News: Jakub Arak: Piszę swoją historię

Jakub Arak: Piszę swoją historię

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

08.07.2016 15:03

(akt. 07.12.2018 14:15)

Jakub Arak jest kolejnym piłkarzem, który odchodzi z Legii i idzie swoją drogą w kierunku piłkarskiego rozwoju. Napastnik jeździł na obozy z pierwszym zespołem "Wojskowych", był wypożyczany do Zagłębia Sosnowiec, a w zbliżającym się sezonie będzie mógł walczyć o miejsce w składzie ekstraklasowego Ruchu Chorzów. - Czuję wdzięczność dla Legii. Przez wiele lat rozwijałem się przy Łazienkowskiej. Wiemy jaka jest piłka, a sytuacja każdego zawodnika może diametralnie zmienić się w pół roku. Spójrzmy na Kamila Mazka. Nie grał przez pierwsze pół roku, bo aklimatyzował się, a potem odpalił i uważany jest za odkrycie ligi. Każdy przypadek jest inny, a najważniejsza jest rzetelna praca - mówi w rozmowie z Legia.Net atakujący "Niebieskich". Zapraszamy do lektury.

Do tej pory zdarzało ci się ocierać o Ekstraklasę jeżdżąc na zgrupowania z pierwszą drużyną Legii za czasów Henninga Berga. Teraz stajesz się pełnoprawnym członkiem zespołu, występującego w najwyższej klasie rozgrywkowej. 

 

- Cieszę się, że Ruch chce mi dać szansę na grę w Ekstraklasie. Prawda jest taka, że tylko ode mnie zależy czy wykorzystam nadarzającą się okazję. Ciężko pracowałem na to, by znaleźć się w tym miejscu, ale podchodzę do tego ze spokojem. Na razie zrealizowałem kolejny cel, ale teraz nadchodzi czas, by tworzyć kolejne marzenia i je spełniać. 

 

Jakie będę kolejne cele?

 

- Przede wszystkim ciągły rozwój. Będę chciał też pomóc Ruchowi w odnoszeniu zwycięstw. Dla napastnika najważniejsze jest strzelanie goli i postaram się, jak najczęściej pokonywać bramkarzy rywali. Do ligi zostało jeszcze trochę czasu i każdy dzień pragnę poświęcać na jak najlepsze przygotowanie do rozgrywek. 

 

Ruch był jedyny klubem z Ekstraklasy, który się tobą interesował?

 

- Powiem inaczej - Ruch był jedynym konkretnym klubem. Nie chciałem czekać i liczyć, że coś się nagle wyklaruje. Dla mnie istotna była stabilizacja i możliwość szybkiego rozpoczęcia przygotowań z nową drużyną. Ważna przy zmianie barw klubowych jest dla mnie możliwość szybkiego poznania zespołu i oczekiwań trenerów. 

 

W przedniej formacji Ruchu jest tak naprawdę dwóch graczy: Mariusz Stępiński oraz inny eks-legionista, Michał Efir. O pierwszym ciągle się mówi, że może odejść z Chorzowa po dobrym poprzednim sezonie i wyjeździe na Euro, gdzie jednak nie zagrał choćby przez minutę. Jak widzisz swoje miejsce w hierarchii? 

 

- Trudno powiedzieć. Trzeba o to pytać trenerów, bo przed startem ligi nie brakuje zajęć fizycznych. Hierarchię poznamy po pierwszych meczach ligowych, ale na każdym treningu chcę udowadniać, że należy mi się miejsce w wyjściowym składzie. 

 

Legijna kolonia w Chorzowie wprowadza cię do drużyny?

 

- Chłopaki w każdej chwili służą mi pomocą, ale aklimatyzacja przebiegła bardzo szybko. Kilka dni po dołączeniu do drużyny, poczułem się w szatni bardzo dobrze. Z każdym tygodniem jest tylko lepiej. 

 

Pozytywem przy przeprowadzce jest, że grałeś w Sosnowcu? Do Chorzowa rzut beretem…

 

- Z Sosnowca do Chorzowa było blisko, ale… chcę być jeszcze bliżej. Zależy mi, by mieszkać w okolicach stadionu Ruchu. Nie da się jednak ukryć, że cały region poznałem całkiem dobrze i transfer do Chorzowa nie jest dla mnie podróżą w nieznane. Drogę na Cichą znam wręcz na pamięć. Największą rolę przy transferze odgrywał ciągły kontakt z chłopakami, którzy byli już w Ruchu. Wiedziałem wszystko o klubie. 

 

Co zaważyło na tym, że kluby z Ekstraklasy zaczęły cię dostrzegać? Liczba goli czy sposób gry?

 

- Trudne pytanie. Moja teoria jest taka, że „dziewiątka” jest najtrudniejszą pozycją w szkoleniu młodzieży - chodzi mi o graczy „z pola”. W Polsce, ale i na świecie jest popyt na wysuniętych napastników. Wracając do sedna - propozycja z Ruchu pojawiła się, a ja z niej skorzystałem. Czemu dostałem ofertę? Łatwiej pytać o to działaczy oraz trenerów chorzowskiego klubu. 

 

„Pokolenia” chłopaków, które grało w pierwszym sezonie po reaktywacji rezerw Legii, w większości definitywnie pożegnało się ze stołecznym klubem. To taki sygnał, że na Legii świat się nie kończy?

 

- Nie lubię porównywać zawodników, bo każdy jest inny. Nie wrzucajmy wszystkich do jednego worka, bo konkretni piłkarze piszą swoje historie. Nadal mamy ze sobą kontakt, spędzamy razem wakacje, ale takie jest życie piłkarzy, że los rozrzuca nas po całej Polsce. Jestem przekonany, że ktoś z nas na Łazienkowską jeszcze wróci. Nie wiem czy to będę ja… Życie pisze różne scenariusze. Trzecioligowe rezerwy były dla nas za małe, a my - starsi - chcieliśmy grać na jeszcze wyższym poziomie. 

 

Zgrupowania z pierwszym zespołem traktujesz jako naukę czy zawód?


- Zero żalu, tylko wielka wdzięczność. Przez wiele lat przy Łazienkowskiej dokonywałem ciągłego progresu. Teraz jest tam wielka presja i budowa drużyny na Ligę Mistrzów. Chcę się skupiać na tym, co jest tu i teraz. Wiemy jaka jest piłka, a sytuacja każdego zawodnika może diametralnie zmienić się w pół roku. Spójrzmy na Kamila Mazka. Nie grał w Ruchu przez pierwsze pół roku, bo aklimatyzował się, a potem odpalił i uważany jest za odkrycie ligi. Każdy przypadek jest inny, a najważniejsza jest rzetelna praca.

Polecamy

Komentarze (2)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.

Uwaga!

Teraz komentarze są ukryte, aby poprawić komfort korzystania z serwisu Legia.Net. Kliknij przycisk „Zobacz komentarze”, aby je wyświetlić i dołączyć do dyskusji.