Goncalo Feio Legia Warszawa - Puszcza Niepołomice 2:0
fot. Łukasz Wiśniewski

Goncalo Feio: Mamy trudne czasy, potrzebujemy silnych ludzi

Redaktor Marcin SzymczykRedaktor Maciej Ziółkowski

Marcin Szymczyk, Maciej Ziółkowski

Źródło: Liga+ Extra

23.02.2025 19:30

(akt. 24.02.2025 00:35)

Goncalo Feio był gościem programu Liga+ Extra. Trener Legii Warszawa mówił o spotkaniu z Radomiakiem, żółtych kartach, sędziach, dyrektorze sportowym, bramkarzach, transferach i komitecie.

– Można zarzucić mi różne rzeczy, ale to, że wystawiam się w trudnych momentach, to fakt. Jako lider zawsze tak robiłem i będę robił – będę chował się w dobrych chwilach. Wtedy jestem mniej potrzebny niż teraz. Dało radę zasnąć po wizycie w Radomiu? Było ciężko.

– W meczu z Radomiakiem zabrakło serca i determinacji? Taka jest prawda. W piłce są różne aspekty – taktyczne, techniczne – ale jest jeden element, który znajduje się na 1. miejscu, zarówno w piłce, jak i w życiu. To mentalność, chęć, pasja. Mimo że będę bronił swojej drużyny, to w sobotę przeciwnik chciał więcej niż my. To coś, co najbardziej mnie boli.

– Gdyby w przerwie można było przeprowadzić dowolną liczbę zmian, to ile ich by było? Powiedziałbym, że jakbym mógł, to zmieniłbym wszystkich.

– Zdanie "Nie zasnę, póki nie będzie lepiej" trochę zalatuje populizmem? Nie wydaje mi się, że jestem zbyt dobry w populizmach. Przez to, że mówię prawdę i to, co myślę, nawet jak czasem jest to niewygodne, to sądzę, że ciągnie się za mną niezbyt pozytywna opinia. To prawda, że – szczególnie w trudnych momentach – liderem trzeba być i pomóc ludziom w powrocie do dobrych chwil. Jest powiedzenie, które lubię i często powtarzam: "Trudne czasy tworzą silnych ludzi, silni ludzie tworzą dobre czasy, dobre czasy tworzą słabych ludzi, a słabi ludzie tworzą trudne czasy". Mamy trudne czasy, potrzebujemy silnych ludzi.

– Powtórzę raz jeszcze: Radomiak był lepszy niż Legia – uważam, że byłoby nie w porządku odbierać mu zasługi za to, co zrobił, jaką wykonał pracę. Jako trener Legii, nasze podejście do meczu czy to, czego nie byliśmy w stanie wdrożyć, najbardziej mnie zaskoczyło. Spotkanie, z punktu widzenia taktyki, było takie, jakiego się spodziewaliśmy. Nie było wielkich niespodzianek. W moim odczuciu, taktyka nie była kluczem do porażki – przede wszystkim nastawienie.

– Piłka nożna to sport zespołowy. Mimo że bramkę zazwyczaj przypisuje się jednemu czy dwóm piłkarzom, to w sobotę tak nie było. Drużyny strzelają gola jako ekipa. By tak się stało, to wielu zawodników musi na ogół zrobić coś dobrego. Trudno stracić bramkę po jednym czy dwóch błędach, przeważnie musi się wydarzyć więcej rzeczy.

– Potrzeba samców alfa? Bardzo mocno wierzę, że oni pokażą się w środę i zapewnią nam awans do półfinału Pucharu Polski.

– Tej drużynie, mimo straconych punktów w różnych okolicznościach, nigdy nie można było jej odmówić zaangażowania. Chcę to zaznaczyć, w obronie moich piłkarzy. W sobotę pierwszy raz powiedziałem w szatni: "Nie jestem z was dumny, nie mogę być". To nie jest tak, że piłkarze Legii nie chcieli wygrać. Po meczu w ogóle nie wyglądali jak zespół, który przegrał? Całkowicie nie zgadzam się z tą tezą. Uważam, że mieliśmy różne momenty w tym sezonie, a to był najtrudniejszy, dla wszystkich – zarówno w sobotę, jak i w niedzielę, kiedy pracowaliśmy. To nieprawda, że zawodnicy są obojętni.

