
Łukasz Bogusławski: Chcę zostać i wywalczyć awans
07.12.2013 15:20
(akt. 09.12.2018 01:46)
Sezon rozpocząłeś boleśnie, bo od złamanego nosa w ostatnim sparingu przed startem rozgrywek.
- Nie wracam już do tego. O tej sprawie pamiętają ewentualnie dziennikarze. Od dawna gram i nie mam po co tego rozpamiętywać. Sprawa jest skończona, po wizycie w komisji dyscyplinarnej Artur Nowak został zawieszony na siedem miesięcy, a ja uznałem, że nie ma już sensu biegać po sądach.
Wtedy już wiedziałeś, że w meczach trzeciej ligi będziesz zakładał kapitańską opaskę.
- Byłem trochę zaskoczony wyborem na kapitana zespołu. Miałem pięciu rywali w walce o ten zaszczyt, ale praktycznie wszyscy koledzy zagłosowali na mnie i nie ukrywam, że było to miłe przeżycie. Staram się jak najlepiej wypełniać obowiązki. Można powiedzieć, że koledzy mają respekt - nie podskakują w szatni (śmiech). Wszyscy przykładają się do swoich obowiązków i ciężko trenują.
Pomagałeś wejść do drużyny obcokrajowcom?
- Staraliśmy się im tlumaczyć polecenia trenera. Kilku kolegów potrafi dobrze mówić po angielsku więc pomagaliśmy tej trójce. Najgorzej było z Peu, który zna jedynie swój język, ale nasze słowa tłumaczył mu Alan.
To dobra runda dla ciebie? Dotałeś 2 czerwone kartki, ale na ogół grałeś regularnie.
- Pierwsza czerwona kartka była według mnie niezwykle kontrowersyjna, bo piłka trafiła mnie w rękę w polu karnym, a ja nawet nie widziałem futbolówki. Rywale na szczęście nie wykorzystali "jedenastki" i udało nam się zremisować. Drugą czerwień obejrzałem na Targówku po dwóch "żółtkach".
Niedługo wyjdzie, że byłeś jednym z trzecioligowych brutali.
- Żółte kartki były często naciągane, ale wiem, że ze statystyk można wysnuć taką opinię. Sędziowie rozrzucają kartoniki na prawo i lewo, ale za poważne przewinienia czyli za brutalne faule, nagle nie karają zawodników...
Dobrze się grało w sumie na trzech pozycjach? Nie przeszkadzało ci, że byłeś taki rozrzucany?
- W sumie były trzy pozycje: lewa strona i środek defensywy oraz cofnięty pomocnik. Ostatnio grałem na boku i całkiem mi się to spodobało. Jako stoper czuję się jednak najlepiej, bo to moje nominalne miejsce na placu gry. Schodził Inaki Astiz, był też Alan Fialho i żeby grać, musiałem zostać przesunięty.
Miałeś taką wewnętrzną złość, że piłkarze z pierwszej drużyny schodzili i od razu mieli zagwarantowane miejsce w pierwszym składzie?
- Ustępowałem miejsca tylko na środku obrony, a tak to nadal byłem na boisku. Ważne, że spędziłem wiele minut na boisku.
To dla ciebie najlepszy okres w Legii?
- Runda, którą zakończyliśmy chyba faktycznie jest najbardziej udaną przy Łazienkowskiej. Mam nadzieję, że kolejne pół roku będzie jeszcze lepsze, bo nie chcę nigdzie odchodzić. Planuję tu zostać i wywalczyć o awans do drugiej ligi wspólnie z kolegami. Wiem, że jest to możliwe i stać nas na to.
Odczuwasz różnicę pomiędzy Młodą Ekstraklasą, trzecią ligą?
- Tak, różnica jest. Na tym poziomie odczuwa się boiskowe cwaniactwo u bardziej doświadczonych rywali. Naprawdę, to ma znaczenie, tak samo jak ogranie. Niektórzy potrafią przewidywać nasze ruchy, mimo że są słabsi piłkarsko. To kwestia tego, że ich przygoda z piłką trwa już dłużej.
Chyba tylko doświadczeniem rywali można tłumaczyć wasze porażki z drużynami, w których biegali goście z zaokrąglonymi brzuchami...
- Nie zawsze ma się dobry dzień. Czasami łatwy mecz zamienia się w trudny i nie zawsze potrafiliśmy sobie radzić z przeciwnikami. Lepiej grało nam się z ekipami, które były w górnej części stawki. Naprawdę ważne jest podejście. Niestety z tymi teoretycznie słabszymi drużynami zbyt często byliśmy rozluźnieni.
Pierwsza pozycja na koniec tego roku jest zaskoczeniem. Po pierwszych meczach można bylo obstawiać uniknięcie strefy spadkowej.
