Blog: „Subiektywnie o „wojskowych transferach” Legii” cz. 2/2
07.01.2025 13:30
Dla przypomnienia część pierwsza skupiała się na omawianiu obowiązujących ówcześnie przepisów. Aby wybrzmiało to lepiej napiszę raz jeszcze. Zakończenie służby wojskowej oznaczało automatycznie utratę praw do zawodnika przez klub wojskowy, natomiast, gdy odmawiał on powrotu do klubu macierzystego, klub wnioskował do PZPN-u o jego dyskwalifikację przez co nie mógł on brać udziału w rozgrywkach przez okres jednego roku. Kara taka spotkała chociażby Bernarda Blauta, który nie miał zamiaru wracać do Opola, został obłożony karencją i armia nie miała tutaj żadnego pola manewru. Jak dowiadujemy się ze słynnej biografii Kazimierza Deyny autorstwa Stefana Szczepłka, aby uzyskać zwolnienie, Legia za "Kakę" musiała wypłacić ŁKS-owi pieniądze - tzw. minimum za wyszkolenie plus kwotę ekstra w takiej wysokości, jaką życzył sobie ŁKS. W przypadku Roberta Gadochy było tak samo, Garbarnia Kraków zarobiła na tym transferze, a także dostała swoją „dolę” przy jego sprzedaniu do FC Nantes.
Czy inni byli wobec Legii bezbronni?
Jak widzimy na zawodniku ściągniętym przez Legię pozostałe kluby sportowe mogły zarobić. Jednak czy to koniec ich praw w "nierównej" walce z Legią? Czy naprawdę wobec Legii inni byli w tej materii kompletnie bezsilni? Przecież od wojska można było się „wymigać” różnymi sposobami, można było iść na studia albo przedstawić dowód, że jest się jedynym żywicielem rodziny. W tym miejscu przejdźmy do głośnej afery dot. Andrzeja Szarmacha. Zawodnik ten w 1971r. został piłkarzem Arki Gdynia i dosyć szybko zdobył tytuł króla strzelców. W tamtym czasie takie istotne fakty nie mogły ujść uwadze piłkarskiej elity i dlatego Szarmacha szybko odwiedził działacz Górnika Zabrze, który za plecami gdyńskiego klubu proponował grę w jego zespole. Cała konwersacja miała miejsce w taksówce, prowadzonej przez kibica Arki, więc wieść gminna szybko się rozeszła i w mediach wybuchła afera. Przedstawiciele Arki wykorzystali swoje kontakty w jednostce okrętów podwodnych w Ustce i w ten sposób załatwili mu nietypową służbę wojskową, gdzie zamiast dla klubu marynarki wojennej WKS Floty Gdynia, grać miał dla Arki. Dla działaczy Legii odbywanie służby wojskowej w innym klubie niż wojskowy było pogwałceniem przepisów, więc szybko wysłali za Szarmachem funkcjonariuszy WSW, którzy zawitali do domu Szarmachów z biletem do jednostki w Warszawie. Przytomną reakcją wykazał się brat Szarmacha, który w odpowiednich momencie ostrzegł Andrzeja wracającego ze zgrupowania z NRD i wywiózł go do Katowic. Tam zgłosił się do Górnika, który w przeciągu tygodnia ogarnął wszystkie formalności i w ten sposób, w książeczce wojskowej Szarmacha pojawił się zapis: „odroczony z tytułu wykonywanej pracy”. Arka Gdynia oczywiście nie zamierzała odpuścić i domagała się rocznej dyskwalifikacji, jednak w ostateczności nic nie mogła zrobić. Szarmach oficjalnie był fikcyjnym pracownikiem w kopalni Knurów. Uważnemu czytelnikowi w tym miejscu nasunie odpowiedź na pytanie zadane we wprowadzeniu do pierwszej części. Kluby górnicze bez problemu załatwiały swoim młodym zawodnikom odroczenie służby wojskowej m.in. poprzez nadanie statusu górnika dołowego. Kluby milicyjne wysyłały graczy w wieku poborowym do służby w ZOMO, gdzie taki młodzieniec odbywał zastępczą służbę wojskową. Kluby kolejowe z kolei miały dla swoich młodych zastępczą służbę w SOK, która także zwalniała z zasadniczej służby wojskowej. Kluby z racji swojej przynależności miały, jak się bronić przed klubami wojskowymi.
