Stal Mielec - Legia Warszawa 2:2 Goncalo Feio
fot. Mateusz Przybysz

Goncalo Feio: Nie byliśmy w stanie grać na naszym poziomie

Redaktor Marcin SzymczykRedaktor Maciej Ziółkowski

Marcin Szymczyk, Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net, Canal+

01.12.2024 21:01

(akt. 02.12.2024 01:20)

Legia Warszawa zremisowała na wyjeździe 2:2 ze Stalą Mielec. Głos po niedzielnym spotkaniu 17. kolejki Ekstraklasy zabrał trener stołecznego zespołu, Goncalo Feio. – Wszystko zaczyna się od mentalności i intensywności. To jest piłka nożna i od odpowiedniej intensywności trzeba zaczynać każdy mecz. Gdy tego brakuje, nie możesz rywalizować z nikim – mówił szkoleniowiec.

– Uważam, że to bardzo trudny teren. Od kiedy Janusz Niedźwiedź objął stanowisko trenera Stali, drużyna z Mielca – przed meczem z nami – zagrała 4 razy u siebie, odniosła 3 zwycięstwa i raz zremisowała. To mówi samo za siebie.  

– Doceniam to, co zrobiła Stal, bo postawiła nam bardzo trudne warunki, ale jestem trenerem Legii i przede wszystkim muszę skupić się na swojej drużynie. Po raz kolejny, w następnej serii meczów, nie byliśmy w stanie grać na naszym poziomie, w wielu fazach gry – zarówno przy piłce, jak i w obronie w końcówce. Mimo wszystko, dwa razy wyszliśmy na prowadzenie.

– Kiedy nie masz najlepszego dnia – również dlatego, że przeciwnik cię do tego zmusza – musisz być dojrzały, odpowiedzialny, by utrzymać wynik. Robi się to nie indywidualnie, tylko drużynowo – poprzez dobre operowanie piłki, przeniesienie ciężaru gry jak najdalej od własnej bramki, odpowiednią jakość bronienia stałych fragmentów, zarządzanie meczem w zupełnie inny sposób, niż robiliśmy to w niedzielę. Koszt jest bardzo duży – nie muszę wam tłumaczyć, dlaczego ligowe punkty są dla nas tak istotne. Z drugiej strony, Stal Mielec na pewno zasłużyła na – trzeba to jasno powiedzieć – wyrównanie. Kto wie, czy nie na więcej.

– Czy zmiany – zwłaszcza ostatnie trzy – przyniosły zamierzony efekt? Nie. Dokonałem ich, by drużyna podniosła intensywność, miała świeże nogi na boisku i większą kontrolę nad meczem, szczególnie pod kątem gry w piłkę czy przeniesienia jej na połowę przeciwnika. Ale też – nie ukrywam – intensywności pierwszej linii pressingu. Stal Mielec posiada groźnych, dużych piłkarzy i miała sporą obecność w naszym polu karnym – chodziło o to, by wypychać grę z ostatniej tercji. Uważam, że nie robiliśmy tego na takim poziomie, jakiego bym oczekiwał. Nie możemy obarczać tego remisu zmianami, bo byłoby to niesprawiedliwe. Wszyscy wygrywamy lub nie wygrywamy.

– Ostatnio daję coraz więcej szans Kunowi – jak oceniam jego dwa występy z obecnego tygodnia? To nie są szanse. Piłkarze mają je wtedy, gdy ktoś im zaufał w kontekście podpisania kontraktu z Legią, a także każdego dnia, w treningach, by się pokazać. Mecze nie są od tego, by dać komuś szanse, tylko od tego, by trener starał się wybierać zawodników – zarówno z podstawowego składu, jak i zmienników – którzy zapewnią klubowi punkty, zwycięstwa. Patryk – niezależnie czy występuje, czy nie – zawsze jest taki sam. Chodzi o jego poziom profesjonalizmu, przygotowanie do spotkania, znajomość zadań i przeciwnika, taktyki, intensywności. To powoduje, że cały czas jest gotowy. W czwartek dał nam fenomenalną zmianę na Cyprze, jedną z kluczowych, byśmy byli w stanie osiągnąć taki wynik. W niedzielę, w niektórych scenariuszach – zwłaszcza, jeśli chodzi o zamknięcie jego zawodnika w szerokości, czyli Alvisa Jaunzemsa – robił to bardzo dobrze. Uważam, że momentami, szczególnie pod koniec meczu, nasza lewa strona nie pracowała wystarczająco dobrze w obronie, ale było to związane przede wszystkim z zamknięciem podania między nami do półprzestrzeni, a niekoniecznie z pozycją "Kunika". Wiem, że Patryk zawsze jest gotowy, by pomóc drużynie i Mielcu po raz kolejny zrobił wszystko, by tak było.

