
Dominik Nagy - rekordowy, uniwersalny, utalentowany
05.01.2017 10:55
(akt. 07.12.2018 11:13)
Nowy nabytek Legii Warszawa urodził się w Peczu - mieście pełnym różnorodności. Nie brakuje tam kościołów i katedr, a jednocześnie meczetów - pozostałości po tureckiej okupacji w XVI i XVII wieku. Miasto jest uznawane za centrum mniejszości narodowych, oficjalnie uznawanych przez węgierski rząd. Chodzi o Niemców oraz Chorwatów. Pecz jest także siedzibą klubu piłkarskiego. Niegdyś Pecsi Macsek FC występował w najwyższej klasie rozgrywkowej. W poprzednim stuleciu, grał tam nawet Robert Warzycha, który trafił na Węgry prosto z Evertonu. Przed tym transferem, MFC potrafiło ograć w Pucharze Intertoto Pogoń Szczecin (3:1), ale też mierzyć się w Pucharze Zdobywców Pucharów z Manchesterem United. Tym samym, z którym kilka rund później, w 1/2 finału, mierzyli się gracze Legii Warszawa. W sezonie 2014/2015 ekipa z Peczu zajęła jedenastą lokatę. Jak się okazało, był to ostatni rok spędzony w elicie. Potem klub został pozbawiony licencji przez kłopoty finansowe spowodowane wycofaniem się sponsora. Wtedy Dominika Nagy'a w klubie już nie było.
Nagy karierę juniorską spędził w klubie Pecsi Macsek. Na treningi musiał dojeżdżać kilkanaście kilometrów. - Kierowca w autobusie musiał mnie czasem klepać po ramieniu i budzić. Po zajęciach bywałem bardzo zmęczony, ale piłka nożna była i jest dla mnie wszystkim - opowiadał Nagy w jednym z wywiadów w 2016 roku. Tam "wchodził" również do seniorskiego futbolu. Debiutował w węgierskiej ekstraklasie cztery dni po siedemnastych urodzinach. Wszedł na dwanaście minut meczu z Debreczynem, kiedy rywale prowadzili już 4:0 i trener Oliver Mink nie miał nic do stracenia i mógł wpuścić młodego gracza. Wychowanek ekipy "Maków" grał wtedy m.in. z Solomonem Okoronkwo kojarzonym z Herthy Berlin. W premierowych rozgrywkach, Nagy zagrał jeszcze jeden raz - przez dziewiętnaście minut z Honvedem Budapeszt.
W kolejnej rundzie, Nagy regularnie trenował z pierwszą drużyną z Peczu, ale w trakcie całych rozgrywek, tylko raz zagrał w seniorach. Zmierzył się z piłkarzami Ferencvarosu. Jak pokazał czas, wystąpił przeciwko swojemu przyszłemu klubowi. Wiosną został jednak wypożyczony do drugoligowego Kozarmisleny, co zapewniło mu regularną grę. W trzynastu spotkaniach przebywał na boisku przez 957 minut. Strzelił gola i zanotował asystę. Talent został zauważony przez szkoleniowca reprezentacji Węgier do lat 17. Tam Nagy mógł pokazać się na tle Włochów czy Belgów. W meczu z tymi drugimi, mierzył się m.in. z Leanderem Dendonckerem, obecnie regularnie grającym w Anderlechcie i powoływanym do seniorskiej kadry "Czerwonych Diabłów".
Talent został dostrzeżony przez działaczy najbardziej utytułowanego, węgierskiego klubu, Ferencvaroszu. To właśnie tam Nagy trafił latem 2013 roku i podpisał 3,5 letnią umowę. Stołeczny klub przeżywał lekkie problemy, gdyż tak trzeba było nazwać piąte miejsce we wcześniejszym sezonie. Trenerem Dominika stał się Ricardo Moniz, który później pracował w Lechii Gdańsk. Holenderski szkoleniowiec osobiście akceptował transfer młodego zawodnika, ale nie zdecydował się, by rzucić go na głęboką wodę. W rezerwach ekipy z Budapesztu Nagy miał dojrzewać i przygotowywać się do kolejnych wyzwań. Efeketem harmonijnego rozwoju na przestrzeni lat były powołania do reprezentacji Węgier w kolejnych rocznikach. Od U-17, przez U-19, U-20, kadrę młodzieżową, aż po seniorską drużynę narodową prowadzoną przez Bernda Storcka.
