News: PP: Z Piastem we wtorek 30 października

Dzienniki Napoleona, czyli Jaroslava Vejvody

Maciej Ziółkowski

Źródło: przegladsportowy.pl

09.07.2017 14:04

(akt. 04.01.2019 12:15)

Jaroslav Vejvoda stworzył wielką Legię, z Kazimierza Deyny zrobił czołowego piłkarza świata i dał paliwo, na którym jechała reprezentacja Kazimierza Górskiego. Teoretycznie to nie miało prawa się udać. Mówili na niego „Napoleon”, bo też dowodził i był podobnego mikrego wzrostu. Był „Dyktatorem” – to dlatego że nie uznawał żadnego sprzeciwu. Najczęściej był „Pepikiem” lub „Jardą”, jak Czesi zdrabniają imię Jaroslav. To ostatnie określenie zarezerwowane było dla wąskiego grona przyjaciół: kilku osób z Pragi, tak samo w Warszawie. Córka Vejvody Eva – dziś Pribilova – oczywiście zwracała się do niego „tato” - czytamy w "Przeglądzie Sportowym".

Dzienniki Vejvoda pisał już jako trener Dukli Praga, dalej robił to w Warszawie. Z okresu pracy w Polsce powstało sześć zeszytów: kompletny zapis historii Legii lat 1966-69 i 1973-75 – czasów, kiedy przy Łazienkowskiej rządził „Pepik”. Kolejka po kolejce, mecz po meczu. Każdy z datą rozegrania, godziną, temperaturą, jaka temu towarzyszyła. Na lewej stronie skład i jednozdaniowe oceny piłkarza. Na prawej krótki opis spotkania. Do tego przyklejona tabela ekstraklasy wycięta z „Przeglądu Sportowego”. Skarb dla każdego statystyka. Najciekawsze rzeczy kryją się jednak w zapiskach na ostatnich stronach, pojedynczych zdaniach naniesionych gdzieś na marginesach, karteczkach włożonych za okładkę pierwszego zeszytu. To już nie liczby i zestawiania, ale obraz tego, jaką pracę musiał wykonać Vejvoda, by w pierwszym sezonie w Warszawie stworzyć mocną drużynę z zawodników tyle utalentowanych, co będących lekkoduchami.


***

 

Ivo Viktor, wieloletni bramkarz Vejvody w Dukli Praga, czechosłowacki mistrz Europy z 1976 roku: Trener rzadko żartował, zwykle bywał poważny. No chyba że po latach wracał w rozmowie do pracy w Legii. Nie mógł się nadziwić, skąd u legionistów była ta chęć, żeby handlować. Opowiadał, że wyjeżdżali gdzieś na mecz czy obóz, do któregoś z demoludów. Patrzy, a na zbiórce wszyscy zawodnicy w garniturach. „Dlaczego nie w dresach?”, zapytał. „W dresach to będziemy wracać, kiedy sprzedamy garnitury”, padła odpowiedź.

 

***

 

Eva Priblova


Dzienniki cały czas leżały u nas w domu, u mamy w szafie. Nikt się o nie nie pytał, aż trzy lata temu producenci filmu dokumentalnego o Dukli zapytali mnie, czy jeszcze mam jakieś pamiątki. Tak dzienniki trafiły do nich, potem na Duklę.

 

Później praski klub zaproponował przekazanie dzienników Legii. Ta się trochę ociągała, i dopiero pod koniec ubiegłego roku zaprosiła prezesa Dukli Bohumila Pauknera i córkę Vejvody do Warszawy. Dzienniki trafiły do muzeum Legii niedługo po tym, jak „Pepika” wybrano na najlepszego trenera warszawskiej drużyny w jej 100-letniej historii.

 

Treningi Vejvody


Czech lubił dawać zawodnikom bonbony, czyli po czesku cukierki. Tak Vejvoda mówił na elementy treningu. Były to m.in.

 

– Bieg na 400 metrów. Każdy piłkarz musiał pokonać dystans w 60 sekund. Jeśli ktoś się nie wyrobił, dostawał sekundę bonusu. Próbować musiał do skutku.
– Pięć minut gry, na pełnych obrotach, jeden na jednego na całym boisku
– Wielominutowe przeskakiwanie przez płotek lekkoatletyczny 

 

Wszystko można przeczytać w tym miejscu

Polecamy

Komentarze (5)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.

Uwaga!

Teraz komentarze są ukryte, aby poprawić komfort korzystania z serwisu Legia.Net. Kliknij przycisk „Zobacz komentarze”, aby je wyświetlić i dołączyć do dyskusji.