
Byli zawodnicy Legii i ich kariery po odejściu z Ł3
24.03.2017 19:22
(akt. 07.12.2018 10:45)
Zerkamy więc, jak w ostatnich latach poza granicami naszego kraju radzili sobie piłkarze odchodzący z Legii. Pod lupę bierzemy tylko tych, którzy odchodzili z Warszawy za minimum 500 tysięcy euro - począwszy od sezonu od sezonu 2010/11. To wyjątkowy okres w dziejach Legii. Wtedy po raz pierwszy zespół zagrał na nowym stadionie.
2010/2011
Klubu nie opuścił żaden zawodnik, za którego nowy pracodawca zapłacił przynajmniej pół miliona euro. Warto wspomnieć o jednak o Janie Musze, który wtedy pożegnał się z naszą drużyną. Występujący w lidze angielskiej Everton nie musiał płacić za słowackiego bramkarza, ponieważ temu wygasła umowa z Legią. Za piłkarza, który wybronił nam wiele meczów, klub nic nie dostał. Mucha furory w nowym klubie nie zrobił, w oficjalnych spotkaniach pierwszej drużyny przez trzy lata rozegrał tylko dziesięć spotkań, głównie w Pucharze Ligi Angielskiej, a tylko dwa razy miał szansę pokazania się w Premier League. Później próbował swoich sił w lidze rosyjskiej. Pomocną dłoń wyciągnęła Krylja Sowietow. Tam jednak zagrał tylko w dwunastu oficjalnych spotkaniach. W styczniu 2015 roku został wypożyczony na pół roku do Arsienału Tula (obecny klub Aleksandrova), a po skończeniu okresu wypożyczenia nie wrócił już do Krylji, tylko na Słowację. Tam znalazł zatrudnienie w Slovanie Bratysława, gdzie do dziś jest pierwszym bramkarzem.
Otwarcie stadionu w sezonie 2010/11 było najlepszą wiadomością pod względem ekonomicznym. Dzięki temu udało się więcej zarobić niż na sprzedaży zawodników.
2011/2012
Wiele więcej na odchodzących piłkarzach udało się zarobić sezon później, inna sprawa jakim kosztem. W przerwie zimowej z klubem pożegnało się trzech piłkarzy. Ariel Borysiuk postanowił przenieść się Kaiserslautern, a Maciej Rybus i Marcin Komorowski zostali pozyskani przez rosyjski Terek Grozny. Wiele osób twierdzi, że przez taką wyprzedaż graczy pierwszej jedenastki nie udało się zdobyć mistrzostwa Polski.
Najmniej udało się zarobić na najstarszym w tym gronie, czyli Komorowskim. Rosjanie dali za „Komora” około 700 tysięcy euro. Początkowo wszystko dla obrońcy układało się bardzo dobrze, od razu wskoczył do pierwszej jedenastki rosyjskiego zespołu i nie oddawał w niej miejsca przez następne lata. Regularnie grał czy to na lewej obronie, czy na środku defensywy. Poważniejsze kłopoty pojawiły się wraz z nadejściem sezonu 2015/16. To właśnie wtedy eks-legionistę zaczęły nękać kontuzje. Przeszedł już trzy operacje i do dziś się nie wyleczył. W Tereku nie przedłużono z nim umowy i pozostaje bez klubu.
