Kacper Tobiasz
fot. Marcin Szymczyk

Kacper Tobiasz: Mam dobre przeczucia przed tym sezonem

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

09.07.2025 11:30

(akt. 09.07.2025 17:37)

- Nie wypytywałem nikogo przed sezonem, nie dzwoniłem do chłopaków z pytaniami typu: „jaki jest ten nowy trener, spoko czy nie?”. Chciałem sam go poznać i wyrobić sobie własne zdanie. I od pierwszego kontaktu zobaczyłem uśmiechniętego, pełnego energii człowieka, który ma ogromny zapał do pracy. Bardzo się cieszę, że to on został naszym trenerem. Mam nadzieję, że ta współpraca będzie bardzo owocna – dla niego i dla nas jako drużyny - mówi w rozmowie z Legia.Net bramkarz Legii, Kacper Tobiasz.

Po każdym ze spotkań w serwisie Legia.Net kibice wystawiają oceny w skali 1-10 i tak z najlepszą średnią zostałeś najlepszym piłkarzem minionego sezonu - wyprzedziłeś Morishitę i Pankova. Zaskoczony?

- Szczerze? Tak i to dla mnie duże wyróżnienie. Tym bardziej, że w zestawieniu znaleźli się zawodnicy, którzy mieli naprawdę kapitalne sezony – jak Morishita, który zrobił „double-double” i świetnie się odnalazł, czy Rasza, który też mocno się rozwinął i pokazał swoją najlepszą wersję. Fajnie być w takim gronie – ludzi, którzy po prostu zagrali dobry sezon. Nie wiem, czy to redakcja wybierała, czy kibice, ale jak słyszę, że to średnia ocen z całego sezonu, wystawiana po każdym meczu, to tym bardziej się cieszę. To chyba znaczy, że nie jest to jednorazowy wybryk. Gdyby nie kontuzja ręki, mógłbym śmiało powiedzieć, że ten sezon byłby dla mnie jeszcze lepszy niż poprzedni. Dzięki za docenienie!

Kibice często narzekali na grę bramkarzy Legii. Kilka punktów uciekło po błędach kolegów, ale na tobie ciąży chyba tylko trzeci gol z Rakowem w Częstochowie i może jeszcze gol z Chelsea. Zgodzisz się?

- Myślę, że generalnie ustabilizowałem formę, poza tą jedną bramką w meczu z Rakowem na 0:3 i bramką na 1:0 z Jagiellonią, gdzie źle podałem. No i oczywiście gol z Chelsea w Warszawie – to też biorę na siebie. To są trzy sytuacje, które z czystym sumieniem mogę uznać za moje błędy. Nie zamierzam od tego uciekać – tak było i tyle. Ale chyba najważniejsze jest to, że sezon nie zapamięta się przez pryzmat moich pomyłek, tylko przez to, że udało się pomóc drużynie w kluczowych momentach.  To mnie najbardziej cieszy.

Kacper Tobiasz Kramer wrócił do treningów z zespołem

Jesienią broniłeś regularnie, a potem – aż do momentu kontuzji – byłeś numerem jeden. Wtedy wskoczył Kobylak. Pamiętam, że zimą, na obozie, rozegraliście sparing, w którym padły dwa gole przy twoim udziale. Pojawiły się głosy krytyki. Ale chyba wtedy nie spodziewałeś się, że ten mecz tak mocno wpłynie na twoją pozycję, że zostaniesz odsunięty?

- Szczerze? To była dla mnie bardzo przykra historia, bo myślę, że ten sparing miał ogromny wpływ na to, że straciłem miejsce w składzie. Może zabrzmi to dziwnie, ale wszystko zaczęło się jeszcze przed meczem – podczas rozgrzewki. Trener wrzucał piłki w pole karne i do jednej z ostatnich dośrodkowań źle podszedłem i starając się ją złapać, piłka uderzyła w palec, który wciąż był osłabiony po kontuzji. Palec mocno się wybił i przez cały sparing grałem z dużym bólem.

