
Bartłomiej Smolarczyk: Musimy wygrać z Legią
26.07.2025 14:00
(akt. 26.07.2025 14:08)
– Początki piłkarskie? Nie była to Escola Varsovia, tylko szkółka Barcelony. Okazał się to na tyle prestiżowy klub dla wszystkich dzieciaków, że mimo iż Legia – największa w Polsce – była dostępna, to dużo chłopaków poleciało na marketing związany z Blaugraną. Byłem jedną z tych osób. Potem powstała Escola, która grała w Centralnej Lidze Juniorów.
– Pamiętam, że Legia z mojego rocznika (2003 – red.) była bardzo mocna, miała kilku zawodników, którzy regularnie jeździli na reprezentacje Polski, kadry Mazowsza. Wtedy nie byłem jednym z mocniejszych w roczniku – postawiłem na trening bardziej zindywidualizowany, niż na to, by trafić do Legii tylko ze względu na to, że to Legia.
– Moja rodzina jest związana z Legią. Moi bracia i kuzyni to jej kibice, ja zresztą – poza niedzielnym meczem – też wspieram Wojskowych, bo jestem warszawiakiem. Mimo tego, nigdy nie byłem na tyle blisko klubu z Łazienkowskiej – szczególnie pierwszej drużyny – bym się o tym dowiedział. Może kiedyś był jakiś temat, może agenci wiedzą coś więcej. Liczę, że któregoś dnia będzie mi dane zagrać w Legii i dopiąć – swego rodzaju – historię.
Mówisz, że kibicujesz Legii. Zakładam, że chodziłeś na jej mecze.
– Tak. Jak mieszkałem w Warszawie na stałe i występowałem w Escoli, a także chwilowo w IV-ligowej Ząbkovii Ząbki, to zdarzało mi się chodzić na Legię, szczególnie w młodszych latach. Tata czy wujek z braćmi zabierali mnie na Łazienkowską, by podtrzymywać tradycję. Przez to, że graliśmy i gramy w piłkę, fajnie było widzieć zawodników, uczyć się od nich i zobaczyć, jak to jest na najwyższym poziomie.
Pamiętasz jakieś konkretne mecze?
– Szczerze mówiąc, było to tak dawno temu, że trudno sobie przypomnieć konkretne występy. Jedno ze spotkań mocno zapadło mi w pamięć, ale wtedy przy Łazienkowskiej nie grała Legia, tylko reprezentacja.
Wspomniałeś, że twoja rodzina jest związana z Legią. Twój tata, Maciej, to jej wychowanek i kilkuletni piłkarz rezerw. Sporo rozmawiacie o piłce i stołecznym klubie?
– Bardzo dużo gadamy o futbolu. Oprócz relacji ojciec – syn, traktuję mojego tatę jako analityka, który może nie z zawodu, ale poniekąd jest moim trenerem. Możemy wymieniać się zdaniami w inny sposób niż szkoleniowiec – zawodnik. To pomocne. Jeśli chodzi o Legię, to kilka razy, jak nie kilkanaście czy kilkadziesiąt rozmawialiśmy o tym, jak to było, jak to wyglądało.
Wiadomo, wtedy były inne czasy – jeśli nie byłeś zawodnikiem pierwszej drużyny Wojskowych, to pieniądze z piłki nie były aż tak duże jak teraz, gdy można się dobrze utrzymać poprzez występy w rezerwach, czy w I lub II lidze. Wcześniej tak nie było. Między innymi przez to, bodajże po ukończeniu 22. roku, mój tata zawiesił buty na kołku.
Wujek, który jest jego bratem, zadebiutował w pierwszym zespole Legii, w meczu ligowym z Zagłębiem Lubin. Ma trochę więcej historii dotyczących jedynki, jest też trochę starszy, ale on i tata zakończyli granie w piłkę w podobnym okresie.
Pamiętasz jakieś historie wujka?
– Powiedział mi, że w pierwszym spotkaniu w pierwszym zespole Legii – albo nieoficjalnym, albo oficjalnym – mimo złej pogody i tego, że był najmłodszym zawodnikiem, wyszedł na mecz w halówkach albo turfach. Zawsze powtarza mi, że ja – szczególnie jako obrońca – powinienem dobierać obuwie z tzw. zapasem, by się nie ślizgać. Wujek zrobił to inaczej i chyba przez to miał też potem lekki problem u trenera. Pamiętam tę historię, trochę się pośmialiśmy. Trudno podać mi szczegóły, bo rozmów było sporo, w dodatku miały miejsce jakiś czas temu.
Wujek czy tata nie popychali cię w przeszłości w kierunku Legii?
– Jak grałem w Escoli, to okazał się to na tyle owocny czas, że pozostanie w niej było dobrym wyborem. Zbytnio nie mieszaliśmy się w aspekty zmiany klubu, byłem też za młody – nie patrzyliśmy na nazwę, tylko na to, gdzie najlepiej się czułem. Wiadomo, teraz mam już na koncie mecze w Ekstraklasie, a spotkanie przy Łazienkowskiej, z minionego sezonu, było jednym z pierwszych na tym poziomie. To sprawia, że za każdym razem, jak rozmawiamy z braćmi, tatą czy wujkiem, to mówią: "za jakiś czas widzimy cię w Legii".