- Kiedy wszystko wychodziło mi na boisku, było dobrze. Miewałem jednak gorsze chwile, nie mogłem błyskawicznie wpasować się do drużyny i zaaklimatyzować w Ferencvarosu. Kiedy nie grałem, było trudno. Wiele zawdzięczam jednak jednemu trenerowi - Tivadarovi Fekete. Gdyby nie on, moja przygoda z piłką mogła potoczyć się inaczej. Potrafił mnie motywować, zawsze byliśmy ze sobą szczerzy. Wierzył we mnie już wtedy, kiedy grałem w rodzinnym mieście. Wielu we mnie wątpiło, a on zawsze powtarzał, że będę grał na wysokim poziomie - wspominał Nagy. Po roku pobytu w Budapeszcie, gracz urodzony w Peczu zaczął dostawać szanse w pierwszej drużynie. W sezonie 2014/2015 pomocnik wystąpił trzynaście razy. W trakcie 594 minut spędzonych na boisku, strzelił trzy gole i zanotował asystę. Kolejne rozgrywki były jeszcze lepsze, bo Nagy przebywał na placu gry przez 953 minuty w 21 konfrontacjach. Efektem były dwa gole i pięć wykorzystanych przez kolegów podań.
Nagy w ekipie "Zielonych Orłów" spotkał wielkiego nauczyciela, Zoltana Gerę. Mający za sobą grę w Premier League pomocnik, dawał młodszemu koledze wiele wskazówek. Gera dla reprezentacji Węgier rozegrał 96 meczów, w których 26 razy trafiał do siatki. Sam w przeszłości przeszedł podobną drogę, jak Nagy. Urodził się w Peczu, wśród seniorów debiutował w ekipie PMFC, aż jako 21-latek trafił do Ferencvarosu. - Gera mocno mi pomagał. Świetnie występuje się u boku tak doświadczonego gracza. Często w trakcie meczów czy treningów wiele mi podpowiadał, dał mi sporo rad. Mogę jedynie żałować, że nie wykonam rzutu karnego w meczu Ferencvarosu. Zoltan powiedział, że dopóki on tutaj jest, nie ma na to szans - śmieje się nowy legionista. - Wiele nauczyłem się również od Tamasa Hajnala mającego za sobą grę w Bundeslidze. Pokazał mi, jak wygląda profesjonalizm! W szatni zawsze był pierwszy, a wychodził ostatni. Sporo dała mi również gra z Danielem Bode, reprezentantem kraju. To dosyć szorstki człowiek, z dystansem patrzy na młodzież, ale wiem, że na swój sposób kocha mnie - mówi z uśmiechem Nagy.
Dla 21-letniego piłkarza przełomowa była runda jesienna trwającego sezonu. Rozegrał... 21 meczów, był pewnym punktem zespołu. Przez 1602 minuty zdobył bramkę, zanotował cztery asysty, a sędziowie osiem razy napominali go żółtymi kartkami. To efekt stylu gry Nagy'a, który nie zawsze kalkuluje, lecz często po stracie piłki przez jego drużynę, wraca sprintem na własną akcję i próbuje odzyskać futbolówkę. Czasem kończy się to faulami. Nowy legionista często jest też powstrzymywany przez przeciwników, którzy muszą przekraczać przepisy. Średnio rywale czynią to cztery razy na mecz.
- Dominik nie jest obecnie znanym w Polsce piłkarzem, ale... to zmieni się po jego trzech-czterech spotkaniach w barwach Legii. Warszawiacy bardzo chcieli go pozyskać i nie czekali za długo. Dobrze zrobili, bo przy takim tempie rozwoju za pół roku mogłoby się nie udać. Mogę zdradzić, że Nagy miał oferty z Bundesligi oraz Serie A (dwie z Włoch, jak przyznawał sam zawodnik) - mówi Legia.Net Mateusz Ożóg, szef polskiego oddziału agencji menedżerskiej SEG Football, opiekującej się zawodnikiem.
Cechą Nagy'ego jest boiskowa pracowitość. Jest w stanie przechwycić piłkę (średnio 4,3 na mecz), a potem spokojnie ją rozegrać. W Ferencvarosu nie miał stałej pozycji. Raz ustawiany był jako "dziesiątka", w kolejnym meczu w środku pola, a następnym razem miał zabezpieczać defensywę. To uniwersalny piłkarz prezentujący się nawet na skrzydle. - To zabawne, ale nie da się powiedzieć, gdzie gra najlepiej. To wielofunkcyjny piłkarz mający wachlarz umiejętności sprawdzający się na wielu pozycjach. Potrafi budować akcję, ale również zabezpieczać tyły. Nie jest zapchajdziurą, a piłkarzem wiele dającym drużynie we wszystkich sektorach boiska - dodaje Ożóg. Platforma "Wyscout", z której korzysta się również przy Łazienkowskiej, wylicza, że skutecznych jest prawie 70 procent wszystkich decyzji Nagy'a. Według specjalnego indeksu, uznawany jest również za najlepszego środkowego pomocnika ligi. Wysoki jest wskaźnik dryblingu. Węgier wygrywa ponad 80 procent pojedynków jeden na jednego. Wady? Przede wszystkim gra głową. 21-latek rzadko angażuje się w powietrzne pojedynki, ale nie pomaga mu w tym wzrost - 174 centymetry. Przeciętnie wychodzą mu również dośrodkowania, ale nadrabia to podaniami po ziemi, w tym prostopadłymi zagraniami. Najkrócej określić go stwierdzeniem "box-to-box midfielder".