– Ostatnio powiedziałem, że mamy wrażenie, że gramy 11 na 15 – jak było w Mielcu? Powiem tak: w piłce, szczególnie w naszej sytuacji, tydzień jest jak rok. Nie chciałbym się do tego odnosić. Tym bardziej, że po meczu ze Stalą działy się różne rzeczy, rozmowy, przed chwilą miałem też łączenie z CANAL+. Zawsze lubię przeglądać bramki, sytuacje, statystyki i oglądać rozmaite powtórki, by dobrze przygotować się na rozmowę z wami. W niedzielę nie starczyło mi na to czasu.

– Nie jestem zwolennikiem kultury winy. Wiem, że w tym kraju to popularne, tylko to doprowadza do niczego. Jeśli szukamy winnych, to ja jestem winny jako pierwszy, bo jestem głową drużyny. Niestety, w Ekstraklasie, oprócz jednego meczu, tracone przez nas bramki są często kuriozalne, niekoniecznie wynikają z braków systemowych, zasad czy wykonywanych zadań. Myślę, że niedzielne gole mogą znowu zaliczać się do tej kategorii. Na pewno nie jest tak, że w lidze chcemy mniej wygrywać czy zachowywać mniej czystych kont niż w Europie. Coś takiego nie istnieje. Wychodzimy na każdy mecz tak samo. Niestety, tego rodzaju błędy czy sytuacje kosztują nas zbyt dużą liczbę straconych bramek, co m.in. pokazuje nasze miejsce w tabeli. Nasza produkcja w ataku jest wystarczająca. W niedzielę rozegraliśmy chyba 10. czy 11. mecz z rzędu z dwoma lub więcej strzelonymi golami. Bardzo ubolewam, tym bardziej, że wiem, jak dużo pracujemy, by być drużyną zdyscyplinowaną taktycznie, od własnego pola karnego do "szesnastki" rywala. Czyste konta na pewno by nam pomogły zajmować wyższą pozycję.

– Jak długo Legia da radę grać praktycznie jedną jedenastką? Tak długo, jak będzie trzeba. Zostały nam jeszcze cztery mecze do końca roku. Czy będą grać ci sami piłkarze, czy inni? Nie wiem, to zależy od wielu rzeczy. Powtarzam: nie jestem trenerem 11 zawodników. Sądzę, że w tym okresie (chodzi o ok. 12 ostatnich występów – red.) wyniki mówią same za siebie. Mimo że niedzielny remis smakuje jak porażka, bo kolejka ułożyła się tak, że mogliśmy się zbliżyć (do czołówki – red.), to w 12 ostatnich spotkaniach ponieśliśmy bodajże jedną porażkę, plus mieliśmy jeden czy dwa remisy, a reszta to nasze zwycięstwa. Będziemy przygotowywać się jak najlepiej do wszystkich meczów – zostały nam jeszcze cztery w 2024 r. i każdy z nich jest dla nas kluczowy.

– Kibice Legii obwiniają Kobylaka za stratę punktów? Uważam, że gol na 2:2 był konsekwencją naszych działań w ostatnich 15 minutach. Straciliśmy kontrolę nad meczem. Wiemy, że Stal – szczególnie, kiedy idzie odrabiać straty – nie kalkuluje, dając wszystkich do pola karnego, był w nim nawet Kuba Mądrzyk (bramkarz – red.). Sami zaprosiliśmy siebie do takiej sytuacji. Bez interwencji Gabriela być może byśmy nie dotarli do punktu z prowadzeniem. Całkowicie nie zgadzam się z obwinianiem jednego piłkarza. To sport zespołowy. To kwestia kompleksowa. To, co się wydarzyło, jest wynikiem wielu rzeczy, które powinniśmy zrobić lepiej.

