił wszystko, żeby to się zmieniło.


Przychodząc do klubu, w którym występuje najlepszy bramkarz w Ekstraklasie, chyba trochę jednak kalkulujesz, że okazji do gry może być mało.


-
Każdy wariant trzeba brać pod uwagę. Legia to najlepszy klub w Polsce, w którym w trakcie sezonu rozgrywa się wiele meczów. Trener od razu zapowiedział, że każdy piłkarz w składzie jest dla niego ważny. Będą europejskie puchary, Ekstraklasa i Puchar Polski – trochę okazji do zaprezentowania swoich umiejętności powinno się pojawić. Wszyscy muszą być gotowi i czekać na swoją okazję.


Zamieniasz przeciętniaka pierwszej ligi na mistrza kraju i zespół, w którym zawsze trzeba wygrywać. Presja nie będzie ci przeszkadzać?


- To znamienne dla Legii, że liczą się wyniki. Jeśli klub notuje dobre rezultaty, to życie jest łatwe i przyjemne. Podobnie było zresztą w Katowicach. Przeskok jest bardzo duży i nie ma czego porównywać. Każdy kawałek tortu jest w Warszawie zdecydowanie smaczniejszy. Miło wspominam pobyt na Śląsku i dobrze zapamiętam te 1,5 roku.


Jeśli chodzi o czas na Śląsku, to jak ci się tam mieszkało?


-
Poznałem specyfikę większego miasta – Katowic, które jednak są kilka razy mniejsze od Warszawy. Wcześniej podobnie było z porównaniem mojego rodzinnego Bełchatowa do wspomnianej już lokalizacji na Śląsku. Czas w Katowicach uważam za dobry dla mnie. Mieszkało mi się tam naprawdę nieźle, niedaleko stadionu, a sami ludzie byli bardzo otwarci i życzliwie nastawieni.


Cofnijmy się teraz troszkę w czasie, do końcówki twojego pobytu w GKS-ie Bełchatów. Przesunięto cię do rezerw i przygoda z twoim pierwszym klubem nie kończyła się zbyt dobrze


- Sam powód, za który mnie przesunięto był dosyć błahy (śmiech). Klub poinformował, że dokonał tego w odpowiedzi na całokształt mojej podstawy, a internauci szybko to podłapali. Podobny los spotkał wtedy nie tylko mnie, ale i kilku innych graczy. Przeczytałem wtedy fajny komentarz, że do tej pory za całokształt twórczości dostawało się nagrodę Nobla, a tu się okazało, że można też za to wylecieć z drużyny. Prawda jest taka, że GKS nie grał wtedy na miarę oczekiwań, pojawiły się problemy z pieniędzmi. Kilku chłopaków złożyło wezwania do zapłaty. Zarabiałem wtedy dosyć mało, podobnego papieru nie przedstawiłem w Bełchatowie, ale i tak podpięto mnie pod całą grupę.


- W drużynie trzymałem się ze starymi, ale też z młodymi. Chłopaki śmiali się, że jestem łącznikiem, bo informacje, którzy ci bardziej doświadczeni piłkarze dostawali od trenera, przekazywałem tym, którzy dopiero wchodzili do ekipy. Nie wiem czy dlatego zostałem przesunięty do rezerw, ale pod całokształt można podciągnąć wiele rzeczy. Do dziś nie wiem co wtedy zrobiłem, że tak mnie potraktowano.


Po twoim transferze, niektórzy śmiali się, że trafiasz do stolicy też dzięki Marcinowi Żewłakowowi, który już cię poznał i wiedział, że wpasujesz się "w szatnię" przy Łazienkowskiej.


-
Wydaje mi się, że często u zawodnika liczą się również kwestie mentalne. Wiadomo, że aspekty sportowe są bardzo ważne, ale idą w parze z charakterem. Jeśli Legia i pracujący tu „Żewłak” uznali, że się nadam i dopasuję, to bardzo się cieszę. Dla mnie to wielka szansa. Mam jednak nadzieję, że dla stołecznego klubu najważniejsze przy decyzji o pozyskaniu mnie były umiejętności.


A jak było z trenerem Zbigniewem Robakiewiczem? Były bramkarz Legii bardzo nie chciał rozmawiać na twój temat. Domyślam się, że doszło między wami do jakiegoś konfliktu.


- Trener Robakiewicz nigdy nie przepadał za rozmowami z dziennikarzami. (Długa cisza). Może przyjmę taką samą pozę jak szkoleniowiec i nie będę rozdrapywał od nowa ran. W chwili obecnej pracuję na własne nazwisko przy Łazienkowskiej, a mój były opiekun w GKS-ie Bełchatów ma nowych podopiecznych i niech każdy w spokoju robi swoje najlepiej jak umie.