Nowy nabytek Legii rozpoczął już naukę języka polskiego. Na Węgrzech uczęszczał na lekcje, które miały pomóc mu przygotować się do gry przy Łazienkowskiej. Ustalono nawet, że na zgrupowaniach Nagy będzie mieszkał z Polakiem, co ma mu pomóc w szybszej nauce i osłuchaniu się. - Żadna lekcja nie da tyle, co obcowanie z osobą mówiącą w danym języku. - Dominik ma wielkie chęci do nauki. Jestem pewien, że już na pierwszym treningu będzie w stanie powiedzieć kilka zdań po polsku - dodaje menedżer.
Transfer Nagy'a to kolejna transakcja Legii z udziałem młodego talentu. Na myśl przychodzi od razu pozyskanie przez mistrzów Polski Ondreja Dudy, który trafił na Łazienkowską w 2014 roku. Słowak od razu stał się wyróżniającą postacią warszawskiej drużyny. Pozyskany za około 300 tysięcy euro gracz miewał wahania formy, ale stał się jednocześnie reklamą Legii. Przykład Dudy pokazał, że w czołowym polskim klubie można się wybić, zostać powołanym na mistrzostwa Europy i odejść do zachodniego klubu. Za cztery miliony euro. Taka perspektywa zachęciła do zmienienia Dinama Zagrzeb na Legię Sandro Kulenovicia, napastnika z rocznika '99. Ten argument pojawił się także w rozmowach z Węgrem mającym za sobą występ na mistrzostwach świata do lat 20.
- Nie brakowało zainteresowanie Dominikiem, obserwowało go wielu skautów. Legia była jednak zdeterminowana. Do Polski trafia największa gwiazda najbardziej utytułowanego klubu na Węgrzech. Mistrzowie Polski to wyższa półka. Legia zdobyła dużą pozycję na europejskim rynku. To sprawiło, że Nagy się nie zastanawiał, chciał tego transferu i był do niego przekonany. Rozmawialiśmy z piłkarzem, jego opiekunem, menedżerem i uznaliśmy, że transfer na Łazienkowską będzie dobrym ruchem. W ekipie trenera Magiery będzie mógł odcisnąć swoje piętno. Jedno, to odejść z klubu, gdzie regularnie się występuje. Drugie, to występować w nowym otoczeniu, a to było niezwykle ważne. Na przykład Bartosz Kapustka zaczął przygodę z zagranicą od mistrza Anglii i nie gra w pierwszym zespole. W Legii można za to osiągać sukcesy, grać w europejskich pucharach, zdobyć doświadczenie i zaistnieć. Dodatkowymi czynnikami są świetni kibice, fajne miasto i dobry stadion. To wszystko ma Legia i może dzięki temu rozdawać karty - dodaje Ożóg.
- Transfer do Legii to dla mnie doskonały ruch. Zasada "krok po kroku" jest moim zdaniem właściwa. Przykłady Nikolicia, Kadara i Gyurcso pokazują, że Węgrzy mogą dobrze prezentować się w Ekstraklasie. Chcę pokazać tam swoje umiejętności - mówił na łamach "Nemzeti Sport" gracz, który z "Wojskowymi" zwiąże się umową na cztery lata.
Pierwsze wieści odnośnie Nagy'ego mówiły o tym, że mistrzowie Polski zapłacili za niego trochę ponad pół miliona euro. Z naszych informacji wynika, że Ferencvaros na całej transakcji może zarobić blisko milion. Czyniłoby to 21-latka jednym z najdroższych piłkarzy sprowadzanych do Ekstraklasy w historii. Takie pieniądze płacono w przeszłości tylko za Ivicę Vrdoljaka (z Dinama Zagrzeb do Legii), Artura Sobiecha (z Ruchu do Polonii) i Rafała Murawskiego (z Rubina Kazań do Lecha). Trzeba także doliczyć Artura Jędrzejczyka, który za milion euro wrócił w styczniu do Legii z rosyjskiego Krasnodaru. Młody Węgier znalazł się w gronie pięciu rekordzistów, za których płacono tak duże - jak na polskie warunki - kwoty.
Oczekiwania odnośnie reprezentanta Węgier mogą być wysokie. To uniwersalny piłkarz, który może mistrzom Polski pomóc praktycznie na każdej pozycji w pomocy. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, Legia będzie dla Nagy'a przystankiem w kierunku dalszej kariery. Ale zanim 21-latek dalej ruszy w świat, obie strony mogą sobie mocno pomóc.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.