- Mogłem powiedzieć, że nie jestem w stanie zagrać, ale zacisnąłem zęby i wyszedłem na boisko. Ale z tyłu głowy cały czas miałem myśl, że coś z tym palcem jest nie tak. To wybiło mnie kompletnie z rytmu. Przy dwóch akcjach, które skończyły się bramkami, zabrakło koncentracji, byłem rozkojarzony, spięty, wytrącony z równowagi. Nie szukam wymówek, bo mogłem po prostu powiedzieć, że nie jestem w stanie zagrać i byłoby lepiej – i dla mnie, i dla zespołu. Ale po takiej przerwie byłem głodny gry. To był mój pierwszy sparing po kontuzji i podjąłem głupią, pochopną decyzję. Niestety – kosztowną.

I po tym meczu straciłeś miejsce w składzie.

- Tak podejrzewam. Po tym meczu miałem też chwilową przerwę w treningach, bo palec bardzo mocno spuchł – nie mogłem nawet założyć rękawicy. Już na miejscu, podczas zgrupowania, sztab medyczny załatwił mi rentgen i rezonans, wszystko zostało dokładnie sprawdzone. Na szczęście nic poważnego się nie stało – to było tylko silne stłuczenie. Ale konsekwencje tamtego sparingu, sportowo, były naprawdę trudne.

Został sprowadzony Kovacević i po jednym treningu wskoczył do bramki. Byłeś zły, rozczarowany?

- To nie była łatwa sytuacja – ani dla mnie, ani dla Kobylaka. Ale myślę, że wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że skoro Vladan przyszedł, to od razu będzie numerem jeden. To było jasne. Nie zmienia to faktu, że trudno było to przełknąć. Na początku byłem wściekły – na siebie, na sytuację, na wszystko wokół. Ale z czasem udało mi się odnaleźć wewnętrzny spokój, skupiłem się na treningach, przekułem tę frustrację w pracę i czekałem na swoją szansę. Dostałem ją dopiero w meczu z Molde. Pytano mnie wiele razy o to spotkanie i uważam, że dobrze je wykorzystałem. Pokazałem, że jestem gotowy.

I kiedy już odzyskałeś równowagę, broniłeś solidnie, nastąpiło coś, czego nikt z nas się nie spodziewał. Siedzimy sobie tuż przed meczem w Londynie i widzimy skład na Chelsea - nie ma tam nazwiska Tobiasz. Przeżyłeś szok?

- Przeżyłem szok. I nie będę ukrywał – bardzo mnie to zabolało. Poczułem się, jakby ktoś zabrał mi marzenie. Od dziecka powtarzam – kocham Premier League, oglądam każdy mecz, to moja ulubiona liga. I nagle, kiedy mogłem zagrać na stadionie jednej z czołowych drużyn ostatnich lat, zostałem odsunięty. Ciężko było to zaakceptować, uważam że wtedy dawałem solidne argumenty, aby być pierwszym wyborem trenera. Ale tak jak mówiłem – każda sytuacja czegoś uczy. Dziś jestem już bardziej dojrzały. Potrafię przekuć frustrację w ciężką pracę, skupić się na tym, co najważniejsze. Nie narzekam, nie złoszczę się – robię swoje.

Koniec końców decyzja Feio się obroniła, Kovacević zagrał bardzo dobry mecz, ale gdyby było inaczej mógłby to być koniec Portugalczyka w Legii. Taki ciężar miała ta decyzja.

- To nie była moja decyzja – podjął ją trener i musiałem ją uszanować. Zawsze szanuję wybory trenera, choć oczywiście mam prawo się z nimi nie zgadzać, bo mam swoje przemyślenia, swój punkt widzenia. Nie będę ukrywał – bolało to, o czym mówiłem wcześniej, ale cieszę się, że Vladan, który wtedy zagrał, rozegrał dobry mecz. Mam nadzieję, że te wcześniejsze spotkania, w których mu nie szło, to był po prostu wypadek przy pracy. Bo wiem, że to zawodnik, który wcześniej – jeszcze w Rakowie – pokazywał, że potrafi bronić. Mam więc nadzieję, że ten mecz pomógł mu się odbudować i że teraz pokaże swoją najlepszą wersję – przede wszystkim dla własnego dobra.