Kaperowanie przez kluby cywilne
W czasach PRL-u rynek transferowy przypominał załatwianie mafijnych interesów. Rozmowy najczęściej odbywały się „po kryjomu”, kluby wówczas nie dochodziły ze sobą do porozumienia, tak jak ma to miejsce obecnie. Kaperowanie było zjawiskiem powszechnym i dotyczyło praktycznie każdego klubu sportowego działającego w tamtym czasie. Wcześniej wspominałem o nieuczciwych praktykach Pogoni Szczecin, Górnika Zabrze czy Arki Gdynia. Teraz kilka zarzutów pod adresem paru klubów, które dzisiaj chcą uchodzić za nieskazitelne:
Cracovia Kraków, „Przegląd Sportowy”, 1958, nr 201:
„Dzisiaj Cracovia względnie jej nieoficjalni emisariusze stoją pod zarzutem poważnego pogwałcenia moralności sportowej. Jutro z takim samym oskarżeniem występuje ta sama Cracovia wobec "kaprów" z innych klubów. Jak praktyka wykazuje największe larum podnoszą przeważnie te kluby, którym cichaczem udało się ściągać pod swoje sztandary paru zawodników. Prędko zapomina wół jak cielęciem był (przepraszam za określenie, bardzo jednak pasujące). Prezesi klubów I i II ligi zawierają dżentelmeńskie umowy o "nieagresji", które łamane są już w chwili ich zawierania.”
Czyli jak to zwykle bywa, najgłośniej o łapaniu złodzieja krzyczy sam złodziej.
Ruch Chorzów, „Życie Bytomskie” z 1960, nr 50, artykuł pt. „Emisariusze Ruchu chodzą za Willimem:
„Nasze czołowe kluby I ligi za braku własnego narybku chętnie korzystają z owoców obcej pracy, kaperując co lepszych i utalentowanych zawodników do swoich sekcji piłki nożnej. Ostatnio obiektem zainteresowań stał młody piłkarz Szombierek najlepszy strzelec III ligi Willim i to ze strony mistrza Polski Chorzowskiego "Ruchu". Emisariusze "Ruchu" kilkakrotnie szukali Willima na boisku, jednak bez skutku, ale zdobyli w międzyczasie adres tego piłkarza i udali się na bezpośrednie pertraktacje do jego matki. Kiedy uzyskali podpis młodego piłkarza, że pragnie występować w drużynie mistrza Polski, Ruch zwrócił się bezpośrednio do Zarządu Szombierek o udzielenie temu zawodnikowi zwolnienia w ramach zarządzenia PZPN-u o umożliwieniu utalentowanym zawodnikom przejścia do klubów I ligowych.
Zarząd Ruchu zapomniał jednak, że zarządzenie to mówi wyraźnie o tych piłkarzach, którzy w macierzystych klubach nie mają odpowiednich warunków do szkolenia, zaś w Szombierkach rzecz ma się odwrotnie na odcinku szkoleniowym. Zarówno rezerwa Szombierek jak i przede wszystkim juniorzy otoczeni są o wiele lepszą opieką aniżeli zawodnicy tej samej kategorii chorzowskiego "Ruchu". W każdym razie Zarząd Szombierek sprzeciwia się kategorycznie zakusom "Ruchu" i zwolnienia Willimowi nie chce udzielić.”