Po takich przygodach pozostał ci jeszcze sentyment do klubu, którego jesteś wychowankiem?


- Wiadomo, że jak każdy wychowanek marzyłem o byciu częścią tego klubu. Chciałem być w pierwszej drużynie i  z czasem mi się to udało. Pragnąłem być pierwszym bramkarzem, ale nie wyszło i musiałem odejść do GKS-u Katowice. Tam starałem się dawać z siebie wszystko i zaowocowało to transferem do stolicy. W barwach śląskiego klubu zagrałem jedno spotkanie przeciwko „Brunatnym”. Przyjemnie dla mnie nie było, bo skończyło się na przegranej 0:5. Mocno odczułem tamten mecz (śmiech). Mam nadzieję, że z Legią będzie lepiej. Wszystkie wspomnienia pozostały w Bełchatowie i kibicuję GKS-owi. Tam nauczono mnie wszystkich podstaw. Szlify nadawał trener Robakiewicz, dzięki któremu też jestem obecnie w tym miejscu, w którym jestem.


Nowy stadion Legii poznawałeś jeszcze grając w Bełchatowie, bo zdarzyło ci się przyjechać na Łazienkowską w Młodej Ekstraklasie, a załapałeś się jeszcze nawet na występy Takesura Chinyamy, który strzelił ci gola.


-
Pamiętam dwa mecze, choć jeden lepiej – chodzi mi o spotkanie w Ekstraklasie, w którym po dwóch golach Marcina Żewłakowa wygraliśmy 2:0. Wyszliśmy na rozgrzewkę, otwarte były dopiero trzy trybuny przy Łazienkowskiej, ale i tak wszystko wrzało. Człowieka roznosiło i mobilizowało, że nie potrzebowało się dodatkowych bodźców. Chciało się aż prosić trenera o możliwość występu.


- Z kolei drugie spotkanie pamiętam trochę słabiej, bo polegliśmy 2:3 w Młodej Ekstraklasie. Graliśmy całkiem nieźle, ale Legia strzeliła dwa gole po rzutach karnych skutecznie wykonanych przez Michała Żyrę, a także po trafieniu Takesura Chinyamy w końcówce konfrontacji. Szkoda, że wtedy nie wyszło. W słabych humorach wracaliśmy do Bełchatowa.


Wspomniałeś o wrzących trybunach. Teraz otwarty jest cały stadion i na meczach doping stoi na najwyższym poziomie. To, że fani będą wspierali tak obecnie ciebie, odbierasz jako jakąś dodatkową korzyść z transferu?


-
Dla mnie gra dla takich kibiców będzie wielkim przeżyciem. Brawa i piątki przybijane z fanami są dla nas największą nagrodą po wygranych meczach. Podoba mi się, gdy ktoś dopinguje i wspomaga swoją ekipę. W Katowicach zdarzało się, że widzowie skandowali moje imię i nazwisko, a to naprawdę chwytało człowieka za serce. Cieszę się, że będę miał szansę występować przy Łazienkowskiej wśród takich kibiców i mam nadzieję, że razem z kolegami będziemy dostarczali jak największej liczby pozytywnych emocji.


W Katowicach spędziłeś 1,5 roku, a kibice po twoim odejściu nie za bardzo wyobrażają sobie zespół bez ciebie. Wiele dla nich znaczyłeś w bramce, byłeś odbierany jako niezwykle pewny punkt zespołu.


- Najlepszym podsumowaniem tego czasu jest transfer do najlepszego klubu w Polsce. Uważam, że w pierwszych dwóch rundach prezentowałem się najsolidniej. Potem doznałem kontuzji i szybko chciałem wrócić na boisko. Może ta moja porywczość w tym temacie nie była zbyt dobra, bo nie grałem już tak dobrze. Cały okres będę pamiętał niezwykle pozytywnie.


Czułeś się tam chyba na tyle pewnie, że zdarzało ci się zabawić w Ronaldo we własnym polu karnym.


- Nooo, to była taka spontaniczna i nieplanowana sytuacja (śmiech). To przypadek, który został odnotowany, bo minąłem dwa razy tego samego rywala. Zdarzało się też okiwać pojedyńczych przeciwników. Nigdy nie było konsekwencji, choć trener troszkę się denerwował i groził palcem. Po meczu z Arką Gdynia zacząłem się już tego wystrzegać, choć na Youtubie nadal można znaleźć film pod tytułem „Budził show”.