Sytuacja powtórzyła się w starciu z Lechem Poznań w Warszawie, znów nie znalazłeś się w podstawowym składzie. Faktycznie na trybunach byli skauci, którzy cię przyjechali obserwować?

- Nie mam pojęcia. Dowiedziałem się o tym z… internetu. Zresztą, wszystkie rzeczy, które krążą na mój temat w sieci, poznaję dopiero wtedy, gdy sam je przeczytam. Nie jestem więc w stanie potwierdzić, czy to prawda, czy nie. Po prostu nie wiem.

Legia Warszawa - CFR Cluj 2:2 Kacper Tobiasz Krzysztof Dowhań


 
Puchar Polski uratował Legii udział w europejskich pucharach, bo z ligi byście się do nich nie dostali. Czy to trofeum, ten triumf, w jakiś sposób wynagrodził ci te wszystkie trudne momenty, o których wcześniej rozmawialiśmy?

- Trudne pytanie. Szczerze mówiąc – nigdy się nad tym w ten sposób nie zastanawiałem. Po prostu cieszyłem się chwilą, samą grą w Pucharze, zwycięstwem, emocjami. Wtedy zapomniałem o tym, co było wcześniej. Zresztą, ja generalnie nie wracam często do przeszłości, nie rozgrzebuję tego, co było. Ale tak, podejrzewam, że ten finał i wygrana w Pucharze Polski mogły choć trochę przykryć te wszystkie gorsze momenty. Ten finał dał mi sporo pozytywnej energii.

A przed finałem pojawiła się w twojej głowie myśl – znowu mogę nie zagrać”?

- Nie miałem jasnej informacji, czy zagram, czy nie – było to dla mnie niewiadomą. Ale nie skupiałem się na tym. Za każdym razem przygotowywałem się na 100 procent, licząc, że dostanę szansę i że będę mógł pokazać się z dobrej strony. I to było dla mnie najważniejsze.

Na pewno się nad tym zastanawialiście. Pewnie była też analiza – czy to z bramkarzami, czy z całą drużyną. Co takiego się stało, że w lidze nie dojechaliście do końca? Oczekiwania i wasze ambicje były przecież zdecydowanie wyższe.

- Myślę, że najprościej spojrzeć w statystyki, które mówią same za siebie. Jeśli dobrze pamiętam, zdobyliśmy tylko 2 punkty na 24 możliwe w meczach z drużynami z czołówki – z TOP 5 Ekstraklasy. I to moim zdaniem jedna z głównych przyczyn, dlaczego nie udało się osiągnąć tego, co sobie zakładaliśmy. Do tego dochodzą pojedyncze remisy i straty punktów z zespołami z niższych rejonów tabeli – jak remis z Puszczą, remis ze Stalą, takie mecze po prostu trzeba było wygrywać. Ekstraklasa to długi sezon – 34 kolejki – i jasne, że błędy się zdarzają. Nie ma sezonów idealnych. Kluczowe jest, żeby tych błędów było jak najmniej, a punktów jak najwięcej.
 
- Brzmi banalnie, ale taka jest prawda – mistrzostwo zdobywa ten, kto najlepiej punktuje. Trzeba wychodzić na każdy mecz z nastawieniem, żeby go wygrać. Tylko to się liczy. I właśnie dlatego to tak boli – bo wszyscy tutaj ciężko pracujemy, żeby w końcu to mistrzostwo wróciło na Łazienkowską. I niestety, znów się nie udało.

Analizowaliście liczbę straconych bramek? Bo 45 goli straconych to naprawdę sporo. W dodatku większość padła albo po stałych fragmentach, albo po indywidualnych błędach. Jak ty to widzisz ze swojej perspektywy?

- Szczerze mówiąc trudno mi teraz dokładnie ocenić, bo nie pamiętam wszystkich sytuacji aż tak szczegółowo. Trochę czasu już minęło. Ale jedno jest pewne – skoro straciliśmy 45 bramek, to na pewno są rzeczy do poprawy. Myślę, że nasz obecny sztab szkoleniowy bardzo dokładnie to przeanalizował w trakcie przygotowań do nowego sezonu. Teraz próbujemy to, co wyciągnęliśmy z tych analiz, wdrażać na treningach.
 