Z tego fragmentu dowiadujemy się o obowiązującym przepisie „antykaperowniczym”. Zawodnika można było zwolnić jedynie wtedy, jeżeli nie miał on odpowiednich warunków do gry. Zważywszy na to, jak wielu zawodników w tamtym czasie zmieniło swoje barwy klubowe, należy przypuszczać, że przepis był po prostu martwy.
Stal Rzeszów, „Życie Bytomskie”, 1957, nr 3, artykuł „Kaperownnicy na trybunach”
I w tym roku kaperownicy zarzucili sieć, aby dla swoich zespołów złowić, jeśli już nie kadrowiczów, to przynajmniej kilku juniorów dla wzmocnienia swych drużyn. Do tego pokroju ludzi należą między innymi "działacze" Stali Rzeszów. Dotychczas zdołali oni skaperować 3 młodych juniorów, a mianowicie bramkarza Piotrowskiego, obrońcę Janiaka i skrzydłowego Grabowskiego.
Skaperowani zawodnicy otrzymali zaświadczenie pacy z myślą, aby mogli je przedłożyć w bytomskiej Polonii dla uzyskania zwolnienia z sekcji piłki nożnej.
Stal Rzeszów obiecuje, że zawodnicy wyuczą się doskonałego zawodu. My jednak wiemy, że również w Bytomiu mogliby ci młodzi chłopcy zdobyć nie mniej atrakcyjny zawód, aniżeli w Rzeszowie.
Kierownictwo Polonii Bytom odmówiło udzielenia zwolnienia sekcji piłki nożnej juniorom powiadamiając o całej "aferze" GKKF. My uważamy, że decyzja kierownictwa była słuszna. Należy bezlitośnie pędzić z Bytomia tego rodzaju pseudo działaczy, którzy przynoszą jedynie szkodę naszemu sportowi.
Polonia Warszawa, Życie Warszawy, 1949, nr 289, w artykule „komisja WOZPN działa’:
„W dniu wczorajszym komisja WOZPN zdecydowała się przesłuchać dalszych obwinionych w sprawie przejścia juniorów z reprezentacji Warszawy do Polonii. Przesłuchanie wyznaczone na godzinę 17.30 rozpoczęło się dopiero o godz. 18 wobec spóźnienia się komisji. Trwało ono dość długo.
Wydaje się, że sprawa nareszcie przejdzie do PZPN, który prawdopodobnie będzie musiał przeprowadzić powtórnie dochodzenie, zgodnie z przepisami po którym dopiero można będzie wydać wyrok.”
Poza tym Polonia tuż po zakończeniu II Wojny Światowej miała świetne warunki do skaperowania całej odradzającej się drużyny Warszawianki. Milicjant Zenon Pieniążek rozpoczął odbudowywanie piłkarskiej Polonii pod auspicjami komendy MO na Targówku. Pułkownik Józef Konarzewski okazał się hojnym sponsorem i Polonia w przeciwieństwie do innych klubów nie miała problemów z załatwianiem sobie piłek czy strojów, milicjanci pomogli też przygotować do gry boisko. W przypadku Warszawianki nie wyglądało to już tak różowo. Rzeczpospolita 1945, nr 319, w artykule „Piłkarze Warszawianki wstępują do Polonii”:
„Koło historii, zatrzymane na pewien czas, rozpoczyna niekiedy swój kurs. — w odwrotnym kierunku. 25 lat temu grupa młodych piłkarzy K.S. Polonia wystąpiła z tego klubu, zakładając własny, p.n. K.S. Warszawianka. Obydwa kluby istniały do wojny, a pod okupacją uczestniczyły w konspiracyjnych mistrzostwach Warszawy.
Po wypędzeniu z kraju Niemców piłkarze Polonii znaleźli czasowo opiekę w Milicji Obywatelskiej i dzięki temu doczekali chwili, gdy starzy działacze klubowi powołali znów K. S. Polonia do życia.