– W sobotę przeciwnik chciał więcej niż my. To nie znaczy, że nie chcieliśmy, ale Radomiak pragnął więcej. Udowodnił to w pojedynkach, na boisku, które nie było łatwe i na których często dochodziło do przebitek, tzw. drugich piłek. Agresywność w stykówkach jest kluczowa. Rywale wygrali więcej, byli bardziej agresywni. To pokazuje, kto chciał więcej. Słowa niewiele znaczą. Czyny znaczą – w takim meczu przejawiają się w bazę i serce piłki, czyli większą chęć niż przeciwnik.

O bramkarzach

– Jako szef sztabu, w pierwszej kolejności odpowiadam za formę zawodników – czy to bramkarzy, czy piłkarzy z pola. Jeśli chodzi o golkiperów, to ten duet (Krzysztof Dowhań i Arkadiusz Malarz – red.) jest na tyle zgrany, że nie byłoby w porządku go oddzielić. Trener Dowhań ma większy staż, doświadczenie. Wspiera go Arek.

– Grać w Legii, a w innym klubie, nie jest tym samym. Duża część naszej szatni musi nauczyć się być najlepszą wersją siebie, z tym herbem i koszulką, która waży trochę więcej niż każda inna w tym kraju. To coś, do czego wielu zawodników w naszej drużynie musi dojrzeć, a my – zaczynając ode mnie – musimy im w tym pomóc.

O dyrektorze sportowym

– By w Legii nadeszły dobre czasy, musi zajść parę rzeczy. Po pierwsze, wszyscy muszą pracować tak, by wykonywać robotę jak najlepiej, a nie tak, by jak najdłużej utrzymać się w Legii. Po drugie, z punktu widzenia struktury, organizacji – klub reagował na pewne rzeczy, stąd poszukiwania dyrektora sportowego. Na ten temat nie mogę się wypowiadać, bo nie jestem częścią tego procesu.

– Czy to dla mnie problem, że nie ma teraz dyrektora sportowego? Nie wiem, jakby to wpłynęło na mnie i na drużynę, z punktu widzenia bezpośredniej pracy. Na pewno powinien być to kłopot dla Legii, który wierzę, że za chwilę zostanie rozwiązany. Wiem, że w piłce dzieje się tu i teraz – tak się składa, że sezon kończy się za 2,5 miesiąca, ale świat nie. Latem jest kolejne okno transferowe, które ktoś musi przygotować, by nadeszły lepsze czasy.

– Ostatecznie, za formę piłkarzy czy bramkarzy, czy wyniki drużyny odpowiedzialny jest pierwszy trener. Czy winny jest pierwszy szkoleniowiec? To już inna sprawa. Świat nie jest sprawiedliwy. Ktoś, kto wybiera ten zawód, musi umieć z tym żyć.

O komitecie transferowym

– Są różne żarty na ten temat – stworzono komitet transferowy, w którym odpowiedzialność została rozłożona na najbardziej decyzyjne i najważniejsze osoby klubu. Chodzi o mnie, jako trenera, który odrzucał wielu przedstawionych piłkarzy – odrzucał ich też sztab.

– Jest również wiceprezes Herra, który od jakiegoś czasu zbliżał się do części sportowej, by także lepiej zrozumieć, co się dzieje.

– Jest prezes Jurczak, który – z punktu widzenia kształtu finansowego danego transferu na całkowity budżet klubu – musi być w komitecie. Nie jest tak, że budżet jest z gumy i Legia może wydawać pieniądze w nieskończoność. Poza tym, prezes Jurczak miał kluczową rolę, jeśli chodzi o kontakt ze Sportingiem – formalności, wykupienie Vinagre, plus wypożyczenie Kovacevicia. Jego osoba była dość ważna pod kątem komunikacji z dyrektorem finansowym portugalskiego klubu.