WYPOWIEDZI FEIO W LIDZE+ EXTRA:

Raków w samej końcówce strzelił na 3:2 i Daniel Myśliwiec, trener Widzewa, zapytany właśnie o tę końcówkę jego zespołu, powiedział "Football bloody hell". Czy pan też chciałby użyć takiego terminu w kontekście końcówki meczu Stali z Legią?

– Nie. Uważam, że zarówno bramki Rakowa w końcówkach, jak i strata gola przez nas w meczu ze Stalą, to była konsekwencja czegoś. Wszystko, co ważne, dzieje się na boisku, szczególnie mam na myśli te rzeczy, które się dzieją powtarzalnie, a one dzieją się z jakiegoś powodu. W przypadku tego, co kolejny raz wydarzyło się w niedzielę, to kwestia planu na końcówkę meczu, przeładowanie pola karnego, uwolnienie piłki w sektorze bocznym i dośrodkowanie w pole karne. Drużyny przy tym muszą mieć plan i wiedzieć, jak się zachowywać w takich sytuacjach, muszą mieć plan na te ostatnie 10 - 15 minut. Bramka stracona przez nas była wynikiem tego, co się działo na boisku. Nie zarządzaliśmy dobrze tym meczem i niestety gdy tak jest, to mogą się wydarzyć takie rzeczy jak w Mielcu.

Panie trenerze, a jak pan odbiera słowa Rafała Augustyniaka wypowiedziane w przerwie, że Legia musi zwiększyć intensywność, że to jest podstawowe założenie na drugą połowę?

– Dobrze, niech to robią. Cieszę się.

Ale pan jest zadowolony z tej postawy po przerwie? W sensie tej intensywności – udało się ją zwiększyć? Czy ona przez cały mecz była na dobrym poziomie?

– Bardzo łatwo zrzucić winę na takie kwestie jak intensywność czy jej brak, szczególnie jak się nie wygrywa. Wszystko zaczyna się od mentalności i intensywności. Natomiast to jest piłka nożna i od odpowiedniej intensywności trzeba zaczynać każdy mecz. Gdy tego brakuje, nie możesz rywalizować z nikim. Oczywiście były momenty, jeżeli chodzi o pokrycie przestrzeni, nawet o intensywność w pojedynkach, do których moglibyśmy mieć zastrzeżenie, ale były również lepsze momenty. A w drugiej połowie dokonałem zmian, i wtedy już nie było powodu do zmęczenia — przynajmniej połowa drużyny nie powinna być zmęczona i nie powinno być braku intensywności. To jest kompleksowa rzecz, która się łączy z innymi. Te kwestie drużyny przygotowują w ciągu tygodnia, w my w ciągu dwóch dni, żeby się przygotować do danego meczu.

Widzieliśmy obrazki po spotkaniu, kiedy pan z drużyną podeszliście pod sektor kibiców Legii, była rozmowa między wami. Może pan coś zdradzić, o czym rozmawialiście? Czy to była nerwowa dyskusja, czy raczej merytoryczna, na argumenty?

– To, co wydarzyło się w domu, powinno zostać w domu. To są wymogi grania, trenowania i reprezentowania takich klubów jak Legia. To się dzieje w każdym kraju. Jak reprezentujesz największy klub w kraju, są wobec ciebie wymagania i tyle.

Wasze wyniki od dłuższego czasu, plasują was w ligowej czołówce. Macie cztery zwycięstwa w Lidze Konferencji, więc trochę nie rozumiem momentu, żeby mówić o jakichś dodatkowych wymaganiach. Drużyna tym wymaganiom potrafi sprostać w ostatnich tygodniach.

– Dla kibiców najważniejsza jest liga. My o tym wiemy. Oczywiście patrzymy na to kompleksowo i walczymy na wszystkich frontach. To czasem może mieć swoje koszty. Z reprezentowaniem największego klubu w każdym kraju wiążą się określone wymagania i albo wszyscy mamy charakter i potrafimy z tym żyć, albo nie. Oczywiście ze świadomością, że codziennie poświęcamy dużo i robimy naszą robotę jak najlepiej. W piłce wszystko determinuje wynik. Rezultat decyduje o tym, czy ludzie są zadowoleni, czy nie. Niezależnie od tego, jak pracujesz.