Drużynie Warszawianki (trudno mówić o istnieniu klubu) nie powiodło się tak dobrze. Pozbawiona oparcia o dawnych członków nie umiała się zorganizować i obecnie, po niepowodzeniach w rozgrywkach o wejście do kl. A., postanowiła — prawie w komplecie — wstąpić do Polonii
U progu swej nowej działalności klub „czarnych koszul“ otrzyma więc poważny zastrzyk świeżych sił, będących jakby rekompensatą za kryzys z roku 1920-go. Cały sekret teraz w tym, aby Polonia umiała właściwie pokierować „eksploatacją“ nowego materiału piłkarskiego.”
Cała opisana w artykule akcja w historiografii Warszawianki nosi miano „zemsty Tatarów”. Jeżeli ktoś się nie orientuje, to tak jak wspomniano, Warszawiaka powstała na gruncie buntu, jaki wzniecili juniorzy Polonii za niedopuszczanie ich do gry. Wszyscy ludzie związani z Polonią byli przez nich pogardliwie nazywani mianem „Tatarzy”.
To, dlaczego w Polonii wyszło to o wiele lepiej wyjaśnia Rzeczpospolita, 1945, nr 229 artykuł: „1915-1945 K.S. Polonia wznawia działalność”:
„Drużyna piłkarzy „Polonii” zdobyła dwukrotnie mistrzostwo stolicy. Niestety, straciła lokal i wszystkie pamiątkowe zbiory, które rozgrabili Niemcy. Gdy nadszedł dzień oswobodzenia kraju, drużyna ta, nie mając możności samodzielnego istnienia, znalazła się w trudnej sytuacji. Wówczas to, dzięki poparciu pułkownika Konarzewskiego, komendanta M.O. m.st. Warszawy, w której szeregach znalazła się większość graczy, drużyna, dodając do starej nazwy "Polonia" — milicyjne inicjały M.K.S. — mogła zachować dotychczasową samodzielność.
Obecnie, po porozumieniu się z licznym gronem dawnych członków klubu, piłkarze postanowili dać inicjatywę do reaktywacji działalności K.S. "Polonia” na podstawie haseł jego założycieli: sport demokratyczny, dla zdrowia i urabiania charakterów!
Stanowisko takie akceptował dotychczasowy opiekun drużyny płk. Konarzewski, deklarując pomoc w przyszłych pracach klubu, który niebawem przypomni Warszawie o swym istnieniu nie tylko na boisku piłkarskim.”
Czyli tak w telegraficznym skrócie, współpraca piłkarzy KSP z milicją zakończyła się z racji konieczności odbudowania klubu na poziomie wielosekcyjnym, co stało się możliwe dzięki porozumieniu z innymi, dawnymi członkami klubu. Pułkownik Konarzewski nie ma z tym problemu i obiecuje dalsze wsparcie dla klubu. Jak ma się do tego popularna opowieść o toczonej przez polonistów walce o zrzucenie milicyjnego jarzma? Pytanie retoryczne, nie oczekuję odpowiedzi.
Wisła Kraków, Tempo,1990, nr 91:
„8. I. 1968 r. Kazimierz Kmiecik pisze do KOZPN i do Cracovii: "Zawiadamiam uprzejmie, że wycofałem swoją prośbę o zwolnienie z sekcji piłki nożnej SKS Cracovia i pragnę nadal uprawiać tą dyscyplinę sportu w macierzystym klubie".
Młody chłopak chce nadal grać ze swoimi kolegami. Tydzień później jednak matka informuje Cracovię:
"Zawiadamiam, że syn mój Kazimierz wbrew mojej woli i swemu postanowieniu, tak jak mi oświadczył, został zmuszony do wyjazdu na obóz GTS Wisła w dniu 14. I. 1968 r.".