– Jest właściciel, który wyrazi zgodę na dany ruch lub nie, słysząc wszystkie strony. Do tego Jacek Zieliński – jako doradca, osoba z doświadczeniem – i Radek Mozyrko, z punktu widzenia przedstawienia skautów i ich propozycje, które miały być akceptowane lub nie. Tak to funkcjonowało w trakcie okienka.

O transferach

– Były różne sytuacje w tym okienku transferowym – piłkarze odrzuceni ze względu na brak odpowiedniej jakości, zawodnicy dobrzy, ale mający ostatnio sporo problemów zdrowotnych – też odrzuceni. Byli gracze zaakceptowani, ale klub macierzysty nie wyrażał zgody lub piłkarz chciał zarabiać ogromne pieniądze i też nie dochodziło przez to do podpisania umowy – między innymi Ola Brynhildsen z Midtjylland. Jako trener oczywiście najbardziej chciałbym dostać listę realnych i ciekawych do zrobienia tematów, bo jak temat jest nierealny, to jest strata czasu, i potem przebrać z tych rzeczy możliwych do zrobienia i wybrać najlepszą opcję. To jest jednak świat idealny i nie zawsze tak to w rzeczywistości wygląda. Koniec października, początek listopada mieliśmy duże spotkanie o kadrze, jej budowie i transferach, potem te spotkania stały się cykliczne. Wtedy w spotkaniu brałem udział ja, zarząd i ówczesny dyrektor sportowy, Jacek Zieliński. Został poproszony o ocenę obecnej kadry i jej wizję zmian zimą i po sezonie, o wskazanie graczy, którzy mogą być celami transferowymi na lato oraz wskazanie potrzeb na lato – te, które jest przed nami. Kreśliliśmy różne scenariusze, kto może odejść, kto może zostać wypożyczony, na którego z wychowanków będziemy stawiać.

W okienku zimowym w budżecie była sprzedaż piłkarza za 4,5 mln euro, a nikogo nie sprzedaliśmy. Mało tego, wydaliśmy pieniądze i to nie takie małe. Transfer Rubena Vinagre faktycznie jest rekordowy, ale to nie jest koszt tu i teraz, suma transferu jest rozłożona na raty. Poza tym Ruben cieszy się cały czas dużym zainteresowaniem – chciało go PSV Eindhoven, a do piłkarza dzwonili też portugalscy trenerzy pracujący w Premier League. Ale wracając do meritum – konto Legii miała zasilić kwota 4,5 mln euro, a zamiast tego z konta zeszły sumy m.in. na kontrakt Kovacevicia, który nie był planowany, ale wynikał z potrzeby chwili, czy kontrakt Szkurina, na Biczachczjana, który był okazją, oraz na wykupienie wspomnianego Vinagre. Klub wydał pieniądze nadplanowo. To ma konsekwencje na płynność finansową, w sensie na to, jakie transze na różne rzeczy są płacone i kiedy, by wszystko zobowiązane były spłacane na czas. To być może wiedza, która większości kibiców nie interesuje, ale tak dziś funkcjonuje klub. Generuje ogromne zyski, ale i ma ogromne koszty. Kto miał być sprzedany za 4,5 mln? Nie przyszła żadna kąśliwą propozycja, nie ma więc o czym mówić.

WYPOWIEDZI FEIO I LYCZMAŃSKIEGO DOT. ŻÓŁTYCH KARTEK TRENERA LEGII:

– Czy będziemy jako klub odwoływać się od mojej drugiej żółtej i w konsekwencji czerwonej kartki? Tak myślę, w sobotę rozmawialiśmy z prezesem Herrą na ten temat.

Adam Lyczmański: Sędzia uznał zachowanie trenera Goncalo Feio za niesportowe i ja też tak uważam. Gdybym chciał podać komuś piłkę, na pewno zrobiłbym to w inny sposób – na pewno nie z taką siłą, nie z takiej odległości. Sędzia nie miał więc wyjścia. Miałbym do niego pretensje, gdyby była bezpośrednia czerwona kartka. Ale jest druga żółta i uważam, że zasadna. Sędzia techniczny miał bardzo trudne zadanie i uważam, że się z niego dobrze wywiązał.