Swoje zagraniczne wojaże z pewnością inaczej wyobrażał sobie Ariel Borysiuk. „Wizir” nie miał większych kłopotów, aby po transferze regularnie występować w barwach Kaiseslautern. Wszystko jednak popsuło się od sezonu 2013/14. Nie miał już tak częstych okazji pokazywać się na murawie w barwach niemieckiego drugoligowca, w związku z czym zimą postanowiono go wypożyczyć. Kierunek? Rosyjska Wołga Niżny Nowogród. W pierwszych trzech meczach w nowym zespole Borysiuk miał pewne miejsce w wyjściowej jedenastce, ale cała drużyna nie prezentowała się zbyt dobrze, a efektem były trzy porażki. Jedną z ofiar tych słabych wyników stał się właśnie Ariel, który stracił miejsce w składzie. Do końca sezonu rozegrał już tylko jedno spotkanie i postanowiono pożegnać się z nim bez żalu. W Kaiseslautern nie miał jednak co liczyć na grę, dlatego znów został wypożyczony. Tym razem zgłosiła się po niego Lechia Gdańsk. Grał na tyle dobrze, że po sezonie został wykupiony z niemieckiej drużyny. Pół roku później ponownie pojawił się na Łazienkowskiej 3, aby w barwach naszej drużyny zagrać jedną rundę i ponownie spróbować sił w poza granicami kraju. Tym razem padło na angielskie QPR. Borysiuk trochę pograł na zapleczu angielskiej Premier League, ale po jednej rundzie postanowiono go wypożyczyć. W taki właśnie sposób po raz kolejny trafił do Lechii…
Z trójki sprzedanych wówczas zawodników, najlepiej powiodło się Rybusowi. W Tereku występował regularnie, był jedną z jaśniejszych postaci w zespole. W sumie udało mu się strzelić osiemnaście bramek oraz zaliczyć dwadzieścia asyst. To właśnie w rosyjskim klubie zaczął występować na lewej obronie, na czym skorzystała reprezentacja Polski. Dobrymi występami zapracował na transfer do Olympique Lyonu. Na początku przygody z zasłużonym francuskim klubem dostawał sporo szans na pokazanie się, czy to w obronie, czy w pomocy z bardziej ofensywnymi zadaniami. Brakowało mu jednak liczb i z czasem dostawał coraz mniej szans na grę. Po raz ostatni na boisku pojawił się na początku lutego, gdzie zagrał kilka minut z AS Nancy. Jego karierę po wytransferowaniu z Legii należy jednak zaliczyć na plus.
2012/13
Tylko jeden zawodnik odszedł wtedy z Łazienkowskiej za pokaźną sumę. Mowa o Rafale Wolskim, który zimą 2013 roku postanowił wyjechać do Włoch i spróbować sił w Fiorentinie. „Wolak” na wyjazd zdecydował się po tym, jak całą rundę jesienną w naszym klubie stracił z powodu kontuzji. Po półrocznym rozbracie z piłką został rzucony na głęboką wodę i sobie nie poradził. W całym sezonie 2012/13 zagrał tylko w jednym oficjalnym spotkaniu. Miało to miejsce w ostatniej kolejce Serie A. Dostał od trenera trzydzieści minut na pokazanie się. Takie były jednak założenia, dopiero od nowego sezonu miał powalczyć o skład drużyny „Violi”.
Sztuka ta średnio mu się jednak udała. Jego nazwisko rzadko pojawiało się w wyjściowym ustawieniu włoskiego zespołu. Rozegrał łącznie piętnaście spotkań. Udało mu się strzelić jedną bramkę oraz dwa razy zaliczyć asystę. Nie zrobiło to większego wrażenia na sztabie szkoleniowym i od tego momentu zaczęło się wypożyczanie Wolskiego do innych zespołów. Zarówno w Bari, jak i KV Mechelen, nie rozegrał zbyt wielu spotkań. W zasadzie jedyne czym się mógł pochwalić, to zdobyciem dwóch bramek w lidze belgijskiej. Ostatecznie Rafał wrócił do naszego kraju, z Fiorentiny został wypożyczony do Wisły Kraków. Powrót okazał się być dobrą decyzją, piłkarz mógł liczyć na regularną grę. To mu pomogło, odzyskał formę. Sezon skończył z czterema golami i dziewięcioma asystami na koncie.
