
Jacek Zieliński o swojej roli w Legii
08.02.2017 20:39
(akt. 04.01.2019 13:33)
Z czym pan wraca do Warszawy z Suwałk?
- Z nowym doświadczeniem. Pracowałem tam jako dyrektor sportowy i zakres kompetencji, który mam teraz w Legii, częściowo pokrywa się z tym, co robiłem w Suwałkach. Tylko w Warszawie będę miał do czynienia z większą grupą młodych piłkarzy. Tam było kilkunastu chłopaków, tutaj jest ich kilkudziesięciu.
Odszedł pan już na dobre od trenerki na rzecz dyrektorowania?
Powiem tak: gdybym dostał taką propozycję, gdy kończyłem karierę piłkarską, to bym się tego nie podjął. Teraz, z takim bagażem doświadczeń – piłkarza, asystenta, trenera w klubie i reprezentacji młodzieżowej, asystenta w pierwszej reprezentacji, dyrektora sportowego – mam poczucie, że w obecnej roli mogę się spełnić. Tak jak spełniałem się w Wigrach. Chociaż przyznam, że cały czas czuję pewien niedosyt, że w tej trenerce skończyło się tak, jak się skończyło (w kwietniu 2014 roku Zieliński został zwolniony z reprezentacji U-20 po konflikcie z dyrektorem sportowym PZPN Stefanem Majewskim – red.) Zainwestowałem w to sporo czasu, nerwów, emocji, nauki. Mam jednak wrażenie, że obecna praca o tej trenerce pozwoli mi szybko zapomnieć.
Pewnie pan analizował, co poszło nie tak, że nie został pan na tej trenerskiej karuzeli?
Myślę, że po prostu za wcześnie zacząłem pracę trenerską z pierwszym zespołem, zabrakło mi doświadczenia. Rozmawiałem o tym wczoraj z „Vuko” (Aleksandar Vuković) i Tomkiem Kiełbowiczem i obaj mieli podobne zdanie: nie wyobrażali sobie objęcie pierwszej drużyny w takim klubie jak Legia tuż po skończeniu kariery piłkarskiej. Dziś jest łatwiej, bo sztaby szkoleniowe są bardzo rozbudowane, ty musisz umiejętnie zarządzać współpracownikami. Wyznaczasz jakiś kierunek, a oni ci pomagają. Wtedy w Legii współpracowałem z panem Lucjanem Brychczym i przez chwilę był Krzysiek Gawara. Ogarnąć to wszystko w tak skromnym składzie było bardzo trudno. W zasadzie trzeba było wszystkim zająć się samemu – trenowaniem, planowaniem treningów, monitoringiem wysiłku zawodników i jeszcze mieć cały czas kontakt z piłkarzami, rozmawiać z nimi. Ten kontakt mi umykał, bo brakowało na to czasu. Ale niczego nie żałuję, bo zebrałem ogromne doświadczenie. Rok takiej pracy to jak pięć albo dziesięć lat asystentury. Oczywiście ważny jest talent, ale okres wdrożenia jest niezbędny. Nawet Pep Guardiola nie skakał od razu na głęboką wodę, tylko zaczynał w drużynie rezerw.
Rozumiem, że przychodzi pan do Legii i ma swoją wizję tego, co i jak zamierza robić?
- Mam kolegę, który przychodził do jednego ekstraklasowego klubu, nie wiedział, jak wszystko jest poukładane, jakie są struktury, a już miał wizję, jak to trzeba zrobić. Wychodzę z założenia, że najpierw trzeba poznać i ogarnąć to, co jest, a potem dopiero wdrażać swoje pomysły, które mogą usprawnić działalność w obszarze, w którym będę działał. Mam swój styl pracy. Generalnie nie lubię niczego narzucać na siłę, bo to nie działa. Mogę podpowiedzieć, wskazać jakieś rozwiązanie, porozmawiać, zasugerować. Tak właśnie pracowałem w Suwałkach.
Całą rozmowę przeczytać można na łamach "futbolfejs.pl"
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.