Goncalo Feio: Nie miałem nawet kontaktu wzrokowego z piłkarzem Radomiaka, widziałem kątem oka, że tam jest i rzuciłem mu piłkę, by gra została wznowiona jak najszybciej. A co do tego co powiedział pan Lyczmański. Nie zejdę tak nisko i nie będę tego komentował.

O sędziach

– Uzbierałem już osiem żółtych kartek, na pewno święty nie jestem. Trzech sędziów w tym sezonie mówiło mi przed meczem, że jest duży nacisk, aby mnie ukarać, więc prosimy o niedawanie nam argumentów do tych kar. Na pewno nie jestem trenerem, który w całej Ekstraklasie najgorzej się komunikuje z sędziami. Jeśli przed meczem umawiamy się, że będziemy się komunikować, to się komunikujemy. Nie rozumiem tylko jednej rzeczy i może warto się nad tym zastanowić dla dobra polskiej piłki. Trenerzy czy piłkarze są oceniani, poddawani wnikliwej analizie, za to nie można ujawnić oceny pracy sędziów. Jeśli wszystko jest transparentne i sprawiedliwe, to czemu wszystko nie może być ujawnione. Myślę, że wszystkie kluby Ekstraklasy oraz I ligi chętnie by się pod tym podpisały.

– Czy to idzie we właściwym kierunku? Najważniejszymi aktorami na boisku są piłkarze. Zawsze mnie uczono, że sędzia robi świetną robotę, gdy się o nim nie mówi. A w Canal+ tydzień w tydzień bardzo dużo rozmawiacie o sędziach. Nie mam nic przeciwko dowartościowaniu tego zawodu, który jest bardzo ważny dla piłki nożnej i całego sportu, zawód nieco wymierający. Fajnie więc, że zrobiliście o nich serial, pokazaliście ich z innej strony, takiej bardziej ludzkiej. Ale najważniejszymi aktorami meczu są piłkarze, potem trenerzy i nie możemy o tym zapominać, a sędzia powinien być niewidoczny. Natomiast często jest tak, i mówię to w imieniu trenerów i piłkarzy, że do pana sędziego nic nie można powiedzieć, bo mogą na nas krzyczeć, mogą nas ukarać, mogą przed nami gestykulować. I stąd moje pytanie, czy to idzie w odpowiednim kierunku. Tym bardziej, że co tydzień mamy dosyć tendencyjne bronienie pewnych decyzji sędziowskich, czasem takich, które są nie do wybronienia.

– Musimy znaleźć rozwiązanie systemowe – tylko takie przynoszą lepszy efekt na dłuższą metę – by przestało dochodzić do błędów. Może dobrze by było zacząć od tego, by mocniej skupić się na tym, co dzieje się na boisku, a nie do końca poza nim.

– Jak Legia gra w Ekstraklasie, to sprawdzam, kto będzie sędziował mecz z jej udziałem? Kiedyś tak robiłem, ale przestałem, bo nie lubię tracić energii na rzeczy, na które nie mam wpływu. Uważam, że pod tym kątem mogę wykonać jeszcze parę kroków w przód, więc już tego nie zrobię.

– Goncalo Feio – jako człowiek – nie ma nic przeciwko nikomu. Przede wszystkim, nie ma nic do pana sędziego A, B, C czy D. Jestem osobą, która wierzy, że każdy przychodzi na mecz i jak najlepiej robi swoją robotę.

– Jedyne, co chciałbym podkreślić na temat sędziów: dla dobra piłki nożnej w Polsce, może trzeba by było ujawnić – w sposób bardziej precyzyjny – oceny. Jeżeli każdy aktor tego spektaklu jest oceniany, musi się wypowiadać, w trudnych momentach, gdzie nikomu nie jest obojętnie.