To jednak nie Wisła, lecz Lechia Gdańsk wykupiła go z „Violi”. Dla „biało-zielonych” do tej pory strzelił dwie bramki i może pochwalić się czterema asystami. Z takiego rezultatu nawet on sam nie jest jednak zadowolony. Zagranicznej przygody z piłką nie może zaliczyć do udanych.
2013/2014
Kolejny sezon i kolejne rozczarowanie. Tym razem chodzi o Dominika Furmana, który zimą 2014 roku przeniósł się do francuskiej Tuluzy. Jak podsumować jego występy na francuskich boiskach? Wystarczy powiedzieć, że rok później powrócił do naszego klubu w ramach wypożyczenia. Przez okrągły rok, w Ligue 1 Dominik rozegrał tylko pięć spotkań. Najczęściej miał problemy, aby w ogóle załapać się do meczowej osiemnastki. Stąd też pomysł, aby wrócić do Warszawy i odbudować formę. Na początku ta sztuka mu się udawała, wszystko jednak zmieniło się wraz z przyjściem do klubu trenera Stanisława Czerczesowa. „Furmiemu” nie było z Rosjaninem po drodze i ten musiał wracać do Francji. W Tuluzie też nie było wielkich perspektyw na grę więc został wypożyczony do Hellas Verony. Nie nagrał się jednak zbyt dużo na włoskich boiskach. Po pół roku znów musiał zmieniać klub. Tym razem przygarnęła go płocka Wisła, w której barwach Dominik odżył i stał się kluczową postacią zespołu.
Znacznie lepiej potoczyły się losy Artura Jędrzejczyka, za którego nasz klub dostał spore pieniądze w sezonie 2013/14. „Jędza”swoich sił postanowił spróbować w Rosji. Jego przygodę z FK Krasnodar na pewno można zaliczyć do udanych, był tam członkiem podstawowej jedenastki. Najdłuższą przerwę w grze miał po zerwaniu więzadła krzyżowego. W Rosji Jędrzejczyk stał się jeszcze lepszym piłkarzem, co pokazał w poprzednim sezonie gdy przyszedł na wypożyczenie do Legii i pomógł osiągnąć wyznaczone cele. „Jędza” miał pewne miejsce na prawym boku defensywy, pomógł odzyskać Legii mistrzostwo, udało mu się też z powodzeniem wystąpić na Mistrzostwach Europy z orłem na piersi. Po turnieju we Francji próbowało ściągnąć go do siebie francuskie Bordeaux, ale Artur postanowił pograć jeszcze w Krasnodarze. W minionym okienku transferowym jednak zdecydował się na transfer, ale na Łazienkowską. Poradził sobie w Rosji i pewnie poradziłby sobie również we Francji.
2014/2015
Przechodzimy do transferu, który wzbudził w nas największe emocje. Dwa lata temu, tuż przed dwumeczem z Ajaksem Amsterdam, gruchnęła wiadomość, że ulubieniec trybun Miroslav Radović, spróbuje swoich sił w chińskim drugoligowcu. Początek „Rado” w Hebei China Fortune wyglądał obiecująco, od razu wywalczył miejsce w podstawowym składzie i po pięciu meczach miał na swoim koncie dwie bramki. Później jednak doznał kontuzji, która wykluczyła go z gry do końca sezonu. Leczenie się wydłużało, a czas mijał. Ostatecznie po sezonie umowa została rozwiązana, a „Rado” trafił na pół roku do słoweńskiej Olimpiji Ljubljana. W Prva Liga zagrał w dwunastu spotkaniach, w których zdobył dwie bramki. Umowy nie przedłużył, wrócił do korzeni, czyli do Partizana Belgrad. W stolicy Serbii pobył jednak tylko przez dwa miesiące. Gdy pojawiła się szansa powrotu na Łazienkowską był bardzo zdeterminowany w działaniach i pod koniec sierpnia zameldował się w Warszawie. W barwach naszej drużyny pokazuje, że nie zapomniał o tym, jak się gra w piłkę.