- Po dziesięciu kolejkach chyba nikt nie przypuszczał, że do meczów wiosennych będziemy przystępowali z pozycji lidera. Udała nam się niemożliwa rzecz - miło jest spojrzeć na taki układ tabeli i w spokoju spędzić urlop. Teraz jest tak, jak powinno być od początku. Z meczu na mecz jest lepiej. Gramy rozważniej i mamy w sobie coraz więcej mądrości boiskowej.
Zimą kilku graczy może odejść na wypożyczenie. Nie sądzisz, że będzie trudniej o coś powalczyć?
- Nie wiemy jeszcze jak będzie wyglądał skład na rundę wiosenną. Myślę jednak, że wszystkim nam zależy na awansie i zbyt wielu kolegów nie odejdzie do innych klubów.
Ewentualnie widzisz może jakiś następców w zespole występującym w Centralnej Lidze Juniorów?
- Oglądałem kilka meczów ekipy Krzysztofa Dębka. Ostatnio trenowało z nami paru graczy z zespołu juniorów starszych i duże wrażenie zrobił na mnie Adam Ryczkowski, któremu przyglądaliśmy się razem z trenerem Banasikiem. Nie powiedziałbym, że to tak młody napastnik, bo zachowuje się na murawie dojrzale i ma naprawdę wielki potencjał.
W pewnym momencie, kiedy po prostu wam nie szło, kibice krytykowali waszą postawę, a niektórzy nawet żądali głowy trenera Banasika.
- Nie słuchaliśmy i nie rozmawialiśmy o tych komentarzach. Czasami tylko sobie żartowaliśmy, że strach będzie o nas czytać, ale odkąd w pewnej chwili ruszyliśmy z kopyta to było już dobrze i potrafiliśmy zdecydowanie wygrywać. Po poważnych rozmowach z trenerem Banasikiem i dyrektorem Mazurkiem wzięliśmy się do ostrej pracy, która przyniosła efekty. W głębi duszy baliśmy się o los szkoleniowca, ale wierzyliśmy, że wreszcie będzie tak jak w Młodej Ekstraklasie.
Wyróżnisz jakiegoś kolegę za tę rundę?
- Słowa uznania należą się chłopakom z rocznika '96. Grzegorz Tomasiewicz i Robert Bartczak robili różnicę w naszej grze. Pierwszy jest taki malutki i aż tyle potrafi - to skandal (śmiech). Kto by pomyślał, że będzie sobie radził, aż tak dobrze wśród rywali, którzy nie narzekali na warunki fizyczne. "Barry" szalał na skrzydle i swoimi akcjami potrafił natchnąć drużynę.
To ich pewnie wskażesz też jako odkrycie roku?
- Zdecydowanie można im przypisać to miano. Ta dwójka nie grała z nami w Młodej Ekstraklasie, a zrobili taki postęp, że świetnie prezentowali się w trzeciej lidze i mogli dostąpić zaszczytu treningów z zespołem Jana Urbana.
Ostatnio ty też ćwiczyłeś z pierwszą drużyną. Spodziewałeś się, że dojdzie do takiej sytuacji w tym roku?
- Strasznie się ucieszyłem kiedy się o tym dowiedziałem. To wielka sprawa i fajnie, że mogłem się zaprezentować na treningach w pierwszej drużynie w momencie, kiedy jest trochę kontuzji. Zrobię wszystko aby zagrać w Ekstraklasie i mam nadzieję, że w przyszłości będę regularnie pojawiał się na zajęciach Jana Urbana.
Mówisz, że teraz się raczej nigdzie nie ruszasz, ale zimą byłeś na testach w Widzewie i Zagłębiu Sosnowiec.
- W Widzewie byliśmy razem z Marcelem Gąsiorem. Mieliśmy testy wytrzymałościowe, dwa treningi z piłką i krótkie gierki - nie dało się za bardzo pokazać. Trener Mroczkowski wezwał nas potem na rozmowę i powiedział, że nie chce mieć zbyt młodej drużyny i z nas zrezygnował. Cieszyła mnie ta propozycja, bo liczyłem, że może udałoby się ograć na poziomie Ekstraklasy, ale niestety...
- Potem jeszcze byłem w Sosnowcu, gdzie szkoleniowiec mnie chciał, ale jako trzeciego stopera. To było rozczarowanie, bo liczyłem, że skoro jestem testowany w Zagłębiu to będę przymierzany jako gracz do wyjściowego składu. Potem wróciłem do Warszawy, porozmawiałem z trenerem i dyrektorem Mazurkiem i uznaliśmy, że lepiej będę jak zostanę w rezerwach.
Teraz masz jakieś sygnały z innych klubów?
- Cisza, spokój. Jakbym dostał propozycję z Ekstraklasy to bym ją jednak dokładnie przemyślał. W każdym razie obecnie mam jedną myśl - tylko awans!
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.