Równocześnie KOZPN, w którym Wisła miała najmocniejsze wpływy mocno naciskała, by Cracovia przekazała skreślenie Kmiecika z listy członków klubu. Jeden z upartych trenerów Cracovii pojechał interweniować w Warszawie, ale tam usłyszał: - Macie rację, ale z Wisłą nie wygracie. I nie wygrali.
Także sprawa przejścia Ryszarda Sarnata do Wisły oburzyła wielu kibiców Cracovii. Naciski, aby grał we Wiśle były z wielu stron i Cracovia widząc beznadziejność sytuacji skłonna była ustąpić, ale nie za darmo. W pertraktacjach ustalili, że za Sarnata Cracovia otrzyma kończącego karierę Kawulę i Polaka (na pół roku - potem miał jechać do USA) oraz Sputę. Ponieważ rozgrywki I Iigi (Wisła) rozpoczynały się tydzień wcześniej niż II liga (Cracovia) gwardyjscy działacze nalegali, by Cracovia podpisała Sarnatowi zwolnienie jeszcze przed pierwszym meczem w ekstraklasie, obiecując że w następnym tygodniu ureguluje sprawę swoich trzech piłkarzy. Ale gdy Sarnata mieli w rękach zapomnieli o swoich obietnicach...”
Czyli co? Wymuszali na innych klubach podpisanie zwolnienia? Nie wiem, czy nawet na Legię tego typu kwity w ogóle istnieją.
Słynna Oprawa Lecha
W kwietniu 2004 r. ultrasi Lecha na meczu z Legią prezentują oprawę, na którą składa się sektorówka przedstawiająca taśmę filmową, a na niej tekst: "VII. Nie kradnij", a poniżej krótka lista piłkarzy, których Legia rzekomo ukradła Lechowi. Może przyjrzyjmy się każdemu z ich po kolei:
- Henryk Skromny, ur. 1926, wychowanek dzikiej drużyny na Łazarzu podczas okupacji, potem piłkarz Lecha 1945-46, następnie piłkarz Legii (1946-50), potem trafia do Polonii Bytom i gra w niej do 1956r., wraca do Lecha w roku 1957;
- Florian Wojciechowski, ur. 1927, wychowanek Lecha (1945-50), potem trafia do Legii (1950-51), w 1952 r. następnie przesunięty do Zawiszy celem dokończenia służby wojskowej, wraca do Lecha jeszcze w tym samym roku;
- Władysław Sobkowiak, ur. 1929, wychowanek Lecha (1945-51), trafia do Legii na służbę na lata 1951-52, wraca do Lecha w roku 1953;
- Janusz Gogolewski, ur. 1931, wychowanek Lecha (1945-52), zostaje powołany do służby wojskowej przez Śląsk Wrocław, potem trafia do Legii (1953-54) od 1954 z powrotem gracz Lecha;
- Jerzy Szczeszak, ur. 1954 r., wychowanek Warty Poznań (1963-74), trafia później do Lecha zaledwie na jeden rok (1974-75), potem zostaje na rok zdyskwalifikowany, wojsko odrabia w Legii przez jeden sezon (1976-77) ponieważ ma ciężki charakter zostaje przesunięty do Zawiszy celem dokończenia służy i zostaje tam na dłużej;
- Andrzej Grześkowiak, ur. 1955, wychowanek Olimpii Poznań (1970-75), potem Lech (1975-77), trafia do wojska do Legii (1977-78), wraca do Lecha w 1978 r.;
- Mirosław Okoński, ur. 1958, wychowanek Gwardii Koszalin (1969-77), potem Lech (1977-80), na służbie wojskowej w Legii (1980-82), bohater słynnego finału PP z 1980 r. w Częstochowie, na początku bronił się przed wojskiem i grą w Legii jak mógł, przedstawiał papiery dowodzące, że jest jedynym żywicielem rodziny, potem stwierdził, że lepiej samemu się zgłosić, bo i tak go dopadną. W Poznaniu chodziły wtedy miejskie legendy, że włodarze Legii wywieźli go w bagażniku auta pod osłoną nocy. Po częstochowskim finale PP wybijali mu okna w mieszkaniu. W książce Grzegorza Majchrzaka „Tajna historia futbolu” zamieszczono jego słynny cytat: „Po paru latach zrozumiałem, że była to bardzo mądra decyzja. Przecież taki Jurek Wijas, który bronił się rękami i nogami przed wcieleniem do armii, w końcu wylądował w jakieś dziurze i zamiast po boisku, biegał po poligonie”. Wrócił do Lecha w 1982 r.;
- Jarosław Araszkiewicz, ur. 1965, wychowanek Sokoła Duszniki, potem Lech (1980-85), potem na służbie wojskowej w Legii (1985-87), w roku 1987 wraca do Lecha.