W sezonie 2014/15 za spore pieniądze odeszło od nas jeszcze dwóch zawodników. Jeden z nich, Daniel Łukasik, nie wyjechał jednak za granicę, tylko postanowił zmienić barwy na biało-zielone. Wykupiła go Lechia Gdańsk, a obecnie reprezentuje barwy niemieckiego Sandhausen. Drugi natomiast, Krystian Bielik, to wciąż melodia przyszłości. Legia zrobiła na nim świetny interes. Wyciągnęła „za grosze” z Lecha Poznań, aby pół roku później sprzedać go za dwa miliony euro do Arsenalu. W Londynie Bielik, co zrozumiałe, na razie nie miał wielkich szans na grę w pierwszym zespole. Występował za to z powodzeniem w drużynie młodzieżowej i rezerwach, zbierał dobre recenzje. Niedawno został wypożyczony do Birmingham City, gdzie zbiera doświadczenie, grając w dorosłej drużynie występującej w Championship.
W trakcie sezonu 2014/15 odeszło więc w inne rejony Europy dwóch zawodników, na których Legia zarobiła spore pieniądze. Jeden dopiero wchodzi w świat dorosłej piłki, drugi wrócił do Legii i stanowi i sile naszego zespołu.
2015/16
W zeszłym sezonie, latem pożegnaliśmy się z dwoma postaciami, za które nowi pracodawcy wyłożyli pokaźne sumy pieniędzy – Dossa Junior przeniósł się do Konyasporu, natomiast Orlando Sa wylądował w angielskim Reading. Zimą natomiast nasz klub opuścił Michał Żyro, którego zapragnęło mieć u siebie Wolverhampton.
Który zawodnik poradził sobie najlepiej w nowym otoczeniu? Pewnie moglibyśmy teraz pisać o całkiem przyzwoitej karierze Żyry na angielskich boiskach, gdyby nie... kontuzja. Nieodłączny element kariery Michała. Przez zerwane więzadło nazwisko byłego legionisty nie pojawiło się w meczowej osiemnastce od roku. A wszystko zaczęło się tak dobrze, w swoim debiucie w Championship strzelił dwa gole, w kolejnym spotkaniu dołożył jeszcze jedną bramkę. No i dalszy rozwój pokrzyżowała nieszczęsna kontuzja. Jak na tak młodego zawodnika, „Żyrko” pauzował już naprawdę długo z powodu różnych urazów.
Zdecydowanie lepiej potoczyły się dalsze losy Dossy Juniora i Orlando Sa. Obaj najpierw musieli odcierpieć swoje, aby w końcu znaleźć odpowiednie miejsce. Obaj od czasu odejścia z naszego klubu zmieniali już drużyny dwukrotnie, ale w tym sezonie mogą liczyć na regularne występy. Ten pierwszy zazwyczaj ma pewne miejsce na środku obrony w AEL-u Limassol, natomiast drugi jest podstawowym napastnikiem Standardu Liege. W dodatku w lidze belgijskiej do tej pory uzbierał czternaście bramek, co daje mu trzecią pozycję w klasyfikacji strzelców (brakuje mu sześciu strzelonych goli do prowadzącego Teodorczyka).
Kariery zawodników, którzy opuścili nas w sezonie 2015/16, możemy postrzegać w dość jasnych barwach. Sa i Dossa Junior dają sobie radę, a liga cypryjska i belgijska wcale do najgorszych nie należą. Wszystko układałoby się więc dobrze, gdyby nie kontuzja Michała Żyry. Pozostaje mieć jednak nadzieję, że poradzi sobie z problemami zdrowotnymi i na dłużej wróci na boisko i do dobrej dyspozycji. Na zrobienie przyzwoitej kariery na pewno jeszcze nie jest jeszcze za późno.