– Ustalmy: to, czy sędzia będzie gwizdać mecze I ligi przez dwa tygodnie, nie jest wielką karą. Przykładowo, trener może stracić pracę, co może całkowicie zmienić jego karierę. Piłkarz może stracić miejsce w składzie, nie grać. Konsekwencje, jakie grożą arbitrom, nie są zatem wielkie. Są też inne narzędzie, testowane m.in. w lidze portugalskiej – sędzia, wracający na środek boiska po skorzystaniu z VAR-u, ma podłączony mikrofon, słyszą go wszyscy na stadionie i musi powiedzieć, co sprawdził i jaką podjął decyzję. To szybkie wyjaśnienie, nie jest wnikliwe – np. piłkarz z nr 44 był na spalonym, ale nie miał wpływu na akcję, w związku z czym gol został uznany.

O swoim zachowaniu przy kartkach

– Przed meczem sędzia powiedział mi, że możemy rozmawiać, możemy się komunikować. Rozmawialiśmy do momentu, gdy powiedział, że teraz musi zawołać głównego w celu pokazania żółtej kartki i wtedy jest moje machnięcie ręką. Więc kartka nie była za odmachnięcie, bo to miało już miejsce po fakcie. Potem odrzuciłem piłkę do gracza Radomiaka, który jakby chciał, to by ją złapał. Za to otrzymałem drugą żółtą kartkę, co wywołało we mnie dużą frustrację. Bo to jest sytuacja, która powtarza się nieustannie. Nie tak dawno otrzymałem kartkę za zdjęcie kurtki. I wróciłem wkurzony, emocje były duże, bo dla mnie piłka nożna jest ważna, drużyna jest ważna, punkty są ważne i wtedy po tym powrocie faktycznie popełniłem błąd jeśli chodzi o komunikację. Jeśli ktoś podchodzi do mnie z pogardą, to też mam limit i w sobotę to był mój limit. Nazwałem sędziego pajacem, druga strona oszustem. Wydaje mi się, że to trochę innym poziom obrażania sędziego. Moje zachowanie nie było w porządku, ale traktowanie z pogardą mnie czy moich piłkarzy też nie jest w porządku.

O Ekstraklasie, budżetach, hegemonach

– Marek Papszun powiedział, że liga stała się konkurencyjna? Też tak uważam. Pod kątem rywalizacji o mistrzostwo, 5 – 6 lat temu Ekstraklasa była zupełnie inną ligą. Nie ma zdecydowanych hegemonów, co wiąże się z rzeczywistymi budżetami klubów, które kandydują na mistrza. Oczywiście, są różnice, choć często są podawane nieprawdziwe budżety. Podawane są całkowite budżety klubów, zamiast budżet pierwszej drużyny piłkarskiej – to zupełnie inna rzeczywistość, szczególnie w Legii, która jest wielosekcyjna, ma bardzo dużo pracowników.

– W ligach, w których hegemoni rok w rok grają w Europie i dominują, różnica budżetowa względem peletonu jest zdecydowanie większa niż w Polsce.

O Menie z Lechii Gdańsk

– Czy taki nieszablonowy piłkarz, z dobrym pokrętłem, pasowałby do mojego pomysłu na grę? Trzeba jeszcze dodać, ile ma lat. Dla polskich klubów, które są sprzedającymi, wiek pozyskiwanego zawodnika powinien być dość kluczowym elementem do jego rozwoju, a potem sprzedaży. Mogę zdradzić małą rzecz, która teraz nie będzie miała już żadnego znaczenia. W dniach, w których było trochę zamieszania w Lechii pod kątem licencji itd., przez chwilę rozmawialiśmy o tym, by wykorzystać to jako okazję i przetransferować Menę do nas za stosunkowo niższą kwotę niż realna wartość, ze względu na to, że gdańszczanie na cito potrzebowali pieniędzy. Czy to była cena podobna do zakupu Biczachczjana? Pomidor, ale powiedzmy, że coś koło tego – tylko Wahan już wtedy u nas był. Sytuacja rozwinęła się inaczej, więc takiej okazji tak naprawdę nie było.