Czyli po krótkiej analizie tej listy „skradzionych i zmarnowanych talentów” dochodzimy do wniosku, że do Lecha nie wrócił zaledwie jeden zawodnik, w dodatku o wyjątkowo nieprzyjemnym charakterze, którego Legia i tak nie chciała. Żaden z nich nie spędził w Legii więcej niż dwóch sezonów. Tak, wasze krzywdy są nieocenione drodzy koledzy z Poznania, nic dziwnego, że jesteście wychowani w nienawiści do tej drużyny.
Końcowe wnioski i uwagi:
- Obowiązek zasadniczej służby wojskowej dotyczył każdego obywatela, niezależnie od tego, czy był sportowcem czy nie. Sportowcy byli w korzystniejszym położeniu, bo system dawał im możliwość odbycia służby wojskowej w łagodniejszych warunkach. Co niby dla takiego piłkarza było lepsze? Pójście drogą Jerzego Wijasa i spędzenie służby wojskowej na bieganiu przez 2 lata po poligonie, ścieleniu łóżka w kostkę i zaliczenie w ten sposób sportowego regresu? Inna sprawa, że Wijas gdyby trafił do Widzewa pół roku później, to jako gracz GKS-u Katowice i pracownik kopalni „Staszic” miałby wojsko z głowy. Warto wspomnieć przypadek Bernarda Blauta, który pomimo, że był piłkarzem, to służbę wojskową odrabiał początkowo w jednostce wojskowej w Zgorzelcu. Dopiero jego kuzynka napisała na adres Legii list, w którym wskazała, że w wojsku właśnie marnuje się niezły talent piłkarski. Może to nieprawdopodobne, ale dopiero po tym liście „Długopis” trafił na Łazienkowską;
- Tzw. "wojskowe transfery” były ściśle uregulowane przepisami, a kluby wojskowe były pod dużą presją medialną. Nadto jeżeli kluby cywilne pilnowały swoich spraw, to miały skuteczne narzędzie na wyreklamowanie młodych poborowych z wojska. Możliwości było wiele;
- Kaperowanie było zjawiskiem powszechnym i tak naprawdę mało jest dzisiaj klubów, którym nie można nic zarzucić. Po prostu takie to były czasy. Owszem Legia z racji przydziału resortowego miała w rękach narzędzie, który ten proceder znacznie ułatwiał, jednak było to rozwiązanie jedynie krótkoterminowe, nie dające długofalowych rezultatów. Przykładając na język współczesny, Legia miała prawo wypożyczyć kopacza na dwa sezony, jeżeli był w wieku poborowym, jeżeli jego macierzysty klub nie robił problemów i jeżeli sam tego w ogóle chciał. Inne kluby też miały profity z racji swoich przydziałów. Wiadomo, że gospodarka PRL-u opierała się na węglu, w związku z powyższym nie trudno się domyślić, że kluby górnicze nie narzekały na pustki w klubowej kasie. Mieli oni fundusze na wypłatę wysokich premii dla zawodników (najlepiej opłacani były zawodnicy Zagłębie Sosnowiec), a Górnika Zabrze stać było nawet na opłacanie swoim zawodników pełnego wyżywienia. W kaperowaniu też mieli silne argumenty – fikcyjne etaty górnicze, mieszkania, samochody, natomiast w Legii godziwe premie i własne mieszkanie dostawali jedynie zawodnicy w stopniu oficerskim. Wspomina o tym. ŚP Lucjan Brychczy w swoim wywiadzie-rzeka udzielonym ŚP Wiktorowi Bołbie. Kluby kolejowe z kolei podróżowały na mecze wyjazdowe za darmo, na koszt podatnika, podczas gdy dla innych klubów organizowanie podróży na mecze wyjazdowe stanowiło poważne obciążenie dla klubowego budżetu. Każdy miał jakieś przywileje i nikt nie omieszkał się z nich nie korzystać;