O zawodnikach, którzy odeszli na początku, lub w trakcie obecnego sezonu, nie ma jeszcze co pisać. Jest na to za wcześnie. Chociaż już teraz widać piłkarzy na dwóch biegunach – jest Igor Lewczuk, który z miejsca stał się podstawowym zawodnikiem Bordeaux, ale jest i Ondrej Duda, który w Hertha Berlin nie może rozwinąć skrzydeł z powodu trapiących go kontuzji.
Podsumowanie
Do tej pory najlepiej za granicą odnaleźli się piłkarze, którzy postanowili swoich sił spróbować w Rosji. Mowa tutaj oczywiście o Macieju Rybusie i Arturze Jędrzejczyku. Mieli pewne miejsce w składzie swoich drużyn, nie musieli szybko wracać do kraju z podkulonym ogonem, zbierali nowe doświadczenia i osiągali coraz lepszy poziom. O ich obecnych umiejętnościach niech świadczy to, że są stałymi reprezentantami naszego kraju.
Dodatkowo w kadrze są Igor Lewczuk i Bartosz Bereszyński, którzy z Legii odeszli w tym sezonie. O podbojach ligi francuskiej tego pierwszego już pisaliśmy, natomiast Bartek dość szybko dostał szansę pokazania się we włoskiej Sampdorii. W ostatnim czasie znów jednak musi siadać na ławce rezerwowych. Ale liczymy, że jeszcze w tym sezonie wygryzie swojego konkurenta do gry na prawej obronie.
Innym piłkarzom często w grze w nowym klubie przeszkadzają kontuzje. To właśnie urazy zastopowały kariery Marcina Komorowskiego czy Michała Żyry, którzy początkowo dobrze radzili sobie w nowym otoczeniu. Przez kontuzję prawdziwej szansy w nowym zespole nie może dostać Ondrej Duda. No i właśnie to kontuzja spowodowała, że dość szybko z Chin musiał wyprowadzać się Miroslav Radović. Dodatkowo, przez kłopoty zdrowotne pauzować musi Aleksandar Prijović, który jeszcze do niedawna strzelał bramki dla naszego klubu.
Są też oczywiście piłkarze, którzy prawdopodobnie poziomem nie pasowali jeszcze do lepszych lig. Mowa tu o Dominiku Furmanie i Rafale Wolskim, którzy obecnie próbują odbudować się w lidze polskiej, tak samo zresztą jest z Arielem Borysiukiem, który dwa razy podchodził do egzaminu, jakim było zaprezentowanie dobrego poziomu poza Polską. Czy ponowią próby i wskoczą na inny poziom – pokażą kolejne lata.
Mamy też oczywiście melodię przyszłości, jaką jest Krystian Bielik. Już teraz da się usłyszeć, że Arsenal w przyszłości może mieć z niego pociechę, tak jak kiedyś pociechę miał z Łukasza Fabiańkiego.
Legia z każdym sezonie staje się coraz bardziej europejska. Występy w fazie grupowej Ligi Europy to już chleb powszedni, teraz chcemy wskoczyć poziom wyżej i sprawić, aby gra w Lidze Mistrzów nie była tylko jednosezonową przygodą. Mierzenie się z najlepszymi zespołami na kontynencie w ramach rozgrywek Champions League jest nie tylko dobrym strzałem finansowym, jak i marketingowym. To właśnie perspektywa występowania w tych elitarnych rozgrywkach przyciąga do naszego klubu takich piłkarzy jak Odjidja-Ofoe. Co równie ważne walka z topowymi europejskimi zespołami sprawia, że piłkarze grający z „eLką” na piersi nabierają doświadczenia, jakiego nie zapewni im gra w ekstraklasie. A to doświadczenie może zaprocentować w dalszej karierze graczy, którzy odejdą z naszego klubu. W końcu przyjemnie i miło jest śledzić, jak zawodnicy, którzy jeszcze nie tak dawno cieszyli nas swoją grą na Łazienkowskiej, nie przepadli w dobrym, europejskim klubie.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.