News: Alfabet Jacka Magiery

Alfabet Jacka Magiery

Piotr Kamieniecki

Źródło: przegladsportowy.pl, Przegląd Sportowy

22.12.2016 10:00

(akt. 07.12.2018 11:18)

Na łamach czwartkowego wydania "Przeglądu Sportowego" ukazał się ciekawy alfabet Jacka Magiery poruszający sprawy piłkarskie, ale także te prywatne, jak stosunek do alkoholu czy tytuł magistra zdobyty na Wydziale Filologiczno-Historycznym Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie. Poniżej kilka wybranych przez nas "liter", a całość przeczytać można kupując wydanie papierowe lub wchodząc na stronę "przeglądsportowy.pl".

A jak alkohol – nie jest wrogiem picia. Powtarza tylko: „trzeba wiedzieć, kiedy, z kim i w jakich ilościach”. Sam nie pije w Adwencie oraz podczas Wielkiego Postu, poza tym zdecydowanie bardziej woli wino niż coś mocniejszego. Brat, Marek Magiera wspomina, że pierwszy raz pili razem whisky (chivas regal) wiosną 2005 roku. – Trzy dni później Legia ograła na Łazienkowskiej Wisłę 5:1, a Jacek strzelił Radosławowi Majdanowi pięknego gola. Asystę miał Marek Saganowski.

 

F jak faworki – swoje pierwsze w życiu upiekł w wieku ośmiu lat. – Pani Basiu, wczoraj z waszego okna w kuchni buchał czarny dym. Wystraszyłam się, że to pożar – Anna Zych z częstochowskiego, osiedlowego warzywniaka informowała mamę Jacka i Marka o wydarzeniach w domu. Dzień wcześniej na rodzinę Magierów czekały świeżutkie, dopiero co usmażone pyszne faworki. Początkowo wszyscy myśleli, że przyniosła je babcia, szybko okazało się, że samodzielnie zrobił je Jacek. – Do dziś nie wiemy, co mu strzeliło do głowy, ale były smaczne – wspomina Marek. – Gdybym nie był piłkarzem, zostałbym muzykiem albo kucharzem. Uwielbiam piec ciasta – wspominał Jacek.

 

L jak Legia – był jej piłkarzem, trenerem, uczniem, studentem, wychowawcą młodych zawodników, dwa razy zastępował Ireneusza Zawadzkiego w roli kierownika drużyny (za każdym razem robotę tracił trener – najpierw Dariusz Wdowczyk, potem Jan Urban).

 

P jak profesor – kiedyś Magiera odwiedził w Częstochowie przyjaciela, Artura Lampę. Razem grali w piłkę w Rakowie, później Lampa został fizjoterapeutą i rehabilitantem. W szpitalu hutniczym nie mógł sobie dać rady z uciążliwą pacjentką, którą bolało kolano, więc pożyczył Magierze lekarski kitel i powiedział: „Specjalnie do pani wezwałem profesora z Warszawy”. Razem z Jackiem naświetlili kobiecie kolano zwykłą biurową lampką. Po trzech dniach wzruszona pacjentka przyniosła dla profesora z Warszawy bombonierkę – kolano przestało boleć.

 

S jak siwizna – to u Magierów rodzinne. Jacek, choć jeszcze nie skończył czterdziestki, od dawna ma włosy białe jak czarodziej Gandalf z „Władcy Pierścieni”. Brat Marek również jest siwy, tata Tadeusz także. – Z żoną jesteśmy po ślubie 16 lat, znamy się dłużej i ona nie pamięta mojego ojca z ciemnymi włosami. To chyba genetyczne – mówi Marek. Niedawno Jacek zaliczył zabawną wpadkę – w radiowym wywiadzie powiedział mniej więcej tak: „siwe włosy w ogóle mi nie przeszkadzają. Wolę takie niż żadne". Kłopot w tym, że mikrofon trzymał Tomasz Zimoch, który nie imponuje bujną fryzurą. – Tomek zaniemówił, Jacek złapał się za głowę – śmieje się Marek.

Całość przeczytać można tutaj

Polecamy

Komentarze (12)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.

Uwaga!

Teraz komentarze są ukryte, aby poprawić komfort korzystania z serwisu Legia.Net. Kliknij przycisk „Zobacz komentarze”, aby je wyświetlić i dołączyć do dyskusji.