Pierwszy zwód wyglądał trochę, jakbyś się potknął.


-
Właśnie pierwszy był bardziej planowany, niż drugi! Ostatecznie całość wyszła nieźle (śmiech).


Jaki prywatnie jest nowy bramkarz Legii?


-
Ciężko się o sobie opowiada. Łatwiej byłoby po prostu odesłać wszystkich do materiału, który nagrano w trakcie mojego pobytu w GKS-ie Katowice. Trwał 30 minut i można się czegoś o mnie dowiedzieć (obejrzeć można go w tym miejscu). Wydaję mi się, że jestem spontaniczną, otwartą i kontaktową osobą. Lubię posłuchać dobrej muzyki, wybrać się na koncert, a czasem spokojnie odpocząć wędkując.


Będziesz w Warszawie sam?


-
Sam. Na razie szukam mieszkania, choć będę miał blisko rodzinę. Z Warszawy szybciej jedzie się do Bełchatowa, niż z Katowic.


Czyli na castingu organizowanym przez GKS Katowice nie znalazła się dla ciebie żadna dziewczyna (chodzi o wspomniany powyżej materiał – przyp. red.)?


- (Śmiech). Niestety, ale chłopaki podali wtedy zły adres e-mail i partnerkę na sylwestra musiałem organizować sobie sam.


Ktoś określił cię też mianem brata Damiana Zbozienia – będziesz takim drugim „Ciupagą”? Wesołkiem, którego ludzie bardzo lubili przy Łazienkowskiej?


- Nie wiem czy numerem dwa. Wiesz co? To dla mnie trochę krzywdzące, że będę numerem dwa, jakbym był gorszą kopią (śmiech).


To inaczej – brat bliźniak „Zbozia”?


- W Bełchatowie nas tak ochrzczono, zresztą bodajże za sprawą „Żewłaka” i Kamila Kosowskiego. Damiana poznałem w Bełchatowie i od początku złapaliśmy kontakt, mieszkaliśmy też razem w pokoju na zgrupowaniach. Istniało nawet „ryzyko”, że razem wystąpimy w pierwszym meczu sezonu. Skończyło się na tym, że mimo problemów żołądkowych Łukasza Sapeli, nie pojawiłem się na boisku, ale zagrał Zbozień, któremu kibicowałem. Nasza przyjaźń cały czas jest kontynuowana. Mimo że jest w Rosji, to korzystamy z dobrodziejstw technologii i rozmawiamy czy to przez Skype czy w inny sposób. W wolnym czasie staramy się spotykać.


Teraz szatnia Legii dzięki nowym transferom będzie bardziej polska.


- Wiadomo, że tacy gracze jak Ivica Vrdoljak, Miro Radović czy Inaki Astiz mówią świetnie po polsku. Grupa Portugalska porozumiewa się z kolei w swoim języku, ale też po angielsku, więc można zamienić kilka zdań. Widocznie krajowy zaciąg jest częścią planu, jaki władze mają na zespół.


Bierzesz pod uwagę, że będziesz występował w rezerwach?


-
Na pewno nie będzie to dla mnie żadna ujma. Jeśli meczami w rezerwach będą dawać trenerom sygnały, że jestem gotowy, to z tym większą chęcią będę wybiegał na trzecioligowe boiska. W każdym razie pojawiając się w zespole Jacka Magiery, będę chciał mu jak najmocniej pomóc.


Masz jakiś indywidualny cel na najbliższe 12 miesięcy?


-
Chcę się rozwijać i mam ku temu spełnione wszystkie warunki. Podobają mi się treningi z Krzysztofem Dowhaniem i to będzie dla mnie wielki atut pobytu tutaj. Przy tak dobrych piłkarzach jakich mamy w drużynie, będę mógł robić małe kroczki do przodu, a moim zdaniem są one najważniejsze. Trzeba stawać się lepszym bramkarzem z miesiąca na miesiąc. Mogę przegrać rywalizację, bo tak czasem bywa w sporcie. W głowie mam jednak zasadę, którą wpoił mi pierwszy trener: - Ciesz się piłką. Wierzę, że każdy dostanie szansę, a ja chcę być na nią wtedy gotowy.

Polecamy

Komentarze (7)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.

Uwaga!

Teraz komentarze są ukryte, aby poprawić komfort korzystania z serwisu Legia.Net. Kliknij przycisk „Zobacz komentarze”, aby je wyświetlić i dołączyć do dyskusji.