Tyczy się to też moich znajomych – większość z nich jest z Warszawy i kibicuje Wojskowym. Zawsze mówią, że mój powrót do Polski był jak najbardziej OK, ale śmieją się, że trafiłem nie do tego zespołu. Legia to cały czas najlepszy klub w Polsce, z największymi ambicjami – trudno byłoby mi przejść do niej bezpośrednio z holenderskiej II ligi. Poza tym, w Kielcach także czuję się dobrze. Wiadomo, że któregoś dnia chciałbym zrobić krok w kierunku Łazienkowskiej, ale na tę chwilę trzeba jeść małą łyżeczką.
Jak wspominasz mecz na Legii z sezonu 2024/25?
– Bardzo dobrze. Jak wspomniałem, chodziłem wcześniej na Legię i oglądałem piłkarzy, ich grę. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że kiedyś będę mógł wyjść na to boisko przy tak licznej publiczności i robić to, co kocham.
Nie pamiętam przebiegu spotkania – kojarzę dwie czy trzy sytuacje, które zagrażały naszej bramce. Wtedy włącza się czerwony przycisk i obrońca zaczyna "żyć". Atmosfera na trybunach? Pamiętam tylko to, co działo się na początku, przed i po rywalizacji – w trakcie gry odcinam się od tego. Jeśli chodzi o to spotkanie, to był to chyba najbardziej wartościowy moment mojej przygody z piłką.
Wcześniej chodziłeś na Legię. Teraz zdarza ci się oglądać jej mecze przed telewizorem?
– Tak. Oglądam praktycznie każdy mecz Legii, jeśli mogę i nie koliduje on z moimi występami – zarówno w Koronie, jak i wcześniej, w Dordrechcie. Wiadomo, nie zawsze jest okazja, bo prowadzę też życie poza piłką, ale obserwuję większość spotkań Wojskowych, szczególnie w europejskich pucharach. W czwartek śledziłem rywalizację warszawiaków z Banikiem w Ostrawie. Jestem na bieżąco.
Czego się spodziewasz po Legii w niedzielę?
– Na tę chwilę Legia rozegrała cztery mecze w tym sezonie. Wydaje mi się, że jest dużo bardziej dojrzała. Wiadomo, wzmocnienia dochodzą, ale czołowe nazwiska cały czas są przy Łazienkowskiej. W niedzielę spodziewam się bardzo trudnego spotkania. Warszawiacy dojrzeli też do tego, że nawet jeśli nie grają najlepiej, to potrafią wygrywać. To powinno wyróżniać drużyny, które występują na kilku frontach.
My, jako Korona, też musimy dobrze się zaprezentować i zwyciężyć. Za nami inauguracyjna wpadka, przeciwko Wiśle Płock. Mecz nie ułożył się dla nas dobrze. W 3. minucie dostaliśmy czerwoną kartkę, a tuż po przerwie drugą. To dwa momenty, które ustawiły spotkanie. Jeśli wychodzisz naładowany na początek pierwszej i drugiej połowy, czujesz chęć pokazania się z jak najlepszej strony, ale otrzymujesz dwa przysłowiowe gongi, to jest to bardzo trudne mentalnie.
Nastawiam się na bardzo wymagający mecz. Legia będzie chciała wykorzystać każdy nasz błąd w defensywie, ale wiemy też, że jesteśmy w stanie jej zagrozić naszymi atutami. Mam nadzieję, że będzie to dobre spotkanie. Jaki będzie wynik? Okaże się po końcowym gwizdku.
Jest jakiś piłkarz Legii, który robi na tobie wrażenie?
– Szczerze mówiąc, nie mam jednego konkretnego zawodnika. Bardzo podoba mi się Migouel Alfarela, który niedawno wrócił do Legii z wypożyczenia. Czuć od niego świeżość. By osiągnąć odpowiedni wynik, dobrze musi wyglądać cały zespół, czyli skład wyjściowy i zmiennicy.
Jako obrońca, zwracam uwagę na ofensywnych zawodników – zarówno pod kątem analizy, jak i oglądania meczu z perspektywy widza. Nie będę wymieniał pojedynczych nazwisk, bo w Legii nie ma jednego jasnego punktu. Cały stołeczny zespół jest po prostu mocny.
Obejrzałeś mecz z Wisłą Płock z ławki. Liczysz, że trener trochę pozmienia w składzie i zagrasz z Legią?
– Liczę, że zagram. Głupio by było, jakbym powiedział, że nie, mając na uwadze, że mocno trenuję i staram się pokazać z jak najlepszej strony. Wierzę, że w niedzielę wystąpię – byłaby to kolejna szansa, by się zaprezentować i wygrać.
Czy czuję podekscytowanie najbliższym spotkaniem? Tak. Staram się podobnie podchodzić do każdego meczu, ale jeśli czeka mnie rywalizacja z klubem, który był wokół mnie przez dłuższy czas, to jest dodatkowa motywacja. Jak gra się z Legią, to zawsze każdy jest bardziej zmobilizowany.
Jako Korona, jak najlepiej przygotowujemy się do najbliższego meczu. Musimy wygrać, potem będzie już tylko trudniej. Zobaczymy, jak wyjdzie w praniu.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.