News: Ivica Vrdoljak: Czeka mnie poważna operacja

Ivica Vrdoljak: Czeka mnie poważna operacja

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy, przegladsportowy.pl

15.06.2018 08:37

(akt. 02.12.2018 11:25)

- Problemy z kolanem będę miał do końca życia. Był taki czas, że miałem trudności, by usiąść. Mogę jeździć rowerem i pływać, ale biegać już nie dam rady. Nawet nie jestem w stanie pograć w piłkę ze swoim dzieckiem. Do końca życia w pewnym stopniu będę inwalidą. Za mną trzy zabiegi, a najprawdopodobniej czeka mnie jeszcze jedna, bardzo poważna operacja. Lekarze wstawią mi sztuczne kolano. W Rzymie specjaliści powiedzieli mi, że to jedyne rozwiązanie, jeśli w przyszłości chcę mieć względny spokój. Na razie kolano boli, ale jest to do zniesienia. Na stół operacyjny powinienem trafić w przyszłym roku - opowiada o sobie Ivica Vrdoljak na łamach "Przeglądu Sportowego".

Pogodził się pan już z tym, że przez kontuzję trzeba było zawiesić buty na kołku?


- Wyobrażałem sobie zakończenie kariery trochę inaczej. Do dziś mam żal o to, co o mnie mówiono: że symuluję kontuzję. Przed urazem kolana byłem idolem wszystkich kibiców Legii. Nigdy na ulicy żaden fan nie podszedł, by mnie skrytykować, ale w internecie pisano, że udaję, że zależy mi tylko na pieniądzach. Nie miałem jak się bronić, bo dostałem zakaz udzielania wywiadów. Ciężko było, ale wytrzymałem. Gdybym pożalił się dziennikarzom, klub wlepiłby mi karę. Zagryzłem zęby i powiedziałem sobie: ciężko pracuję, żeby zarobić pieniądze dla moich dzieci, nie będę przeznaczał ich na kary. Oczekiwałem od klubu wsparcia, a po pierwszym zabiegu Legia mnie zostawiła.


Co konkretnie ma pan na myśli?


- Zacznijmy od tego, że całe nieszczęście zapoczątkował pierwszy zabieg. Zaznaczam, że powtarzam tylko to, co usłyszałem od innych specjalistów. Miałem tzw. kolano skoczka. Operacja, którą przeprowadził doktor Jacek Jaroszewski, była niepotrzebna. Więzadło rzepki skróciło się o siedem milimetrów i kolano zmieniło swoje ustawienie. Dziś nie mam problemów z kolanem skoczka, ale z rzepką i chrząstką, jeden element ociera o drugi. 21 sierpnia 2015 roku – tę datę zapamiętam do końca życia. Wtedy przeprowadzono pierwszy zabieg. To, że się zgodziłem, było najgorszą decyzją w moim życiu. Gdybym postąpił inaczej, do dziś grałbym w piłkę.


Nie tak dawno w internecie krytykował pan Jaroszewskiego…


- Wierzę, że każdy człowiek jest z natury dobry. Wiem też, że doktor chciał mnie wyleczyć i nie zamierzał mi zrobić krzywdy. Jeśli ktoś zostaje lekarzem Legii i reprezentacji Polski, znaczy, że zasłużył na to bardzo ciężką pracą i że zna się na swoim fachu. W żadnym stopniu nie chcę podważać kompetencji doktora Jaroszewskiego. Naprawdę nie mam żalu o to, że popełnił błąd. Pomyłka może przytrafić się każdemu. Mam żal o to, jak zachowywał się po operacji. Zamiast pomóc mi po zabiegu, cały czas powtarzał, że to niemożliwe, bym odczuwał ból. Twierdził, że problem leży w mojej głowie, a nie w kolanie. Tak jakby chciał mi przekazać, że jestem chory psychicznie. Już później, kiedy dostałem wyniki rezonansu, od razu wysłałem je do Jaroszewskiego. Napisałem mu SMS: „Jacek, co było, to było. Nie wracajmy do tego. Czy mógłbyś zerknąć na zdjęcie i powiedzieć, czy stan chrząstki pozwala na wstawienie sztucznego kolana?”. Nawet mi nie odpowiedział. A kilka dni później wypisywał na Instagramie, że zawsze dba o pacjentów. Żałuję, że nie poszedłem za radą Dusana Kuciaka, który mówił: „Ivo, nie operuj się u Jaroszewskiego, jedź ze mną do Łodzi, do doktora Bartłomieja Kacprzaka, będziesz grał”. Nie posłuchałem go i słono za to zapłaciłem.