O transferach Szkurina i Vinagre

– W spotkaniu listopadowym pozwoliłem sobie ze sztabem przygotować pewną prezentację, pomimo tego, że to nie jest nasza rola i nie będzie moją rolą. Każdy sprawnie działający rekrutacyjny klub musi się opierać na szeregu powtarzalnych zachowań i powtarzalnych procedur. Przed każdym meczem przygotowujemy analizę indywidualną każdego piłkarza z zespołu rywala - dobre strony, słabe strony, charakterystykę gry, styl i tak dalej. Mamy w sztabie bardzo dużą wiedzę na temat piłkarzy Ekstraklasy, więc na bieżąco robimy aktualizację listy graczy z ekstraklasy, która ewentualnie może być dogłębnie analizowana do tego, żeby w danym momencie, jak się pojawi szansa czy okazja aby wzmocnić naszą drużynę. To samo robimy w europejskich pucharach. 

– Na spotkaniu, na liście pojawiły się „dziewiątki”, kilka z ekstraklasy. I jednym z nich był Ilia Szkurin. Były też inne. Niektóre nazwiska były wymieniane w mediach. Ale bardzo dużo nazwisk wymienianych w mediach nie były prawdziwe. Byliśmy dosyć blisko różnych napastników, cena atakujących w trakcie różnych momentów okienka była różna. I też ten rytm okienka podyktował to, że dopiero teraz, na koniec, trafił do nas Ilia Szkurin. Więc absolutnie nie chciałem pójść w taką retorykę, że nie było nikogo innego, więc wzieliśmy Ilię. Jeśli by tak było, to było źle świadczyło też o mnie jako trenerze. Osobiście miałem dwie dwie rozmowy z panem Skorupą - jedna była gdzieś tam w grudniu lub na początku stycznia, a druga była teraz przy okazji finalizacji. 

– Na tym spotkaniu w listopadzie rozmawialiśmy o transferze Rubena Vinagre, który może być rodzajem transferu, który Legia robi częściej. Czyli może sięgać po piłkarzy z topowego klubu, z topowego poziomu, ale muszącego się odbudować. Z takim zawodnikiem musi być coś nie tak - jakby grał wszystko, to nie trafiłby z mistrza Portugalii do Polski. Ekstraklasa jest trochę niedocenioną ligę a różnice między liga polską a szwajcarską czy inną wcale nie są tak duże. Każda liga ma swoje charakterystyki - jest bardziej fizyczna, ma więcej kultury gry, więcej miejsca na rozegranie akcji, lepsze krycie strefowe czy indywidualne. Potem jest kwestia formy piłkarza, momentu kariery, głowy, chęci, ale warto próbować. Tym bardziej, że Legia ma kontakty, prezes Legii jest w ECA i ma kontakty z topowymi klubami. Fajnie by było mieć procedury, które pozwolą ściągnąć dwa razy w sezonie gracza z topowego klubu, niekoniecznie portugalskiego. Legia może zapewnić sobie opcję wykupu i zrobić to lub nie. Legia może na takich graczach zarobić. 

O Motorze i Jacku Zielińskim

– Pracowałem w klubie, w którym w danym momencie odpowiadałem za wszystko. To był Motor Lublin. Obiecałem sobie, że nigdy więcej tak nie chcę. Dotarłem do największego klubu w Polsce, największej struktury i jednej z największych organizacji w kraju, z dużą dozą zaufania, przede wszystkim do dyrektora sportowego, Jacka Zielińskiego, który na mnie stawiał – tego nie zapomnę.

– Uważam, że Jacek został ofiarą zaufania do ludzi. Za bardzo ufał. Komu? Nieważne… Chodzi o strukturę, którą zbudował. Poza tym, to legionista i czasami, jak nikt nie chciał brać na siebie, to on wziął, za co też mu się dostawało. Muszę to powiedzieć w bronieniu jego imienia – nie tylko dlatego, że na mnie stawiał. Nikt nie ma wątpliwości, co Legia znaczy dla dyrektora Zielińskiego. Wieloletni kapitan klubu, jeden z rekordzistów pod względem występów, legenda.