Jak reaguje trener, kiedy remisuje taki mecz? Co jest dla niego porażką w kontekście przebiegu spotkania przegranego po błędach indywidualnych? Najpierw po błędzie Pankova, później Kobylaka? Czy to ułatwia sprawę, bo łatwo jest to wytłumaczyć i mówiąc brzydko zrzucić na kogoś winę, czy wręcz przeciwnie?

– Po pierwsze wynik jest wynikiem, a gra jest grą. Oceniając przeciwnika, uważam, że Stal zagrała dobry mecz, a z kolei my nie byliśmy blisko naszej najlepszej wersji. I jeżeli są takie dni, wtedy musisz się wykazać wyjątkową dojrzałością i odpowiedzialnością, żeby to nie miało konsekwencji. Jak trener wraca do szatni gdy ktoś zdobył przepiękną bramkę czy bramkarz wykonał niesamowitą paradę, to się cieszy, bo drużyna punktowała i jest przy zawodnikach. I cieszy się razem z nimi. To jak nie wygramy ma być inaczej? Z szacunkiem dla przeciwnika, ale niedzielny remis ma dla nas smak porażki. Z oczywistych względów. Chcemy gonić rywali i wierzymy, że możemy dogonić. Jeżeli jesteśmy razem, kiedy wygrywamy, to tym bardziej musimy być razem, gdy przegrywamy. I tutaj winienie jednego czy dwóch zawodników byłoby po prostu niesprawiedliwe, przyczyny są głębsze. W niedzielę nie graliśmy na poziomie, do jakiego przyzwyczailiśmy wszystkich dookoła i samych siebie.

Zapytam jeszcze o Marca Guala, bo w niedzielę widzieliśmy w nim więcej rozgrywającego niż snajpera. Miał bardzo fajne pomysły na to, jak zachować się w kluczowym momencie przed sytuacją strzelecką. Czy w Marku jest dzisiaj więcej ofensywnego pomocnika niż snajpera, który jest obarczony zadaniami zdobywania bramek?

– Marc ma zdobytych dziesięć bramek w tym sezonie, a jego rekord życiowy to chyba szesnaście — przynajmniej od kiedy jest w Polsce. Jest na dobrej drodze, żeby ten rekord pobić. Wtedy zrobił to w trzydziestu trzech meczach, więc jeszcze tylu nie ma i wynik może mieć lepszy. Marc daje nam przewagę w środku pola, często wyciąga obrońcę ze swojej strefy, żeby ktoś inny mógł wykorzystać swoją strefę. Marc jest piłkarzem, który zarówno może atakować przestrzeń za linią obrony, jak i zejść między linię, rozgrywać piłkę, stworzyć przewagę. Marc jest piłkarzem, który dobrze gra tyłem do bramki, a będąc przodem do bramki, potrafi być groźny zarówno dryblingiem jak i strzałem, ale też prostopadłym podaniem do kolegi. To są jego charakterystyki, które staramy się w nim rozwijać. To nie jest pierwszy raz, że dziewiątka w danym klubie ma w niektórych meczach taką rolę, która kiedyś została określona jako fałszywa dziewiątka. Firmino miał podobnie w Liverpoolu i przez to też mieli dużo korzyści. Mógłbym wymienić tysiąc innych piłkarzy, którzy podobną rolę mieli. Natomiast Marc jest na tyle elastycznym piłkarzem, że potrafi się dostosować.

Odniosę się do konferencji prasowej po meczu z Cracovią. Powiedział pan, że większość meczów gracie w takich proporcjach: 11 na 14 czy na 15? Już nie pamiętam, ilu pan wymienił przeciwników? Czy w niedzielę było po równo?

– Wolałbym tego nie komentować. To nie jest ta wersja programu, w której można wykorzystać "pomidora". Nie oglądałem spornych sytuacji, bo trochę się działo, również bezpośrednio po meczu. Lubię przychodzić na wywiad czy konferencję prasową przygotowany, ale tym razem muszę się uderzyć w pierś i powiedzieć, że nie oglądałem tych sytuacji, więc nie chciałbym tego komentować. Musicie mnie zrozumieć.

Polecamy

Komentarze (146)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.