News: Franciszek Smuda - "trener lepszy niż piłkarz"

Franciszek Smuda - "trener lepszy niż piłkarz"

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

18.12.2016 14:10

(akt. 07.12.2018 11:19)

Dosyć zaskakująco, przed ostatnią kolejkę Ekstraklasy w 2016 roku, trenerem Górnika Łęczna został Franciszek Smuda. Były selekcjoner reprezentacji Polski ma swoich fanów i krytyków. Jedni go lubią, a inni lubią się z niego nabijać. Nie zmienia to faktu, że "Franza" ze stołecznym zespołem trochę łączy. Smuda prowadził "Wojskowych" jako trener, ale wiele lat wcześniej występował przy Łazienkowskiej jako zawodnik. Kiedyś w szatni, już jako trener warszawiaków, Smuda rozpoczął zdanie mówiąc - Jak ja grałem w Legii... A na to legendarny Lucjan Brychczy, na co dzień raczej małomówny stwierdził: - Ja grałem, ty byłeś...

Franciszek Smuda w roli trenera miał okazje prowadzić wiele drużyn z Ekstraklasy. Z jednymi triumfował, z innymi szło gorzej, ale całokształt pracy pozwolił poprowadzić mu Polskę na mistrzostwach Europy w 2012 roku. Teraz kariera "Franza" ponownie zatacza koło i wraca on na Łazienkowską, gdzie prowadził Legię, ale i gdzie występował z "eLką" na piersi. 

 

- Franio był fajnym chłopakiem, bardzo komunikatywnym. Super kolega. W Legii była bardzo mocna drużyna, dziwie się, że nie osiągnęliśmy jeszcze większych sukcesów na krajowym podwórku. To był mocny zespół i Smuda nie zawsze był podstawowym zawodnikiem. Nie było łatwo przedrzeć się do wyjściowej jedenastki. Na pewno nie odbiegał umiejętnościami, ale wirtuozem też nie był. Myślę, że miło wspomina pobyt przy Łazienkowskiej, bo kto nie chciałby reprezentować takiego klubu - opowiada Zbigniew Kakietek, który w barwach Legii debiutował zmieniając właśnie "Franza" w meczu z z Polonią Bytom, który warszawiacy przegrali 0:2 w marcu 1976 roku.

 

Smuda przy Łazienkowskiej występował za kadencji Andrzeja Strejlaua. Od listopada 1975 roku do sierpnia 1977, stoper z Lubomi rozegrał w barwach stołecznej drużyny 42 spotkania. Nie strzelił żadnego gola. - Smuda chciał wejść mocno do Legii, ale miał po prostu trudno. Nie stał się pierwszoplanową postacią. Cechowało go poczucie humoru. Dało się pośmiać razem z nim, ale także z niego. Robiono żarty, ale przyjmował je naprawdę godnie. Patrząc koleżeńsko, starał się przymilać do każdego. Na pewno do lepszy trener niż piłkarz, bo jako szkoleniowiec osiągnął naprawdę wiele - ocenia Adam Topolski, kluczowy piłkarz Legii w tamtych czasach. Były kapitan "Wojskowych"  w rozmowie z Legia.Net w 2012 roku wspominał, że Smuda często przychodził do jego domu na zupę... - Nosiłem wtedy opaskę i każdemu starałem się pomóc, jak tylko mogłem - stwierdza. Z tamtych czasów zachowało się też zdjęcie z domu Topolskich, gdzie "Franz" bawi się z ich dzieckiem.

 

Smuda do Legii trafiał po pobycie w Hartford Bi-Centennials. Wcześniej w Polsce występował chociażby w Unii Racibórz, Ruchu Chorzów, Piaście Gliwice czy Stali Mielec. Po przygodzie z Łazienkowską, późniejszy selekcjoner trafił ponownie do Stanów Zjednoczonych, a konkretnie do ekipy Azteków z Los Angeles. Z lat '80 zachowała się anegdota, którą słyszą kolejne pokolenia dziennikarzy sportowych. - Wiesz, jak Smuda trafiał za granicę, to myślano, że kupują utalentowanego Żmudę. Potem przyjeżdżał Smuda i okazywało się, że ktoś zrobił błąd. Smuda - Żmuda, dla obcokrajowca brzmi podobnie - za każdym razem, kiedy jest to opowiadane, śmiechu nie brakuje. A czy była to prawda? Prawowitą wersję tej historii opowiedziała w "Przeglądzie Sportowym" pani Małgorzata, żona Franciszka. - Twarzy piłkarzy, trenerów w ogóle nie znałam, tylko niektóre nazwiska kojarzyłam z dawnych czasów. No i przypomniał mi się Władysław Żmuda, myślałam, że to jego badam. Dopiero brat mi potem wyjaśnił, że to nie Żmuda, lecz Smuda - wspominała będąca okulistką małżonka "Franza"

 

- Był dobrym kolegą. Przyszedł do nas ze Stanów, potrafił opowiadać fajne historie i miło spędzało się z nim w czas grając w brydża. A jakim był piłkarzem? W Legii zawsze była konkurencja i nie było łatwo się przebić. Chyba bardziej okazale wygląda jego kariera trenerska od zawodniczej i za tą ją podziwiam. Kto mógł przypuszczać, że z tego gościa lubiącego kawały przy żartach wyjdzie potem selekcjoner reprezentacji Polski i szkoleniowiec wielu klubów w Ekstraklasie - mówi nam Jerzy Banaszak, były gracz Legii, który dla ekipy z Łazienkowskiej rozegrał 54 spotkania i zanotował siedem goli po transferze z Lecha Poznań w 1976 roku.

 

- Nie brakowało osób, które potrafiły rozluźnić atmosferę. Smuda był właśnie takim człowiekiem, z humorem. Życzę mu sukcesów, bo jako zawodnik i trener nie miał łatwo. W czasach legijnych trzymał się z Kazimierzem Deyną, mieli jakieś wspólne interesy, dlatego wyjechał też do USA. Przy Łazienkowskiej grupy znajomych dobierały się przede wszystkim wiekowo. Ci urodzeni w podobnych latach, trzymali się ze sobą - dodaje Kakietek. 

 

Smuda nawet w roli trenera Legii ma na koncie więcej meczów od tych, rozegranych na boisku w roli piłkarza. "Franz" prowadził Legię w w 54 spotkaniach - 30 razy wygrał, 13 razy zremisował, a 11 razy lepsi byli rywale. Wiele razy byłī selekcjoner przyjeżdżał do stolicy prowadząc inne ekipy. Pamiętną konfrontacją była przecież spotkanie w sezonie 96/97, kiedy legioniści prowadzili 2:0 z Widzewem, ale w ostatnich sekundach trzy gole zanotowali łodzianie pod wodzą Smudy i mogli cieszyć się z mistrzostwa Polski.

 

68-latek w niedzielę ponownie zmierzy się z Legią. Tym razem Smudę czeka niesamowicie trudne zadanie. Jako szkoleniowiec Górnika Łęczna ze strefy spadkowej, zmierzy się z rozpędzoną Legią. Pierwszy gwizdek sędziego w niedzielę o godzinie 18:00.

Polecamy

Komentarze (12)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.

Uwaga!

Teraz komentarze są ukryte, aby poprawić komfort korzystania z serwisu Legia.Net. Kliknij przycisk „Zobacz komentarze”, aby je wyświetlić i dołączyć do dyskusji.