– Przychodząc do takiego klubu, skupiłem się na tym, co mogę robić najlepiej, czyli być trenerem. Przyszedłem w minionym sezonie, zostało siedem meczów do końca. Drużyna wykonała fenomenalną pracę, mimo różnych sytuacji kontraktowych. Wiadomo, byłoby fenomenalnie, gdybyśmy w ciągu tych siedmiu spotkań wywalczyli mistrzostwo, co było do zrobienia przy paru trochę innych naszych wynikach. Mieliśmy trzy zwycięstwa z rzędu, potem pojawiło się letnie okno.

– Mimo że są różne historie na mój temat, lubię zaufać, lubię pracę w drużynie i nareszcie jest w klubie, który ma takie struktury i chce z tego skorzystać. Latem był pierwszy okres przygotowawczy z nowym zespołem, było sporo zmian.

O Vinagre

– Muszę powiedzieć to raz jeszcze: trzeba było walczyć trzy tygodnie o to, by przekonać niektórych, że Ruben Vinagre jest dobrym transferem. Bo jak nie, to by przyszedł jakiś Boliwijczyk (Roberto Carlos Fernandez – red.), który może też jest niezłym piłkarzem, ale trafiłby później, bezpośrednio z Copa America, myślę, że proces adaptacji byłby różny. Mimo wszystko, wierzę, że Ruben jest lepszym graczem.

– Działy się różne rzeczy, ocena wielu piłkarzy…. "Zawodnik A, B, C, D... Dobra, chcemy A. Ale A jest niemożliwy. To B. Ale B też jest niemożliwy. To bierzemy C, co mamy robić". Dynamika letniego okienka też była trudna i dziwna.

– Nieźle weszliśmy w sezon. Potem wyniki się pogorszyły. Jak to się dzieje, to pierwszy odpowiedzialny jest trener. Nikt nie jest ważniejszy niż klub. Najważniejsza jest Legia. Osoby odpowiedzialne za Legię zaczęły się przygotowywać do zmiany szkoleniowca – to wiedza ogólna. Trener Legii, razem z drużyną i dużą determinacją, by dalej współpracować, zmieniliśmy system i parę rzeczy, łapiąc dobrą serię, która umożliwiła nam ukończenie roku, walcząc na trzech frontach.

– Generalnie, wszystko jest wrzucone na trenerów. W porządku, potrafię z tym żyć. Słyszę, że jestem osobą decyzyjną… OK, jestem jedną z czterech osób, które strategicznie muszą podejmować pewne decyzje w Legii. Nie lubię się chować po kątach i żyć, że będzie dobrze i nic nie robić. Jestem zawsze gotowy, by nawet robić rzeczy, które może nie do końca są w moich kompetencjach, ale by organizacja, drużyna, klub szedł do przodu.

– Lubię zaufać, ale – koniec końców – ja byłem tym złym i prawie straciłem pracę. Nie chcę tracić pracy, nie chcę nie wygrywać.

O skautingu

– Ekstraklasa nie jest łatwą ligą, jesteśmy blisko 15. miejsca w rankingu. Obrońcy są bardziej agresywni niż w innych rozgrywkach, przestrzenie do gry są mniejsze. Często poziom kultury gry jest mniejszy ze względu na agresję, brak czasu i przestrzeń do operowania piłką.

– Skauting ma różne wymiary – tak, jak oceny piłkarzy pod kątem transferów. Są rozmaite pytania, np. czy robimy ruch ze względu na potencjał, na tu i teraz, czy jest odpowiednia mentalność – nie ze względu na profesjonalizm, bo nasza szatnia taka jest, robi wszystko, by być jak najlepsza. Jest szereg rzeczy, które składają się na sukces lub brak sukcesu danego transferu, i szereg rzeczy, które można robić, by unikać skali ryzyka.

