News: Bracia Tabiszewscy po dwóch stronach barykady

Bracia Tabiszewscy po dwóch stronach barykady

Piotr Kamieniecki

Źródło: Piłka Nożna

17.03.2016 14:28

(akt. 07.12.2018 16:39)

W sobotę Lech Poznań podejmie na własnym boisku Legię Warszawa. Prestiżowe spotkanie przyciągnie uwagę całej piłkarskiej Polski. Będzie to również spotkanie braci, którzy stoją po dwóch stronach barykady. Maciej Tabiszewski jest lekarzem "Wojskowych", jego brat Wojciech, drugim kierownikiem "Kolejorza". - W pierwszej chwili trochę się martwiłem. Wiadomo - Wiara to Lech. Głos drużyny to głos osób bardzo szanowanych w świecie fanów Kolejorza. Wyprowadzka brata zbiegła się z moją największą aktywnością w drużynie Wiary Lecha, ale... została odebrana pozytywnie. Prosili, aby przekazać gratulacje, że to dobry pracodawca, i życzyli, żeby Maciej miał pełne ręce roboty. Przez lata dużo dałem drużynie, bardzo angażując się w działalność i zapracowałem na pewien szacunek. Nigdy nie usłyszałem złego słowa pod adresem brata i tego, że pracuje w Warszawie. Gdyby ten temat został nagłośniony w negatywnym świetle i Maciej został przedstawiony jako szpieg, pewnie byłaby grupa, która by to podchwyciła

Kibicujesz Legii? 

 

M.: Pracując w tym klubie nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej. Oczywiście, że kibicuję!  Drużyna to nie tylko piłkarze. Trudno byłoby być w środku tego wszystkiego bez emocji. Mam ogromne szczęście, że udało mi się połączyć dwie największe pasje: medycynę i piłkę nożną. Jestem lekarzem, ale to jest sport. 

 

W.: Oferta z Legii była dla Macieja po prostu nie do odrzucenia. Możliwość stworzenia od podstaw pomysłu na funkcjonowanie pionu medycznego, niedawne uruchomienie kliniki Enel-Sport na stadionie, dalsza współpraca z doktorem Jackiem Jaroszewskim... Idealne warunki do rozwoju. W Lechu przecież nigdy nie pracował. Podobnie jak nasz tata, przez lata lekarz ekstra-klasowej jeszcze Olimpii Poznań. 

 

M.: Właśnie przy tacie, jeszcze w Olimpii, zobaczyłem, że można być blisko piłki również jako lekarz. Praca w klubie była jednak małym dodatkiem do jego codziennych zajęć, bo na początku lat 90. poświęcenie się w pełni futbolowi było w medycynie niemożliwe. Na szczęście czasy się zmieniły. Tata jest świetnym ortopedą, ogromnie dużo mnie nauczył i gdyby nie on - nie zostałbym lekarzem. Propozycja pracy w Warszawie to zasługa renomy nazwiska doktora Jacka Jaroszewskiego w środowisku piłkarskim. Zawodowo zawdzięczam mu bardzo dużo. Długo nie traktowałem pracy lekarza w klubie piłkarskim jako ścieżki zawodowej. Dlatego, że takiej w Polsce nie ma, to wąski krąg ludzi i gdyby nie Jacek czy doktor Andrzej Pyda, który zaproponował moją kandydaturę, kiedy potrzebna była pomoc w Groclinie, nie byłbym w tym miejscu, w którym teraz jestem. Przez osiem lat przeszedłem drogę od pracy w Groclinie za pensję, która wystarczała na benzynę na dojazd do Grodziska, do Legii i reprezentacji Polski do lat 21. Warunki, jakie stworzono nam w Warszawie, były niepowtarzalną szansą. Opracowaliśmy plan budowy całego systemu opieki medycznej, od początku wyraźnie było widać, że dla prezesa Bogusława Leśnodorskiego to priorytet. Pierwsza oferta dla Jacka przyszła już po miesiącu pracy prezesa. Pamiętam naszą rozmowę między operacjami z listą wątpliwości, wśród których pojawiła się i ta, że jesteśmy z Poznania. Tłumaczyłem, że tyle czasu pracowaliśmy w Groclinie i powiedziałem, że dla takiej szansy do Warszawy poszedłbym piechotą nawet jutro. 

Panowie zostali również zapytani o Jana Urbana, który w przeszłości pracował w Legii, a teraz prowadzi Lecha Poznań. 

 

W: Super facet. Kiedy pojawiły się informacje, że może pracować w Poznaniu napisałeś mi: zazdroszczę. 

 

M.: Już opowiadałem tę historię. Kiedy trafiłem do Legii, trener Urban powiedział na dzień dobry, że nie był za zmianami w sztabie medycznym. Później podszedł i zapytał żartując: właściwie chłopcze, to ile ty masz lat? To wspaniały człowiek, profesjonalista i kompan. Szybko nawet dla mojego syna został najlepszym kolegą. Nikodem tylko tak go tytułował, czym trener oczywiście się rewanżował. Potem młody nie mógł przeżyć, że nie może po polsku porozmawiać z nowym trenerem.

 

W: Po pierwszej gierce ze sztabem szkoleniowym, podszedł i powiedział: podaj mi nazwisko trenera, który zmarnował twój talent, to go znajdę i pogadam z nim po swojemu. Trudno trenera Urbana nie uwielbiać. W pierwszych dniach w Lechu znalazł czas, żeby obejść każdy dział, przedstawić się, zapytać czym kto się zajmuje. Bije od niego pozytywna energia, czuć ten południowy klimat. Oby został z nami jak najdłużej.

 

Cały tekst można przeczytać na łamach obecnego wydania tygodnika "Piłka Nożna". 

Polecamy

Komentarze (2)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.

Uwaga!

Teraz komentarze są ukryte, aby poprawić komfort korzystania z serwisu Legia.Net. Kliknij przycisk „Zobacz komentarze”, aby je wyświetlić i dołączyć do dyskusji.