- W atmosferze, kiedy wszyscy wokół ciebie kombinują na potęgę i naginają zasady, jak tylko mogą, to owszem możesz pozostać moralną dziewicą, ale potem swoje pretensje, że zostałeś na końcu możesz mieć tylko do siebie. Tak właśnie było na ówczesnym rynku transferowym;
- „Wojskowe transfery” skończyły się wraz z uchwaleniem przez Sejm ustawy o zawodostwie w sporcie polskim. Ostatnim zawodnikiem Legii sprowadzonym w ten sposób był Roman Kosecki;
- Wątpię czy ktokolwiek z kibiców Legii jest dumny z „wojskowych transferów”, każdy wolałby, aby w klubie grali wychowankowie, związani emocjonalnie z klubem, a nie przybysze ze wszystkich zakątków kraju, którzy przyjechali jedynie odsłużyć, a przy okazji zaznać wielkomiejskiego stylu życia;
- Wszelkie swoje urazy, żale i lamenty proszę kierować do uczestników konferencji jałtańskiej, którzy wepchnęli nas w radzieckie ręce, które to z kolei narzuciły nam swój model uprawiania sportu;
- „No tak, wszyscy to robili, ale nikt nie robił tego w takim stopniu co Legia i w jeszcze w tak bezczelny sposób” – zastanów się czy aby na pewno i dopiero po dokładnym przebadaniu tego tematu będziesz mógł to stwierdzić z absolutną pewnością.
To tyle, co mam na te temat do powiedzenia. Zdaję sobie sprawę, że nie wyczerpałem tematu nawet w połowie, ale peerelowska karuzela transferowa to jest materiał na grubą książkę, a nie krótki artykuł. Jeżeli chciałbyś tę tematykę pociągnąć dalej, to możesz śmiało skorzystać z moich materiałów. Nie mam z tym żadnego problemu.
Bibliografia:
Publikacje książkowe:
- Grzegorz Majchrzak, "Tajna historia futbolu. Służby, afery i skandale";
- Stefan Szczepłek,”Deyna, Legia i tamte czasy”
- Andrzej Gowarzewski, Encyklopedia FUJI, „Legia najlepsza jest. Prawie 100 lat prawdziwej historii”;
- Andrzej Gowarzewski, Encyklopedia FUJI, „Lech Poznań. 80 lat i jeden dzień prawdziwej historii”;
- Stanisław Mielech, „Sportowe Sprawy i sprawki’
- Legia 1916-1966, historia, wspomnienia, fakty;
- Lucjan Brychczy, Grzegorz Kalinowski, Wiktor Bołba, „Kici. Lucjan Brychczy – Legenda Legii Warszawa”;
Materiały prasowe:
- Przegląd Sportowy;
- Sport;
- Rzeczpospolita;
- Życie Warszawy;
- Tempo;
- Życie Bytomskie;
- K.S. Pogoń : miesięczny biuletyn sportowy;
- Echo Krakowa;
Strony internetowe:
- gornikzabrze.pl;
- wikipasy.pl
- wikipolonia.pl
- legia.warszawa.pl/
Besnik(L)
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.