O zimowych transferach

– Myślę, że trzy transfery, które zrobiliśmy zimą, mają małą skalę ryzyka. To zawodnicy, którzy znają ligę, mówią po polsku, udowodnili wartość w Ekstraklasie.

O reakcji bramkarzy po wypożyczeniu Kovacevicia

– Chcę ludzi, którzy są niezadowoleni, jak nie grają. W takich momentach reakcja może iść w dwie strony – albo pojawi się destrukcyjne obrażenie, które będzie początkiem niekończącego się zjazdu, albo dojdzie do znalezienia w sobie siły, by udowodnić, że jestem w stanie odwrócić sytuację, być nie tylko najlepszą wersją siebie. Uważam, że reakcja poszła w tę drugą stronę. Sądzę, że to może być ważny punkt w ich karierach bramkarskiej, które tak naprawdę dopiero się zaczynają.

O ocenach transferów

– Uczyłem się języka, dużo czytałem historii Polski. Nikt nie może mi zarzucić braku adaptacji do kultury polskiej. Wiem, że Polska i Portugalia to kraje emocjonalne, skrajności – albo jest fenomenalnie, albo bardzo źle. Na ocenę – czy dane transfery były udane, czy nie – przyjdzie czas. To nie teraz.

Pomidor

Sen jest przereklamowany. Gdy inni śpią, ja pracuję.

– Tak.

Polscy piłkarze w Portugalii głównie uczą się gry. Portugalscy piłkarze w Polsce głównie na niej zarabiają.

– Nie.

Mistrzostwo w tym sezonie. Trzeba powiedzieć uczciwie, szanse są minimalne.

– Tak, ale możliwe.

Gdy zapytacie mnie, czy żałuję czegoś, co zrobiłem, to odpowiem…

– Tak.

Cristiano Ronaldo jest lepszy niż Messi.

– Lepszym finalizatorem… Tak.

Muszę przyznać, że Mateusz Stolarski wykonuje świetną pracę w Motorze Lublin.

– Tak.

Imponuje mi też praca, wyniki i aura Adriana Siemieńca.

– Tak.

Nsame i Alfarela musieli odejść, bo pracowali poniżej wymaganych przeze mnie standardów.

– Nie.

Ściągnięcie Vladana Kovacevicia to w pewnym sensie porażka duetu trenerskiego Dowhań Malarz.

– Nie, ale to złożony problem. Odpowiedzialność spoczywa na mnie, na samych bramkarzach, aż po trenerów bramkarzy.

Kiedyś zostanę trenerem pierwszej drużyny Benfiki.

– Pomidor.

Będę trenerem klubu z ligi Top 5. To tylko kwestia czasu.

– Tak.

W trudnym momencie Zbigniew Jakubas uratował moją karierę.

– Tak.

W Motorze w marcu 2024 roku złożyłem rezygnację, a potem żałowałem tego ruchu.

– Tak.

Gdyby mój piłkarz samowolnie podszedł do karnego, do którego nie jest wyznaczony, zrobiłbym to samo co Kosta Runjaić i zmienił go tuż po strzale.

– Tak.

Rozstanie z Josue latem 2024 roku było słuszną decyzją.

– Nie.

Przejdziemy Molde.

– Tak.

Mam zamiar starać się o polskie obywatelstwo.

– Nie.

Mógłbym pójść na kawę i swobodnie porozmawiać z Pawłem Tomczykiem.

– Nie.

Wolałbym, żeby Marc Gual nosił spodenki normalnie, a nie podwijał nogawki.

– Nie.

Maxi Oyedele zrobi większą karierę niż Antoni Kozubal.

– Tak.

Minęło już tyle czasu, że dzisiaj śmieję się z tego, co zrobiłem po meczu z Broendby.

– Nie.

Polecamy

Komentarze (160)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.

Uwaga!

Teraz komentarze są ukryte, aby poprawić komfort korzystania z serwisu Legia.Net. Kliknij przycisk „Zobacz komentarze”, aby je wyświetlić i dołączyć do dyskusji.