Co dalej?


- Zgłosiłem się do Bartłomieja Kacprzaka. To lekarz, który cieszy się w środowisku sportowym bardzo dużą renomą… I w ostatnich latach jest lekarzem Legii. On stawiał piłkarzy na nogi, mimo że w papierach klubowych widniały inne nazwiska. Pamiętasz, jak Guilherme miał uraz barku? Powiedziano, że musi iść na operację i wypada na trzy miesiące. Pojechał do Kacprzaka, trzy tygodnie później rozegrał pierwszy mecz. Z Termalicą upadł na ten sam bark i nic mu nie było. Rozegrał najlepszą rundę w Legii. A gdyby słuchał lekarza klubowego, rehabilitowałby się do grudnia. Wszyscy jeździli do Kacprzaka. Vranjes, Duda, Kuciak… Nawet w tym roku Legia zdobyła mistrzostwo dzięki Kacprzakowi, ale wolę mówić tylko o byłych zawodnikach klubu, żeby nie narobić nikomu problemów. Przykre, że Kacprzak pomógł tylu piłkarzom Legii, a jest przy Łazienkowskiej znienawidzony. To najlepszy lekarz sportowy w Polsce.


Co usłyszał pan od profesora Marianiego?


- Że nigdy już nie zagram w piłkę. Kiedy inni specjaliści zobaczyli później moje kolano, złapali się za głowę. Profesor Mariani powiedział mi nawet: „Przepraszam pana w imieniu wszystkich lekarzy za to, co panu zrobiono. Nigdy nie wróci pan na boisko”. Zaczęły się kłopoty z Czerczesowem, bo skoro kolano cały czas bolało, nie mogłem prezentować na boisku odpowiedniego poziomu. Nie mogłem normalnie chodzić, a co dopiero grać. Ale Czerczesow powtarzał tezy Jaroszewskiego, twierdząc, że jestem zdrowy. Powiedziałem Tabiszewskiemu: „Słuchaj, ty jesteś lekarzem, nawet jeśli naprzeciwko stanie Jose Mourinho, masz kierować się przede wszystkim stanem zdrowia zawodnika, a nie tym, czego chce trener”. Czerczesowa mocno zdenerwowały te słowa, w efekcie czego odesłał mnie ze zgrupowania na Malcie do Warszawy. Następnego dnia byłem już w samolocie. Przesunięto mnie do rezerw, gdzie przynajmniej nikt nie robił ze mnie idioty. Czerczesow tłumaczył, że mam spokojnie się odbudować i wrócić do zdrowia. Ciekawe, w jaki sposób, skoro miałem zakaz gry na sztucznej nawierzchni, na której trenowały rezerwy… Mogę tylko podziękować trenerowi Krzysztofowi Dębkowi z drugiej drużyny. Kiedy zobaczył moje kolano, powiedział: „Ivo, ja cię nie będę maltretował, nie musisz w ogóle przyjeżdżać na zajęcia, raz na jakiś czas wyślij mi tylko SMS, żebym wiedział, na czym stoimy. Ciebie tutaj maltretują”. Zachował się jak człowiek.


Mimo że minęło sporo czasu, w pana głosie słychać ogromny żal.


- Absolutnie nie jest moim celem atakowanie Legii, to mój klub i tak pozostanie do końca życia. Nigdy nie zapomnę tego, co tam przeżyłem. Legia, jak powiedziałem, już zawsze będzie moim klubem. Nawet jeśli kiedyś kilka osób pracujących przy Łazienkowskiej wyrządziło mi krzywdę.


Zapis całej rozmowy z Ivicą Vrdoljakiem można przeczytać na łamach "Przeglądu Sportowego".

Polecamy

Komentarze (31)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.

Uwaga!

Teraz komentarze są ukryte, aby poprawić komfort korzystania z serwisu Legia.Net. Kliknij przycisk „Zobacz komentarze”, aby je wyświetlić i dołączyć do dyskusji.