
Dariusz Mioduski: Zbliża się komercyjne rozstrzygnięcie sporu
12.01.2017 16:53
(akt. 04.01.2019 13:55)
Dariusz Mioduski napisał oświadczenie po przeczytaniu tekstu Romana Kołtonia. Dziennikarz Polsatu próbował przedstawić czytelnikom historię konfliktu właścicieli Legii Warszawa. O to fragmenty tego artykułu:
Mioduski - chcąc zdymisjonować Leśnodorskiego - wszedł w otwarty konflikt z Wandzlem. Obecnego prezesa Legii – bez zgody Wandzla - odwołać nie mógł. Mimo większości udziałów spółka świadomie skonstruowana jest na zasadach partnerskich – każdy członek zarządu Legia Holding ma jeden głos. Jak już wspomniałem pierwotna suma zapłacona ITI nie była znacząca. Nie chodziło o kapitał. Tak naprawdę koncern ITI na zakręcie biznesowym – po śmierci Wejcherta – postanowił zaufać ludziom, którzy z przekonaniem chcieli zająć się Legią, dotychczas przynoszącą spore straty. Koncern rozwijając świetnie wiele interesów – jak telewizje, Multikino, czy Onet – przekonał się, że biznes piłkarski rządzi się swoimi prawami. Że tu – może nawet jeszcze bardziej niż w innych biznesach – liczy się jakość, czy też umiejętność zarządzania. Dodajmy, że umiejętność zarządzania, której nie sposób nauczyć się na żadnej uczelni. Owszem – przygotowanie merytoryczne jest ważne, ale często jeszcze ważniejsza jest intuicja. Rzecz jasna intuicja w oparciu o znajomość futbolu. A to już naprawdę wyższa szkoła jazdy. Nawet tak wygadany medialnie gość, zresztą były czołowy polski piłkarz, Mirosław Trzeciak okazał się amatorem z ramienia ITI. Delikatnie rzecz ujmując...
Mioduski miał świetne relacje z udziałowcami ITI i to on był głównym architektem porozumienia z ITI (stąd zapewne taki a nie inny procent udziałów), ale sam nie był w stanie przejąć klubu. Konieczne było zaangażowanie Leśnodorskiego, który od roku Legią zarządzał i odnosił pierwsze sukcesy. Leśnodorski był przekonany, że może wygenerować zyski na rozwój Legii (i może również na spłatę zobowiązań na rzecz ITI), ale nie chciał wchodzić do klubu bez Wandzla. Spółka określana – przez samych założycieli - mianem partnerskiej wydawała się idealnym rozwiązaniem.
Mioduski znał z bliska rzeczywistość Legii z czasów ITI – był wówczas członkiem rady nadzorczej. Widział, że od początku panowała zła atmosfera, w której wzajemnie podgryzali się ludzie Waltera i Wejcherta, a także zatrudnieni przez nich menedżerowie. Otrzeźwieniem było wejście do klubu Leśnodorskiego. Obaj mieli szansę na sukces, a niewątpliwie duże znaczenie mogła mieć i wiedza Wandzla, który wcześniej obserwował z bliska Lecha Poznań, ale też doskonale znał mechanizmy w Legii. Jego syn Aleksander grał kilka lat w młodej Legii, był kapitanem rocznika 1995. Wandzel znał również realia większości polskich klubów jako szef rady nadzorczej Ekstraklasy...
Obecnie trwa pat przed którym Mioduskiego – absolwenta Harvardu - miał zabezpieczać zapis, umożliwiający wykupienie udziałów Leśnodorskiego i Wandzla. Tylko Mioduski ma taki zapis w umowie. Tyle, że zaakceptował mechanizm obliczający wartość wykupu, zależny od budżetu klubu, a ten skoczył w latach zarządzania klubu przez Leśnodorskiego ze 100 milionów złotych aż na 230 milionów. Ba, sam „Leśny” głosi, że budżet mistrza Polski w 2017 roku sięgnie 250 milionów złotych! Stąd kwestia zastosowania mechanizmu wykupu – który przewiduje umowa założycielska Legia Holding Sp. z o.o. – została przez Mioduskiego, pomimo medialnych deklaracji, odłożona ad acta. Wedle tego mechanizmu 40-procentowy udział pary Leśnodorski-Wandzel wart jest obecnie co najmniej 70 milionów złotych.
Niewątpliwie budżet Legii nie zawsze będzie tak spektakularny. A przede wszystkim nie zawsze będzie tak dynamicznie rósł. Ba, może spadać. Mówi się, że gdyby Legia zagrała w sezonie 2017/2018 w Lidze Europy, a nie w Lidze Mistrzów, budżet może się zmniejszyć do 140-150 milionów złotych...
Przez cztery lata Leśnodorski rządził odważnie i skutecznie – z pomocą prężnego zespołu: Jakuba Szumielewicza (biznes i marketing), Rafała Wyszomierskiego, a potem Przemysława Tokarza (finanse), Michała Żewłakowa, Dominika Ebebenge, Radosława Kucharskiego i Jacka Mazurka (sfera sportowa) i wielu innych. „Leśny” miał niesamowite wyczucie w polityce kadrowej, jeśli chodzi o pierwszy zespół. Przyniosło to efekt sportowy, a co za tym idzie i finansowy. ITI została spłacona rok przed terminem zawartym w umowie!
Leśnodorski odpowiada w klubie za kluczowe decyzje sportowe. Nie było to po myśli Mioduskiego, który jeszcze w 2015 roku poszukiwał „dyrektora sportowego z prawdziwego zdarzenia”. Mało kto wie, iż ówczesnym kandydatem Mioduskiego na tą funkcję był obecny szkoleniowiec gdańskiej Lechii, Piotr Nowak. Nowak nawet przebywał trzy dni w Warszawie, ale rozmowy utknęły w martwym punkcie. Leśnodorski i Wandzel nie byli przekonani do tego pomysłu. Ufali Żewłakowowi i jego ludziom, jeśli chodzi o wyszukiwanie i rekomendowanie piłkarzy, a przede wszystkim liczyli na zmysł samego Leśnodorskiego. Wandzel w transferach jest stale konsultowany, ale istotne wsparcie przypisuje mu się jedynie w transakcji Michała Pazdana z Jagielloni Białystok.
Mioduski sonduje sytuację z kibicami i pracownikami. To świadczy o tym, że nie odpuści. Leśnodorski i Wandzel „wkręcili się” w klub na maksa. Licytacja może być gorąca. Nasuwa się wiele pytań, na które jednak trudno o odpowiedź. Wiele zależy od... transferów i od... wyników. Jak to w futbolu.
Resztę tekstu przeczytacie tutaj.
Tutaj przeczytacie oświadczenie Dariusza Mioduskiego:
Multimedia
"Artykuł” red. R. Kołtonia na temat konfliktu właścicielskiego Legii niestety zmusił mnie do zabrania publicznie głosu w tej sprawie pic.twitter.com/UBquDuy2JI
— Dariusz Mioduski (@DariuszMioduski) 12 stycznia 2017
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.