
Dominik Furman: Nie można oceniać piłkarza za szybko
13.08.2015 14:40
(akt. 07.12.2018 21:17)
Wracając do Warszawy podjąłeś wyzwanie. Gdybyś znów większość czasu przesiadywał na ławce rezerwowych, twoja sytuacja stałaby się tragiczna. Nie miałeś takiego lęku?
- Nie. Wiedziałem po prostu, na co mnie stać, wierzyłem w swoje możliwości i umiejętności. Mimo że przez rok praktycznie nie grałem, to i tak w tym czasie sporo się nauczyłem i właśnie dzięki temu mogłem być wartością dodaną dla drużyny. Wiedziałem, że jeśli będę dobrze wyglądał w treningach, trener na mnie postawi. Od razu po powrocie nie dostawałem wprawdzie szans, Ivica Vrdoljak i Tomasz Jodłowiec grali bardzo dobrze, ale później w końcu wskoczyłem do składu. Ostatnio zostałem w zespole praktycznie sam na tej pozycji, bo ani Tomek, ani Ivica nie mogli grać. Sytuacja zmienia się bardzo szybko...
Przed wyjazdem z Polski do Tuluzy byłeś zagłaskiwany, po transferze karta się odwróciła, wszyscy zaczęli cię kopać w tyłek. Nie brakowało ci we Francji klepania po plecach?
- Zawsze miło jest usłyszeć, że dobrze grasz, rozwinąłeś się, zmężniałeś, ale uwierz mi, na pochwały nie zwracam uwagi, nie pompuję się nimi, nie grzeję się, gdy jeden czy drugi ekspert powie o mnie dobre słowo. Patrzę tylko na to, co prezentuję na boisku. Jestem tego typu zawodnikiem, że analizuję swoje zachowania i nie zwracam uwagi na to, co zrobiłem dobrze. Ważniejsze są dla mnie elementy, które muszę poprawić. A wiem, że jeszcze jest sporo do oszlifowania. Gdybym teraz, po kilku meczach tego sezonu uwierzył, że jestem zajebi..., byłby to bardzo głupi ruch.
- Ale nie powiesz, że nie sprawia ci satysfakcji patrzenie na osoby, które tuż po twoim powrocie z Francji mówiły i pisały, że Legii nie jesteś potrzebny. Takich ludzi było sporo.
- Owszem, czytałem ich opinie. Dlatego jest dla mnie bardzo budujące, że te same osoby mówią mi w twarz, że się myliły, że jestem ważnym elementem drużyny. To kolejny dowód na to, że nie można oceniać zawodnika po jednym czy dwóch pierwszych meczach. Trzeba dać mu odrobinę więcej czasu. Popatrz na Nikolicia.
Po dwóch pierwszych meczach więcej było szydery z nim w roli głównej, niż pochwał.
- Więc sam widzisz jak to działa. Na początku, na przykład po meczu o Superpuchar Polski w Poznaniu wytykano mu, że nie potrafi się odnaleźć, spisano na straty, mówiono, że do Legii się nie nadaje. Minęło kilka tygodni i stał się Bogiem. Bo strzela jak maszyna, bo zapewnia Legii punkty. Dlatego lepiej zakończmy ten wątek, nie chcę rozmawiać o dziennikarzach.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.