- Mam dobre przeczucia. Ta drużyna jest nadal zgrana, mamy dużo jakości, ale każdy z nas musi odnaleźć swoja szczytowa formę i razem stworzyć kompletny, silny zespół. Taki, który się wspiera, trzyma razem – na dobre i na złe – i który będzie walczył o najwyższe cele. Tylko wtedy możemy realnie myśleć o sukcesach.

Finał Pucharu Polski: Pogoń Szczecin - Legia Warszawa 3:4 oraz świętowanie

Legia straciła sporo bramek w minionym sezonie. Krytyka spadła nie tylko na bramkarzy, ale też na trenerów – pojawiały się zarzuty pod adresem Krzysztofa Dowhania, nie oszczędzano również Arkadiusza Malarza. Czy to was jakoś dotykało?

- To na pewno nie była łatwa sytuacja. Każdy z nas, i zawodnicy, i trenerzy, daje z siebie maksimum – na treningach i w meczach. Staramy się pokazać z jak najlepszej strony, a nasi trenerzy robią wszystko, żebyśmy byli w optymalnej formie. Więc tak – takie opinie bolą, bo wkładamy w to wszystko naprawdę dużo pracy. Ale nie możemy się na to obrażać, ani zrzucać winy na innych. Po prostu bierzemy się do roboty i robimy wszystko, żeby w tym sezonie mówiło się o nas tylko pozytywnie – i o grze, i o postawie całego zespołu.

Teraz za trening bramkarzy odpowiada już tylko Arkadiusz Malarz. Czy coś się w tej pracy zmieniło?

- Rzeczywiście, teraz trenerem bramkarzy jest wyłącznie Arek Malarz, więc jego wpływ na naszą pracę jest w 100 procentach samodzielny. Ale jeśli chodzi o poziom treningów, to trudno mi powiedzieć, że coś się zmieniło diametralnie, bo zarówno wcześniej z trenerem Krzysztofem, jak i teraz z Arkiem, treningi zawsze były na najwyższym poziomie. Jestem wdzięczny, że mogę z nimi pracować, bo to specjaliści z ogromnym doświadczeniem i naprawdę dobrze przygotowują nas do rywalizacji. Dla mnie jako zawodnika – to po prostu świetne środowisko do rozwoju.

Na zgrupowaniu jest was czterech, ale wydaje nam się, że jesteś pewnym numerem jeden. Teraz trudne pytanie? Potrzebujesz kogoś dodatkowo do rywalizacji, która zawsze ponoć pomaga?

- Rzeczywiście trudne pytanie. Szczerze mówiąc, to nie ja powinienem oceniać, czy potrzebuję jeszcze rywala do walki o skład. Od tego są trenerzy. Jeżeli uznają, że taka potrzeba istnieje, to jestem przekonany, że klub wykona odpowiedni ruch. Z mojej strony mogę powiedzieć jedno – daję z siebie absolutnie wszystko. Staram się udowadniać każdego dnia, że nie trzeba nikogo dodatkowo ściągać, że jestem gotowy bronić tej bramki i na nią zasługuję. Nie miałem wiele wypoczynku, ale to nic – cisnę z wątroby, jak to się mówi, żeby utrzymać swoją pozycję.

To nie pierwszy raz, że wracasz do klubu bez większej przerwy. Pamiętam podobną sytuację po Stomilu…

- Tak, to nie pierwszy raz – i mam nadzieję, że nie ostatni. Bo jeśli takich sytuacji będzie więcej, to znaczy, że będę grać, że coś się dzieje, że jestem potrzebny. I to mnie cieszy. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz wrócę później niż drużyna, bo to będzie oznaczało kolejne powołania do reprezentacji.

Cezary Miszta Kacper Tobiasz Kapustka, Leszczyński i Żewłakow wrócili do treningów

Porozmawiajmy o przyszłości. Masz jeszcze rok kontraktu. Zastanawiasz się czasem, czy nie potrzebujesz… zmiany otoczenia. Tak jak Czarek Miszta – też był w Legii, też miał wzloty i upadki, był krytykowany, potem odsunięty, a po odejściu odżył. Ty też jesteś legionistą z krwi i kości, ale może właśnie coś nowego byłoby potrzebne?

- Kolejne bardzo trudne pytanie. Widać, że Czarkowi zmiana otoczenia bardzo pomogła – to dostrzegalne gołym okiem. Jeśli u mnie również pojawiłaby się taka potrzeba, to jestem pewien, że klub by to zakomunikował. Tak jak wspomniałeś, mam jeszcze rok kontraktu, więc tak naprawdę nie wiem, co się wydarzy. Tak samo, jak nie mam gwarancji, że to ja będę pierwszym bramkarzem – o tym rozmawialiśmy przed chwilą. Teraz skupiam się wyłącznie na ciężkiej pracy, żeby dobrze przepracować okres przygotowawczy i być gotowym na start sezonu, który przecież zaczynamy z grubej rury.
 
- Tematy transferowe zostawiam mojej agencji. Nie chcę się w to angażować, bo wiem, że kiedy zaczynam o tym myśleć, to tracę koncentrację, a wtedy nie jestem sobą w stu procentach. Dlatego zostawiam to ludziom, którzy się tym zajmują – a sam skupiam się na tym, co dzieje się tu i teraz.

Jakie są twoje pierwsze wrażenia ze współpracy z trenerem Iordanescu?

- Bardzo pozytywne. Naprawdę. Nie wypytywałem nikogo przed sezonem, nie dzwoniłem do chłopaków z pytaniami typu: „jaki jest ten nowy trener, spoko czy nie?”. Chciałem sam go poznać i wyrobić sobie własne zdanie. I od pierwszego kontaktu zobaczyłem uśmiechniętego, pełnego energii człowieka, który ma ogromny zapał do pracy. Bardzo się cieszę, że to on został naszym trenerem. Mam nadzieję, że ta współpraca będzie bardzo owocna – dla niego i dla nas jako drużyny.

Tym razem uda się pogodzić grę w lidze z europejskimi pucharami?

- Wiadomo, że puchary rządzą się swoimi prawami i nie zawsze wszystko da się przewidzieć. Ale życzę nam tego z całego serca, żebyśmy sobie z tym poradzili. Każdy z nas ciężko pracuje, żeby się udało – i w lidze, i w pucharach krajowych, i europejskich. Obiecuję w imieniu całej drużyny, że damy z siebie absolutnie wszystko.

Jeszcze jedno pytanie – o reprezentację młodzieżową. Oglądałem mecze – raz ty broniłeś, raz Trelowski, baj puściliście kilka goli. Ale mam wrażenie, że problemem nie byli bramkarze, tylko to, jak łatwo rywale dochodzili do sytuacji. Momentami wyglądało to jak na treningu.

- Nigdy w życiu nie powiem złego słowa o swojej drużynie. Dla mnie to podstawa. Jestem częścią tej szatni, jestem kapitanem i zawsze będę bronił swoich kolegów. Prawda jest taka, że żaden z nas nie pokazał się na tym turnieju z dobrej strony. Nikt nie zagrał na swoim poziomie, nie pokazaliśmy naszych prawdziwych możliwości. Bardzo tego żałujemy. Mieliśmy większe ambicje, większe oczekiwania, ale nie dojechaliśmy na ten turniej jako drużyna. Czego zabrakło? Trudno powiedzieć – może umiejętności, może mentalności. Ale jedno jest pewne: nie byliśmy tym zespołem, który dobrze prezentował się w eliminacjach. I to nas najbardziej boli.

Kacper Tobiasz Finał Pucharu Polski: Pogoń Szczecin - Legia Warszawa 3:4

 

Polecamy

Komentarze (77)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.

Uwaga!

Teraz komentarze są ukryte, aby poprawić komfort korzystania z serwisu Legia.Net. Kliknij przycisk „Zobacz komentarze”, aby je wyświetlić i dołączyć do dyskusji.